Czy Sąd Najwyższy przyjmie do rozpatrzenia wniosek Towarzystwa Chrystusowego, kwestionujący podstawę prawną wyroku przyznającego milionowe zadośćuczynienie ofierze (obecnie byłego już) zakonnika?
Już jutro, 4 września 2019 r., Sąd Najwyższy dokona wstępnego rozpatrzenia skargi kasacyjnej złożonej przez zgromadzenie chrystusowców. Informację o tym fakcie potwierdził w rozmowie z „Więzią” mec. Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik prawny Towarzystwa Chrystusowego.
Środowa decyzja Sądu Najwyższego to tzw. przedsąd – czyli orzeczenie w kwestii przyjęcia (lub nie) skargi kasacyjnej do rozpoznania. Zgodnie z obowiązującym prawem, decyzję taką podejmuje Sąd Najwyższy w jednoosobowym składzie na posiedzeniu niejawnym. Skarga kasacyjna jest nadzwyczajnym środkiem zaskarżenia w procesie cywilnym. W tym przypadku o kasację wyroku wnosi zgromadzenie zakonne, które odmawia przyjęcia odpowiedzialności finansowej za czyny swojego byłego członka.
Wina i odpowiedzialność
Nie mamy zatem do czynienia z próbą zakwestionowania winy Romana B., która stwierdzona została ponad wszelką wątpliwość w procesie karnym. W uzasadnieniu tego wyroku sędzia pisał, że duchowny uczynił z dziewczynki „niewolnicę seksualną”… W procedurze karnej dziwne wydaje się jedynie znaczące obniżenie wysokości wyroku z (pierwotnie zasądzonych) ośmiu lat pozbawienia wolności najpierw na cztery i pół, a ostatecznie – cztery lata. Za okoliczność łagodzącą sąd uznał między innymi opinię biegłego, że zakonnik jest sprawcą preferencyjnym.
W „Więzi” uzasadnienie to krytykował o. Adam Żak SJ, koordynator Konferencji Episkopatu Polski do spraw ochrony dzieci i młodzieży, twierdząc, że jest to „defekt w kształceniu prawników”. Stwierdzono bowiem, że „jeśli ktoś ma zaburzenie w formie skłonności pedofilskich, to sąd może być skłonny uznać, że ma on mniejszą kontrolę nad swoimi zachowaniami, co staje się okolicznością łagodzącą. A powinno być odwrotnie: należy uznać, że pedofile (tzw. sprawcy preferencyjni) to przestępcy z premedytacją, którzy świadomie budują relacje zorientowane na wykorzystanie dziecka. To powinna być okoliczność nie łagodząca, lecz zaostrzająca karę”.
W efekcie obniżenia wymiaru kary sprawca wyszedł z więzienia i od 2012 r. do 2017 r. przebywał na wolności, mieszkając w domu swego zgromadzenia zakonnego, pełniąc w ograniczonym zakresie posługi kapłańskie. Nie ograniczano jednak jego kontaktów ze światem. Posługując się komunikatorami internetowymi, próbował wtedy nawiązywać relacje z niepełnoletnimi dziewczynkami.
„Działania zgromadzenia były nakierowane na ratowanie współbrata przed więzieniem, a całkowicie lekceważyły ofiarę” – mówi Paweł Kostowski, autor petycji „Żądamy wycofania skargi kasacyjnej przez zakon chrystusowców”
Nie to jest jednak meritum procesu, który trafia obecnie przed Sąd Najwyższy. Tu chodzi o zaskarżenie przez Towarzystwo Chrystusowe – prawomocnego już – wyroku w sprawie cywilnej, jaki skrzywdzona kobieta (wówczas 13-latka), wielokrotnie wykorzystana seksualnie przez ks. Romana B., wytoczyła zakonowi. W procesie tym zapadł wyrok sądu okręgowego, podtrzymany przez sąd apelacyjny w Poznaniu, zasądzający powódce zadośćuczynienie za krzywdę w kwocie 1 mln złotych z odsetkami oraz comiesięczną rentę w wysokości 800 zł (osoba pokrzywdzona określona została przez reporterkę Justynę Kopińską jako Kasia, zatem i ja będę się tym imieniem dalej posługiwał).
