Odnowa musi polegać na traktowaniu świeckich jako ludzi dojrzałych, na bezwzględnym szanowaniu wolności w Kościele i stworzeniu atmosfery, w której nie dominują zakazy, przestrogi i nieufność.
Szesnasty rozdział książki „Kościół otwarty” – programowej dla środowiska „Więzi” – wydanej po raz pierwszy przez nasze wydawnictwo w 1963 roku. Śródtytuły pochodzą od redakcji
Ustosunkowanie się katolików polskich do postawy otwartej występuje na tle problemu odnowy Kościoła jako pewien sposób jej rozumienia. Wiadomo, iż proces głębokich przemian wewnętrznych katolicyzmu, połączony ze zmianą form zewnętrznych będącą funkcją tych przemian, usiłuje się niejednokrotnie zastąpić powierzchowną tylko adaptacją. Nie ulega wątpliwości, że owa zewnętrzna adaptacja jest łatwiejsza i że jej właśnie konieczność bardziej się narzuca. Jest też ona praktycznie nieuchronna w masowej skali całego Kościoła, również polskiego. Natomiast stopień związania z nią owych głębokich przemian wewnętrznych, do których należy właśnie postawa otwarta, może być w praktyce różny, ponieważ są one trudniejsze i wolniej zyskują sobie prawo obywatelstwa.
Z drugiej strony wiadomo również, że te kręgi katolickie, które głoszą potrzebę głębokiej reformy i łączą ją z postawą otwartą, mają dziś w Kościele niewątpliwie uznaną pozycję i ich oddziaływanie w tym duchu na szeroką społeczność katolicką nie może być – mimo wszelkich oporów – kwestionowane.
Kluczowym zagadnieniem dla odnowy w Polsce będzie wprowadzenie u nas w życie uchwał soborowych i sposób, w jaki ludzie formalnie i faktycznie odpowiedzialni za Kościół polski – episkopat, duchowieństwo i aktywni katolicy świeccy – ustosunkują się do tej kwestii.
Teoretycznie można sobie wyobrazić próby niejako mechanicznego i literalnego przenoszenia uchwał soborowych, bez oglądania się na warunki miejscowe. Sposób ten, najbardziej minimalistyczny, wydaje się najlepszą drogą do pogrążenia i skompromitowania przedsięwziętych reform. Zapewne zresztą sam Sobór ograniczy możliwość takiej „reformy”, zalecając w wielu wypadkach uwzględnienie miejscowych warunków i potrzeb. Najwięcej też zwolenników – co jest oczywiste – znajdą zapewne próby znalezienia własnego polskiego wyrazu dla realizacji uchwał Soboru.
Trzy czynniki
Trzeba tu wziąć pod uwagę, że ustosunkowanie się katolików polskich do odnowy podlega prawom szczególnej specyfiki warunków, w jakich żyje i działa Kościół w Polsce. Na specyfikę tę składają się zwłaszcza trzy czynniki, przy czym wszystkie one działają z dużą siłą – choć w bardzo różny sposób – zarówno wśród świeckich, jak i wśród duchownych.
Przede wszystkim gra tu wielką rolę dotychczasowy kształt katolicyzmu polskiego uformowany przez długi ciąg warunków historycznych i wyrażający się bardzo silnie w formacji psychicznej polskich katolików.
Kościół polski był typowym przykładem ścisłego powiązania i utożsamienia społeczności wyznaniowej z narodową. Owo silne powiązanie polskości z katolicyzmem wyrażało się w specyficznym sposobie myślenia i sposobie traktowania chrystianizmu. Nie trzeba dodawać, że ten sposób myślenia, którego bardzo poważne relikty do dziś obserwujemy, nie sprzyja rozumieniu otwartości. W pewnych przypadkach, bardziej skrajnych, dominował on nawet wyraźnie nad tradycjami tolerancji, którymi polski katolicyzm skądinąd się szczyci.
Poza tym ów sposób myślenia, dziś już zupełnie anachroniczny, działa tradycjonalnie i wyraźnie nie sprzyja wczuciu się w nową sytuację i związane z nią zmiany. Nie sprzyjają mu również niektóre inne tradycyjne właściwości polskiego katolicyzmu, takiego jak jego irracjonalizm, uczuciowość, płytkość i pomieszanie właściwej katolicyzmowi hierarchii wartości.
Trzeba pamiętać, że warunkiem dla wszelkiej odnowy jest zdolność do refleksji i umiejętność odróżniania tego, co istotne, od elementów zmiennych i mniej lub bardziej przypadkowych. Tam, gdzie obu tych cech brak i gdzie trzeba ich się dopiero uczyć, warunki dla odnowy są siłą rzeczy nie najlepsze. Obiektywnie natomiast fakt znacznego obciążenia katolicyzmu reliktami „starego modelu” jest wobec radykalnej zmiany społecznej sytuacji silnym argumentem właśnie na rzecz jego głębokiego odnowienia.
