Jesień 2024, nr 3

Zamów

Znaleźć przestrzeń na życie pozacyfrowe

Magdalena Bigaj i Maciej Dębski z Fundacji Dbam o Mój Z@sięg. Fot. Sylwester Ciszek

Dzieci i młodzież często korzystają z internetu bardziej odpowiedzialnie i higienicznie od dorosłych – mówią Magdalena Bigaj i Maciej Dębski z Fundacji Dbam o Mój Z@sięg.

Bartosz Bartosik: Od jakiegoś czasu, a zwłaszcza w okresach urlopowych, trwa na świecie i w Polsce debata o sharentingu, czyli o dzieleniu się doświadczeniami rodzicielskimi i intymnymi informacjami o dziecku w mediach społecznościowych. Jako Fundacja Dbam o Mój Z@sięg przyglądacie się m.in. temu, jak – jako Polacy – korzystamy z mediów społecznościowych. Czy w te wakacje zauważyliście bardziej świadome podejście rodziców?

Maciej Dębski: Raczej standardowe. Okres wakacyjny to dobry czas, aby dzielić się swoimi rodzinnymi zdjęciami ze wspólnych podróży, błogiego plażowania, jedzenia słodkich arbuzów. Wakacyjny „sieciowy negliż” jest bardziej widoczny w miesiącach letnich niż w innych okresach roku.

Magdalena Bigaj: Dla nas wakacje to rzeczywiście czas obserwacji. Przyglądamy się uważnie rodzinom z dziećmi, parom, grupom przyjaciół. Zestawiamy obserwacje z wynikami naszych badań, bo wyciąganie wniosków z samych obserwacji nie byłoby miarodajne. Zwłaszcza, że wakacje to czas szczególny – zawsze próbowaliśmy go utrwalać, tylko dawniej z pomocą innych narzędzi.

A skąd się w ogóle bierze to rosnące zainteresowanie problemami związanymi z użytkowaniem nowych technologii?

MB: My, pokolenie dzisiejszych rodziców, poznawaliśmy nowe technologie już jako młodzi dorośli w czasie, gdy one trafiały na rynek. Towarzyszył nam zrozumiały entuzjazm. Nagle nie musieliśmy szukać informacji o świecie w bibliotekach, zastąpiły nam je wyszukiwarki internetowe. Później nie musieliśmy stać w kolejce do kafejki internetowej, bo internet wszedł pod strzechy, a na końcu wszystko znalazło się w naszych kieszeniach, a dokładnie w telefonach, które do nich wkładamy. To naturalne, że po tylu latach i takiej rewolucji w dostępie do informacji poza pozytywnymi zmianami zaczynamy dostrzegać także zagrożenia i chcemy wykształcić w sobie zdrowe podejście do tego.

A więc tak jak dojrzewały nowe technologie, tak my wraz z nimi.

MD: Zgadza się. Jako socjolog patrzę na to również w kontekście naukowym. Trzydzieści lat rozwoju internetu to doskonały okres, by naukowcy mogli zidentyfikować pewne zjawiska i zacząć je badać. Tak samo było z telewizją, która w Stanach Zjednoczonych rozwinęła się w latach 50., a badania na temat jej wpływu na życie rodzinne rozwinęły się na przełomie lat 70. i 80. Dziś mamy podobne badania na temat takiego wpływu nowych technologii, ale również bardziej specjalistyczne dociekania dotyczące neurobiologicznych skutków rewolucji cyfrowej, a w ICD-11 – najnowszej edycji klasyfikacji chorób WHO – pojawiło się na przykład gaming disorder (zaburzenie wynikające grania w gry).