Odpowiedzialność cywilna zgromadzenia zakonnego została orzeczona z – absolutnie bezprecedensowym w Polsce w odniesieniu do kościelnej osoby prawnej – powołaniem się na art. 430 Kodeksu cywilnego, dotyczący odpowiedzialności zwierzchnika za podwładnego. Mowa tam o odpowiedzialności osoby powierzającej komuś wykonanie jakiejś czynności, gdy przy jej wykonywaniu wyrządzona zostaje szkoda zawiniona przez podwładnego. Nie jest tu niezbędne stwierdzenie win czy zaniedbań ze strony zwierzchnika. Przepis ten przewiduje odpowiedzialność szerszej struktury za działanie w jej ramach osób, którym powierzono wykonywanie konkretnych czynności, opartą na zasadzie ryzyka.
Chrystusowcy konsekwentnie kwestionowali zasadność zastosowania art. 430, podtrzymując tezę, że sprawca działał „na własny rachunek”, a nie „w imieniu” zgromadzenia, powinien więc ponosić osobistą odpowiedzialność przed ofiarami, które skrzywdził oraz przed prawem, a odpowiedzialności tej nie da się przenieść na zgromadzenie zakonne, którego był członkiem.
Po pewnych wahaniach chrystusowcy wypłacili zasądzoną prawomocnie kwotę oraz rentę z wyrównaniem. Pokrzywdzona nie odebrała jednak tej sumy (spoczywa ona w depozycie), gdyż w razie podważenia wyroku przez Sąd Najwyższy ofiara duchownego musiałaby zwracać całą kwotę wraz z odsetkami, a być może również ponieść wysokie koszty procesu.
Milczenie chrystusowców
Najdziwniejsze w całej sprawie jest to, że konsekwentnie od długiego czasu milczą na jej temat sami chrystusowcy. Wcześniej się wypowiadali (również niezbyt mądrze, delikatnie mówiąc). Od dłuższego czasu jednak zgromadzenie do wystąpień w tej sprawie deleguje nie któregokolwiek z zakonników, lecz wyłącznie adwokata reprezentującego chrystusowców w sądzie.
Rzecznikiem prasowym Towarzystwa Chrystusowego jest od 12 lat ks. Jan Hadalski. W styczniu 2017 r. udzielił dość kuriozalnego wywiadu dla Katolickiej Agencji Informacyjnej, w którym starał się głównie nie odpowiadać na zadawane przez dziennikarza pytania. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że po takim występie chrystusowcy zmienili rzecznika. Ks. dr Hadalski jest nim nadal, a ostatnio otrzymał także nową funkcję: 1 sierpnia br. został rektorem poznańskiego Wyższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.
Ks. Hadalski to dość nietypowy rzecznik, gdyż nie ogłasza publicznie swojego adresu mejlowego ani numeru telefonu. Gdy już jednak dziennikarz do niego dotrze – chętnie odpowiada, tyle że nie w sprawie Kasi i skargi kasacyjnej. Podobnie było teraz, gdy poprosiłem go o wypowiedź: „zgodnie z decyzją przełożonych, do czasu ostatecznego rozpatrzenia przez Sąd Najwyższy skargi kasacyjnej w tej sprawie w imieniu zgromadzenia wypowiada się tylko mecenas Wyrwa. Dotyczy to także kwestii przebiegu procesu kanonicznego”. Próbowałem dopytywać, dlaczego tak się dzieje, wszak adwokat skupia się wyłącznie na kwestiach prawnych, a zakonnicy mogliby dodać perspektywę miłości chrześcijańskiej. Dowiedziałem się jedynie, że „były powody, dla których przełożeni zdecydowali o takiej formie kontaktu z mediami”.
