Literatura Tokarczuk jest religijna, ponieważ zaczyna się nie tam, gdzie mówimy o dogmatach, ale o Tajemnicy – mówi Lech Giemza, literaturoznawca z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Damian Burdzań (KAI): Czy Olga Tokarczuk jest „katolikożercą”?
Lech Giemza: Nie, zdecydowanie nie jest. Literatura Olgi Tokarczuk jest w sensie szerokim literaturą religijną, ponieważ ta zaczyna się nie tam, gdzie mówimy o dogmatach naszej wiary, ale tam, gdzie mówimy o transcendencji, o Tajemnicy. Każdy pisarz, który otwiera nas na to, że jest coś więcej poza światem materialnym, jest pisarzem religijnym.
Trudno jednak przypisywać Oldze Tokarczuk miano pisarki prochrześcijańskiej…
– A jednak w jej twórczości pojawia się kwestia Boga, na przykład w „Prawieku i innych czasach”. To ona sama powiedziała, że jej literatura nie jest ani pro ani anty, tylko obok chrześcijaństwa. Oczywiście tam, gdzie dochodzimy do jakiejś ideologii w literaturze, z pewnymi rzeczami możemy się nie zgodzić, ale w ten sposób w ogóle nic literatury nie ocaleje. Natomiast myślę, że wiele intuicji literackich Olgi Tokarczuk dla nas, jako wierzących, jest niezwykle cennych.
Wiele intuicji literackich Olgi Tokarczuk dla nas, jako wierzących, jest niezwykle cennych
Intuicje teologiczne?
– Tak, na przykład dostrzeżenie różnicy między duchowością mężczyzny i kobiety. Ponownie przywołam „Prawiek i inne czasy”, bo tam jakoś tak mocno mnie to uderzyło, to doświadczenie tego, czym jest duchowość kobieca i jej postrzeganie świata i duchowości mężczyzny. A także tego, jak mocno nasze myślenie jest oparte w myśleniu mitologicznym.
Czytając „Księgi Jakubowe” można odnieść wrażenie, że jej głównym zamiarem jest właśnie demitologizacja historii Polski…
– Historia trochę działa w nas jak rzeka: nanosi muł, który z czasem musimy odgarnąć. To, co my mówimy o historii Polski, jest narracją zbudowaną na konkretne potrzeby. Co nie znaczy, że to historia nieprawdziwa. Dużo negatywnych uwag dotyczyło jednego zdania Olgi Tokarczuk, która powiedziała o tym, że chłopi na Ukrainie znajdowali się w sytuacji czarnoskórych niewolników w Ameryce Północnej. Wiele osób odebrało tę wypowiedź za zbyt ostrą. Natomiast jest różnica pomiędzy wejściem w argumentację „dlaczego Olga Tokarczuk nie do końca ma rację”, a co innego oburzyć się, bo ktokolwiek cokolwiek złego powiedział o Polakach. Nie ma narodów lepszych i gorszych, każdy ma chwile chwały i coś „za paznokciami”. Żeby napisać prawdziwą historię naszego narodu, trzeba również przyznać się do różnych mniej chwalebnych kart.
Otrzymując literacką Nagrodę Nobla, dołączyła do tego samego grona co Henryk Sienkiewicz, który tworząc Trylogię czy „Krzyżaków”, prowadził często narrację czarno-białą. Dobrzy Polacy i źli inni…
– Nie jestem pozytywistą, ale często to spojrzenie na Sienkiewicza jest właśnie czarno-białe. Niemniej ostatnio przeczytałem u Sokratesa zdanie, że filozof ma być jak giez, który gryząc konia, ożywia go do dalszego działania. Nie dziwmy się, że myśliciele, w tym pisarze, także starają się nas pobudzać do myślenia. Sam nie zgadzam się na twórczość tych pisarzy, którzy hurtem opluwają naszą wspólną historię, ale u Olgi Tokarczuk tego nie ma, jest świadomość. Kiedyś wzbudziła oburzenie stwierdzeniem, że historię Polski należy przemyśleć na nowo i napisać. Wbrew pozorom to nie jest nic nowego. Mamy mnóstwo białych plam.
Nie jest trochę tak, że Sienkiewicz pisał dla „pokrzepienia serc”, a Tokarczuk dla „otrzeźwienia”?
– Wydaję mi się, że to zbyt daleko idąca teza. Zwłaszcza patrząc na falę fascynacji, jaką cieszy się twórczość Tokarczuk od trzydziestu lat. Ona, na swój sposób, też pisze ku pokrzepieniu. W swojej twórczości jest bliska Brunonowi Schulzowi. Na naszych oczach rozpadło się pewne uniwersum pojęć bezpiecznych, które definiowały też naszą tożsamość. Chcemy, by świat groźny i obcy dzięki literaturze stał się bliski i bezpieczny. Te intuicje są bardzo blisko tego, co głosi Kościół.
„Oto czynię wszystko nowe”? Jak w Apokalipsie?
– Tokarczuk dużo mówi o ponowoczesnej tożsamości, gdzie orientujemy się, że nasza tożsamość nie jest zbudowana na wielkich narracjach. Nikogo nie obchodzi, że jestem „Polakiem-katolikiem”. Muszę sam siebie na nowo wymyślić. To, co mnie bardzo urzeka w jej twórczości, to wyczerpanie się projektu oświeceniowego, traktowania rozumu jako czegoś, czym mam okiełznać świat. A ona świadomie pokazuje, że jest coś daleko poza ratio, coś, czego często boimy się nazwać, a Tokarczuk nazywa brakującym puzzlem. Tak naprawdę to wołanie o nową duchowość. Rozumiem krytykę pod jej adresem, bo niektóre jej rozwiązania nie są moimi, ale zgadzam się z jej pytaniami.
Wywiad ukazał się w Katolickiej Agencji Informacyjnej pod tytułem „Twórczość Olgi Tokarczuk to wołanie o nową duchowość”
Lech Giemza – literaturoznawca, doktor habilitowany nauk humanistycznych, adiunkt w Katedrze Literatury Współczesnej w Instytucie Filologii KUL, twórca akcji „Książka z plecaka” promującej czytelnictwo wśród dzieci i młodzieży, felietonista „Gościa Niedzielnego”.
Panie Profesorze,
czy na pewno Pan przeczytał coś „U SOKRATESA”? Wiadomo bowiem od wieków, że ten filozof żadnych pism nie pozostawił.
Fakt, u Legutki Słuszna uwaga! Konkretnie, wstęp do „Obrony Sokratesa” niejakiego Platona. Pozdrawiam!