Zdaniem jezuity o. Jacka Prusaka używanie określenia „tęczowa zaraza” powoduje nie tylko stygmatyzację, ale też dehumanizację osób LGBT.
Wywiad z o. Jackiem Prusakiem, jezuitą i psychoterapeutą, ukazał się w Magazynie TVN24. Katarzyna Kaczorowska rozmawia z nim o stosunku Kościoła wobec homoseksualizmu.
O. Prusak odnosi się między innymi do słów metropolity krakowskiego abp Marka Jędraszewskiego, który w 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego mówił w homilii w Krakowie, że „czerwona zaraza już po naszej ziemi nie chodzi. Co wcale nie znaczy, że nie ma nowej, która chce opanować nasze dusze, serca i umysły. (…) Nie czerwona, ale tęczowa”.
Zdaniem o. Prusaka określenie „tęczowa zaraza” nie tylko wywołuje lęk, ale również odrazę. „My, psycholodzy, wiemy, podobnie jak wiedzą to historycy, że wystarczy rzucić takie hasło, by wywołać określone konsekwencje. Ludzie na odrazę reagują nie tylko lękiem, ale też niechęcią, odrzuceniem. Jeśli coś budzi w nas odrazę, to musimy się temu przeciwstawić, ale po prostu się pozbyć” – wyjaśnia jezuita.
„Żyjemy w społeczeństwie pluralistycznym i państwie światopoglądowo neutralnym, przynajmniej jeśli chodzi o zasadę” – przypomina o. Prusak. „Jeżeli więc Kościół akceptuje istnienie rozdziału od państwa, to musi potraktować inne postulaty tworzenia rozwiązań prawnych nie jako przestępstwo i zarazę, ale jako domaganie się przez inne osoby praw do samostanowienia. To prawo nie jest przeciwko komuś, ale za kimś. Oczywiście wielu biskupom wciąż się wydaje, że mamy w Polsce homogeniczne społeczeństwo, w większości zadeklarowane jako katolickie i stąd już tylko krok do przekonania, że w takim razie Polska będzie wyglądała tak, jaki oni chcą, żeby wyglądała, bo przecież są w większości” – dodaje.
Jezuita przyznaje, że w Kościele jest miejsce dla osób homoseksualnych, ale anonimowe. „Dopóki się nie identyfikują, nie obnoszą ze swoją orientacją i żyją tak, jak oczekuje od nich Kościół, czyli w celibacie, to mają swoje miejsce we wspólnocie wiernych” – mówi. Kiedy jednak uważają, że nauka Kościoła nie opisuje ich, jest niepełna albo nieprecyzyjna, to wtedy – jak zaznacza psychoterapeuta – mogą spotkać się ze stygmatyzacją.
Zdaniem o. Prusaka w Kościele wśród duchowieństwa jest bardzo dużo osób homoseksualnych. Problemem pozostaje wewnętrzna hipokryzja tych biskupów, którzy próbują wyprzeć swój homoseksualizm i stają się homofobiczni. „Dojrzali homoseksualni księża w Kościele katolickim nie dokonują coming outu, bo wiedzą, że się najprawdopodobniej spotkają z ostracyzmem” – wyznaje zakonnik.
Jezuita przyznaje, że zadaniem biskupów jest głoszenie stanowiska Kościoła, ale „treść to jedno, a forma to drugie. Jeśli wszystkich homoseksualistów stygmatyzuje się, jakby byli tacy sami i mieli takie same postulaty, co jest nieprawdą, to raczej się ludzi zniechęca, niż zachęca do zrozumienia, tolerancji i pogłębienia problematyki”.
Zauważa ponadto, że „to, co mówi nauka na temat ludzkiej seksualności, a to, co mówi Kościół, nie tylko że się do siebie nie zbliża, ale wręcz od siebie oddala”.
