Mamy usłyszeć ludzi, to, co się dzieje tutaj, i umieć czytać to jako znak czasu, a może Słowo Boże. Franciszek przypomina to do znudzenia – mówi o. Wacław Oszajca.
W środę wieczorem w warszawskiej kawiarni Agere Contra odbyło się spotkanie patronów i redakcji „Więzi” z okazji wydania wywiadu rzeki Damiana Jankowskiego (Więź.pl) z jezuitą, ojcem Wacławem Oszajcą „Innego cudu nie będzie. Rozmowy o wierze i niewierze” (Wydawnictwo WAM). Spotkanie z autorami książki poprowadził Cezary Gawryś, naczelny „Więzi” w latach 1995-2001.
Jankowski przypomniał, że jego spotkania z o. Oszajcą zaczęły się od bożonarodzeniowego wywiadu z 2017 r. Jak wspominał, rozmówcy szybko znaleźli nić porozumienia. Na antyklerykalne uwagi redaktora „Więzi” jezuita reagował: „Mało tego, powiem więcej…” – i tak w końcu zrodził się pomysł na wywiad rzekę.
– Pewnie ta nasza książka będzie miała różny odbiór – przyznał o. Oszajca. – No i dobrze. Liczę na to, że może sprowokuje ona kogoś do tego, by w razie potrzeby odważył się pójść po sumie do proboszcza i powiedzieć: „Księże proboszczu, to kazanie było bardzo dobre, ale na wiec partyjny, a nie na dzisiejszą Mszę”. Zdaniem jezuity, jeżeli na razie takie sytuacje się nie zdarzają, to dlatego że Kościół jest sklerykalizowany, a „za ten klerykalizm Kościoła odpowiadają świeccy, a nie my”. – Oczywiście przesadzam – dodał z uśmiechem o. Oszajca.
Jego zdaniem współcześnie problemem jest dzielenie świata na dwie części: sacrum i profanum. – Wydzielamy od świata to, co uważamy za sacrum, odgradzamy. Dlatego w klasztorach muszą być mury, a w kościołach nie może być zwykłych okien. Żeby, broń Boże, nie zobaczyć, że na przykład ktoś idzie ulicą. Żeby się nie rozpraszać. A więc sacrum jest tylko tą przestrzenią, którą sobie wydzielimy, i tylko w tym miejscu jest możliwy kontakt z Bogiem – komentuje o. Oszajca.
– Cośmy dalej zrobili? – pytał. I odpowiadał: – Przerzuciliśmy całe życie religijne z domu, z rodziny do kościoła, straciliśmy żydowską tradycję szabatu i jezusową – ostatniej wieczerzy. Skutek tego jest taki, że aby się spotkać z Bogiem, trzeba iść do kościoła. Tymczasem nie. Jak mówi Karl Rahner, chrześcijanin nie może dzielić rzeczywistości, która jest, na sacrum i profanum. Bo sacrum, jeśli istnieje, to w całym profanum. Cała rzeczywistość to ciało Boże, jedna wielka monstrancja, mieszkanie Boga. Dzielenie jednak siedzi w nas bardzo głęboko.
O. Oszajca powołał się na prof. Stefana Swieżawskiego, który pisał, że nawet nazwanie kogoś duchownym jest herezją, ponieważ on też jestem duchownym, skoro zajmuję się duchowymi sprawami. – I miał rację – powiedział o. Oszajca. Na potwierdzenie przywołał dodatkowo zaangażowanie religijne chrześcijan z pierwszych wieków.
Na pytanie z sali o obecną rolę świeckich w Kościele o. Oszajca odpowiedział: – Przy Rakowieckiej 61 w Warszawie mamy parafię francuską. Kto uczy w niej religii i przygotowuje do Pierwszej Komunii? Nie księża, nie katecheci. Rodzice. Mają pomoce, skrypty, wszystko, co potrzebne. I naprawdę świetnie to wychodzi. Dlatego nudzić się nie będziemy, jeśli zajmiemy się Kościołem trochę mocniej – odpowiadał jezuita.
Autorzy „Innego cudu nie będzie” chcieli pokazać nieoczywiste przyczyny kryzysu w Kościele. – Mamy wielki krzyk, że ubywa kleryków w seminariach. I pytania, co zrobić, żeby oni chcieli przychodzić – mówił o. Oszajca. I proponował: – To my, starsi, już wyświęceni, formatorzy, wychowawcy, sami siebie zapytajmy, co robimy, żeby pomóc ludziom wytrwać w seminariach. Czy to my przypadkiem nie marnujemy ich powołań?
– Poza tym – kontynuował o. Oszajca – czy kryzys w Kościele wynika tylko z naszych grzechów? Może to sam Pan Bóg rozwala ten Kościół, który jest? – zastanawiał się jezuita. Na potwierdzenie tej możliwości przytoczył Stary Testament i proroków, którzy ostro protestowali przeciwko establishmentowi religijnemu i państwowemu, które się zresztą na siebie nakładały.
