Zima 2024, nr 4

Zamów

Patriotyzm jest problemem

Biało-czerwony marsz „Dla Ciebie Polsko” w Święto Niepodległości. Warszawa, 11 listopada 2018 r. Fot. Krystian Maj / Adam Guz / KPRM

Widmo roszczeniowego i konsumpcyjnego patriotyzmu krąży obecnie po Polsce.

Kiedy prosi się filozofa o głos na temat patriotyzmu, czuje się on dość zakłopotany. Obawia się, że na agorze – pośród polityków, publicystów, pisarzy, reżyserów, aktorów, kaznodziejów i ludzi innych ideowych profesji, a także ludzi bez wyraźnej profesji, takich jak kibice, nikt go nie będzie chciał słuchać. Patriotyzm jest ideą, budzi emocje i mobilizuje do działania, a tymczasem zadanie filozofa kieruje go poniekąd w przeciwnym kierunku – powinien on przemyśleć patriotyzm, poddać go krytycznej ocenie, a być może nawet zrelatywizować jego pretensje.

Etymologia słowa „patriotyzm” wskazuje na ojczyznę (patria). Nie wiąże się on bezpośrednio z życiem narodu, jest on postawą wobec ojczyzny. Dopiero kiedy pojawia się państwo narodowe, staje się ono rzecznikiem patriotyzmu narodowego. Historycy mówią, że proces, w wyniku którego kształtowały się nowoczesne państwa narodowe, zaczął się w końcu XVIII wieku. Czy wcześniej nie było patriotyzmu? Oczywiście, że istniał patriotyzm dynastyczny lub republikański. W dawnej Polsce – rozwinęły się jego obydwie wersje: piastowski patriotyzm dynastyczny i jagielloński patriotyzm republikański.

Patriotyzm narodowy kształtował się w Polsce najpierw w sytuacji politycznej katastrofy, jaką była utrata państwa w okresie zaborów, a potem stawał się częścią odbudowy niepodległości państwowej po 1918 roku. Ponieważ II Rzeczpospolita nie była państwem narodowym, lecz państwem obywatelskim o zróżnicowanym składzie narodowościowym, w okresie międzywojnia dochodziło do konfrontacji patriotyzmu narodowego z republikańskim patriotyzmem obywatelskim.

Umocnienie patriotyzmu narodowego nastąpiło – co jest swoistym paradoksem dziejowym – w okresie komunizmu, który, głosząc internacjonalizm, zwalczał ideologię narodową, zwłaszcza w pierwszym okresie instalowania się w Polsce. Po Holokauście oraz zmianach granic narzuconych przez Jałtę Polska stała się krajem narodowym, zamieszkiwanym w większości przez etnicznych Polaków. Opór przeciwko komunizmowi czerpał inspirację z katolicyzmu i patriotyzmu narodowego, bowiem zarówno Kościół, jak i naród miały zostać wyeliminowane w bezklasowym społeczeństwie komunistycznym. W realnej historii żadna jednak idea nie realizuje się zgodnie ze swymi pryncypiami. Tak stało się również z komunizmem w Polsce: po 1956 roku wchłaniał on coraz bardziej pierwiastki narodowe i asymilował endecką wizję patriotyzmu, nazywając ją dla niepoznaki patriotyzmem socjalistycznym.

Spór o  rozumienie ojczyzny jest rdzeniem sporu o polski patriotyzm. Toczy się on już od ponad stu lat i pewnie szybko nie dobiegnie do końca

Jeśli chcemy dzisiaj mówić o patriotyzmie, nie można tego robić w oderwaniu od historii. Trzeba pamiętać o tym, że patriotyzm wiąże się  ze złożonym i dramatycznym doświadczeniem dziejowym, wreszcie o tym, że mamy wiele patriotyzmów i że toczą one pomiędzy sobą spór o sens polskości.

Bez uwzględnienia sporu o patriotyzm filozof musiałby skapitulować przed każdą formą patriotycznej retoryki, ale ów poznawczy dystans – motywowany poszukiwaniem prawdy o patriotyzmach – może przysporzyć mu wrogów wśród najbardziej zagorzałych patriotów. Filozof, niezależnie od tego, co go za to może spotkać, powinien zacząć swą refleksję od prostego stwierdzenia, że patriotyzm nie jest czymś oczywistym i jednoznacznym. Jest problemem. Wybór jego treści domaga się analizy i uzasadnienia.