Przy wszystkich zagrożeniach chciałbym powiedzieć, że naszym celem jest przede wszystkim zbudowanie modelu współżycia z technologiami cyfrowymi. Nie da się ciągle dyskutować o niebezpieczeństwie z tym związanym, rozwiązaniem problemu nie jest też całkowity zakaz używania smartfonów na przykład w szkołach – my jesteśmy temu przeciwni. Z mediów cyfrowych można korzystać dobrze, bezpiecznie i odpowiedzialnie, tylko tego trzeba się nauczyć. Można w nich poznać muzykę, ale można też podzielić się własną muzyką ze światem. Dzięki nowym mediom możemy usprawniać i przyspieszać cały proces uczenia się, rozwijać pasje, zainteresowania, poznawać ludzi. Trzeba w Polsce mówić też o pozytywnych stronach i szansach związanych z rozwojem cyfrowym.

Jako Fundacja Dbam o Mój Z@sięg przeprowadziliście niedawno badanie „Młodzi cyfrowi” na ogromnej próbie ponad 50 tysięcy uczennic i uczniów w wieku 12-18 lat. Co ważnego udało Wam się ustalić?

MB: Ważnych wniosków jest mnóstwo i niewątpliwie dostarczają ciekawej wiedzy nie tylko o korzystaniu z technologii przez nastolatków, ale w ogóle o nich samych i relacjach, które tworzą. Oczywiście moglibyśmy teraz rozmawiać o wynikach, które niepokoją, ale chciałabym zacząć od rzeczy pozytywnej. Mianowicie, że internet służy nastolatkom nawet nie tyle do zawierania nowych relacji i zdobywania nowych znajomych, ile do podtrzymywania tych istniejących, które są dla nich ważne w życiu w ogóle, nie tylko w sieci. Prawie dwie trzecie nastolatków deklaruje, że dzięki internetowi utrzymuje kontakt z ważną dla nich osobą. Z kolei ponad 70 proc. mówi, że używa internetu do odkrywania muzyki, której wcześniej nie znali ich znajomi. To zresztą dowód na to, że młodzież nie różni się w wielu aspektach od starszych pokoleń, bo my – ich rodzice – też przecież chcieliśmy się wyróżnić muzyką, której słuchaliśmy.

Muzyka jest też ważnym elementem w procesie budowania autonomii i tożsamości.

MB: I internet wielu młodym w tym pomaga. Jednocześnie istnieje w nich autorefleksja, że nadużywają mediów cyfrowych. 50 proc. badanych deklaruje, że chętnie wzięłoby udział w trzydniowym detoksie, a 36 proc. w siedmiodniowym. Z kolei co czwarty uczeń deklaruje uzależnienie od mediów cyfrowych. To ważne, że czują potrzebę oderwania się od technologii, znalezienia równowagi.

A jak deklarowane uzależnienie i gotowość do detoksu wpływa na relacje młodych ludzi i ich zdrowie psychiczne?

MD: Wciąż jesteśmy na wczesnym poziomie analiz zebranych danych, ale, co ciekawe, nałogowe używanie nowych technologii nie wpływa na poczucie osamotnienia, co może wynikać z tego, że dzięki mediom cyfrowym mamy kontakt z innymi. Istnieje za to wyraźna korelacja między używaniem nowych technologii a poziomem depresji, ten związek wymaga jednak bardziej pogłębionego badania. Wyniki światowe badań nad depresją wskazują bowiem, że ważniejszym czynnikiem generującym tę chorobę jest brak zadowalających relacji w rodzinie niż nadużywanie cyfrowych dobrodziejstw.

Magdalena Bigaj i Maciej Dębski z Fundacji Dbam o Mój Z@sięg
Magdalena Bigaj i Maciej Dębski z Fundacji Dbam o Mój Z@sięg. Fot. Sylwester Ciszek

Nałogowe używanie nowych technologii nie wpływa na poczucie osamotnienia. Ważniejszym czynnikiem generującym depresję jest brak zadowalających relacji w rodzinie niż nadużywanie cyfrowych dobrodziejstw

To, na co warto moim zdaniem zwrócić uwagę to fakt, że ok. 20-25 proc. młodzieży deklaruje, że ich rodzice zupełnie nie interesują się światem cyfrowym swoich dzieci. Ta grupa jest potencjalnie najbardziej zagrożona zachowaniami ryzykownymi. Mogą robić w sieci mnóstwo fajnych, ale również niefajnych rzeczy – oglądać kanał, na którym ich rówieśniczka lub rówieśnik pieką ciasta albo trafić na nagrania patostreamera, bijącego swoją matkę. To oczywiście opinia młodzieży, ale żeby ją zweryfikować, prowadzimy aktualnie badania naukowe w grupie rodziców, współczesnych trzydziesto- i czterdziestolatków.