Być może powody te związane z faktem, że chrystusowcy czują się obecnie ofiarą niesprawiedliwych ataków. Ks. Hadalski wspomniał bowiem o nieobiektywnych publikacjach, „często skrajnych i wywołujących niechęć, a nawet nienawiść do wszystkich chrystusowców”. W krótkiej wymianie korespondencji ze mną dwukrotnie pisał o rodzącej się „nienawiści do Zgromadzenia i wszystkich jego członków”.
Przy takiej polityce informacyjnej zgromadzenia nie sposób jednak dowiedzieć się, o jakie nieścisłości chrystusowcom chodzi. Jest to polityka informowania jedynie o tym, o czym nie da się nie poinformować, i wtedy, kiedy już dłużej opóźniać się nie da. Najlepszym przykładem jest tu długi brak jakiejkolwiek informacji o wydaleniu Romana B. z kapłaństwa i zakonu. Dopiero 17 września 2018 r. (tuż przed rozprawą cywilną w sądzie apelacyjnym) ks. Jan Hadalski – odpowiadając na pytania KAI – poinformował, że krzywdziciel Kasi nie jest już osobą duchowną, ani członkiem zgromadzenia. Tyle że ks. Roman został wydalony ze stanu duchownego 9 miesięcy wcześniej, 19 grudnia 2017 roku! Zaś dekret wydalający go ze zgromadzenia nosi datę 25 czerwca 2018 r. Dlaczego chrystusowcy uznali, że te decyzje nie powinny być ogłaszane publicznie – pozostaje ich tajemnicą.
Chrystusowcy czują się ofiarą niesprawiedliwych ataków. W krótkiej wymianie korespondencji ze mną ich rzecznik dwukrotnie pisał o rodzącej się „nienawiści do Zgromadzenia i wszystkich jego członków”
Dziwnymi torami toczył się także proces kanoniczny przeciwko ks. B. Do dziś nie wiadomo zresztą, kiedy został on wszczęty, ani kiedy chrystusowcy zgłosili sprawę swego współbrata do Stolicy Apostolskiej, do czego są zobowiązani przepisami kościelnymi. Nie wiedział nic o tym procesie przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, który w styczniu 2017 r. (po opublikowaniu w „Dużym Formacie” reportażu Justyny Kopińskiej) apelował do generała chrystusowców „o jak najszybsze przeprowadzenie kanonicznego postępowania karno-administracyjnego w tej sprawie”.
W odpowiedzi abp Gądecki dowiedział się od ks. Ryszarda Głowackiego, przełożonego generalnego zgromadzenia, jedynie, że „kanoniczny proces karno-administracyjny – zgodnie z poleceniem Stolicy Apostolskiej – został wszczęty i jest w toku. Trybunał został powołany i trwają czynności procesowe”. Zapewniał on jednocześnie przewodniczącego episkopatu, że chrystusowcy dołożą „wszelkich starań, aby sprawę zakończyć jak najszybciej”.
Daty wszczęcia procesu ani przekazania dokumentów do Stolicy Apostolskiej nie podano jednak do wiadomości publicznej. Do dziś pozostaje ona tajemnicą chrystusowców. Od mec. Wyrwy usłyszałem na ten temat tylko zapewnienia, że „zakon od razu podjął działania kanoniczne”. Co jednak znaczy „od razu”? Tu adwokat stwierdził, że procedury kanoniczne zostały rozpoczęte „z chwilą prawomocnego skazania”.
A przecież prawomocny wyrok w sprawie karnej w sądzie państwowym zapadł w lipcu 2010 r.! Tymczasem w procesie kanonicznym ostateczny werdykt pojawił się dopiero siedem i pół lat później. Nie uwierzę, że w sprawie krzywdy tak oczywistej i tak okrutnej Kongregacja Nauki Wiary musiała aż tak długo pracować. Owszem, młyny watykańskie mielą powoli, ale nie aż tak skandalicznie powoli. Zresztą – jak wskazywał oburzony działaniami chrystusowców o. Adam Żak – „postępowanie kościelne powinno rozpocząć się w momencie wykrycia czynów przestępczych, a najpóźniej po prawomocnym wyroku sądu”. Dyrektor Centrum Ochrony Dziecka zresztą surowo krytykował chrystusowców (zob. tekst „Czego uczy krzywda Kasi?”), co nie spotkało się z żadną publiczną odpowiedzią.