O. Prusak podkreśla, że to nie celibat jest w Kościele problemem, a klerykalizm. „Księża, którzy nie mają rodziny, uzależnieni są od siebie nawzajem. Mamy więc w Kościele monokulturę i subkulturę, która trzyma władzę i chroni swoje przywileje. Żeby zmierzyć się ze współczesnością i wyzwaniami, jakie niesie, trzeba najpierw odklerykalizować Kościół. To jest prawdziwe wyzwanie” – zaznacza.
DJ
Jeżeli osoby homoseksualne wypierają swoją orientacji i podejmują życie w czystości to znaczy to tyle, że idą za tym do czego wzywa kościół w Katechizmie Kościoła Katolickiego To co jest dobre i godne pochwały przedstawia się jako hipokryzje. A to co jest grzechem, czyli życie w homoseksualnym związku przedstawia się jako stan który katolicy mają akceptować, bez słowa sprzeciwu. Oczywiście ludzi należy akceptować, ale nigdy to co wtedy robią.
Ks. Prusak jest psychoterapeutą, zawodowcem i słowa „wyparcie” używa w znaczeniu stosowanym w psychologii. Nie chodzi to o „wypieranie się” czegoś kub kogoś.
Zalecam sięgnięcie do standardowych podręczników psychologii, bo najpierw trzeba zrozumieć tekst, by móc podjąć merytoryczną polemikę.
A niby w czym to co przeczy temu co napisałem ?
Spróbuję wytłumaczyć. Aby zachować celibat (czyli jak Pan mówi „czystość” – termin wysoce ocenny) duchowny katolicki wcale nie musi „wypierać” (w sensie procesu psychicznego) swojej seksualności, tak homo-, jak i hetero. Proces wypierania, jak zauważa, zapewne także na podstawie własnej praktyki psychoterapeutycznej, ks. Prusak prowadzi często do postaw homofobicznych. Ponieważ, jak pisze prof. Krajewski-Siuda, homo- i biseksualizm dotyczy ok. 30% księży, a wyparcie jest dość częstą postawą, postawy homofobiczne śród kleru występują dość często.
Przeciwieństwem księdza „wypierającego” jest ksiądz, który swoją seksualność (tak homo- jak i hetero-) sobie w pełni uświadamia i akceptuje, jako coś wrodzonego, danego przez naturę, ale powstrzymuje się od życia seksualnego, ze względu na inne wartości, które uznaje.
Hipokryzją nie jest życie w czystości, tylko potępianie homoseksualistów przez homoseksualnych księży i biskupów. Życie w homoseksualnym związku jest grzechem dla katolików, więc ci bezgrzeszni, nawet homoseksualni, w takie związki nie wejdą. To im nie daje prawa do wymagania tego od pozostałej części społeczeństwa.
Jeżeli ktoś cierpi na obżarstwo, widzi skutki tego obżarstwa i postrzega to jako zło to też jest wewnętrznym hipokrytą ? Niestety problem w tej dyskusji jest taki, że zapanowała nowomowa i pod pojęcie homofobii, próbuje się wtłoczyć, zwykłe zauważanie oczywistych faktów, że istnieje kobieta i mężczyzna, którzy mają określoną budowę i określone narządy i to wszystko pasuje do siebie tylko w układzie heteroseksualnym, oraz że człowiek wśród wielu układów ma też układ rozrodczy i działa on w określony sposób, czy jeżeli ktoś jest wierzący zauważenie, że jest to po prostu ciężki grzech. Jeżeli osoba mająca skłonności homoseksualne ma odwagę to dostrzec i podejmuje walkę o czystość i jest krytyczna w stosunku do czynów homoseksualnych, to tylko chwała jest za to, robi ona dokładnie to do czego wzywane są te osoby w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Każdy katolik, ma obowiązek potępiać czyny homoseksualne, na tej samej zasadzie co każdy inny grzech, nawet jeżeli samemu się go popełnia, bo wszyscy jakieś popełniają. Jest to normalne, umożliwia walką o poprawę, która być może będzie trwała całe życie, żal za grzechy i uzyskanie rozgrzeszenia i nie ma to nic wspólnego z potępianiem żadnej osoby. Jeżeli dana osoba, chce postępować inaczej, oczywiście takiej osobie należy się dokładnie taki sam szacunek, nie mam problemu by z taką osobą utrzymywać normalnie kontakty towarzyskie, ale to nie oznacza, że nie mam prawa oceniać negatywnie określonych czynów negatywnie, na podstawie zwykłej wolność do swoich przekonań. W przypadku katolika jest to wręcz obowiązek, wynikający z zasady, że nie należy pochwalać złego, czyli grzesznych uczynków, to dla jasności, żeby nie było mówię tu o osobach.