Po drugie, ruch odnowy Kościoła zastał katolicyzm polski w znacznie lepszej sytuacji w porównaniu z warunkami, w jakich znajduje się obecnie katolicyzm w innych krajach nazywanych z mniejszą lub większą słusznością katolickimi. Kiedy na przykład we Francji spostrzeżono, że jest ona już krajem misyjnym, proces dechrystianizacji zaszedł bardzo daleko, a wpływ Kościoła na znacznych obszarach kraju i w licznych grupach społecznych zbliżony był do zera. Rzecznicy wyciągnięcia konsekwentnych wniosków, jakie z tego stanu rzeczy płynęły dla Kościoła, duszpasterstwa i kulturalno-społecznego życia katolicyzmu byli samotnymi pionierami, zmuszonymi do bardzo nieraz trudnej walki o prawo dla swych poglądów.
Warunkiem wszelkiej odnowy jest zdolność do refleksji i umiejętność odróżniania tego, co istotne, od elementów zmiennych i mniej lub bardziej przypadkowych
Nasza sytuacja jest inna i bez porównania korzystniejsza. Zmiany społeczności katolickiej nie są jeszcze tak daleko posunięte, przynajmniej w tym sensie, że więź z Kościołem w znacznej mierze nie została jeszcze zerwana. Zmiany te są też przez wielu ludzi dostrzegane i są oni gotowi wyciągnąć z nich wnioski.
Nasza sytuacja rozwija się też w innej już epoce, nie tylko świata, ale i Kościoła. Odnowa, accomodata renovatio Jana XXIII, jest rzeczą przesądzoną, jak również jest przesądzony jej zasadniczy kierunek, mimo różnorakich oporów, na jakie napotykała i z pewnością jeszcze napotka.
Sytuacja ta daje katolicyzmowi polskiemu wielką szansę, ponieważ może on zostać objęty odnową, posiadając bardzo wiele atutów, których Kościół gdzie indziej został już pozbawiony i musi się dopiero starać o ich odzyskanie. Możemy podchodzić z lepszą znajomością i przygotowaniem do procesów, które gdzie indziej są już zakończone lub bardzo daleko posunięte, a u nas dopiero zaczynają się rozwijać. Fakt, iż przebiegają one w Polsce w nieco innej formie, nie przekreśla możliwości korzystania z cudzych doświadczeń.
Odnowa w różnych częściach Kościoła jest już daleko zaawansowana. Wyszła z fazy pierwszych eksperymentów i posiada bogate doświadczenie. Dlatego też możemy – odpowiednio rozważnie postępując – z tego bogatego dorobku odnowy korzystać nawet w szeregu rozwiązań szczegółowych, traktując je przynajmniej jako hipotezę roboczą. Bez zastrzeżeń zaś możemy i powinniśmy przyswoić sobie ich ogólny kierunek.
Jednakże to samo, co stanowi szansę polskiego katolicyzmu, obraca się zarazem przeciw odnowie. Mniej zaawansowane procesy słabiej rzucają się w oczy, są trudniej dostrzegalne i nieoczywiste, zwłaszcza dla tych, którzy nie chcą lub nie potrafią ich dostrzec. Stąd też wielu katolików, również duchownych, twierdzi, że wewnętrzna sytuacja Kościoła w Polsce jest dobra, związek społeczeństwa z Kościołem bardzo silny i niezagrożony, wiara, szczególnie poza wielkimi miastami, żywa. Jest paradoksalne, że ludzie zajmujący takie stanowisko potrafią również posługiwać się analizami stanu katolicyzmu na Zachodzie. Ale jedynie po to, żeby w swoim mniemaniu udowodnić, że stan katolicyzmu w Polsce jest wyjątkowo dobry. W konkluzji uważają oni, że odnowa jest w Polsce niepotrzebna, a nawet szkodliwa, gdyż naruszy ona ten tradycyjny kształt Kościoła, do którego społeczeństwo jest żywo przywiązane.
Trzecim wreszcie zasadniczym czynnikiem jest stan zagrożenia, w jakim znajduje się Kościół w Polsce ze względu na ofensywą laicyzacyjną. Ów stan zagrożenia traktowany jest niejednokrotnie jako zasadnicze przeciwwskazanie dla wszelkich zmian i reform, które osłabiają związki z tradycją, szczególnie ważnym elementem w zachowaniu „wiary przodków”. W szczególności jest on traktowany jako przeciwwskazanie dla wszelkiej „otwartości” i wszelkiego dialogu z przeciwnikami światopoglądowymi.