Dzieci potrzebują pomocy rodziców w użytkowaniu mediów cyfrowych?

MD: Powiedziałbym, że nie tyle pomocy, ile towarzyszenia w poznawaniu rzeczywistości cyfrowej. Nowe media wyróżniają się między innymi tym, że są bardziej angażujące, a także czynią nas równocześnie odbiorcami i twórcami treści. Do dziś widać, że wiele osób tego nie rozumie, a wielu rodziców nie docenia siły internetu. Myślą, że dając siedmiolatkowi do ręki smartfona, wyposażają dziecko bardziej w telefon niż w komputer, a to błąd.

MB: Z naszych obserwacji i badań wynika, że dzieci i młodzież często korzystają z internetu bardziej odpowiedzialnie i higienicznie od dorosłych. Dlatego, gdy mówimy o higienie korzystania z mediów cyfrowych, nie możemy skupiać się jedynie na naszych dzieciach, bo to zadanie dla całego społeczeństwa, każdego z nas, kto używa telefonu czy tabletu z połączeniem internetowym.

MD: Badania prof. Pyżalskiego z UAM pokazują że, 90 proc. młodzieży w Polsce korzysta z internetu w sposób bierny. Technicznie i manualnie są często sprawniejsi od naszego pokolenia, ale niekoniecznie potrafią aktywnie używać internetu jako narzędzia. Internet stwarza kapitalne możliwości kreacji i rozwoju, ale trzeba przesunąć punkt ciężkości z bycia odbiorcą na zostanie kreatorem czy aktorem treści.

Ten problem ilustrują dane Eurostatu, według których w Unii Europejskiej jedynie Rumuni korzystają z internetu bardziej rekreacyjnie niż my.

MB: To potwierdza, że wszyscy mamy do odrobienia lekcję z higienicznego korzystania z internetu. Rzecz w tym, że dzieci – dzięki edukacji szkolnej – mają lepszy dostęp do materiałów edukacyjnych, oczywiście o ile szkoła jest tym zainteresowana. Gorzej jest z dorosłymi, którzy często nie chcą przyjąć do wiadomości istniejących zagrożeń – tak jest na przykład z rekomendacjami WHO, które sugerują, by do drugiego roku życia dziecko nie miało kontaktu z ekranem, a do piątego maksymalnie godzinę dziennie. Rodzice, z którymi rozmawiamy, reagują na to najczęściej tak, jakbyś ich przyłapał na jakimś złym uczynku.

MD: Mnie też się zdarza dać synowi smartfona na godzinę, gdy jestem naprawdę wyczerpany i potrzebuję odpoczynku. Pamiętajmy też, że to nie smartfony są odpowiedzialne za uciekanie z rzeczywistości do świata cyfrowego. Jeśli młody użytkownik nowych technologii jest w nie tak głęboko zaangażowany, że rzuca się z pięściami na rodziców, gdy ci odbierają mu dostęp do konsoli lub komputera – albo gdy kilkulatek wrzeszczy wniebogłosy w restauracji, bo nie potrafi zjeść obiadu bez tabletu – to ich zachowanie tak naprawdę najmniej świadczy o nich samych. Fonoholizm i uzależnienie od technologii cyfrowych mówią nam za to wiele o środowisku, w którym ludzie żyją, a zwłaszcza o problemach współczesnych rodzin.