I jeszcze jedno, żadna orientacja kogoś i skłonności do czegoś nie podlegają ocenie moralnej. Dlatego ksiądz głoszący naukę kościoła w sprawie homoseksualizmu, mający wypartą orientacje homoseksualną zupełnie mi nie przeszkadza. Jeżeli zaś autor artykułu ma konkretne informacje, że faktycznie jakiś biskup żyje” w wewnętrznej hipokryzji” i , tym samym sprawuje sakramenty w grzechach ciężkich, pod którym rozumiem, że krytykuje publicznie homoseksualizm, a w życiu prywatnym ten homoseksualizm praktykuje i popiera, bo tym jest hipokryzja, to należało by to mając ścisłe dowody powiedzieć publicznie i poinformować przełożonych. A taki sposób pisania artykułu powoduję, że rzuca się podejrzenie i , wątpliwości na każdego kapłana, który o homoseksualizmie mówi więcej od przeciętniej o to, że „musi być coś na rzeczy, oraz, że pewno takim mówieniem tylko wypiera swoje skłonności lub odwraca uwagę od tego co sam prywatnie robi”. A nawet gdyby tak było, że ktoś głosi naukę kościoła cynicznie, sam nie wierząc w to co mówi, to i tak niczego to nie zmienia, należy wówczas kogoś takiego słuchać, tylko czynów ich nie naśladować.
Jeśli obżartuch prawi innym kazania o grzechu obżarstwa, to jest hipokrytą. Brak hipokryzji polegałby na tym, że mówiłby innym: jestem obżartuchem, cierpię z tego powodu, nie powtarzajcie moich błędów. Nie zauważyłem skłonności do takiej otwartości w polskim kościele.
Dla mnie mężczyzna żyjący w wieloletnim, nieukrywanym związku ze swoim partnerem stoi moralnie wyżej od księdza, który ukrywa związek z klerykiem, a w kazaniach grzmi o „sodomii” i „tęczowej zarazie”, nawet jeśli „walczy ze swoją słabością”.
Przedziwne jest wywodzenie aktu homoseksualnego jako ciężkiego grzechu z biologii, to chyba jednak nie nauka a biblia nazywa to grzechem. Podobnie jak masturbację, którą straszono dzeci jeszcze w II połowie XX wieku.
Rozgraniczenie między osobą, której należy się szacunek, a grzesznym czynem, jest niestety tylko teoretyczne – za słowami biskupów idą czyny gawiedzi, która już wie, że trzeba „bić pedała”.
A już ustęp o „ścisłych dowodach” brzmi naprawdę naiwnie – przy szacowanej liczbie homoseksualnych księży 30-50%, a biskupów nawet 70%, hipokryzja księży staje się faktem nieomal statystycznym. Jeśli przez lata udawało się ukrywać afery pedofilskie, to ukrywanie współżycia seksualnego księży nie powinno stanowić problemu.