Zwarcie „szeregów”?
Tak zarysowana specyfika sytuacji polskiego katolicyzmu wywołuje częstokroć psychologiczne opory wobec odnowy, a w szczególności wobec otwartego sposobu jej rozumienia. Ścieranie się takich poglądów z innym, przeciwnym sposobem myślenia, mającym swe źródło tak w odmiennych wnioskach wyciąganych z warunków polskich, jak i w soborowym nurcie accomodata renovatio, sprawia, że występuje w Polsce bardzo znaczne zróżnicowanie postaw wobec haseł „otwartych” i w ogóle całego ruchu odnowy.
Zróżnicowanie to jest charakterystyczne dla studium przejściowego pomiędzy starym modelem stosunków, których wyrazem był Kościół konstantyński, a znalezieniem pełnej odpowiedzi na nową sytuację.
W szczególności należy się liczyć bardzo poważnie z możliwością występowania dwóch typów stanowisk, z których pierwszy trzeba ocenić jako wyraźnie niepożądany, drugi – jako co najmniej niedostateczny.
Tak więc z pewnością będziemy w dalszym ciągu słyszeć opinie, że reformy Kościoła są dobre gdzie indziej, natomiast u nas niebezpieczne i z tego względu niemożliwe do zastosowania. Specyficzna sytuacja katolicyzmu polskiego, zagrożonego ostrą ofensywą laicyzacyjną, wymaga – zdaniem rzeczników tego poglądu – zwarcia „szeregów”, a wszelka reforma, osłabiając działanie czynnika wtórnego, ale niezmiernie ważnego, jakim jest tradycja, te szeregi rozluźnia.
Szczególnie wszelka reforma w duchu „otwartości” połączona jest z wielkim ryzykiem. Stanowisko takie będzie zapewne często pretekstem dla zachowania orientacji integrystycznej i dyskusja z nim powinna mieć charakter generalnej polemiki z integryzmem, który czasem nawet słusznie dostrzegając niebezpieczeństwa pojawiające się przy przeprowadzaniu reform, nie chce zauważyć, że z drugiej strony tylko głębokie reformy mogą zachować żywotność katolicyzmu.
Na skrajnym skrzydle tej orientacji trzeba umieścić postawy klasycznie „obronne”, prezentujące zamknięty model jakiejś odrębnej społeczności katolickiej, na zewnątrz której ma się znaleźć cała reszta społeczeństwa i cała „zlaicyzowana i zmaterializowana” współczesna cywilizacja. Tam, gdzie Kościół był dotychczas oparty o jednolite wyznaniowo społeczeństwo i gdzie obecnie sytuacja jego zmienia się w ślad za przemianami społecznymi, rodzi się w stadiach przejściowych pokusa niegodzenia się z nowym stanem rzeczy i ratowania, jak się da i co się da z dawnego wzoru i dawnego modelu wpływu.
W społeczeństwie współczesnym nie istnieje sposób, pozwalający na konsekwentne odcięcie wierzących od całokształtu otaczającego ich życia społecznego, w którym siłą rzeczy uczestniczą
Jest to pokusa ratowania stanu posiadania i walki z nową rzeczywistością społeczną w imię dawnego modelu, który ulega w znacznym stopniu absolutyzowaniu. Ponieważ ów dawny model nie może oddziaływać na całe społeczeństwo, musi on być społecznie ograniczony. Jest to więc model diaspory, ale już nie otwartej, a gettowej, w którym wierzący, społeczność katolicka, są wyobcowani z reszty społeczeństwa i jej przeciwstawieni.
Używa się – w tym rozumowaniu – często argumentu, nieraz może z autentycznym przekonaniem, że chodzi o ratowanie mas wiernych przed zgubnymi wpływami, przez stworzenie im jakiegoś quasi-społeczeństwa katolickiego wewnątrz społeczeństwa pluralistycznego.
W stosunku do ogółu wiernych głównym zadaniem tej „zamkniętej diaspory” miałoby być ograniczenie ich kontaktów z niechrześcijańskimi, szkodliwymi dla ich wiary i moralności przejawami aktualnie panującej w społeczeństwie cywilizacji i kultury, i poddanie ich w maksymalnym stopniu własnym wpływom wychowawczym.