Rodziców może częściowo tłumaczyć – ale nie usprawiedliwiać – przepracowanie i zbyt duża liczba godzin, które spędzamy w pracy, często niestety kosztem budowania relacji rodzinnych. Dane OECD wskazują, że jako Polacy jesteśmy w światowej czołówce pod względem czasu spędzanego na pracy.

MB: Sytuacji tej nie poprawi moda na work-life balance i slow life, bo ona może wpłynąć na jakąś część społeczeństwa, ale nie przyniesie zmiany systemowej. Zależy nam, byśmy w Polsce na wszystkich poziomach – począwszy od instytucji państwowych, przez zakłady pracy i organizacje pozarządowe, po wspólnoty religijne i lokalne – potrafili dbać o relacje, szczególnie z najbliższymi i w rodzinach.

Dziś różne nurty wywodzące się z psychologii i związane z budowaniem kultury dialogu mówią nam, że za każdym naszym działaniem kryje się próba realizacji jakiejś potrzeby. Skoro coraz więcej czasu spędzamy w cyberprzestrzeni, to jakie potrzeby zaspakaja nam świat cyfrowy?

MB: Głównie akceptacji i relacji. Nowe technologie dały nam ogromne możliwości kreowania własnego wizerunku, czasami dosłownie oderwanego od rzeczywistości. Do tego dochodzi łatwość i szybkość gratyfikacji – w postaci lajka lub serduszka. Razem stanowi to silną pokusę szybkiego zaspokojenia potrzeby bycia akceptowanym, które oczywiście jest bardzo silne u dorastającego człowieka, ale dotyczy przecież nas wszystkich – stąd m. in. wspomniane zjawisko sharentingu czy popularność serwisów takich jak Instagram, gdzie odpowiednie filtry i wybrane kadry pokazują tylko część prawdy o ich twórcach. W szukaniu akceptacji w ten sposób nie ma oczywiście nic złego, o ile zachowujemy umiar i nie tworzymy sytuacji patologicznych. Chirurdzy plastyczni opowiadają, że zdarzają się kobiety, które przychodzą ze swoim zdjęciem podkręconym w aplikacji i proszę o poprawienie rzeczywistości, by odpowiadała wizerunkowi w sieci. Możemy się z tej anegdotki śmiać, ale wyobraźmy sobie teraz w tej sytuacji nastolatka.

MD: Ja jestem skłonny powiedzieć wprost, że internet zapełnia pustkę w relacjach. Jest wiele rodzin, które nie zdają sobie nawet sprawy, jak bardzo ich życie jest uwikłane w świat mediów cyfrowych. Dopiero po całkowitym odcięciu się od nich okazuje się, że nie potrafią ze sobą rozmawiać – pojawia się takie długie, dziwne milczenie w domu i brakuje pomysłu na spędzanie czasu wolnego. Trzy lata temu, w ramach eksperymentu, odcięliśmy w Gdyni na trzy doby sto młodych osób od mediów cyfrowych. Okazało się, że gdy młodzieży wygenerowało się cztery godziny dziennie czasu wolnego więcej – tyle przeciętnie korzysta z mediów cyfrowych dziecko w wieku szkolnym – rodzice nie wiedzieli, jak ten czas zapełnić. Nie chodzi o to, by teraz pozbyć się nowych technologii z domu, ale o to, by potrafić umiejętnie z nich korzystać, jednocześnie budując świat wartościowych relacji w realu.

Nic nie zastąpi rzeczywistych relacji w świecie pozacyfrowym?

MD: Tak twierdził zmarły niedawno Jesper Juul i my w Fundacji Dbam o Mój Z@sięg podzielamy to zdanie. Uważamy za kluczową umiejętność odróżnienie świata wirtualnego od realnego, w którym tworzymy bezpośrednie relacje fizyczne i emocjonalne. Żadne aplikacje – także te, które powstaną w najbliższych latach i będą nam jeszcze bardziej zastępowały człowieka, emitując zapachy lub czytając emocje i myśli użytkowników – nie zastąpią realnej obecności drugiej osoby. Dlatego, jeśli widzisz, że jakaś relacja w sieci jest wartościowa, to pozwól sobie ją z tej sieci wyciągnąć do „realu”.