O. Oszajca zachęcał do krytycznego myślenia. – Ważne, aby nie bać się stawiania pytań. Aby wiara nie była tylko na doczepkę. Jak mówił Rahner, nie wyglądajmy Boga, który nam będzie dzieci kołysał, żeby nie płakały, bo takiego Boga nie ma. A jeśli Boga nie widzimy, nie słyszymy Go, to nie dlatego, że On się ukrywa. Mamy usłyszeć ludzi, to, co się dzieje tutaj, i umieć czytać to jako znak czasu, a może Słowo Boże. Franciszek przypomina to do znudzenia – mówił o. Oszajca.
Jankowski: – To, o czym o. Wacław Oszajca pisze w wierszach, publicystyce i w naszej książce, jest wielkim dowartościowaniem codzienności. Odrealniony ideał nie istnieje. Wszystko, co najpiękniejsze, dzieje się tu i teraz.
Byłem na spotkaniu, ale nie miałem odwagi zakłócić go kontrowersją. Jedna sprawa szczególnie nie powinna w mojej opinii pozostać bez zaznaczenia przeciwnego punktu widzenia. Dotyczy ona fragmentu wywiadu zamieszczonego na tych stronach wcześniej (https://wiez.pl/2019/10/09/czas-prostych-odpowiedzi-sie-skonczyl/), a że jest to istotny dla całej narracji wątek świadczy to, że prowadzący spotkanie p.red.Cezary Gawryś odczytał go na początku. Chodzi o przywołany w wywiadzie i rozwinięty tischnerowski sprzeciw wobec poglądu, że cierpienie nie uszlachetnia, a wyłącznie dewastuje człowieka.
Zacznę od przywołania krótkiego świadectwa (nie lubiane przez o.Oszajcę słowo) osoby niewierzącej, Piotra Skwiecińskiego (dziś dyrektora Instytutu Polskiego w Moskwie) o śmierci w hospicjum onkologicznym Jerzego Wociala, państwa redakcyjnego kolegi (porusza mnie ono tym bardziej, że i Piotra, i Jurka poznałem bliżej). Oto ono: https://www.salon24.pl/u/p-skwiecinski/108192,jurek-tekst-bardzo-osobisty. Myślę, że ten dowód falsyfikuje tezę, iż każde cierpienie (mam tu na myśli ból fizyczny) degraduje człowieka. To, że jest wiele przykładów takiej degradacji przez ból to za mało, by tak prosto i jednostronnie o tym mówić, jak czytamy w wywiadzie, a wcześniej usłyszeliśmy od Tischnera.
To był tylko wstęp do zasadniczego zagadnienia. Autorzy redukują znaczenie śmierci i zmartwychwstania Jezusa („na Golgocie się umiera, a żyje się poza nią. Zapomnieliśmy już, że sam Jezus przez kilkanaście lat po prostu żył na ziemi po świecku, jak każdy człowiek”). Otóż te kilkanaście lat Jezus żył prawdopodobnie banalnie, a ostatnie 3 lata jak wielu proroków od Eliasza po Jana Chrzciciela – bez swojej postawy wobec cierpienia i śmierci, wobec krzyża, nie byłby dla ludzkości nikim absolutnie wyjątkowym. Redukując znaczenie Jego postawy wobec cierpienia i śmierci tak naprawdę upodabniamy chrześcijaństwo do humanizmu. Oczywiście, jest on ludzkości potrzebny nie mniej niż chrześcijaństwo, tyle że w jego podtrzymywaniu ludzi Kościoła może zastąpić wielu szlachetnych i mądrych nie-chrześcijan, a głoszeniu „nieracjonalnej” prawdy o krzyżu nie. A tymczasem odnoszę wrażenie, jakby Autorzy godzili się na rezygnację z misji Kościoła (jeżeli rzeczywiście pomagamy wielu cierpiącym „usensownić” ich życie, to z tego wynika imperatyw ewangelizacji, też jakby przez Autorów redukowany) i chcieli podjąć misję, owszem konieczną, ale z którą inni jako tako dają sobie radę i my niewiele nowego wniesiemy do tej sprawy.
Mam wrażenie, że ks. Tischner co innego miał na myśli : cierpienie samo w sobie nie uszlachetnia.Tylko miłość, która pozwala dobrze przeżyć/ przetrwać/ ofiarować to cierpienie. Śmierć Jezusa tego dowodem.
Na spotkaniu 16 października, w moim wprowadzeniu w tematykę książki, odczytałem umyślnie jej fragment ze zdaniem, że “cierpienie nie uszlachetnia”, żeby pokaząć, jak o. Wacław Oszajca nie waha się podejmować trudnych wątków teologicznych, po to, by sprowokować nas do głębszego myślenia, byśmy nie zagłaskiwali trudnych problemów ludzkiej egzystencji łatwymi formułkami. Życie wiarą w Chrystusa i Jego Kościół nie unieważnia tajemnicy życia i śmierci, zła i cierpienia,, o czym musimy pamiętać. Ks. Józef Tischner miał prawo powiedzieć to, co powiedział, w końcowej fazie swego twórczego życia, kiedy straszna choroba odebrała mu głos, co było dla niego niewątpliwie, po ludzku patrząc, degradacją… A czy Jan Paweł II w ostatnich dniach swego konania, kiedy stracił głos i musiał wycofać się z okna pałacu apostolskiego, uderzając z gniewem dłonią w parapet, nie czuł się zdegradowany przez niemoc, chorobę i cierpienie?