Głos ma adwokat chrystusowców
Jednak to nie zaniedbania zgromadzenia stają się przedmiotem rozważań Sądu Najwyższego. Wracam więc do wniosku kasacyjnego – mec. Krzysztof Wyrwa odmówił przekazania mi jego treści, powołując się na objęcie całego postępowania wyłączeniem jawności, co, jego zdaniem, obejmuje także pisma procesowe. Chętnie natomiast przekazał mi swoją perspektywę całej sprawy.
W jego ujęciu złożona skarga kasacyjna jest niezwykle istotna nie tylko dla chrystusowców i nie tylko dla innych instytucji kościelnych, lecz dla przyszłości porządku prawnego Rzeczypospolitej. Argumentacja chrystusowców odwołuje się bowiem do tezy, że działania przestępcze miały miejsce „przy okazji” wykonywania zleconych przez zakon czynności, a nie „w związku” z nimi. Adwokat zgromadzenia argumentuje, że przecież przełożeni nie zlecali ks. B. czynności gwałcenia nastolatki. Sprawca działał wtedy w imieniu własnym, a nie w imieniu czy tym bardziej na rzecz zakonu. Według mecenasa sposób interpretacji art. 430 kodeksu cywilnego w tej sprawie przez Sąd Najwyższy będzie miał olbrzymie znaczenie dla przyszłości polskiego prawa.
Warto więc przypomnieć treść tego przepisu: „Kto na własny rachunek powierza wykonanie czynności osobie, która przy wykonywaniu tej czynności podlega jego kierownictwu i ma obowiązek stosować się do jego wskazówek, ten jest odpowiedzialny za szkodę wyrządzoną z winy tej osoby przy wykonywaniu powierzonej jej czynności”. Kluczowe znaczenie ma tu, jak się wydaje, rozszerzająca lub zawężająca interpretacja słów „przy wykonywaniu tej czynności”.
Adwokat zgromadzenia argumentuje, że przełożeni nie zlecali księdzu B. czynności gwałcenia nastolatki. Sprawca działał więc w imieniu własnym, a nie w imieniu czy tym bardziej na rzecz zakonu
Analizą słuszności zastosowania tego artykułu w sprawie chrystusowców zajmował się już sąd apelacyjny. Nie sposób streścić tu całej jego argumentacji. W moim przekonaniu najważniejsze wydają się zdania: „Sąd doszedł do przekonania, iż R. B. wyrządził szkodę przy wykonaniu powierzonych mu czynności duszpasterskich, choć niewątpliwie działał w celu osobistym. […] gdyby R. B. nie był księdzem i nie wykorzystał swojej funkcji księdza do zdobycia zaufania pokrzywdzonej, szkoda nie zostałaby wyrządzona. […] nie sposób podzielić twierdzeń apelacji, iż przypisanie odpowiedzialności kościelnym osobom prawnym za nadużycia seksualne księdza […] możliwe jest wyłącznie wówczas, gdy przełożeni tej jednostki wiedzieli o tych nadużyciach, tolerowali je, ukrywali albo zaniechali działań niweczących niewłaściwe postępowanie księdza. Odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej na gruncie obowiązującego kodeksu cywilnego nie różni się od odpowiedzialności innych osób prawnych, w tym Skarbu Państwa”.