Oczywiście ta tendencja do ograniczenia kontaktu musi w konsekwencji oznaczać rezygnację z roli misyjnej ogółu wiernych – i jest to świadomie zakładane. Jednakże nie oznacza to zrezygnowania z pełnienia misji w ogóle. Nie zapominajmy, że stary model traktuje apostolstwo raczej jako szczególny typ działalności i w nim przede wszystkim widzi realizowanie misji. Tak przynajmniej wygląda przeważająca praktyka. Otóż takie apostolstwo mogłoby być pełnione przez ludzi specjalnie wybranych i przygotowanych, a przez to przygotowanie skutecznie „uodpornionych” na wpływy rzeczywistości, z którą przyjdzie im się spotykać.
Modelowi temu postawić można szereg zarzutów, przede wszystkim ten, iż jest on praktycznie nierealny, ponieważ w społeczeństwie współczesnym nie istnieje sposób, pozwalający na tak konsekwentne odcięcie wierzących od całokształtu otaczającego ich życia społecznego, w którym siłą rzeczy uczestniczą. Gdyby zaś zrealizowanie go było nawet możliwe, trudno wyobrazić sobie, jak mianowicie atmosfera getta zdolna byłaby wychować owych apostołów, chyba że pojmiemy działalność apostolską na wzór akcji oddziałów operacyjnych wysyłanych na wrogie terytorium. Apostolstwo takie musiałoby być zresztą nieskuteczne i skazane na niepowodzenie.
Trudno sobie wyobrazić, aby model taki miał jakiekolwiek szanse realizacji. Z tego, iż jest on praktycznie nierealny, nie wynika jednak, aby nie był on już niebezpieczny. Same próby lansowania go w społeczności katolickiej, o ile są odpowiednio szerokie i intensywne, muszą rzutować negatywnie na atmosferę i sytuację w Kościele.
Zawsze niestety istnieje możliwość oddziaływania choćby poprzez duszpasterstwo we właściwym takiemu modelowi duchu na postawę katolików, możliwość kształtowania w nich totalnie negatywnego stosunku do otaczającej ich współczesnej cywilizacji, warunków życia społecznego, formowania w nich postawy zamkniętej i negatywnej wobec wszystkiego, co nie odpowiada pewnemu określonemu rozumieniu słowa katolicyzm. Oczywiście, jest to model skrajny i nie należy obawiać się, aby ilość jego zwolenników miała rosnąć. Zapewne będą oni coraz większą rzadkością również wśród księży.
Zmiany tylko zewnętrzne
Liczniej już będzie reprezentowany drugi typ stanowiska, który może wyrazić się dużą skłonnością do reform, nawet pewnym gorliwym pośpiechem w ich realizowaniu, jednakże w sposób z punktu widzenia postulatów postawy otwartej niewystarczający. Przede wszystkim trzeba tu wymienić stanowisko neointegrystyczne, które zgadza się na zmiany zewnętrzne, traktując je jako modernizację metod mających służyć jednak celom rozumianym w zasadzie zgodnie z integrystycznym modelem stosunku Kościoła do świata. Niewątpliwie specyficzne warunki polskiej sytuacji mogą wpływać na szeroki zasięg i względną trwałość tego rodzaju stanowisk, które akceptując modernizację odrzucają kategorycznie wszelką otwartość.
Nie byłoby jednak słuszne przejść nad faktem, że mogą one odegrać pewną rolę w dynamice ewolucji katolicyzmu. Dla wielu ludzi nieufnych i ostrożnych wobec wszelkich zmian, w tym, co przywykli uważać za niezmienne, akceptacja tych tylko zewnętrznych przemian połączona jest z wielkim przełamaniem wewnętrznym. Z przełamaniem samej zasady, przyjmowanej często jako fakt oczywisty, że w Kościele nic się nie potrzebuje zmieniać i że to świat powinien dostosowywać się do Kościoła, a nie odwrotnie. Taka też musi być funkcja tych przemian w miarę wprowadzania ich w skali masowej dla całej społeczności katolickiej. Przez sam fakt przełamania stagnacji i rutyny mogą one być pomocne w dokonywaniu się przemian głębszych.
Bardzo licznie – jak można się spodziewać – będą występować również postawy szczerze nacechowane odnową, ale nierozumiejące w pełni jej ducha i jej złożonej problematyki. Dlatego też będą one w różny sposób niekonsekwentne. Jest to tendencja niewystarczająca, ale na pewno niepozbawiona wartości, ponieważ stanowi płaszczyznę do dalszego pogłębiania rozumienia ducha reformy. W przeciwieństwie do stanowiska neointegrystycznego otwartość ma tu duże szanse, choć również może się spotkać z brakiem zrozumienia i oporami.
