W hotelu młodych chłopców było z nim pięciu, wszyscy w wieku mniej więcej 15–18 lat. Od razu po wejściu włączał filmy porno.
Fragment książki Bożeny Aksamit i Piotra Głuchowskiego „Uzurpator. Podwójne życie prałata Jankowskiego”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2019
W lipcu 2003 roku ksiądz Henryk jedzie z grupą chłopców do Niemiec. Po drodze nocują w Szczecinie, gdzie duchowny ma zwyczaj odwiedzać nocny lokal o nazwie Incognito. Przy rurze tańczy tutaj drag queen Stella Chabell (Robert).
– Tańczyłem i ilekroć pojawiała się Henia Jankowska, to było wydarzenie, bo szampan lał się strumieniami. On sam pił bardzo mało: pół, czasem jedną lampkę, ale chętnie stawiał. Fundował specjalne kilkusetzłotowe nagrody za występy na barze. Wszyscy wiedzą, że ksiądz lubi młodziutkich chłopaków. Ale w naszym środowisku nie jest to aż tak źle widziane, ponieważ jesteśmy, jak by to powiedzieć… przyjaciółmi. Sam nieraz siedziałem prałatowi na kolanach. On uwielbia takie przegięte cioteczki.
Tym razem kapłan z podopiecznymi (są wśród nich Kajtek, Zbyszek i Sławek) melduje się około ósmej wieczór w hotelu Radisson. Zajmują tak zwany pokój klasy biznesowej na dziewiątym piętrze (109 euro za dobę) i drugi – skromniejszy. Za rok, gdy sprawa molestowania chłopców przez duchownego będzie już powszechnie znana, jeden z pracowników Radissona wyspowiada się prasie:
– [Henryk Jankowski] mieszkał w pokoju 916. Młodych chłopców było w sumie pięciu, wszyscy w wieku mniej więcej piętnaście–osiemnaście lat. Od razu po wejściu do pokoju [ksiądz] włączył filmy porno. Na recepcji wyświetla się wtedy taki komunikat, że są włączone filmy, bo się za nie płaci. Stąd wiem, że oglądali na pewno i że bardzo dużo zapłacili. Dwóm chłopaczkom prałat wynajął drugi pokój. […] Trzech pozostało z nim w apartamencie.
„[Ksiądz i chłopcy] od początku zachowywali się luźno. On im kupował jakieś dresy w sklepach sportowych. Z jednym szedł za rączkę, obejmował ich… w ogóle się nie szczypał” – wspomina pracownik hotelu
Seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz w rozmowie z Bożeną Aksamit w 2018 roku:
– Pamiętam, jak nocowałem w pewnym hotelu i gdy personel mnie rozpoznał, powiedzieli mi, że bywał u nich ksiądz Jankowski z chłopcami i wypożyczał kasety z pornografią. […] Jeżeli byli w jednym pokoju i oglądali porno, to musiał być seks.
Pracownik Radissona:
– [Ksiądz i chłopcy] od początku zachowywali się luźno. Przyjechali volkswagenem transporterem […]. Zabawili dwa dni. Co w tym czasie się działo? Normalnie chodzili po mieście. On im kupował jakieś dresy w sklepach sportowych. Z jednym szedł za rączkę, obejmował ich… w ogóle się nie szczypał.
A powinien uważać, bo najczarniejsze chmury już się zbierają. Jesienią 2003 roku Maria R. – bezradna wobec nieposłuszeństwa syna, Sławka – wypytuje znajome, gdzie mogłaby złożyć podanie o przymusowe zbadanie chłopca na obecność narkotyków w organizmie i jak załatwić ewentualne leczenie. Kontaktuje się między innymi z Marią S., mamą Zbyszka, który jest już na odwyku. Dowiaduje się od niej tego samego, o czym mówił jej mężowi policjant. Powinna skierować pisemny wniosek do sądowego wydziału rodzinnego i nieletnich. Gdy tylko to robi (w grudniu 2003), ktoś z gdańskiego sądu natychmiast ostrzega proboszcza Jankowskiego.
Maria R. na przesłuchaniu latem 2004:
– Do księdza zadzwonił [w sprawie mojego syna] jakiś sędzia, ale nie wiem, z którego wydziału, [nieco później] na imieninach u prałata [solenizant] przedstawił mi sędzię Grażynę [w aktach nazwisko] i powiedział, że to jest właśnie pani sędzia, żona komendanta wojewódzkiego policji, i właśnie jej mam opowiedzieć całą sytuację o Sławku. W tym czasie miałam już założoną sprawę w sądzie rodzinnym.
Efektem pisma matki do wydziału rodzinnego i nieletnich jest przesłuchanie Sławomira wyznaczone na 16 lutego 2004. Ma je przeprowadzić sędzia Beata Będkowska-Rohde z gdańskiego sądu rejonowego.