Można rozumieć ojczyznę w sposób węższy jako materialną, kulturową i polityczną przestrzeń życia narodu. Można też ją rozumieć szerzej – jako rzeczpospolitą, a więc przestrzeń ludzkiego rozwoju obywateli, reprezentujących różne narodowości, religie i światopoglądy. Spór o  rozumienie ojczyzny jest rdzeniem sporu o polski patriotyzm. Toczy się on już od ponad stu lat i pewnie szybko nie dobiegnie do końca. Mimo że racjonalność patriotyzmu obywatelskiego opiera się na mocniejszych argumentach, analiza stanu umysłów współczesnych Polaków wcale nie prowadzi do wniosku, że jest on postawą dominującą.

Alfred M. Wierzbicki, „Kruche dziedzictwo. Jan Paweł II od nowa”, Wydawnictwo Więź, Warszawa 2018

Warto przytoczyć tu dwie refleksje na temat polskości sformułowane już kilka dekad temu. Są to przemyślenia Jana Józefa Lipskiego i św. Jana Pawła II. Autor eseju „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy” uważa, że potrzebne jest etyczne oczyszczenie patriotyzmu. „Dlatego właśnie powstał ten szkic – z myślą o tym, jak bardzo rozpowszechniła się w Polsce ksenofobia i megalomania narodowa, choć nie sądzę by było to zawsze równoznaczne z ostrym szowinizmem”. Zaś papież nie bez goryczy zauważa: „Polskość to w gruncie rzeczy  wielość i pluralizm, a nie ciasnota i zamknięcie. Wydaje się, że ten «jagielloński» wymiar polskości, o którym wspomniałem, przestał być, niestety, w naszych czasach czymś oczywistym”.

Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie o genezę megalomanii narodowej i ksenofobii. Faktem jest, że są one dziedziczone z pokolenia na pokolenie i utrwalają się w syndromie narodowego narcyzmu, petryfikującego zarówno momenty chwały, jak i momenty bólu czy porażki. Chwała zostaje przypisana geniuszowi i bohaterstwu narodu, zaś porażka – nieprzyjaznej działalności wrogów znajdujących się na zewnątrz, ale również wewnątrz narodu. Narodowy narcyzm zakłada manichejski podział na swoich, którzy są dobrzy i obcych, którzy są źli. Wzmacnia go utożsamienie wspólnoty narodowej ze wspólnotą religijną, jak ma to miejsce w sarmatyzmie i mesjanizmie.

Bez wątpienia na treść patriotyzmu wpływa polityka historyczna oraz towarzysząca jej debata.  Przeciwstawianie pedagogiki dumy pedagogice wstydu opiera się na fałszywym założeniu, jakim jest schemat manichejski. W dojrzałym życiu – czy to osobowym, czy zbiorowym – należy dążyć do realistycznego obrazu siebie. Tylko świadomość oparta na niezafałszowanej pamięci buduje tożsamość. Powiedzmy to wyraźnie: megalomania narodowa i ksenofobia są objawem zaburzenia tożsamości narodowej, a agresja, którą często wyzwalają, staje się irracjonalnym sposobem rozładowania lęku i niepewności.

Nie wystarczy ani strategia Sienkiewicza, ani strategia Żeromskiego. Nie gwarantują one pojednania i wyjścia z fatalizmu wrogości

Najtrudniej poradzić sobie z bolesną pamięcią. Jest to zarówno pamięć ofiar, jak i pamięć sprawców zła. W pamięci narodowej częściej eksponuje się doznane krzywdy aniżeli zło wyrządzone przez członków narodu. Mogłoby się wydawać, że dostępne są nam tylko dwie terapie narodowe: pisać ku pokrzepieniu serc lub rozdrapywać rany. Nie wystarczy ani strategia Sienkiewicza, ani strategia Żeromskiego. Nie gwarantują one pojednania i wyjścia z fatalizmu wrogości. Pojednanie może się dokonywać tylko pomiędzy ludźmi nadziei przekraczającej ograniczenia przeszłości.