Wszystkie przedstawione wyżej postawy, z wyjątkiem tylko wyraźnie integrystycznych, zmieszczą się jakoś zapewne – z mniejszą lub większą trudnością – w ramach realizacji uchwał soborowych. Najbardziej nawet postępowe uchwały, wzięte formalnie, nie zadecydują o sposobie wprowadzenia ich w życie. Ściślej mówiąc, o duchu, w jakim będą realizowane. Niektóre sformułowania uchwał Soboru mogą też zapewne w mniejszym lub większym stopniu nosić cechy kompromisu, co jeszcze zwiększy możliwość ich różnorodnego interpretowania w toku realizacji. Trzeba zdawać sobie sprawę, że Sobór nie może być traktowany w oderwaniu, że nie mogą być traktowane w oderwaniu jego uchwały i – co się z tym ściśle wiąże – że same w sobie nie załatwią one wszystkiego i załatwić nie mogą. W szczególności nie załatwią one tego wszystkiego, co wynika ze specyfiki warunków miejscowych określonych społeczności katolickich. Co więcej, uchwały Soboru mogą być skutecznie realizowane tylko w ścisłym związku z rozstrzyganiem problemów, wynikłych ze specyfiki lokalnej.
Obrona
Odnowa katolicyzmu polskiego musi być traktowana jako zjawisko całościowe i specyficzne, zapewne bardziej nawet specyficzne niż analogiczne procesy w innych społecznościach katolickich. Uchwały Soboru powinny zaś być realizowane jako integralna i organiczna część tego całościowego i specyficznego procesu odnowy.
Ów dostosowany do warunków, a nie czysto mechaniczny sposób wprowadzania odnowy w życie katolicyzmu polskiego wymaga posiadania jakiejś wizji tego katolicyzmu, jego sytuacji, jego roli i perspektywy. Sprawą zasadniczą jest wybór generalnego kierunku, któremu wizja ta będzie podporządkowana. Czy będzie to kierunek otwarty, czy taki, którego podstawową zasadą stanie się obrona stanu posiadania?
Nie można zapominać, że stosunek Kościoła do otaczającego go świata wpływa bardzo istotnie na wewnętrzną treść katolickiej społeczności. Postawa obrony stanu posiadania chrześcijańskiej społeczności będzie w polskich warunkach stawać się postawą getta i walki z tym wszystkim, co w mniemaniu jej przedstawicieli temu stanowi posiadania zagraża.
W dziedzinie teorii nastawienie takie prowadzi do wyostrzenia różnic, do zajmowania stanowiska zawsze odwrotnego niż przeciwnik, a przez to z kolei do swoistego zniekształcenia doktryny, która staje się wówczas automatycznie narzędziem walki, choć może to być niezamierzone. Jedne elementy doktryny są wówczas stale wysuwane na plan pierwszy, inne stale spychane na drugi. W dziedzinie metod następuje stopniowe zniekształcenie polegające na upodobnianiu się do przeciwnika i to w tym właśnie, w czym w gruncie rzeczy najbardziej należałoby się od niego różnić. Cała ta sytuacja prowadzi wówczas do swoistej laicyzacji Kościoła wyrażającej się w tym, że obrona doczesnego dobra społeczności katolickiej staje się w praktyce główną wartością.
Uchwały Soboru mogą być skutecznie realizowane tylko w ścisłym związku z rozstrzyganiem problemów, wynikłych ze specyfiki lokalnej
Nie należy przez to rozumieć, że problem obrony religijnego stanu posiadania Kościoła nie istnieje. W kraju rządzonym przez ludzi niewierzących i zakładających programowo laicyzację społeczeństwa problem ten istnieć musi. Powstają niejednokrotnie sytuacje trudne, bolesne, a nieraz wręcz dramatyczne dla katolików, niezależnie od tego, czy w pełni podzielają oni wszystkie pociągnięcia władz kościelnych.
Ale kiedy krytykujemy pozycje obronne, mówimy nie o tej koniecznej trosce i obronie religijnego stanu posiadania Kościoła, zwłaszcza że tak bardzo odczuwamy potrzebę jego stabilizacji w warunkach ustroju socjalistycznego. Mówimy natomiast o pewnej mentalności, o postawie często upowszechnionej w duszpasterstwie i wychowaniu katolickim. Postawie, która wysuwając na plan pierwszy „zwarcie szeregów”, z reformy bierze tylko to, co temu zwarciu szeregów służy, odkładając jako u nas nieaktualne to wszystko, co łączy się z głębokim przewartościowaniem ducha i metod apostolatu katolickiego. O postawie i mentalności, która prowadzi do związania rąk katolicyzmowi walką z przeciwnikiem, widzi w nim samo zło i nie jest zdolna ukazać, że chrześcijaństwo znajduje się w stosunku do swoich przeciwników na zgoła innej płaszczyźnie, jak to uczynił Jan XXIII mówiąc, że komunizm jest wrogiem Kościoła, ale Kościół nie jest wrogiem nikogo.