Maria w prokuraturze:
– Z tą sędzią Grażyną [znajomą prałata] nie chciałam o niczym rozmawiać, bo był już termin przesłuchania [przez inną sędzię – Beatę]. Ona [Grażyna] właściwie też była zmieszana. Zostawiła mi numer komórki, abym do niej zadzwoniła i opowiedziała jej o synu, ale nie zadzwoniłam. [Późnej] ksiądz powiedział mi, że [jeśli chcę wysłać syna na przymusowe leczenie] to mam iść [nigdzie indziej, tylko] do komendy wojewódzkiej policji, tam mi pomogą. [Jeszcze później] ksiądz zadzwonił i powiedział, że u niego na śniadaniu będzie prokurator, nie wymienił nazwiska, więc mam przyjść i opowiedzieć całą sprawę ze Sławkiem. Ja się nie zgodziłam na to, [domyślałam się] że to kolejna sztuczka księdza, nie miałam już do niego zaufania. Zadzwoniłam do kurii i opowiedziałam ustnie […] całą sytuację.
Po kilku dniach Maria R. zostaje zaproszona do Oliwy. Metropolita Gocłowski przyjmie kobietę dwukrotnie. Mama Sławka raz przychodzi z mężem, drugi raz – w maju 2004 roku – ze szwagierką, Katarzyną.
Na przesłuchaniu:
– Opowiedziałam [metropolicie] o spaniu w jednym łóżku, o całowaniu w usta, o dawaniu pieniędzy, piciu alkoholu […]. Ksiądz arcybiskup zapytał mnie, czego oczekuję. Powiedziałam, że natychmiastowego zakazania kontaktów księdzu Jankowskiemu z moim synem.
Po powrocie z kurii Maria R. odbiera telefon od dyrektora szkoły, do której Sławek już nie chodzi. Bogusław Szumichora zaprasza ją na rozmowę. W gabinecie pyta:
– Co pani zrobiła? Jak pani mogła się poskarżyć na księdza Jankowskiego do biskupa? Czy pani nie wie, że duchowieństwa się nie rusza?
Potem kobieta dowie się, że ksiądz wcześniej usiłował załatwić z dyrektorem Szumichorą indywidualny tok nauczania dla Sławka – aby chłopak nie musiał chodzić do szkoły. Kapłan podrobił nawet w tym celu jakieś kwity, ale to wyjdzie na jaw za kilka miesięcy.
Fragment książki Bożeny Aksamit i Piotra Głuchowskiego „Uzurpator. Podwójne życie prałata Jankowskiego”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2019
Niech spoczywa w Pokoju. O zmarłym albo dobrze, albo wcale. Pamiętajmy, że my sami nie jesteśmy nieśmiertelni….Autorzy publikacji również…..
Nie wypisuj bredni, dobry człowieku !
Ciekawie, ciekawie…aż ma się ochotę zagłębić w lekturę. Co do wypowiedzi Andrzeja…
Drogi Andrzeju… Jeśli Bóg istnieje, to mam nadzieję, że chociaż on jest sprawiedliwy i osądzi autorów wszelakich plugawych publikacji, jak również wszelkiej maści księży, bez wyjątków.
To o Stalinie i Hitlerze też tylko dobrze mamy mówić, chory jesteś człowieku trzeba mówić i pokazywać prawdę nawet jak dla Ciebie jest ona niewygodna
W Żadnym pokoju niech nie spoczywa. Skrzywdzil mnóstwo dzieci, trzeba być ostatnim dnem, żeby go bronić. Ale to taki fenomen polski. Edukacja seksualna nie , ale ręce księdza w majtk ach to już ok.
Nie wiem jak złej woli trzeba być, żeby rozgrzeszac na siłę tak obrzydliwe zachowania. Życie nie polega na tym żeby krzywdzić ludzi , zwłaszcza dzieci ktore nie wiedza jak sie bronic. A potem argumenty w stylu: nikt nie jest nieśmiertelny? Co za hipokryzja dulskokatolicka.
Racja, niech o tym piszą ludzie, media, dzięki temu odkrywamy co dzień hipokryzję i niemoralność duchownych, którzy usilnie nas chcą uczyć moralności, a sami się sprzeniewierzają głoszonym ideom, hańba – to mało powiedzieć!
Jak można jeszcze bronić za tak obrzydliwe czyny? Prawdziwa hipokryzja!
Pani Alu ,to jest ta nasza cholerna podwójna moralność.Za dobre czyny księdza pochwalać za złe zganić czy to przed czy po śmierci.O zmarłych tylko dobrze?czyżby?MYŚLĘ JAK PANI,pozdrawiam
Więź – katolickie czasopismo społeczno-kulturalne wydawane w Warszawie od 1958 roku. Decyzja o przyznaniu koncesji na wydawanie czasopisma zapadła na posiedzeniu Biura Politycznego PZPR w dniu 28 VI 1957 r.