Standard obecnej władzy to bezprawie motywowane wąsko rozumianym interesem politycznym.
Ujawniona przez Onet wymiana korespondencji między byłym już wiceministrem sprawiedliwości Łukaszem Piebiakiem a kobietą o imieniu Emilia jest przedmiotem licznych komentarzy i kontrowersji w całym kraju. Treść słusznie krytykowanego postępowania wiceministra w zasadzie sprowadza się do uzgadniania aktywnego dyskredytowania sędziów przeciwnych działaniom rządu w zakresie wymiaru sprawiedliwości, nie wykluczając także zachowań po prostu niemoralnych czy wykraczających poza dozwolone prawem. Jednakże spośród wielu bulwersujących stwierdzeń, które padły między wiceministrem a jego interlokutorką, jedno wydaje się najbardziej zatrważające: „za czynienie dobra nie wsadzamy”.
Takie zapewnienie – złożone przez ówczesnego reprezentanta władzy wykonawczej osobie podejmującej wątpliwe prawnie działania przeciwko sędziom – jest sprzeczne z wszelkimi możliwymi do wyobrażenia standardami. Dowodzi, jak bardzo ideał moralnej odnowy pod hasłami prawa i sprawiedliwości sięgnął bruku, lecz także jak usilnie obecna władza wykonawcza dąży do sprawowania władzy sądzenia, w rezultacie czyniąc samą siebie bezkarną i wolną od jakiejkolwiek odpowiedzialności. To zdanie to przecież nic innego jako sui generis obietnica bezkarności, jeśli tylko zainteresowana współpracą osoba będzie działać na rzecz wąsko rozumianego interesu politycznego.
Każdy obywatel winien teraz zadać ministrowi sprawiedliwości proste pytania: co to znaczy „czynienie dobra”? Kto ma władzę „wsadzania” i decydowania „o tym, co dobre, a co złe”? Czy „czynieniem dobra” jest uciekanie się do preparowanych argumentów ad personam w debacie publicznej, posługiwanie się internetowym hejtem i dyskredytowanie oponentów w myśl zasady „cel uświęca środki”? Czy w Polsce przestała już obowiązywać Konstytucja? Czy dalej obowiązuje prawo karne, czy tylko arbitralne rozsądzenie, co jest dobre, a co złe, oczywiście dokonywane przez polityków sprawujących władzę? Jak doszło do tego, że ważniejsze od prawa i sprawiedliwości jest kolokwialnie pojęte „czynienie dobra” utożsamiane z celowym, zaplanowanym, nieetycznym, a być może nawet bezprawnym działaniem skierowanym przeciwko oponentom podejmowanych przez ministerstwo reform?
To, co wydarzyło się w Ministerstwie Sprawiedliwości, winno wzbudzić niepokój wszystkich, którzy naprawdę marzyli bądź wciąż marzą o Polsce prawa i sprawiedliwości – o kraju, w którym prawo będzie szanowane bez względu na polityczne preferencje, układy, relacje
Dziś efekty gromadzenia i udostępniania fałszywych bądź intymnych danych w celu skompromitowania określonych osób dotknęły sędziów. Lecz w istocie mogą dotknąć każdą i każdego z nas.
Przekaz płynący z korespondencji wiceministra i Emilii jest jasny: krytykujesz ministerstwo, „czynisz zło”, spodziewaj się zemsty i kompromitacji, wycofaj się. Przyklaskujesz poczynaniom rządzących: nie martw się o nic, bylebyś wiernie służył, „za czynienie dobra nie wsadzamy”. Taki standard to już nie odejście od demokratycznego państwa prawnego, to faktyczne realizowanie państwa bezprawia i niesprawiedliwości, w którym rządzi polityka.
Dlatego to, co wydarzyło się w Ministerstwie Sprawiedliwości, winno wzbudzić niepokój wszystkich, którzy naprawdę marzyli bądź wciąż marzą o Polsce prawa i sprawiedliwości – o kraju, w którym prawo będzie szanowane bez względu na polityczne preferencje, układy, relacje. W którym nie będzie dochodziło do niekonstytucyjnego ułaskawienia osoby nieskazanej prawomocnym wyrokiem sądu, a potem powoływania jej na ministra spraw wewnętrznych i administracji. W którym proces legislacyjny nie będzie opierał się na gwałtownej i przemocowej realizacji woli większości, lecz oparty będzie o wzajemne ustępstwa, dialog między rządzącymi a opozycją i wypełnianie realnych potrzeb obywateli. W którym prokuratura będzie wolna od politycznych wpływów, a przynajmniej zostaną one, jeśli nie wyeliminowane, to zminimalizowane do tego stopnia, by przeciętny obywatel mógł wierzyć w jej uczciwość oraz w bezstronność organów ścigania. W którym równość wobec prawa będzie oznaczała faktyczne poszanowanie praw i godności każdego obywatela.
