Jesień 2024, nr 3

Zamów

Niech zginie sprawiedliwość, byleby zatriumfowało miłosierdzie

Fatos Lubonja i o. Wojciech Żmudziński latem 2019 roku w Petreli.

Przebaczenie nie musi wynikać z tego, że ktoś nas o nie poprosi. Jeśli przebaczam, robię to, aby żyć w pokoju z samym sobą – mówi Fatos Lubonja, pisarz i obrońca praw człowieka, który spędził 17 lat w albańskich więzieniach.

Taksówkarz znowu pobłądził. Wysiadłem u podnóża wysokiego skalistego wzniesienia. Stał na nim zamek z dwiema wieżami wzniesiony tu w XV wieku. Nie on jednak był moim celem. W wiosce Petrela, położonej nieopodal Tirany, szukałem domu Fatosa Lubonji, byłego więźnia politycznego, znanego w Albanii pisarza. Pytałem o drogę miejscowych ludzi, a oni wciąż wskazywali na szczyt.

– Nie jestem turystą! Zamek mnie nie interesuje! Szukam takiego a takiego domu.

– To tam, na szczycie – powtarzali.

I rzeczywiście, było to na szczycie. Wspinaczkę w pełnym słońcu, przy 38 stopniach w cieniu, mogłem przeżyć jedynie dzięki zakupionej w barze butelce wody. Gdy dotarłem na miejsce, przywitał mnie pies, który zawiadomił właściciela o moim przybyciu. Fatos Lubonja ma 68 lat. 17 z nich przesiedział w albańskich więzieniach. Wygląda bardzo młodo jak na swój wiek. Zaprasza mnie do piwnicy swojego pięknego drewnianego domu.

– Tu pracuję latem. Zawsze jest miły chłodek.

Od razu dostaję trochę wody i pomału uspokajam oddech po długiej wspinaczce. Mówię krótko o sobie i tłumaczę cel mojej wizyty. Rozmawiamy o wciąż czynnym więzieniu w Burrel, które odwiedziłem przed kilkoma dniami.

– Tak, siedziałem tam – zaczyna swoją opowieść Fatos. – W celi było nas dwudziestu. Więzienie mieściło się w długim budynku podzielonym na trzy sektory: centrum, skrzydło wschodnie i zachodnie. Od strony południowej ciągnął się długi korytarz, a wzdłuż niego cele. To był potężny budynek.

– Więzienny kapelan mówił mi, że od lat osiemdziesiątych nic się nie zmieniło – relacjonuję mu. – Te same drzwi do celi, zardzewiałe zasuwy, no i kategoryczny zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć, o którym przypomniał mi strażnik stojący przy bramie: „jeśli zrobi pan zdjęcie, zostanie pan aresztowany, a z tego więzienia się nie wychodzi”. A ty wyszedłeś i jesteś na wolności prawie 28 lat.

Przebaczyć znaczy zrozumieć

Pośród różnych pytań, jakimi zasypuję Fatosa, jedno jest dla mnie bardzo ważne.

– Chciałbym, abyś skomentował trzy historie i trzy podejścia do przebaczenia. Ojciec Anton Luli, jezuita, który spędził ponad 40 lat w więzieniach Envera Hodży, opowiedział mi, jak spotkał na ulicy kapitana, który go brutalnie torturował. Ten, widząc go, przyspieszył kroku, ale o. Anton dogonił mężczyznę i powiedział: „Nie uciekaj. Nie mam złych zamiarów”. Gdy się zatrzymali, jezuita podszedł do niego, przytulił go i powiedział: „Przebaczam ci”. Potem poszli razem do baru napić się kawy.

Inny, długoletni więzień komunistycznego reżimu, 89 letni Prel Syku, na moje pytanie, czy któryś z jego oprawców, poprosił go kiedykolwiek o przebaczenie, odpowiedział: „Nie ma co przebaczać. Oni też byli ofiarami systemu. Gdyby tego nie robili, zginęliby, albo trafiliby do więzienia. Ucierpiałyby także ich rodziny. To system był winny, a nie oni”.

Zapytałem jeszcze innego, prawie 90 letniego staruszka, czy należy zapomnieć, czy jednak ścigać winnych? „Trudno dziś kogoś rozliczać” – odpowiedział. „Krajem rządzą ci sami ludzie, albo ich dzieci. Gdyby otwarto archiwa, większość z nich musiałaby stanąć przed sądem, ale to nie jest rozwiązanie”. Jakie jest Twoje zdanie na temat przebaczenia w kontekście tych trzech historii?

