Używanie tego samego argumentu zarówno w uzasadnianiu pozostawienia krzyża w parlamencie, jak i w przypadku decyzji o jego usunięciu, to argumentacja bardzo względna i wykorzystywana koniunkturalnie.
9 lipca pracownik Zgromadzenia Narodowego kanadyjskiej prowincji Quebec, ubrany w białe rękawiczki, zdjął krzyż wiszący nad krzesłem przewodniczącego zgromadzenia i włożył do pudła wyłożonego poduszkami. Krucyfiks będzie tam leżeć, aż zostanie przygotowana specjalna witryna w powstającym muzeum. Parlament prowincji jednomyślnie zdecydował o usunięciu krzyża z sali obrad zwanej Salon bleu jeszcze przed uchwaleniem ustawy o laickości państwa. Dyskusja nad obecnością krzyża w sali parlamentu odbyła się już w roku 2008. Wówczas zdecydowano o pozostawieniu krzyża. Dziesięć lat później podjęto decyzję o jego usunięciu.
Znaki religijnej i przemoc
Zgromadzenie Narodowe prowincji podjęło 28 marca br. uchwałę zobowiązującą sekretariat parlamentu do przeniesienia krzyża, aby go „uwydatnić w obrębie parlamentu” (mettre en valeur dans l’enceinte du Parlement). Uchwała została przyjęta jednomyślnie przez 103 deputowanych przy nieobecności 22, w większości przedstawicieli Liberalnej Partii Quebecu. Jako uzasadnienie dla przyjętej uchwały podano wniesiony tego samego dnia do parlamentu projekt ustawy o laickości państwa, która została przyjęta 16 czerwca br. Zakazuje ona noszenia w czasie pracy przez funkcjonariuszy państwa (policjanci, sędziowie, strażnicy więzienni, ale także nauczyciele, dyrektorzy szkół, urzędnicy municypalni czy przewodniczący i wiceprzewodniczący parlamentu) znaków religijnych, co wynika ze znajdującego się w art. 1 ustawy stwierdzenia: L’État du Québec est laïque.
Ustawa przyjmuje cztery założenia: separacja państwa i religii, neutralność religijna państwa, równość obywatelek i obywateli oraz wolność sumienia i religii. Nowe prawo zakazuje wszystkich znaków religijnych bez względu na wielkość czy manifestacyjny charakter. Znakiem tym może być ubiór, nakrycie głowy, biżuteria, ozdoba, dodatek do ubrania. Ustawa nie wylicza tych znaków, wystarczy, by ich związek z religią był czytelny. Jak później doprecyzowano w dyskusji, ustawa nie obejmuje obrączek małżeńskich, a także znaków wyrażających elementy duchowe ludności autochtonicznej.
Ustawodawca precyzuje, że nie można jej stosować do znaków dziedzictwa kulturowego prowincji, zwłaszcza dziedzictwa religijnego, które są świadectwem historii. Nie dotyczy także znaków religijnych, które już się znajdują na takich budynkach jak szkoła czy szpital. Ustawa uniemożliwia dochodzenia zdejmowania takich znaków (krzyży) na drodze sądowej, pozostawiając decyzję zarządom tych instytucji. Poparcie społeczne dla nowego prawa wyniosło w maju 2019 roku 64 proc.
Czystka etniczna
Ustawa został podana krytyce przez autorów raportu z roku 2008 – filozofa Charlesa Taylora oraz socjologa Gérarada Boucharda, którzy postulowali wpisanie w porządek konstytucyjny prowincji zasady interkulturalizmu oraz laickości otwartej. W ówczesnym raporcie postulowano ograniczenie zakazu znaków religijnych jedynie do tych zawodów, które łączyły się z realizacja przymusu ze strony państwa – jak sędzia, prokurator, strażnik więzienny. Chodziło o to, by nie można było kojarzyć religii z państwową procedurą karną stosującą przymus wobec obywatela. Komisja postulowała wówczas także usunięcie krzyża z Salon blue, co jednak – sic! – pod rządami Jeana Charesta zostało jednomyślnie odrzucone przez Zgromadzenie Narodowe.
Podczas debaty 2 kwietnia na montrealskim Uniwersytecie McGill z inicjatywy stowarzyszenia muzułmańskich studentów prawa, Taylor powiedział, że wstydzi się (j’ai honte) jako rodzimy mieszkaniec prowincji, ponieważ przyjmowane jest prawo, które prowadzi do „autodestrukcji” państwa. Bronił się, że raport, którego był współautorem postulował „laickość otwartą”, która nie zabraniała noszenia znaków religijnych przez nauczycieli.
Z kolei Bouchard w wywiadzie udzielonym w kwietniu dla Radio Canada określił nowe prawo o laickości państwa jako „radykalne”. Socjolog wyraził sprzeciw wobec argumentacji przywoływanej w przypadku zakazu noszenia znaków religijnych przez nauczycieli. Przypomniał, że żadne badania nie potwierdzają, by noszenie hidżabu w szkole można było uznać za prozelityzm czy też indoktrynację, która mogłaby być traumatycznym doświadczeniem dla uczniów. Bouchard przyznaje, że większość mieszkańców prowincji jest za separacją religii i państwa, ale nie rozumie, w jaki sposób noszenie symboli religijnych narusza tę separację.
Krytyczne komentarze pojawiły się także ze strony niektórych polityków kanadyjskich. David Lametti, federalny minister sprawiedliwości, stwierdził, że rząd federalny nie wyklucza sprzeciwu sądowego wobec nowego prawa. Z kolei była premier Alberty, Rachel Notley, umieściła na Twitterze dość zasadniczy komentarz: „To smutny dzień dla Kanady, gdy rasizm staje się prawem”. Braian Pallister, premier Manitoby, zwrócił się do swych odpowiedników z innych prowincji, aby wspólnie sprzeciwić się temu prawu, które jest „niebezpieczne i niekanadyjskie”. Przeciwko prawu wystąpiło wiele komisji szkolnych, o odrzucenie ustawy apelowała rada miasta Montreal, a mer Hampstead nazwał nowe prawo instrumentem „czystki etnicznej”.
