Kościół jest moją pasją na dobre i złe. A to znaczy, że kościelne sprawy są powodem mojej radości i satysfakcji, ale bywają też przyczyną rozczarowań i cierpień.
Tekst ukazał się miesięczniku „Więź” nr 6/2007 jako odpowiedź na ankietowe pytanie redakcji: „Dlaczego (nadal) chcę być księdzem?”.
Bycie księdzem to dla mnie kwestia Bożego powołania, odpowiedzialności wobec innych i osobistej pasji. Innymi słowy, przeżywam swoje kapłaństwo na trzech płaszczyznach: spotkania z Bogiem, spotkania z drugim człowiekiem i spotkania z samym sobą. W różnych okresach jedna z tych płaszczyzn wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan, na innej zaś zdaję się przeżywać kryzys, generalnie chodzi jednak o to, aby umiejętnie integrować te trzy punkty widzenia.
Kapłaństwa w Kościele nie można sobie wymyślić ani samemu wybrać. Trzeba być powołanym, to znaczy trzeba doświadczyć w taki czy inny sposób Bożego wezwania: „Chcę, abyś był kapłanem w moim Kościele”. Boleję nad moją zatwardziałością, która sprawia, że Panu Bogu nie udaje się zrobić ze mnie lepszego kapłana, niż jestem, ale – z drugiej strony – nigdy od wstąpienia do zakonu nie miałem wątpliwości, że Bóg chce, abym był księdzem. Ile razy podczas modlitwy pytałem Go o to – odpowiedź była ta sama, a nie mam żadnych powodów, aby podejrzewać, że w gruncie rzeczy na modlitwie rozmawiam sam z sobą, a wola Boża jest jedynie moim wymysłem. Wręcz przeciwnie – historia mojego życia przekonuje mnie, że mam do czynienia z Kimś Innym, a nie z własną wyobraźnią. To wszystko sprawia, że od czasu święceń kapłańskich, które otrzymałem w 1994 roku, jestem przekonany, że ewentualne porzucenie przeze mnie kapłaństwa byłoby działaniem wbrew Bogu.
Druga perspektywa dotyczy ludzi, których znam i do których jestem posłany z posługą kapłańską. Kiedy pewnej znajomej powiedziałem, że piszę tekst o tym, dlaczego wciąż jestem księdzem, to spontanicznie wykrzyknęła: „Ależ to oczywiste! Przecież ja chcę, żebyś był księdzem”. To pragnienie innych ludzi jest dla mnie bardzo ważne. W żadnej mierze nie czuję się nim spętany, czuję się natomiast odpowiedzialny. Moja zakonna formacja do kapłaństwa była możliwa dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. Znane i nieznane mi osoby modliły się za mnie i wspierały pomocą, między innymi materialną, abym mógł przygotować się do bycia księdzem. Czuję się dłużnikiem tych ludzi. I wiem, że nigdy w moim życiu nie stanie się tak, iż będę mógł powiedzieć: „Dług spłaciłem, moje kapłaństwo jest teraz moją prywatną sprawą i nikomu nic do tego”. A zatem jestem kapłanem, bo ludzie chcą, abym nim był. Zainwestowali we mnie. Porzucając kapłaństwo, zabrałbym im coś, co się im ode mnie należy.
Boleję nad moją zatwardziałością, która sprawia, że Panu Bogu nie udaje się zrobić ze mnie lepszego kapłana, niż jestem, ale nigdy od wstąpienia do zakonu nie miałem wątpliwości, że Bóg chce, abym był księdzem
Jest jeszcze trzecia perspektywa, indywidualna. Jestem księdzem, bo bycie kapłanem Kościoła katolickiego jest moją pasją. Sprawy Kościoła po prostu bardzo mnie interesują. Mógłbym powiedzieć, że nie wyobrażam sobie osobistego spełnienia poza kapłańską służbą w Kościele. Nie znaczy to, że życie jest sielanką, bo robię to, co lubię. Kościół jest moją pasją na dobre i złe. A to znaczy, że kościelne sprawy są powodem mojej radości i satysfakcji, ale bywają też przyczyną rozczarowań i cierpień. I choć niekiedy czuję się tak, jak gdyby prawdziwe było przysłowie, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, to jednak wiem, że w moim życiu nie było dłuższego okresu, w którym mocno pragnąłbym czegoś, co byłoby nie do pogodzenia z kapłaństwem.
Last but not least – jako jezuita zajmuję się bardzo różnymi sprawami. Niektóre z nich, choć pochłaniają sporo sił, nie wydają mi się ważne ani wielce sensowne. Kiedy jednak odprawię Mszę świętą – nawet jeśli jest to „tylko” Eucharystia sprawowana w zaciszu kurialnej kaplicy – to zawsze mam przeświadczenie, że zrobiłem coś naprawdę ważnego i sensownego.
Tekst ukazał się miesięczniku „Więź” nr 6/2007 jako odpowiedź na ankietowe pytanie redakcji: „Dlaczego (nadal) chcę być księdzem?”.
Ten człowiek kształci kolejnych kapłanów. (Nie) radzę czytać co pisze na FB 🙁
Na fb pisze mądrze, choć często pod prąd wszechwładnej political correctness. Ale kapłan, tak jak Chrystus, musi być znakiem sprzeciwu wobec filozofii „tego świata”
Panie Michale, jeśli to jest znak sprzeciwu to wobec fundamentów chrześcijaństwa. Chyba że jego fundamentem jest hejt do myślących inaczej niż ja sam
Ks. Kowalczyk SJ na FB 19.08: „Walka ze stalinizmem była walką ze Stalinem. Walka z ideologią LGBTQ jest walką z jej ideologami. Dlatego nie przesadzajmy w tym podkreslaniu na wyprzódki, że walczymy ze złem, a nie z człowiekiem. Naprawdę nie musimy sie tłumaczyć każdemu tęczowemu aktywiście, który zaatakuje KK, że nie czuje się przez KK kochany”
Na FB 19.08: Walka ze stalinizmem była walką ze Stalinem. Walka z ideologią LGBTQ jest walką z jej ideologami. Dlatego nie przesadzajmy w tym podkreslaniu na wyprzódki, że walczymy ze złem, a nie z człowiekiem. Naprawdę nie musimy sie tłumaczyć każdemu tęczowemu aktywiście, który zaatakuje KK, że nie czuje się przez KK kochany.