A czy ja zakwestionowałem prawo ks.Tishnera do wygłaszania takiej oceny? Czy z jego jednostkowego, chociaż częstego przypadku wynika generalizacja, że każde cierpienie fizyczne dewastuje? A tak to prezentował ks.Tishner i powtórzyli za nim Autorzy książki. Taka generalizacja jest nieuprawniona, a służy Autorom do podbudowania szerszej narracji, przy której chciałem postawić znak zapytania. Są przypadki takie, i takie, a Autorzy nie są otwarci na te, które im przeszkadzają w posiadaniu oczywistych poglądów.
Pan Piotr Ciompa ma prawo do innego zdania w kwestii cierpienia fizycznego niż o. Wacław Oszajca, który akceptuje pogląd (wyrażony w dramatycznej życiowej sytuacji, o czym trzeba pamiętać) przez ks. Józefa Tischnera: że “cierpienie nie uszlachetnia”. Ale pragnę zauważyć, że autorzy książki nie podważają przecież zbawczej roli cierpienia i śmierci Chrystusa na krzyżu, a tylko polemizują z obiegowym, łatwym powiedzeniem, wyrażającym rzekomo chrześcijańskie podejście – że “cierpienie uszlachetnia”. Gdyby to była prawda, to czy Jezus uzdrawiałby chorych i cierpiących? Funkcją książki “Innego cudu nie będzie” jest postawienie wielu problemów i pobudzenie nas do refleksji i do rozmowy. Nie odniosłem w żadnym miejscu lektury takiego wrażenia, jak pan Piotr Ciompa, że autorzy posiadają “oczywiste poglądy i nie są otwarci na te, które im przeszkadzają”. Myślę, że polemiczne uwagi Pana Piotra tylko dobrze świadczą o książce. Niech ona będzie kijem włożonym w mrowisko!
To prawda, że strywializowane przez wielu ludzi Kościoła “cierpienie uszlachetnia” zbyt często stanowi alibi dla rezygnacji z rozumu (gdy prowadzi do rezygnacji z prób wyjścia gdy takie istnieją bez krzywdy innych osób), a więc jest z pewnością niekatolickie. Ale podtrzymuję, że brak jakiegokolwiek zastrzeżenia w wywiadzie przy myśli księdza Tischnera (dziś już nie będziemy wiedzieć, na ile suwerennej wobec bólu) obraca się przeciw chrześcijaństwu.
Dziś przeczytałem zamieszczone w Więzi myśli Barbary Skargi, osoby niewierzącej. I dwie z nich dołączam jako głos w naszej dyskusji:
„Nieszczęście jest zwykle związane z cierpieniem naszym własnym, także bliskich nam osób, cierpieniem nieraz trudnym do zniesienia. Cała nasza egzystencja jest nim wypełniona, choć ma ono różne znaczenia. Na niektóre z nich decydujemy się sami, są to cierpienia zbawienne, konieczne, jak na operacyjnej sali”.
(Barbara Skarga „Kwintet metafizyczny”)
„Cierpienie łatwo staje się źródłem zła. Ale samo złem nie jest. Albowiem uczy cenić życie i kto wie, czy nie ono właśnie przez zderzenie z tym, co obce i tak bolesne, pozwala każdemu z nas zrozumieć siebie, odkryć się w swej tożsamości”.
(Barbara Skarga „Kwintet metafizyczny”)
Ważne pytanie do O.Oszajcy- czy uważa swój habit zakonny za UBRANIE czy PRZEBRANIE? Niepokoi mnie ta ustawiczna świeckość stroju,bo też,poza artykułami i wystąpieniami ISTOTNA informacja.
Oszajca, i jemu podobni, nie ma racji, gdyż chce, aby jego słowa były rozumiane w kontrze.A powinny być przyjmowane jako uzupełnienie, jako refleksja. innymi słowy Oszajca jest jednym z tych, którzy chcą dzielić, nie łączyć. Wypowiada się przeciwko, a nie za.
Ojciec Oszajca bardzo się boi, że udzielając Komunii do ust może zabić (poprzez przekazanie corono-wirusa) człowieka, jak to wyjasnił na ostatniej mszy sw niedzielnej. To jest jakiś deizm. Bóg stworzył naturę a ona sobie działa wg swoich praw a Boga to nie obchodzi. A przecież, jak wiemy, nawet liść nie spada bez woli Bożej.
Tym bardziej, że smiertelność z powodu zwykłej grypy czy zapalenie płuc jest dużo większa niż z powodu jakiegoś corono-wirusa. Nie jestem zwolennikiem przyjmowania Komunii do ust, wręcz przeciwnie, ale ten lęk ojca Oszajcy jest, mówiąc oględnie, dziwny. Czy to nie jest myślenie wg reguł tego świata?