Za okoliczność dziwną, jeśli nie podejrzaną, uważa Krzysztof Wyrwa zbieżność daty przedsądu (4 września) z zapowiedzianym na 12 września rozpatrywaniem w Sejmie projektu ustawy przewidującej rezygnację ze wstępnej selekcji skarg kasacyjnych w Sądzie Najwyższym. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości uznają tę jednoosobową niejawną procedurę za niewłaściwą. Według autorów projektu decyzje takie powinny być podejmowane zawsze w składzie kolegialnym. Krytycy nowelizacji odpowiadają na to, że likwidacja przedsądu zmusi Izbę Cywilną Sądu Najwyższego do rozpatrywania wszystkich skarg kasacyjnych, co niechybnie doprowadzi do paraliżu tej instytucji oraz do wieloletniego oczekiwania na rozstrzygnięcia spraw.
W rozmowie telefonicznej mec. Wyrwa odpowiadał na moje pytania rzeczowo i konkretnie. Wyraźnie linia rozumowania prawnego w imieniu chrystusowców jest precyzyjnie ustalona. Adwokat ożywił się jednak, a wręcz zareagował gwałtownie, gdy spytałem go o pojawiające się w przestrzeni publicznej apele do zgromadzenia o wycofanie skargi kasacyjnej. Uznał takie sugestie za skandaliczne – jest to bowiem żądanie od zakonu, żeby zrezygnował z przysługujących mu praw. „To tak jakby ktoś teraz zaapelował do PO, żeby wycofała się z wyborów” – powiedział. Zresztą, stwierdził mec. Wyrwa, „co nas obchodzą głosy osób fizycznych; my żądamy rozpoznania sytuacji prawnej”.
Głos ma wychowanek chrystusowców
Ciekawe jednak, że autorem najszerzej znanej petycji żądającej wycofania skargi kasacyjnej jest wychowanek chrystusowców, Paweł Kostowski. To niespełna 30-letni montażysta telewizyjny, autor wielu filmów ewangelizacyjnych i pro life, m.in. wstrząsających opowieści o traumie poaborcyjnej. Od siedmiu lat uczestniczy w Ruchu Czystych Serc, młodzieżowym duszpasterstwie chrystusowców.
Kostowski nawiązał przez Facebooka kontakt z Kasią, która od maja br. prowadzi swój blog. Czytał jej wspomnienia, wysłuchał jej relacji. Próbował bezskutecznie zainteresować tematem przyjaciół i duszpasterzy z Ruchu Czystych Serc. Wstrząśnięty, napisał petycję „Żądamy wycofania skargi kasacyjnej przez zakon chrystusowców”, którą opublikował w internecie. W ciągu trzech tygodni podpisało ją już ponad 10 tysięcy osób.
Art. 430 Kodeksu cywilnego dotyczy odpowiedzialności zwierzchnika za podwładnego, który spowodował zawinioną szkodę przy wykonywaniu zleconej czynności. Nie jest tu niezbędne stwierdzenie winy zwierzchnika
Dlaczego Paweł Kostowski tak intensywnie zajął się tą sprawą? Tak sam to wyjaśnia:
„Gdybym był jazzmanem, to bym pisał o Krzysztofie Sadowskim. Jestem w Ruchu Czystych Serc, to zajmuję się chrystusowcami. Napisanie takich słów o moim Kościele to naprawdę przekroczenie dla mnie pewnych granic i pewnego tabu. Jednak w tej sprawie nie można chronić instytucji kosztem życia człowieka, a majątek nie jest najważniejszą rzeczą w Kościele.
Zresztą gdyby chrystusowcy zachowali się przyzwoicie po aresztowaniu Romana B., to prawdopodobnie do procesu cywilnego w ogóle by nie doszło. Kasia podjęła walkę o zadośćuczynienie finansowe dopiero kilka lat później. Tyle że przez te wszystkie lata nikt ze strony zgromadzenia nie skontaktował się z nią. Jedyny kontakt był przez prawników, którzy atakowali ją przed sądem. To mnie oburza. Ja też się uważam za część Kościoła. I dlatego powstała ta petycja. Możemy – również jako katolicy – wyrazić w ten sposób swój sprzeciw wobec tej niesprawiedliwości. Proszę o poparcie zarówno wierzących, jak i niewierzących”.