Działanie długofalowe
Gdyby taki „obronny” kierunek miał w polskim katolicyzmie zapanować, będzie on również prowadził w szerokim zakresie do konformizmu. Będzie on groził tym wszystkim, którzy nie mogąc pogodzić się z taką wizją religii – a ludzi takich jest coraz więcej – nie znajdą wokół siebie innej wizji, którą byliby gotowi przyjąć. Złudzeniem jest wyobrażać sobie, iż mogą tu istnieć inne konsekwentne kierunki rozwiązań poza obronnym i otwartym. Niewątpliwie w polskich warunkach pluralizmu i konfliktu światopoglądowego każde rozwiązanie nienacechowane otwartością musi w praktyce prowadzić do getta lub do konformizmu.
Dlatego jedynie słuszną i skuteczną formą przenoszenia Soboru na grunt polski, jest intensywna praca nad głęboko i konsekwentnie przeprowadzoną accomodata renovatio w Kościele polskim i polskiej społeczności katolickiej, dokonana w duchu otwartym. Niektóre wypowiedzi Jana XXIII nie pozwalają wątpić, że w takim właśnie duchu widział on accomodata renovatio w Kościele i to tak dalece, że kierunek ten można dziś chyba bez obawy nadużycia nazywać jego imieniem.
Dopiero tak generalne spojrzenie i sformułowanie odpowiadających mu głębokich treści religijno-wychowawczych stworzy właściwy układ odniesienia, pozwalający właściwie rozwiązywać wszystkie problemy szczegółowe.
Odnowa katolicyzmu polskiego jest na pewno problemem długofalowym. Nadanie mu kształtu, który, wyrażając najlepiej istotę chrześcijaństwa, odpowiadałby jednocześnie maksymalnie potrzebom czasu, specyfice obecnych polskich warunków i żywym tradycjom polskiej kultury, nie jest proste ani bezdyskusyjne. Wiadomo też, że w szerokiej skali społecznej niełatwo będzie zmienić te negatywne elementy wizji katolicyzmu i katolickiego życia, na które złożyły się nawyki całych pokoleń, co najmniej od XVII w. Tym ważniejsze jest więc uświadomienie sobie co, jako bezsporne, można i należy robić już teraz.
Najważniejszą sprawą jest chyba to, aby w całym oddziaływaniu duszpasterskim, od katechizacji dzieci począwszy, w coraz większym stopniu dominowała wizja katolicyzmu „odnowionego”. Nie istnieje żadna rozsądna przyczyna, dla której owa wizja katolicyzmu „odnowionego” miałaby ciągle być tylko tematem intelektualnych dyskusji i ewentualnie sztabowych narad. Wbrew niektórym twierdzeniom nie należy się obawiać, aby ukazanie jej „ludowi”, nieprzygotowanemu jakoby do jej przyjęcia, miało wywoływać szok groźny dla autorytetu Kościoła, a nawet samej wiary.
Zadaniem najzupełniej podstawowym jest nowy model stosunków między hierarchią i duchowieństwem a świeckimi, którego zapowiedź niesie ze sobą Sobór
Trudno pogodzić się z poglądem, że rozumienie jej wymaga rzeczywiście jakiegoś specjalnego przygotowania. Wolno też przypuszczać, że wbrew obawom zwolenników tradycyjnego duszpasterstwa paternalistycznego natrafi ona w bardzo znacznej mierze na podatny grunt, a w najlepszym razie nie będzie z pewnością szokować bardziej, niż dzisiaj szokuje wielu tradycyjna wizja katolicyzmu, przekazywana im często przez duszpasterstwo. Również podstawowe wychowanie katolickie może być realizowane bądź w duchu postawy otwartej, bądź zamkniętej. Nie trzeba chyba podkreślać, jakie ma to potem konsekwencje.
Katolicyzm ukazywany społeczeństwu polskiemu powinien być więc wolny zarówno od naleciałości i przybudówek „ery konstantyńskiej”, jak od obciążeń tradycji lokalnych czy interpretacji szkół teologicznych i filozoficznych, ciążących nad nim nieraz w taki sposób, że utożsamiają się one z jego istotą, z samymi podstawowymi elementami jego doktryny. Ukazana powinna być natomiast cała jego istotna treść religijna, indywidualna i społeczna, uniwersalna i „otwarta”.
