Czy Stanisław Stomma był bardziej marzycielem czy realistą? Radosław Ptaszyński przekonuje, że raczej realistą. Kusi jednak nieco inna, paradoksalna interpretacja. W marzeniu Stommy o realistycznej polskiej polityce też można dopatrzeć się śladu szaleństwa.
10 lutego 1976 r. Sejm PRL przyjął sławetne poprawki do Konstytucji, wprowadzające m.in. kierowniczą rolę PZPR oraz imperatyw „umacniania przyjaźni i współpracy ze Związkiem Radzieckim”. Spektakl wyreżyserowanej jednomyślności zepsuł wówczas komunistom Stanisław Stomma. Poseł z katolickiego koła „Znak” wstrzymał się od głosu, zyskując miano sejmowego Rejtana. Paradoksalnie tego heroicznego gestu dokonał konsekwentny zwolennik politycznego realizmu.
„Stommizm. Biografia polityczna Stanisława Stommy” autorstwa Radosława Ptaszyńskiego jest wciągającą opowieścią o życiu jednego z najważniejszych intelektualistów wśród polskich katolików świeckich. To pozycja niezwykła. Narracja ogniskując się wokół działalności „politycznego wodza” ruchu „Znak” oferuje czytelnikowi znacznie więcej. Dzięki autorowi – adiunktowi w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego – śmiało podążamy przez zmienne klimaty polityczne i intelektualne rodzimych dziejów najnowszych. Poznajemy intelektualną panoramę Wilna lat trzydziestych, dylematy i żywe polemiki wśród polskich katolików po II wojnie światowej, a także formowanie się środowiska „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”. Śledzimy napięcia pomiędzy świeckimi a prymasem Wyszyńskim, narodziny opozycji demokratycznej, a w końcu długi marsz lat 80., uwieńczony historycznym kompromisem przy Okrągłym Stole. Stanisław Stomma staje się dla nas przewodnikiem przez polski wiek XX.
Ptaszyński pisze, że jego bohater był prawdziwym mistrzem politycznych piruetów. Próbował do maksimum wykorzystać możliwości stwarzane przez okoliczności, a jednocześnie, dokonując tych akrobacji, nigdy się nie przewrócił. Ta teza lapidarnie, ale bardzo trafnie podsumowuje dorobek polityczny Stommy. Podejmował on wiele żmudnych, mało efektownych działań, stronił od emocji, a jego poczynania wolne były od zerwań i gwałtownych zwrotów akcji. Wyważony, spokojny i kulturalny, Stomma wydaje się dziś postacią niedzisiejszą, może niemodną, w obecnych realiach trudną do zrozumienia. Jednak Radosław Ptaszyński przekonuje, że warto przyjąć inną perspektywę. Z jednej strony jego bohater jest bowiem postacią symboliczną, swoistym pomostem łączącym formację przedwojennych polskich inteligentów z III Rzecząpospolitą. Z drugiej – to człowiek z krwi i kości. Niepozbawiony wad, popełniający błędy, zmagający się ze swoimi słabościami. Uformowany z paradoksów, Stomma jest jednocześnie postacią wymagającą, bo nienadającą się do łatwego zaszufladkowania.
Reprezentował tę samą generację co jego szkolny przyjaciel – Czesław Miłosz. Łączyła ich choćby wielka wrażliwość na krzywdę społeczną, zasadniczo różniły ich natomiast sposoby realizacji własnych ideałów. Stomma – przekonany do tego, że skuteczną polską politykę można uprawiać tylko nad Wisłą – nigdy nie zdecydował się na emigrację. Zafascynowany postacią margrabiego Wielopolskiego konsekwentnie przywiązany był do pracy u podstaw, sprzeciwiał się porywom nieodpowiedzialnego romantyzmu. Gotów był w tym duchu wytrwale przekształcać narodową tradycję: wchodził w polemiki, cierpliwie tłumaczył, dawał przykład swoim życiem.
Od młodości pozostawał nieustannie aktywny. Wzrastał na terenach pogranicza, zachęcających do poszukiwań i zniechęcających do zamykania się w ciasnym doktrynerstwie. Znakomitym narzędziem oswajania świata była także szybko nabyta biegła znajomość niemieckiego i francuskiego, co ułatwiło podróże i lektury. Należał do grona pierwszych polskich czytelników Maritaina, Gilsona i Mouniera. Ich pisma stanowiły odpowiedź na jego potrzebę przekształcania rzeczywistości: tak społecznej, jak i kościelnej.
Katastrofa II wojny światowej, ale i perspektywa odbudowy świata po 1945 r. spowodowała, że Stomma z przekonaniem włączył się w polskie życie intelektualne. Osiadł na stałe w Krakowie. Przez kolejne dziesięciolecia z podziwu godną wytrwałością, a także z ogromnym zaangażowaniem próbował budować modus vivendi pomiędzy władzami komunistycznymi a Kościołem. Unikał zbędnych konfliktów, starał się łagodzić różnice i liczyć się z twardymi realiami.
Według Ptaszyńskiego to właśnie polityczny realizm stanowił najważniejszą cechę myśli i aktywności politycznej jego bohatera. Ale realizm niejedno ma imię. Był wszak Stomma postacią zupełnie inną niż choćby niebezpiecznie zbliżający się do cynizmu Aleksander Bocheński czy złamany przez pobyt w Sowietach Wojciech Jaruzelski. Kluczowe znaczenie dla wileńsko-krakowskiego intelektualisty miały kotwice moralne i etyczne. Stomma przez całe życie pozostawał bowiem człowiekiem zasad, wewnętrznie wolnym. Jego realizmowi towarzyszył „zmysł moralnej rozwagi”, ufundowany na głębokiej wierze. Fakt, że realizm potrafił pomyśleć teoretycznie, a następnie systematycznie wdrażać w życie w zgodzie ze swoimi zasadami czyni z niego postać ważną na skalę całych dwudziestowiecznych dziejów naszego kraju.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2019