Kostowski posługuje się również innymi niestandardowymi metodami działania. Zadzwonił do domu rekolekcyjnego, w którym ks. B. nocował w jednym pokoju z 13-letnią Kasią. Przedstawił się jako ksiądz i bez trudu uzyskał zgodę na wynajęcie pokoju dla siebie i „zaprzyjaźnionej” dziewczynki. Nagranie rozmowy opublikował w internecie – ku przestrodze. Całe szczęście, w innym domu rekolekcyjnym, do którego także Roman B. zawiózł Kasię, stanowczo obecnie odmówiono telefonującemu „duchownemu” zajmowania wspólnego pokoju z nastolatką.
Zrezygnować z praw?
Według mec. Wyrwy, autorzy internetowej petycji „musieli wiedzieć o przedsądzie”. Dlaczego? Bo petycja pojawiła się, jego zdaniem, w internecie dwa dni przed ogłoszeniem przez Sąd Najwyższy, że będzie wstępnie rozpoznawał sprawę. Gdy stwierdziłem, że sam widziałem petycję online dużo wcześniej, mec. Wyrwa uznał, że może się pod tym względem mylić. Podtrzymał zaś tezę, że petycja to działanie skandaliczne, gdyż jej autorzy oczekują rezygnacji z przysługujących każdej osobie praw.
Kostowski odpowiada: „Nie odmawiam chrystusowcom prawa do złożenia skargi. Moja petycja jest tylko zachętą, żeby z tego prawa nie korzystali. Gdy ktoś dostanie mandat za przekroczenie prędkości, to też ma możliwość odwoływania się i zarzucania np. braku precyzji pomiaru. Ma nawet prawo składania do sądu pism bez podpisu i w ten sposób przedłużania sprawy – jak Krzysztof Hołowczyc. Są jednak ważne powody, żeby tego nie robić.
„Nie odmawiam chrystusowcom prawa do złożenia skargi – mówi Paweł Kostowski. – Moja petycja jest tylko zachętą, żeby z tego prawa nie korzystali”
Po pierwsze, działania zgromadzenia były nakierowane na ratowanie współbrata przed więzieniem, a całkowicie lekceważyły ofiarę. Również obecnie chrystusowcy nie przejmują się kosztami psychicznymi skargi kasacyjnej dla ofiary Romana B. Dla mnie zaś najważniejsze jest dobro Kasi – to jest ważniejsze od wszystkich innych celów. Po drugie, ja i wielu innych ludzi wpłacaliśmy pieniądze na konto Towarzystwa Chrystusowego nie po to, żeby wydawano je na prawników mających sprawić, by pedofil wyszedł szybciej z więzienia. Po trzecie, zgromadzenie odwołuje się do wartości chrześcijańskich i poucza ludzi o moralnym życiu. Z tego powodu prowadzenie publicznych debat o moralności postępowania chrystusowców jest szczególnie zasadne”.
Pytam Pawła Kostowskiego o to, jak się teraz odnajduje w Kościele. „Owszem, odkryłem nową twarz Kościoła. Do niedawna miałem bardziej idealistyczne przekonanie o świecie, Kościele i zakonie. Ale na pewno nie odejdę od Kościoła z tego powodu. Bywały gorsze czasy w historii i Kościół jakoś się odnawiał. Modlę się regularnie i za Kasię, i za chrystusowców. Żałuję tylko tego, że tak późno się tą sprawą zająłem. Początkowo myślałem, że to temat nieistotny”…
*
Według obecnie obowiązujących przepisów kodeksu postępowania cywilnego, Sąd Najwyższy „przyjmuje skargę kasacyjną do rozpoznania, jeżeli:
1) w sprawie występuje istotne zagadnienie prawne;
2) istnieje potrzeba wykładni przepisów prawnych budzących poważne wątpliwości lub wywołujących rozbieżności w orzecznictwie sądów;
3) zachodzi nieważność postępowania lub
4) skarga kasacyjna jest oczywiście uzasadniona”.