Być może to usunięcie z dziejowego obrazu katolicyzmu elementów ideologicznych i programowych, „zredukowanie” go do pierwiastka czysto religijnego, wyda się komuś jego zubożeniem. Chyba jednak zubożenia takiego nie należy się obawiać, gdyż jest to ubóstwo ewangeliczne. Oczywiście, należy zdawać sobie sprawę, że dużo jeszcze wody upłynie, nim taki właśnie „odnowiony” i „oczyszczony” katolicyzm głoszony będzie z wszystkich ambon, ale jest to chyba sprawa najważniejsza. Ważniejsza od wszelkiego unowocześniania form i metod i – co więcej – jedynie ona nadaje im prawdziwy sens.
Otwarty model
Ważne jest przy tym, aby katolicy polscy byli zaznajomieni z najciekawszymi przejawami i osiągnięciami nurtu odnowy Kościoła, zarówno z nowymi formami i prądami o charakterze praktycznym, jak też – a może przede wszystkim – z nową teologią, przede wszystkim nową teologią Kościoła. Specjalne znaczenie posiada jak najszersza informacja soborowa, konieczna po to, aby Sobór stał się sprawą żywo obchodzącą i niejako osobistą najszerszych kręgów katolickich. Jednocześnie wychowanie katolickie dzieci i młodzieży oraz duszpasterstwo dorosłych powinno w szczególny sposób uwzględniać przygotowanie do praktycznego realizowania otwartego modelu w życiu osobistym katolika i w samym Kościele. Chodzi tu zarówno o pozytywne kształtowanie w tym kierunku świadomości i cech charakteru, jak też o uwzględnienie tych niebezpieczeństw i trudności, jakie są z tą postawą związane.
Zadaniem najzupełniej podstawowym jest nowy model stosunków między hierarchią i duchowieństwem a świeckimi, którego zapowiedź niesie ze sobą Sobór. W Polsce problem ten ma szczególne znaczenie, gdyż tradycje historyczne przydają hierarchii i duchowieństwu funkcje pozareligijne, a także złożona rzeczywistość współżycia światopoglądowego w ciągu ostatniego dwudziestolecia – wpływała niejednokrotnie silnie na ugruntowanie się klerykalnego modelu stosunków. Z drugiej strony łatwo przypomina się jako ostrzeżenie przykłady o przeciwnej wymowie. Problem ten, na pewno złożony, dojrzał do spojrzenia nań na nowo.
W polskich warunkach pluralizmu i konfliktu światopoglądowego każde rozwiązanie nienacechowane otwartością musi w praktyce prowadzić do getta lub do konformizmu
Ludziom świeckim do rzeczywistego poczucia współodpowiedzialności za Kościół nie jest potrzebne łatwe kokietowanie ich przyznawaniem się do antyklerykalizmu, nawet przez wysokich duchownych, tak jak młodzieży nie przekonuje zmiana języka teologicznego na potoczny żargon. Nie na tym polega nowoczesność i zwrot ku świeckim.
Musi on – niezależnie od ryzyka, jakie by odczuwano – polegać przede wszystkim na zaufaniu. A więc na traktowaniu świeckich jako ludzi dojrzałych i myślących, jako podmiotu w Kościele, na głębokim i bezwzględnym szanowaniu wolności w Kościele i stworzeniu atmosfery, w której nie dominują zakazy, przestrogi i nieufność. Nie jest to żadna reforma instytucjonalna, ale jedynie zmiana klimatu, zmiana, która tylko wtedy da prawdziwy rezultat, jeżeli będzie dokonana szczerze, prosto i dogłębnie.
W pewnym sensie wiąże się z tym również zagadnienie stosunku do ruchu ekumenicznego. W Polsce stosunek do chrześcijan innych wyznań nie jest szerokim problemem społecznym. Jakościowo ma on jednak znaczenie ogromne. Problem ten może bowiem odegrać w naszych warunkach bardzo istotną rolę wychowawczą zarówno w zakresie otwartego stosunku do inaczej myślących i niewierzących, jak i w zakresie rozumienia samej postawy Kościoła i nowego, otwartego sposobu rozumienia jego misji. Z tego względu ekumenizm, przede wszystkim jako praktyczne przejawy, wymaga dużej uwagi.
Miałoby również wielkie znaczenie nawiązanie dialogu i współpracy z niekatolikami i niewierzącymi, tam wszędzie, gdzie to jest tylko możliwe i zarazem celowe, oczywiście z własnych, jasno określonych pozycji światopoglądowych. Ma to zarówno znaczenie wychowawcze, jak też jest stwarzaniem faktów na rzecz kształtowania się nowego modelu stosunków społecznych w Polsce, a zarazem argumentem świadczącym o możliwości takich właśnie stosunków.
