Stworzył własny styl aktorstwa, w którym łączył tragizm i śmieszność, poezję i szyderstwo, błazenadę i powagę, refleksję i szaleństwo.
50 lat temu w gdańskim szpitalu zmarł Bogumił Kobiela. Śmierć legendarnego aktora była konsekwencją ciężkich obrażeń, jakich doznał tydzień wcześniej w wypadku samochodowym w okolicach Bydgoszczy. W chwili śmierci miał zaledwie 38 lat.
Zaczynał u największych: rolą Piszczyka w „Zezowatym szczęściu” Andrzeja Munka, Dębeckiego w „Eroice” tego samego reżysera oraz Drewnowskiego w „Popiele i diamencie” Andrzeja Wajdy (wystąpił także w dwóch innych filmach Mistrza: „Przekładaniec” i „Wszytko na sprzedaż”). Zagrał też m.in. w filmach Wojciecha Hasa: „Pożegnania”, „Rozstanie”, „Rękopis znaleziony w Saragossie”, „Lalka” oraz w „Ręce do góry” Jerzego Skolimowskiego.
Niezapomniany jako pan Jourdain w sztuce „Mieszczanin szlachcicem” Moliera w reżyserii Jerzego Gruzy (spektakl Teatru TV). To była jego ostatnia wielka rola przed tragiczną śmiercią.
„Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od Niego mniej, niż on może z siebie dać” – mówił o nim Andrzej Wajda
Był osobowością niepowtarzalną. Zaczynał w Gdańsku w kabarecie Bim Bom, razem ze Zbyszkiem Cybulskim i Jackiem Fedorowiczem, który tak wspomina tamten czas: „Bim-Bom trwał sześć lat. Od 1954 do 1960 roku. Kobiela był nim pochłonięty od pierwszej premiery, do ostatniego spektaklu – poświęcając mu swój talent, czas i siły.(…) Wnosił do naszego teatru lekkość i wdzięk, subtelność i poetycki żart, wspaniały zmysł obserwacyjny i ogromne wyczucie sceny. (…) Był zawsze autorem najcelniejszych sformułowań, błyskotliwych drobiazgów, które nadawały całości niepowtarzalny styl. (…) Był bardzo konsekwentny w przekazywaniu swojego spojrzenia na świat. (…) Stale łamał utarte systemy myślenia, stale szukał czegoś nowego, nie chciał poddawać się konwencjom i unikał powtórzeń”.
Andrzej Wajda powiedział o nim: „Obdarzony świetną techniką aktorską mógł zagrać właściwie wszystko. Ponieważ posiadał też ogromną siłę komiczną, mechanicznie obsadzano go w rolach komediowych. (…) Chyba najbardziej cierpiał nad tym, że widownia żąda od Niego mniej, niż on może z siebie dać”.
Stworzył własny styl aktorstwa, w którym łączył tragizm i śmieszność, poezję i szyderstwo, błazenadę i powagę; refleksję i szaleństwo. Śmieszno-smutny aktor.
Wielki, nie do końca spełniony artysta. Śmierć wyrwała go w szczycie możliwości twórczych. Przeszedł do legendy. Nieśmiertelny.