Prawo zabraniające noszenia przez nauczycieli elementów kojarzonych religijnie to akt nietolerancji władzy wobec obywatela.
Wszystko zaczęło się od zdjęcia umieszczonego na Twitterze przez Jeana-François Robege’a, ministra edukacji i szkolnictwa wyższego prowincji Quebec. Na zdjęciu wykonanym 5 lipca w Paryżu pozuje on z Malalą Yousafzai, laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. W komentarzu do zdjęcia napisał o „pięknym spotkaniu”, podczas którego rozmawiał o „dostępie do edukacji”. Malala wystąpiła w chuście, a przecież zgodnie z tzw. Prawem 21 o laickości państwa, które zostało przyjęte 16 czerwca przez parlament prowincji, w takim nakryciu głowy Malala nie mogłaby uczyć w żadnej za szkół podległych ministerstwu. Prawo bowiem zabrania noszenia przez nauczycieli (i przedstawicieli innych zawodów „państwowych”) jakichkolwiek elementów kojarzonych religijnie, o czym pisałem szeroko w tekście „Laickość pod krzyżem”.
Jako pierwszy o możliwość zatrudnienia Malali w szkolnictwie zapytał ministra dziennikarz Salim Nadim Valji. Ten odpowiedział, że byłoby honorem dla Quebecu mieć Malalę za nauczycielkę, ale w Quebecu „jak w winnych otwartych i tolerancyjnych krajach nauczyciele nie mogą nosić elementów religijnych podczas wykonywania swych obowiązków”. Sam premier rządu prowincji, François Legault, w komentarzu do dyskusji toczącej się na Twitterze przyznał, że Malala musiałby zdjąć chustę, gdyby chciała pracować jako nauczycielka. Jeśli nie podporządkowałaby się prawu, „nie mogłaby uczyć” – napisał wprost.
Zdjęcie wywołało burzę w sieci i falę oskarżeń o hipokryzję skierowanych wobec rządu prowincji. Wielu komentatorów mówi raczej o nietolerancji i społeczeństwie zamkniętym, które kreowane jest przez takie prawo. Podkreśla się, że w ten sposób ograniczona zostaje możliwość wielu osób do aktywnego udziału w życiu społecznym, a także faktyczne ograniczenie bardzo dużej liczby zawodów dla ludzi wyłącznie niereligijnych, albo takich, które religii w swoim życiu nie traktują na serio i szybko godzą się na rezygnację z elementów, których noszenie w niektórych wyznaniach jest obowiązkiem religijnym (np. turban sikhów). Nowe prawo zmusza niektórych obywateli do wyboru między religią a pracą.
Inni komentatorzy wskazują, że w ten sposób rząd ingeruje w prywatną sferę życia obywateli. Jeden z liberalnych posłów stwierdził na Twitterze, że „żaden rząd nie może mówić kobiecie, jak ma się ubierać”. Do dyskusji włączyli się także przedstawiciele rządu federalnego w Ottawie. Rzeczniczka minister ds. kobiet i rozwoju międzynarodowego, Maryam Monsef, przypomniała, że nie należy do zadań polityków mówienie ludziom, „w co mają się ubierać”. Inny z posłów podkreślił ironiczność zdjęcia, które przecież przedstawia osobę walczącą o prawa kobiet do edukacji, a którą stojący obok niej minister chciałby właśnie pozbawić innego prawa – prawa do swobodnego kształtowania swej tożsamości. Zdjęcie doskonale ukazuje więc paradoksalność aplikacji niedawno uchwalonego prawa.
Malala Yousufzai urodziła się w niezamożnej rodzinie w roku 1997 w Pakistanie, w regionie Swat, gdzie zaangażowała się w kampanię na rzecz dostępu dziewcząt do edukacji. W wieku 15 lat została postrzelona w głowę przez talibów, gdy wracała autobusem ze szkoły. Po otrzymaniu Pokojowej Nagrody Nobla w roku 2014 założyła fundację swojego imienia, której celem jest wpieranie dziewcząt na całym świecie w dostępie do edukacji. Od roku 2018 studiuje politykę, ekonomię oraz filozofię na Uniwersytecie w Oxfordzie. Publicznie występuje w nakryciu głowy.
Malala Yousufzai, bojowniczka o prawa ograniczane przez religię, staje wobec ograniczeń stawianych przez władzę w imię laickości czy areligijności. Trudno to nazwać tolerancją czy społeczeństwem otwartym
Trudno nie skomentować tej historii. Bardzo często mówi się o religii jako źródle przymusów i społecznych zakazów. Takie słowa jak talib czy taliban weszły już do potocznego języka polskiego i służą do określania sytuacji, gdzie religia ingeruje w przestrzeń tożsamości człowieka, ograniczając tym samym jego prawa. Malala przeciwstawiała się takiemu ograniczeniu, które było zapewne argumentowane religijnie, kulturowo i tożsamościowo: kobietom zbędna jest edukacja. Podjęła walkę z ograniczeniem, które chciała narzucić jej władza religijna.
Świat niereligijny – jak się sama przekonała – ma także swoje normy i dogmaty. Jednym nich jest laickość, która bywa bardzo różnie rozumiana. Jeden ze sposobów jej rozumienia jest wypreparowanie przestrzeni publicznej (czy cywilnej) z elementów religijnych. Zneutralizowanie tego, co publiczne. Zamknięcie tego, co publiczne, przed religią. I tak oto bojowniczka o prawa ograniczane przez religię staje wobec ograniczeń stawianych przez władzę w imię laickości czy areligijności. Trudno to zaiste nazwać tolerancją czy też społeczeństwem otwartym.
Moim zdaniem to akt nietolerancji ze strony władzy wobec obywatela tego samego kraju. Mówię tak z pełnym przekonaniem. Bo gdyby podobne prawo zostało ustanowione w Polsce, mnie samego zmusiłoby do dokonania wyboru: albo stanowisko na uniwersytecie albo koloratka. Jak widać, dress code też może być instrumentem przemocy ze strony władzy.
Dziękuję Pani Agnieszce Piskozub-Piwosz za inspirację do tego tekstu.
Absurd. Porównywanie laickości do dogmatu jest ogromną intelektualną nieuczciwością. Laickość ma charakter praktyczny.
Zakaz noszenia chust muzułmańskich jest formą wykluczenia ze struktur państwa (jakimi są szkoły) elementów integrystycznych, radykalnych, w szczególności salafizmu. Bo gdzie wyznaczyć granicę? Ksiądz sobie takiego pytania nie musi zadawać, ale jaki normalny rodzic chciałby żeby nauczycielką jego dzieci była kobieta która w imię religii zasłania twarz? Czy idąc na wywiadówkę chcę rozmawiać z osobą z ogromnym krucyfiksem na piersi?
Laickość neutralizuje prądy radykalne i sprzyja tendencjom obywatelskim i narodowotwórczym. Tzw. “Laickość otwarta” czy liberalne prądy katolickie, niezależnie od ich szlachetnych pobudek, są wyłącznie furtką dla radykałów. O ile takie postawy, chociaż naiwne, można było bronić 15 lat temu, dziś świat się zmienił i tragedie zamachów muzułmańskich powinny nas nauczyć, że radykałów należy odizolować a ich dzieci zmusić do integracji. W sytuacji braku religii państwowej, przestrzenią integracji musi być “laicka” szkoła, gdzie poglądy religijne są relatywizowane. Nie miękka i otwarta laickośc, ale twarda i wbudowana w tożsamość instytucji państwa.