Jak możemy sobie pomóc budować dobre relacje z bliskimi nam osobami w kontekście ekspansji nowych technologii?

MD: Zacząłbym od tego, że warto przyjrzeć się kulturze użytkowania mediów cyfrowych w naszych mieszkaniach. Drodzy małżonkowie, partnerzy i rodzice, zachęcam was, żebyście przyjrzeli się temu, gdzie korzystacie z telefonu, w jakich miejscach ładujecie swoje cyfrowe urządzenia, czy są w waszych domach takie miejsca, do których nowe technologie nie mają dostępu?

Kiedy i gdzie zatem powinniśmy odłożyć smartfony?

MD: W sypialni i przy stole. Nie ma lepszych miejsc, w których możemy zacieśniać więzi i budować wspólnotę. Nie twórzmy więc w sypialni trójkątów ze smartfonem, nie dodawajmy sobie też kolejnego członka rodziny do wyżywienia przy stole. Stwórzmy w domu jedno miejsce, do którego odkładamy nasze smartfony kiedy przyjdziemy z pracy czy ze szkoły. Nie nośmy ich wciąż przy sobie.

Gdy moja córka poprosiła mnie, bym zrobiła zdjęcie podczas zabawy z tatą, pomyślałam sobie, że zaszła jednak jakaś zła zmiana w naszych nawykach. Zamiast być tu i teraz w chwili, która nas cieszy czy zachwyca, pojawił się odruch utrwalenia jej

MB: Pamiętajmy też, że nie wszystko musi zostać nagrane, a doświadczenia z życia prywatnego mogą wręcz smakować lepiej, gdy zrezygnujemy z kolejnego utrwalenia ich telefonem. Niedawno, gdy moja córka poprosiła mnie, bym zrobiła zdjęcie podczas zabawy z tatą, pomyślałam sobie, że zaszła jednak jakaś zła zmiana w naszych nawykach. Zamiast być tu i teraz w chwili, która nas cieszy czy zachwyca, pojawił się odruch utrwalenia jej. Jaki piękny widok! Pstryk. Wyglądasz ślicznie. Pstryk! Fotografowanie codzienności stało się jej stałym elementem. Pokusa jest silna, ale warto i tutaj szukać równowagi dla dobra siebie i naszych bliskich. Na przykład poprzez świadome trenowanie być tu i teraz, bez zaburzania tego przerwą na zdjęcie.

W tym radzeniu sobie z pokusami ze strony nowych technologii przede wszystkim chodzi o świadomość i równowagę. Nie ma co stawiać sobie nierealnych celów – np. od dzisiaj zero mediów społecznościowych, a dziecku telefon dopiero na osiemnastkę. Pomóżmy dzieciom dokonywać mądrych wyborów. Możemy to robić przez cierpliwą rozmowę, obserwację naszych dzieci, budowanie dobrych wzorów zachowań i zadawanie mądrych pytań. Dzieci same będą potrafiły wyciągnąć z tego wnioski.

No dobrze, wiemy, gdzie warto odłożyć urządzenia elektroniczne, ale bywają przecież takie sytuacje, gdy smartfona trzeba w domu użyć, by na przykład opłacić rachunki.

MD: Używajmy więc go świadomie. Kluczem jest komunikacja. Jeżeli dwu- lub trzylatki, oglądające na tablecie „Świnkę Peppę”, widzą rodzica z tabletem, to na jakiej podstawie mają dojść do wniosku, że rodzic płaci rachunki? Powiedzmy im o tym, bo w przeciwnym razie dziecko będzie myślało, że nie możemy przestać oglądać Peppy i najpewniej samo będzie domagało się prawa do tego samego. Komunikujmy, że właśnie zamawiamy posiłek, zakupy, kupujemy bilety, umawiamy się z żoną czy mężem na randkę.