Decyzja już jutro.
Komentarz Zbigniewa Nosowskiego ze stycznia 2017 r.: „Pokuta chrystusowców”
PS. Wniosek kasacyjny został przyjęty do rozpatrzenia przez Sąd Najwyższy. Nie oznacza to zajęcia przez SN jakiegokolwiek stanowiska w kwestii zasadności wniosku.
Trzeba być bardzo nierozsądnym, aby napisać taki tekst, w którym żąda się, aby za przestępstwo pedofila miał płacić zakon, który o czynach przestępczych nic nie wiedział.
Pani Krystyno moim zdaniem są dwie możliwości: 1. Jeżeli „zakon” nie wiedział to bardzo źle, że tak słabo interesuje się osobami, które należą do jednego zakonu, a które powinny być jak rodzina. I winą jest brak tej wiedzy, a więc zaniedbanie. 2. Ktoś z zakonu wiedział o całej sprawie i ją tuszował. Może tutaj wina jest bardziej oczywista, ale podobnie jak w pierwszym przypadku nie da się obronić tezy, że zakon jest bez winy. To tego dochodzi brak wsparcia i szacunku wobec ofiary w trakcie procesu. Niesamowite, że tak mogą zachowywać się chrześcijanie…
Mam bardzo niejednoznaczne stanowisko w tej sprawie.
Jako członek Kościoła oczywiście skłaniam się do „ewangelicznej” rezygnacji z dochodzenia swoich praw, co – jak trafnie zauważa cytowany tu w innym tekście Tomasz Terlikowski – byłoby dla chrystusowców bez porównania korzystniejsze wizerunkowo.
Natomiast jako prawnik w pełni podzielam twierdzenia mec. Wyrwy, że zagadnienie prawne jest bardzo istotne dla przyszłości podobnych spraw w Polsce i że techniczna poprawność wyroku II instancji może być kontrowersyjna. W takich sytuacjach dobrze, by wypowiedział się Sąd Najwyższy, bo jego orzeczenia mają nieporównanie większy oddźwięk wśród prawników, co daje nadzieję na ukształtowanie się jednolitej linii orzeczniczej w całym kraju (co kluczowe ze względu na zasadę równości wobec prawa). Gdyby SN się nie wypowiedział (już wiemy, że to na szczęście zrobi), posypałyby się podobne pozwy i wyroki – i któryś zapewne trafiłby ostatecznie przed SN, tyle że później, co kosztowałoby wszystkie strony takich spraw mnóstwo niepewności (a w konsekwencji stresu i pieniędzy).
Być może najlepszym rozwiązaniem byłoby więc niewycofywanie skargi połączone z publiczną zapowiedzią, że także w przypadku korzystnego dla chrystusowców rozstrzygnięcia zapłacą oni „Kasi” tę samą sumę…? No ale wygląda na to, że żadne podobne zapowiedzi nie będą miały miejsca, pozostaje nam więc czekać na decyzję SN. Jako prawnik zapoznam się z nią z wielkim intelektualnym zainteresowaniem. Jako katolik i jako człowiek – z bólem serca. Bez względu na jej treść.
Problemem jest olbrzymia jak dla mnie zwykłego człowieka wysokość odszkodowania, jakie Pani Kasia za swoje niewątpliwe cierpienia otr,ymala. Sąd p zyznajac je w tej wysokopwaxi powiększył i przyczynił się do powiększenia traumy tej kobiety, co jest ewidentnie widoczne w tym co o sobie pisze na swoim blogu.
Drugi problem dotyczy wątpliwej wg mnie odpowiedzialności zwierzchniej Zakonu za te czyny ks. B. Gdybyż to zostali skazani za krycie sprawcy, brak reakcji, niezmienianie procedur, czy wszystkie realne przewiny, jakich w tej sprawie się dopuścili, to łatwo rzucaloby się w nich kamieniami. W tej sytuacji utrzymanie takiego wyroku będzie z olbrzymią szkodą dla całego naszego społeczeństwa.