Wigura swoją książką o genealogii współczesnego myślenia o emocjach zaprasza do rozmowy, w której mogą wziąć udział nie tylko specjaliści. Ostatecznie, chodzi przecież o rozmowę na temat roli i znaczenia emocji w życiu społeczeństw i jednostek; w codziennym życiu każdego z nas.
„Serce nie sługa, nie zna, co to pany” – jedyne bodaj zdanie, jakie pozostało z twórczości dawno zapomnianego polskiego dramatopisarza, powtarzamy dzisiaj niedbale, bez głębszego namysłu nad paradoksami, jakie są w nim utajone. Na okładce nowej książki Karoliny Wigury „Wynalazek nowoczesnego serca. Filozoficzne źródła współczesnego myślenia o emocjach” wzrok przyciąga niepokojący emblemat – serce uchwycone ludzką ręką zbrojną w żelazne obcęgi albo szczypce. „Serce do niczego (dobrego) nie posłuży, jak się nad nim nie zapanuje” – o to zapewne chodziło siedemnastowiecznemu twórcy emblematu.
Słowo „serce” to w książce pseudonim, pod którym Wigura ukrywa nie tylko uczucia tradycyjnie z sercem kojarzone (takie jak miłość czy litość), ale także wiele innych emocji. Uczucia, emocje, sentymenty, namiętności, afekty… – autorka świadoma różnic między tymi pojęciami tłumaczy, na czym polegają. Nie pierwsza to praca Wigury, w której uderza umiejętność definiowania – zwięzłego, a jednocześnie precyzyjnego. Jeśli czytelnik pozbawiony filozoficznego przygotowania otworzy książkę na chybił trafił i napotka, dajmy na to, wyrażenie: „byt odrębny we wspólności”, może być pewny, że autorka wyjaśni mu jego sens w odpowiednim kontekście (tu: myśli stoików).
Leszek Kołakowski napisał kiedyś, że szczególnie ceni erudytów, którzy uprawiają swoją pracę w sposób zdrowy – „lubią nie tylko pracę nad przedmiotem, ale i sam przedmiot”. Do grona takich erudytów Karolinę Wigurę z pewnością można zaliczyć. Badanie filozoficznych źródeł współczesnego myślenia o emocjach w widoczny sposób wyzwala jej własne emocje – pozytywne, bo związane z poczuciem wartości podjętego trudu.
Historia idei emocji (a nie historia emocji – jeszcze jedna istotna różnica wyjaśniona przez autorkę na wstępie książki) jest dziedziną wiedzy ze specjalistyczną literaturą przedmiotu, rozrośniętą już do monstrualnych rozmiarów. Po tej piramidzie druków Karolina Wigura porusza się zręcznie; prócz umiejętności definiowania pojęć ma też zdolność selekcjonowania materiału w taki sposób, że przestaje on czytelnika przytłaczać. Erudycja autorki zarówno w zakresie filozoficznych tekstów źródłowych, jak i komentarzy do nich, potwierdzona jest na każdej stronie książki. Załączona bibliografia liczy kilkaset różnojęzycznych prac wybranych z co najmniej kilku tysięcy (jak wiadomo, emocje, jakie budzą bibliografie, zwłaszcza podczas studiowania „bibliografii bibliografii”, przyprawiać mogą o zawrót głowy).
Zawsze kiedy zdarza mi się czytać akademickie książki tak bogate w treści, zadaję sobie pytanie, w imię czego autorka (autor) wyzbywa się gromadzonej latami wiedzy i sprawności. Zdobywanie wiedzy i jej umiejętne przekazywanie innym jest, oczywiście, wartością samą w sobie i nie wymaga usprawiedliwień. Po lekturze książki Karoliny Wigury czuję się nieco mniej niemądry niż byłem przed tą lekturą. Nie jestem jednak ani historykiem emocji, ani historykiem idei emocji, brak mi zatem kompetencji, aby o właściwym – historycznym – przedmiocie pracy wypowiadać się rozsądnie.
Ale Karolina Wigura swoją książką o genealogii współczesnego myślenia o emocjach zaprasza do rozmowy, w której mogą wziąć udział nie tylko prawdziwi specjaliści. Ostatecznie chodzi przecież o rozmowę na temat roli i znaczenia emocji w życiu społeczeństw i jednostek; w codziennym życiu każdego z nas.
Fragment tekstu, który ukazał się w najnowszym numerze kwartalnika „Więź”, jesień 2019