Papież Benedykt XVI miał w tej sprawie jasne podejście, o.Pruska próbuje stać się wersją o.Martina 🙁
http://siodma9.pl/wiadomosci/item/2936-tomasz-terlikowski-ideologia-lgbt-ma-na-celu-gleboka-redefinicje-czlowieczenstwa-i-spoleczenstwa-zeby-konsumpcje-uczynic-glownym-przedmiotem-zainteresowania-jednostki?fbclid=IwAR3olIfDtn-CdVfp54LGD3nzpJ5wo4ClSXvCbmGCVHXFFHaJwJazsCChDr4
Dyskusje na temat homoseksualizmu i kościoła są liczne. Spójrzmy prawdzie w oczy: homoseksualizm, biseksualizm i inne tym podobne były od zawsze. Odkąd powstał człowiek w drodze rewolucji (a nie stworzenia, choć ewolucja to też przecież stworzenie w pewnym sensie „wyłonienia się”), homoseksualizm i biseksualizm towarzyszyły mu codziennie. Dopiero powstanie religii przyczyniło się do określania ich jako „nienormalnych”. Nienormalnym jest zagłuszanie normalności i czegoś naturalnego. W kościele jest tyle nienawiści, która podsyca tę świecką, a Jezus kazał kochać wszystkich. Każdy ma prawo do życia, ksiądz też, ale niech nie prawi niedorzeczności niezgodnych z naturą, którą niby stworzył Bóg. Jak to mówili Rzymianie: jestem normalny, lubię panów i panie.
umysły duchownych osób wykonują rozkazy. Nie nawykły do samodzielnego myślenia i realnego spojrzenia na rzeczywistość, wszędzie wietrzą diabła i zaplątali sie we własne sidełka.
Trochę mniej idealizmu opartego na jakiejś „rajskiej” wizji człowieka z ogrodu Eden, a trochę więcej racjonalizmu i poczucia rzeczywistości. Ale tu znowu kłania się odwołanie do nauki (wiem, przeklęte słowo u niektórych, tym bardziej, że nauka jest przecież na usługach tych strasznych, wstrętnych liberałów). Co to znaczy, że kobieta i mężczyzna mają narządy pasujące do siebie? Warto by tu było zerknąć na poletko seksuologii, czyli właśnie nauki. Akurat jeśli mężczyzna jest „dobrze obdarzone” przez naturę, a kobieta ma ciasną pochwę to pod względem seksualnym nie bardzo będą do siebie pasować. Istnieje też wiele dysfunkcji narządów rozrodczych, które bardzo utrudniają lub wręcz uniemożliwiają zdrowe satysfakcjonujące współżycie kobiety i mężczyzny. Po drugie, mnóstwo heteroseksualistów uprawia seks analny i oralny. Bardzo dużo heteroseksualnych kobiet lubi seks analny i kto wie czy nie jeszcze więcej heteroseksualnych mężczyzn bardzo lubi seks oralny. Po trzecie, nie wszyscy homoseksualiści uprawiają i lubią seks oralny czy analny. Po czwarte, naprawdę bardzo wielu homoseksualistów uprawia czy uprawiało seks heteroseksualny (zwłaszcza ci wszyscy, który na przestrzeni dziesięcioleci, a wręcz całych wieków wchodzili w związki małżeńskie czy po prostu w związki dwupłciowe, by uniknąć ostracyzmu społecznego, a nierzadko po prostu ataków werbalnych, jak i fizycznych), ale robili to bez żadnej satysfakcji i wbrew swojej prawdziwej naturze. Czy do tego cały czas mamy dążyć? Jedyną prawdą jest to, że związki jednopłciowe nie mogą spłodzić dzieci. Ale co z tego? Czy życie emocjonalno-seksualne człowieka sprowadza się tylko do prokreacji? To już forma uzwierzęcenia człowieka. A dokładnie wszystkie zachowania i cechy, zarówno emocjonalne, psychiczne, seksualne, jak i społeczne, znajdujemy zarówno wśród homoseksualistów, jak i heteroseksualistów. A tu kłania się znowu psychologia i socjologia.