Gdy ktoś zrozumie wszystkie racje, jakie kierowały zbrodniarzem, łatwiej jest mu przebaczyć – tłumaczy Fatos Lubonja

– To sprawa bardzo osobista – odpowiada. – Dla mnie ważne jest, by zrozumieć, by pojąć to, co się stało. Jest takie powiedzenie: zrozumieć, znaczy usprawiedliwić. Gdy ktoś zrozumie wszystkie racje, jakie kierowały zbrodniarzem, łatwiej jest mu przebaczyć. Są też tacy, który mówią, że jeśli zrozumieć oznacza także usprawiedliwić i przebaczyć, to lepiej nie rozumieć. Ja uważam, że powinniśmy zrozumieć po to, aby podobne historie nigdy się już nie powtórzyły. Powinniśmy poznać pewne mechanizmy, by ich nie powielać. Co do samego przebaczenia, to gdy wyszedłem z więzienia napisałem artykuł, w którym mówiłem o dwóch zasadach. Pierwsza opiera się na maksymie: „fiat iustitia pereat mundus” czyli „niech zginie świat, byleby stało się zadość sprawiedliwości” (Aureliusz Augustyn z Hippony), a druga, chrześcijańska, mówi: „pereat iustitia fiat misericordia”, czyli „niech zginie sprawiedliwość, byleby miłosierdzie zatriumfowało”. Znajdujemy się tutaj pomiędzy sprawiedliwością a przebaczeniem.

Sprawiedliwość powinna szukać sposobów, które pomogą nam, by w przyszłości już nigdy nie powtórzyło się to, co się stało i powinniśmy potępiać zło, aby ktoś się nauczył, zrozumiał. Natomiast przebaczenie to odruch wyższy, bardziej duchowy, który jest dla człowieka bardzo ważny. Uważam, że przebaczenie nie musi wiązać się z tym, że ktoś nas o nie prosi. Jeśli przebaczam, to przebaczam dla siebie samego, ponieważ przebaczenie daje mi głębsze zrozumienie. Przebaczam, aby żyć w pokoju z sobą samym, aby być osobą pogodną. Tak to widzę.

Tego uczucia bardzo brakuje w Albanii, nawet wśród księży, a znam ich wielu.

Więzienna przyjaźń ateisty z księdzem

Miałem także w więzieniu przyjaciela księdza, ojca Zefa Simoniego. Jego brat, także ksiądz, był pełen złości, nienawiści wobec komunistów, wobec klawiszów. Natomiast Zef był zupełnie inny. Chciał zostać świętym. Byliśmy bardzo bliskimi przyjaciółmi, chociaż wywodzę się z rodziny komunistów. Mój ojciec i matka byli komunistami, partyzantami. Byłem wychowywany po komunistycznemu i bez wiary w Boga. Moja babcia była chrześcijanką. Mój dziadek ze strony ojca także. Znałem trochę chrześcijaństwo, więc zbliżyłem się do Zefa. Interesowała mnie religia i chciałem o niej dowiedzieć się więcej.

Zef opowiadał mi historie biblijne, streszczał Ewangelię… Nie, nie czytałem Biblii ani Ewangelii, to były książki zakazane. Za czytanie mogłeś stanąć przed sądem. Bardzo dużo rozmawialiśmy, dużo przebywaliśmy ze sobą i z tego zrodziła się przyjaźń. Mówił mi wiele o sobie. Nie mogę zapomnieć, gdy pewnego razu zwierzył mi się ze swojego największego pragnienia, by zostać świętym. Starał się być doskonały we wszystkim, a szczególnie w relacjach z ludźmi. Miał w więzieniu kolegę księdza, z którym siadał razem do stołu i razem jedli. Obaj mieli w tamtym czasie około 55 lat. Ja miałem coś około 27-29 lat.

Ten jego kolega ksiądz był jakimś strasznym neurotykiem, wpadał często w złość, a Zef pozostawał zawsze spokojny, nic nie potrafiło wyprowadzić go z równowagi. Któregoś dnia podczas posiłku, nie wiem co się dokładnie między nimi wydarzyło, ale ten ksiądz dostał w pewnym momencie szału i porządnie spoliczkował Zefa. Nie był to jednorazowy, krótki policzek. Walił go porządnie po twarzy. W Albanii uderzenie w twarz jest takim upokorzeniem, że nikt wtedy nie myśli o religii. To jest wielka obraza, która nie może pozostać bez odwetu. Wszyscy myśleli, że między nimi koniec, że nie siądą już razem do posiłku, że nie będą więcej ze sobą rozmawiali. Byliśmy zszokowani, widząc ich następnego dnia znowu razem przy stole. Taki był Zef.