Nadzieja – chociaż jest skierowana ku przyszłości i stanowi projekcję marzeń o lepszym świecie – czerpie swą siłę z poznania prawdy o przeszłości. Dlatego bardziej ją budują ludzie o mentalnym pokroju Żeromskiego, Wyspiańskiego, czy Brzozowskiego – niewahający się przed mówieniem prawd trudnych. Wymieniam twórców literatury, ale współcześnie po 1989 roku zadanie to wypełniali znakomicie historycy zajmujący się m.in. napięciami narodowościowymi w II Rzeczypospolitej, Zagładą, stosunkami polsko-żydowskimi po Zagładzie, rozrachunkami z PRL. Do tego mamy kilka szczerych do bólu filmów z ostatnich lat. Otrzymujemy bardziej złożony obraz przeszłości: są w nim i bohaterstwo, i niegodziwość.

Z bólem narodowym, podobnie jak z każdym innym przypadkiem zranienia, należy obchodzić się delikatnie. Nie można jednak ulegać moralnemu szantażowi, że szarga się świętości narodowe i działa się bez miłości do własnego narodu. To ostatnie pojęcie jest zresztą kłopotliwe, na co zwróciła uwagę Hannah Arendt w polemice z Gershomem Sholemem. „Masz zupełną rację – nie kieruje mną wcale «miłość» tego rodzaju z dwóch powodów: nigdy w życiu nie darzyłam «miłością» żadnego narodu czy zbiorowości – ani narodu niemieckiego, ani francuskiego ani amerykańskiego, ani klasy robotniczej, ani niczego w tym rodzaju. W istocie kocham «tylko» mych przyjaciół, a jedynym rodzajem miłości, jaki znam i w jaki wierzę, jest miłość do osób. Po drugie, owa «miłość do Żydów» wydawałaby mi się czymś dość podejrzanym. Nie potrafię kochać samej siebie, ani niczego, co stanowi integralną część mej własnej osoby”.

Megalomania narodowa i ksenofobia są objawem zaburzenia tożsamości narodowej

Patrzę tak samo. Błędem jest twierdzenie, że patriotyzm to forma miłości. Przyczyną i adresatem miłości może bowiem być tylko osoba. Miłość do rodaków jest szczególnym przypadkiem miłości bliźniego, a ta kategoria jest uniwersalna – jakikolwiek ekskluzywizm byłby jej negacją. Patriotyzm jawi się raczej jako forma sprawiedliwości społecznej. Z racji przynależności do wspólnoty – a chodzi tu i o naród, i o ojczyznę (dwie nie całkiem tożsame wspólnoty) – należna jest jej służba ze strony swych członków. Ideę tak rozumianego patriotyzmu zwięźle ujął John F. Kennedy w słynnym przemówieniu na inaugurację prezydentury: „Nie pytaj, co daje ci Ameryka. Zastanów się, co ty możesz dla niej zrobić”.

Wesprzyj Więź

Nie znaczy to, że sprawiedliwość społeczna jest antytezą sprawiedliwości dystrybutywnej. Obydwie formy warunkują się i dopełniają, natomiast przerost roszczeń degeneruje samą zasadę sprawiedliwości. Niestety, widmo roszczeniowego i konsumpcyjnego patriotyzmu krąży obecnie po Polsce. Widać je nie tylko u nas, daje o sobie znać wszędzie tam, gdzie idea dobra wspólnego ulega atrofii na rzecz haseł populistycznych, podszytych megalomanią narodową i ksenofobią.    

Narodowy szowinizm eksploduje dziś nie tylko podczas ksenofobicznych manifestacji na ulicach, w gestach i słowach pogardy dla uchodźców, w fizycznej przemocy wobec zagranicznych studentów, ale zwraca się on także przeciwko samym Polakom, dzielonym na „lepszy” i „gorszy” sort. Czy trzeba przekonywać, że patriotyzm wykluczający sam siebie kompromituje? Ryzyko eskalacji „wojny polsko-polskiej” czyni filozofa bezradnym. Wie on, że argumenty ustępują przed nastrojami. Chciałby również wierzyć, że nastroje, nawet jeśli mają siłę cyklonów, przemijają i wtedy po katastrofie zaczyna się cenić – przynajmniej na jakiś czas – refleksję.

Tekst wystąpienia wygłoszonego dziś w dyskusji panelowej „Etyka życia publicznego” podczas XI Ogólnopolskiego Zjazdu Filozoficznego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (9-14 września 2019 r.)

Podziel się

Wiadomość