Dlatego nie można poprzestać na stwierdzeniu premiera Mateusza Morawieckiego, jakoby dymisja wiceministra kończyła sprawę. Otóż nie. W pierwszej kolejności należy wyraźnie zapytać ministra sprawiedliwości, czy wiedział o działaniach swojego zastępcy i wyjaśnić, czy wiceminister Piebiak rzeczywiście działał z własnej inicjatywy.
Wreszcie, niezależnie od moralnej i prawnej oceny postępowania wiceministra Piebiaka, warto zwrócić uwagę na praktycznie brak jakichkolwiek standardów ostrożnego postępowania przez najwyższych urzędników państwowych. To, że wiceminister jakiegokolwiek resortu w sposób nieskrępowany korzysta z jednej z aplikacji społecznościowych, samo w sobie budzi obawy i niepokój. Czy ostrożność w korzystaniu z tego typu komunikatorów nie powinna być rudymentarną cechą osoby piastującej funkcję ministerialną? Czy ktoś, kto nie potrafi ostrożnie korzystać z mediów społecznościowych, powinien pełnić jakąkolwiek funkcję urzędniczą, zwłaszcza wiceministra sprawiedliwości? I do tego, gdy zawartość merytoryczna korespondencji okazuje się karygodna, zawiera zachęty do zastraszania i oczerniania przeciwników politycznych bądź też służy do przekazywania danych osobowych bez jakichkolwiek uprawnień.
Nie wiemy, jakie będą – jeśli w ogóle – następne konsekwencje ujawnionych ostatnio wydarzeń. Niewątpliwie sprawa powinna zostać wyjaśniona nie tylko na niwie politycznej, lecz w pierwszej kolejności prawnej i moralnej. Gdyby doszło do potwierdzenia informacji medialnych, to nie tylko mamy do czynienia ze złamaniem standardów etycznych. W grę wchodzi odpowiedzialność dyscyplinarna oraz karnoprawna choćby z tytułu przekroczenia uprawnień urzędniczych czy naruszenia zasad ochrony danych osobowych. Oczywiście należy być wyjątkowo ostrożnym z formułowaniem osądów, dlatego ostateczne decyzje w tej sprawie winny należeć do organów ścigania. Konieczne jest zatem wszczęcie i przeprowadzenie rzetelnego postępowania karnego wyjaśniającego sprawę, co wydaje się nieosiągalne przy obecnych standardach, w tym przy połączeniu w jednej osobie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Jak liczyć w tych warunkach na bezstronność i rzetelność prokuratury?
Warto w kontekście omawianej sprawy przypomnieć treść zasady legalizmu (praworządności) wyrażoną w art. 7 Konstytucji, zgodnie z którą organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa. Oznacza to, że żaden organ władzy publicznej nie może podejmować działań bez kompetencji przyznanej mu przez powszechnie obowiązujące prawo. Zapytajmy więc: jakie kompetencje resortu sprawiedliwości miałyby przemawiać za gromadzeniem, udostępnianiem bądź zachęcaniem do rozpowszechniania materiałów uwłaczających przeciwnikom politycznym, sędziom, zwykłym obywatelom? Jakie zadania wiceministra sprawiedliwości wykonywał Łukasz Piebiak, kierując do pani Emilii opisywaną przez media korespondencję?
Dla Ministerstwa Sprawiedliwości „czynieniem dobra” winny być troska o przestrzeganie Konstytucji, w tym zasady praworządności, merytoryczne przygotowywanie i przeprowadzanie reform służących poprawie funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości, współpraca ze środowiskiem sędziowskim. „Czynieniem dobra” winny być też elementarna przyzwoitość, uczciwość i sprawiedliwość. Wreszcie – szacunek dla prawa i drugiego człowieka, w tym oponenta, choćby w realiach najbardziej ożywionego sporu.