Pasja kapłana

Pewnego razu powiedział mi, że jest sprawa, która go bardzo niepokoi. „Co takiego?” – spytałem. „Fatos, ja jestem skąpy”. Mówił to tak, jakby wyznawał mi grzech, z którym chciał walczyć, który chciał w sobie pokonać.

– Fatos – nieśmiało przerywam – on się Tobie spowiadał. Wyznawał Ci grzech jako swojemu przyjacielowi.

Po chwili milczenia mój rozmówca kontynuuje:

– To była fantastyczna osoba. Dwa razy w ciągu dnia musieliśmy ustawiać się parami, a było nas prawie dwustu, i przechodzić przed strażnikiem, aby nas policzono. Był taki jeden oficer, który chciał to zrobić bardzo szybko i kazał wszystkim biec przed nim parami. Wołał: „szybko, biegiem!”. I trzeba było biec za pierwszą parą. „Biegiem! Nie ociągać się! No już, dalej!”. Jeśli pierwsza biegła bardzo szybko, trzeba było za nią nadążyć, by nie narazić się na izolatkę. Nie wszyscy tak robili, ale ten oficer szczególnie uwielbiał znęcać się i pokazywać swoją wyższość. Któregoś razu Zef był w pierwszej parze. Oficer krzyczy: „Szybko, szybciej, ruszać się!”. A Zef spokojnie maszeruje. „Wracać z powrotem!” – krzyczy wściekły. „Jeszcze raz, biegiem do przodu!”. I Zef znowu spokojnie maszeruje. „Zawracać!” – znowu krzyczy. „A teraz biegiem!”. Zef dalej ze spokojem maszeruje. Trzy razy przeszedł spokojnie, prowadząc za sobą pozostałych więźniów. Aż wreszcie wygrał. To było coś pięknego.

Zamek w Petreli
Zamek w Petreli. Fot. ShkelzenRexha/ CC BY-SA 4.0

W wielu sytuacjach byłem poruszony postawą Zefa. Wszystko robił z pasją kapłana. Ciekawiło mnie jak patrzył na świat i jak go rozumiał. O wiele spraw go pytałem. Sam nigdy nie byłem osobą wierzącą i trudno byłoby mi wierzyć tak, jak wierzył Zef. Lubiłem natomiast myśleć o Bogu jako o pewnej metaforze…, nie o kimś, kto cały czas mnie obserwuje. Widzę Go raczej jako pewną wewnętrzną, szlachetną potrzebę życia duchowego. Taki Bóg jest zmienny i według mnie każdy ma swojego Boga.

Pewnego dnia Zef zapytał mnie: „Słuchaj Fatos, czy nie chciałbyś, abym cię ochrzcił?”. To oczywiście było w tamtym czasie przestępstwem. Miał jednak do mnie duże zaufanie, a więc spytał. Odpowiedziałem mu, że nie jestem gotowy. Ale od tamtego momentu nasza przyjaźń stawała się jeszcze silniejsza. Opowiadałem mu wiele o moich przemyśleniach, a on słuchał mnie z uwagą. Jeszcze przez wiele lat po wyjściu z więzienia odwiedzałem go w Szkodrze. Tak, często rozmawialiśmy. Dopóki jeszcze żył. Wiem, że było mu przykro, że nie zostałem osobą wierzącą.

Wesprzyj Więź

Wypowiedzi Fatosa Lubonji nie były autoryzowane

Fatos Lubonja (ur. 1951) – albański pisarz i działacz występujący w obronie praw człowieka. W 1974 roku stanął przed albańskim sądem oskarżony o uprawianie propagandy kontrrewolucyjnej. Skazany na 27 lat więzienia, odsiedział 17 lat, wychodząc dopiero w roku 1991. Międzynarodową sławę przyniosły mu teksty z pogranicza antropologii i filozofii polityki, z których niektóre były publikowane także w języku polskim.

Zef Simoni (1928–2009) – franciszkanin, aresztowany przez albańskie władze w 1976 roku i skazany na 15 lat więzienia. Wyszedł na wolność pod koniec lat osiemdziesiątych. W roku 1993 Jan Paweł II konsekrował go na biskupa.

Podziel się

Wiadomość