Andre Stern twierdzi – a my wzięliśmy sobie te słowa w Fundacji do serca – że problem z nadużywaniem internetu zaczyna się wtedy, gdy świat cyfrowy staje się jedynym dostępnym dla dziecka światem. Gdzie ma pójść pozostawione same sobie dziecko, którego rodzic, zajęty innymi sprawami, zapomni poczytać z nim książkę lub pójść na spacer? Pójdzie w świat cyfrowy. Nawet jeśli dziecko będzie miału tablet lub telefon w wieku kilku lat, ważnym jest, by nie był to jego jedyny świat. To w prostej linii oznacza, że powinnością rodziców, ale w pewnym sensie również i szkoły, jest systematyczne i kreatywne budowanie całej bogatej alternatywy dla tego, co się dzieje w sieci. I tutaj przepracowanie i zbyt duża liczba godzin spędzonych w pracy nie jest czynnikiem sprzyjającym do budowania tych analogowych alternatyw.

A czy jest jakiś uniwersalny wiek dziecka, w którym należy wyposażyć go w smartfona lub tablet?

MB: To raczej indywidualna kwestia, choć pewnie da się wskazać jakieś obiektywnie racjonalne momenty, w których warto to zrobić. Może to być czas, w którym dziecko zaczyna samo dojeżdżać do szkoły albo gdy wymaga tego jego hobby. Oczywiście, że w pewnym wieku dziecko musi mieć telefon, żeby mogło samo wrócić do domu, być bezpieczniejsze i aby móc pozostać w kontakcie z rodzicem. Jesteśmy za tym, by nie demonizować mediów cyfrowych, ale ustalać zasady ich użytkowania i trzymać się ich. Jeśli ja wczoraj musiałam spojrzeć na telefon w domu, to dobrze, żebym wytłumaczyła córce, że chodzi o sprawdzenie maila, w którym przeczytam, co ma jutro zabrać na obóz. Dziecko powinno wiedzieć, że z telefonu korzystamy „po coś”, a nie tylko w celu błądzenia wzrokiem po nagłówkach i zdjęciach.

Problem w tym, że gdy dziecko zaczyna samo gdzieś dojeżdżać komunikacją miejską lub spotykać się z przyjaciółmi w innej części miejscowości, w której mieszkamy, to rośnie w nas pokusa, by jeszcze bardziej je kontrolować za pomocą nowych technologii.

MB: Zjawisko śledzenia, a czasem wręcz szpiegowania dzieci, jest niezwykle niebezpieczne. Wyspecjalizowane aplikację pozwalają dziś nam namierzyć własne dzieci w każdej chwili, a nawet podsłuchiwać je – teoretycznie po to, by zwiększyć bezpieczeństwo dziecka, ale praktycznie tworzy to pole do nadużyć. Takie dziecko nie ma szans na kształtowanie poczucia odpowiedzialności w taki sposób, w jaki my się go uczyliśmy, bo wie, że rodzic i tak go „widzi”. Jaki sens ma w takim wypadku rozmowa i negocjowanie rozwiązań?

Moja siostra mówi swoim córkom – dziewięcio- i siedmiolatce – żeby miały swoje sprawy, do których rodzice nie mają dostępu. Prawo do prywatności i samodzielnego decydowania, o tym, co i kiedy powiedzieć rodzicom, są przecież jednym z najważniejszych etapów budowania tożsamości.

MB: To bardzo zdrowe podejście. Tymczasem tego prawa do prywatności pozbawiona jest duża część dorastającego pokolenia. Zresztą trudno mówić o prywatności, gdy wiele osób debiutowało w mediach społecznościowych jeszcze zanim się urodziło – na zdjęciu z badania USG wrzuconym do sieci przez dumnych rodziców.