Póki co nie ma dowodów na bezpośredni Udział Z.Ziobry w tym procederze, tym niemniej ponosi polityczną odpowiedzialność za standard etyczny swoich najbliższych współpracowników i współtwórców jego “ładu” w wymiarze sprawiedliwości, więc powinien odejść ze stanowiska, zwłaszcza że nie powinien nadzorować śledztwa które może się rozwinąć w jego stronę. Ale …
Ale jak najbardziej zasadnym jest postawienie pytania o standardy drugiej strony, zwłaszcza wobec pytań, dlaczego wyborcy niekoniecznie przejmą się tym skandalem. Przypomnę tu co elity partyjne Platformy zrobiły W.Cimoszewiczowi w wyborach prezydencji 2005, co doprowadziło go do wycofania się z kandydowania, czego Donald Tusk miał być beneficjentem. Fałszywi oskarżeniami została zaatakowana córka W.Cimoszewicza z mężem, a jego asystentka z MSZ użyła służbowych faksymilek do podpisania fałszywych PITów świadczących jakoby o kłamstwach W.Cimoszewicza odnośnie jego dochodów/majątku. Bezspornie ustalono, że akcję organizował poseł PO K.Miodowicz (nie zaprzeczał, nie potwierdzał), były zastępca szefa Urzędu Ochrony Państwa, Jak media rozliczyły tamtą brudną grę? Owszem, okazały zdegustowanie, ale jednocześnie podeszły do sprawy “ze zrozumieniem”. że kampania wyborcza kieruje się swoimi prawami. Nie domagano się jego zniknięcia z polityki., najwyżej kwarantanny. K.Miodowicz umarł powszechnie przez kolegów szanowany, na jego pogrzeb do Buska zajechał sam Donald Tusk, bo o zmarłych źle się nie mówi. Czy tamta “operacja” zakończyła się jakimś wyrokiem w okresie rządów PO? Bo nie słyszałem. Oburzenie liberalnych mediów też jakby mniejsze, no ale to była kłótnia w liberalnej i europejskiej rodzinie. Otóż wyborcy mają intuicję, że druga strona jest zdolna do tego samego i nie specjalnie przy urnach wyciągnie praktyczne konsekwencje z obecnej afery. I nie specjalnie ufa oburzeniu elit. Aby zyskać wiarygodność, takie publikacje jak powyższa powinny przynajmniej dostrzegać w tle głównej narracji obciążenia drugiej strony. No, ale znowu ten symetryzm potępiany przez demokratów …
Prose pani, a bo PO… I co z tego, że kilkanaście lat temu jakiś nieżyjący urzędnik przekroczył uprawnienia? Patrzmy realnie, to co robi PIS to jest kompletnie inna skala. To systemowe zepsucie, rujnowanie standardów, metody bliskie Stasi czy UB. To się dzieje teraz, na to jest przyzwolenie i usprawiedliwienie sprowadzające się do słynnego już “czynienia dobra”. Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby nabrać się na dęte do granic absurdu zarzuty wobec niezależnych sędziów w wykonaniu PIS. Ta zajadłość Kaczyńskiego w upartym niszczeniu sądownictwa w Polsce ma tylko jeden cel: nigdy nie przegrać żadnego procesu, mieć to pod dyspozycyjną kontrolą. W przekonaniu o swojej dobroci i szlachetności według niego prawo powinno być partyjnie kontrolowane. To czysta socjopatia. Każdy socjopata też jest przekonany o własnej dobrej intencji i co z tego? Na końcu tej drogi jest Rosja czy Chiny, gdzie sądownictwo to atrapa. Czy tego chcemy? W zasadzie współczuję wszystkim ludziom w Polsce mającym przekonania konserwatywne, bo niestety trochę nie mają wyboru i muszą popierać i usprawiedliwiać najgorsze patologie. Namawiam jednak do refleksji i nie szukania przykładów sprzed 15 lat na to, że PO też, kiedyś, trochę, że zaczęło, tylko trzeźwo przyjrzeniu się temu, co się dzieje i do czego zmierza ten kraj. Teraz WSZYSTKIE decydujące stanowiska sędziowskie obsadzane są przez miernoty, niedouczone męty, sfrustrowanych, ale dyspozycyjnych nieudaczników na czele z samym Ziobro i Przyłębską. To jest DNO. I jeszcze jedno, bez niezależnych mediów nie byłoby w ogóle sprawy. A więc to dobrze, że te media jeszcze są, czy niedobrze? Kuchciński dalej by sobie latał na każdy weekend do domciu za nasze miliony, trolle dalej opluwałyby niewinnych ludzi. Fajnie? Jak PIS wygra wybory i dokończy swojego dzieła, to przynajmniej o niczym już nigdy się nie dowiemy i będziemy w Rosji. Pięknie.
Tak to jest. Niestety.
A co do metod propagandy, to przypominam sobie jak pisano, że Sołżenicyn już jako nastolatek podkradał babci pieniądze z portmonetki…. od dziecka był gadem, więc jakie miał prawo skarżyć na Ojczyznę Proletariatu?