Krzyż kulturowy
Jeszcze niedawno premier rządu prowincji, François Legault, zapewniał, że krzyż powinien zachować swoje miejsce w parlamencie. Był to także jeden z punktów programu wyborczego. Obecnie, jako argument za zdjęciem krzyża, podnosi się, że miejsce, w którym deputowani decydują o stanowieniu prawa, powinno być absolutnie neutralne. Jest czymś niezrozumiałym, by dyskusje dotyczące separacji państwa od religii toczyły się pod immense crucifix – wielkim krucyfiksem, który dominuje nad miejscem przewodniczącego zgromadzenia. Trzeba zaznaczyć, że krzyż – inaczej niż to jest w polskim Sejmie, gdzie wisi nad drzwiami – wisiał w miejscu centralnym, bezpośrednio nad fotelem przewodniczącego. Krzyż znajdował się w sali parlamentu od 1936 roku, gdzie został zawieszony z inicjatywy Maurice’a Duplesssisa, ówczesnego pierwszego ministra rządu prowincji i był świadectwem katolickiej tożsamości i odrębności Quebecu od innych prowincji Kanady.
Pierwotne obietnice Legoulta dotyczące pozostawienia krzyża podkreślały wyłącznie jego znaczenie historyczne i kulturowe. Krzyż jest symbolem dziedzictwa prowincji, a nie znakiem religijnym – nikomu więc nie powinien przeszkadzać, a przecież nie wolno się wypierać przeszłości, na której zbudowana jest współczesna tożsamość. Legoult zmienia dzisiaj retorykę. W kontekście nowego prawa obecność krzyża w sali parlamentu byłaby anachroniczna, nie da się bowiem ograniczyć znaczenia krzyża wyłącznie do kulturowego artefaktu, z zupełnym ignorowaniem znaczenia religijnego. Zwolennicy przeniesienia krzyża do muzeum przypominają, że nie stanowi on już religijnego czy etycznego wyznacznika stanowionego prawa. Mówiąc inaczej – był tam jako świadek przeszłości, ale nie jako wektor przyszłości. W neutralnej religijnie przestrzeni parlamentu nie tyle przeszkadza, co jest zbędny.
Używanie tego samego argumentu zarówno w uzasadnianiu pozostawienia krzyża w parlamencie, jak i w przypadku decyzji o jego usunięciu, to argumentacja bardzo względna i wykorzystywana koniunkturalnie: powinien zostać, bo to tylko znak kulturowy – powinien zostać usunięty, bo to tylko znak kulturowy. Ostatni okres obecności krzyża w quebeckim parlamencie pokazuje, że nawet wiszący w centrum i nad głową przewodniczącego legislatywy znak religijny w żaden sposób nie determinuje kreowania prawa. W tym kontekście być może dobrze się stało, że został zdjęty zanim uchwalono nowe prawo o laickości państwa. Byłoby coś bolesnego w tym akcie demonstracji laickości dokonanej pod krzyżem.
Polecamy również tekst ks. Draguły z roku o 2006 o sekularyzacji w Quebecu: dostępny tutaj
Z całym szacunkiem, uważam ten tekst za dość wykrętny. Gdyby analizę uzasadnień zarówno pozostawienia, jak i usunięcia krzyża z Salon Bleu wzbogacić o kontekst historyczny, ich osobliwe podobieństwo – stanowiące oś wywodu tego artykułu – stałoby się bardziej zrozumiałe. Bo moim zdaniem nie chodzi o to, jakich argumentów użyto, tylko o to, czym jest sam akt zdjęcia krzyża z sali legislatury w procesie zapoczątkowanym „aksamitną rewolucją”, czyli w kolejnych etapach wydobywania się prowincji Quebec spod dominacji Kościoła (który sprawował tam faktyczne rządy; dość wspomnieć, że do 1968 roku każdy rozwód musiał być zatwierdzony przez parlament prowincjonalny).
Sądzę też, że oskarżenia o rasizm ustawy o laickości państwa byłyby lepiej osadzone w kontekście kanadyjskim, gdyby Autor wyjaśnił, że batalia toczy się głównie o muzułmańskie i sikhijskie symbole – hidżab czy turban. Sikhowie (jak obecny minister obrony Hardźit Sadżdżan), którzy są znani z religijnie motywowanego męstwa i lojalności, bywają cenionymi policjantami i oficerami armii, stawiają jednak warunek, by podczas służby mogli nosić turban, ważny symbol ich tożsamości. I prawo federalne na to zezwala. Quebecki zakaz może więc uderzyć także w tę grupę, nie zaś tylko w muzułmańskie nauczycielki w chustach na głowie.
Temat krzyża w Salon bleu to oczywiście tylko jeden aspekt zmian kulturowych i ustawodawczych. I w pewnym sensie poboczny. Kwestię wolności i accomodation raisonable, także w odniesieniu do sikhów, omawiałem wielokrotnie, jak choćby w tekście w TP (https://www.tygodnikpowszechny.pl/sztylet-wolnosci-129516). Także kwestia sekularyzacji i zmian w Québecu była przeze mnie omawiana (http://labo-old.wiez.pl/teksty.php?quebec_katolicyzm_zeswiecczenie). Tak to jest z autorem, który nie tyle pomija, co zakłada u czytelnika wiedzę, bo sam ją pamięta. Dziękuję za uważną lekturę.