Dochodzi do tego kwestia zaufania – czy raczej jego braku. To nasz wielki problem społeczny, o którym świadczą badania kapitału społecznego, jak również zaufania do innych. Jak ufać, skoro ciągle kontrolujemy – albo przynajmniej mamy możliwość kontroli?

MB: Zaufanie akurat zawsze było trudnym dobrem. Naszym rodzicom też na pewno nie było łatwo puścić nas na pierwszy obóz, nocowanie u znajomych czy nocną imprezę. Musieli się przełamać i wyrazić zgodę. Dziś jest łatwiej, skoro w każdej chwili mogę sprawdzić, czy dziecko jest tam, gdzie deklarowało, że będzie.

Jaki zatem macie komunikat do rodziców w nowym roku szkolnym?

MD: Przede wszystkim zbudujmy alternatywę dla świata cyfrowego przez wspólne spędzanie czasu, rozmowę, przytulanie i budowę relacji. Poza tym, nie bójmy się świata cyfrowego – jeśli Twoje dziecko gra, poznaj tę grę, jej bohaterów, zobacz co się w niej właściwie dzieje. Po trzecie, dbajmy o to, by w naszych rodzinach była przestrzeń na życie pozacyfrowe. Budujmy też rytuały rodzinne, bo one tworzą klimat bezpieczeństwa, którego dzieci bardzo potrzebują, a rodzina jest miejscem, w którym wszyscy jej członkowie powinni czuć się bezpiecznie. Pamiętajmy też, że domowe zasady korzystania z mediów cyfrowych powinny obowiązywać nie tylko dzieci, ale również rodziców.

MB: Dodałabym jeszcze przyjęcie postawy dialogowej i towarzyszącej. Nie róbmy z siebie mentorów, bo takie podejście w końcu przegra z faktem, że w niektórych obszarach – zwłaszcza tych związanych z nowymi technologiami – nasze dzieci będą sprawniejsze od nas.

Innymi słowy – nie musimy być szczegółowo obeznani z każdą nową technologią, by móc pokazywać, jak odpowiedzialnie i etycznie się z nią obchodzić.

MD: Jeśli edukacja jest dwustronna, to niech rodzic nie ma oporów być uczniem swojego dziecka. Spędzajmy razem czas choćby po to, by samemu się czegoś od naszych dzieci nauczyć.

MB: Twórzmy też zasady domowe. U mnie mieliśmy zwyczaj zostawiania telefonów na „wyspie” w kuchni. To było okropne rozwiązanie, bo oznaczało odkładanie smartfonów na centralne miejsce mieszkania, wokół którego nieustannie się obracaliśmy i pokusa sięgnięcia po telefon była silna, czasami był to zwykły odruch. Od kiedy wprowadziliśmy zasadę odkładania telefonów w miejsce mniej widoczne, jest dużo lepiej – polecam! Zresztą, taką skrzynkę na smartfony można zrobić z dzieciakami, tworząc przy okazji domowy kodeks i dobrze się przy tym bawiąc.

Wesprzyj Więź

MD: Jeśli masz tendencję do nadużywania jakichś aplikacji, to usuń je z pulpitu telefonu i schowaj na dalszych ekranach. Ja na przykład niektóre takie aplikacje przesunąłem do folderu nazwanego specjalnie „strata czasu” (śmiech).

Magdalena Bigaj – wiceprezeska Fundacji Dbam o Mój Z@sięg. Ekspertka w zakresie komunikacji społecznej, członkini i ekspertka Komitetu Dialogu Społecznego Krajowej Izby Gospodarczej. Trenerka komunikacji w nowych technologiach. Mama 8-letniej Marysi i 4-letniego Mikołaja.

Maciej Dębski – prezes Fundacji Dbam o Mój Z@sięg. Socjolog problemów społecznych, wykładowca akademicki, edukator społeczny, ekspert w realizacji badań naukowych, ekspert Najwyższej Izby Kontroli i Rzecznika Praw Obywatelskich. Tata 17-letniej Idy i 7-letniego Antosia.

Podziel się

Wiadomość