Formacja intelektualna
Tak można chyba sformułować najbardziej ogólnie zadania stojące przed duszpasterstwem i wychowaniem katolickim. Jeśli jednak odnowa polskiego katolicyzmu ma być przeprowadzana konsekwentnie i w sposób odpowiadający rzeczywistym potrzebom, wymaga ona również zaplecza intelektualnego, prac przygotowawczych i badawczych.
W pierwszym rzędzie chodzi o dokonanie rozumnego i przemyślanego wyboru tych konkretnych dziedzin naszego życia religijnego, które ze względu na swą wagę lub kluczową pozycję i związane z tym bogactwo odniesień predestynowane są jako pierwsze w kolejności problemy odnowy. Jest zrozumiałe, iż nie można na raz robić wszystkiego.
Nie wyprzedzając dyskusji, która powinna się na ten temat wywiązać, trzeba zauważyć, że jednym z najważniejszych takich problemów – jeśli w ogóle nie najważniejszym – jest w Polsce sprawa formacji duchowieństwa, szczególnie młodego, i związana z tym kwestia wychowania i wykształcenia seminaryjnego. Pomijając wszystkie inne względy, szczupłość zorganizowanych form życia laikatu w Polsce powoduje, że rola kapłana pozostaje u nas wciąż szczególna. Jest ona nierównie większa niż w krajach Zachodu i nierównie więcej, jeśli chodzi o całokształt oblicza naszego katolicyzmu, od niej zależy.
Z pracą nad szczegółowymi problemami odnowy wiąże się ściśle konieczność poszerzania, a także upowszechniania wiedzy o aktualnym stanie polskiego katolicyzmu, zachodzących w nim przemianach, kierunkach procesów oraz wiedzy o jego historii, genezie jego obecnego kształtu. Nie wystarczą tu różnego rodzaju sondaże i ankiety prasowe. Niezbędne jest zbieranie wyników badań socjologicznych i psychologicznych, gdziekolwiek są one prowadzone, oraz ich inspirowanie. Niezbędne są również rzetelne badania historyczne. łączy się z tym konieczność popularyzowania w Polsce socjologii religii i psychologii religii oraz wyników badań osiągniętych przez te nauki w innych krajach.
Istotnym warunkiem powodzenia tych prac w Polsce jest przezwyciężanie oporów przed poddawaniem zjawiska religijności badaniom naukowym. Jest to zresztą problem bardziej ogólny i rozciągający się szerzej, również na religioznawstwo ogólne i porównawczą historię religii. Nieumiejętność poradzenia sobie z problematyką, jaką się te dyscypliny zajmują, przy jednoczesnym pozostawieniu na nie monopolu marksistom, musi prowadzić z jednej strony do ostrego kryzysu w dyskusji światopoglądowej, z drugiej strony uniemożliwia pełne rozeznanie w aktualnych procesach, jakie w zjawisku religijności zachodzą.
Szerzenie w Polsce katolicyzmu otwartego wymaga pogłębiania teoretycznych podstaw otwartości w teologii i filozofii. Bardzo duże znaczenie ma również opracowanie tradycji postawy otwartej w historii myśli chrześcijańskiej i praktyki życia chrześcijańskiego. Przede wszystkim jednak podjęcie systematycznej pracy nad badaniem warunków, trudności i możliwości, jakie dla podstawy otwartej stwarza rzeczywistość życia społecznego w Polsce.
Należy zdawać sobie sprawę, że dużo jeszcze wody upłynie, nim „odnowiony” i „oczyszczony” katolicyzm głoszony będzie z wszystkich ambon, ale jest to chyba sprawa najważniejsza
Trzeba jednak zwrócić uwagę na pewne specjalne zagadnienie: na zadania, jakie w związku z działaniem na rzecz otwartego nurtu odnowy stoją przed tymi kręgami katolików świeckich w Polsce, które już obecnie opowiadają się za katolicyzmem otwartym.
Terenem oddziaływania tych kręgów powinny być środowiska katolickiej inteligencji, jak również duchowieństwo, ze względu na szczególną rolę, jaką będzie ono musiało odegrać, aby ruch odnowy był w Polsce w ogóle możliwy w szerokim zasięgu społecznym. Specjalnym zadaniem tych kręgów jest szczery i głęboki dialog z ludźmi niewierzącymi, utrwalający jedność społeczeństwa i kultury polskiej, i przeciwstawiający się wszelkiemu izolacjonizmowi. Jednakże sprawą o szczególnym zupełnie znaczeniu jest przerzucenie między kręgami intelektualnymi a katolicyzmem parafialnym pomostu, który by umożliwił upowszechnianie postawy otwartej w szerokich kręgach społecznych.
Katolicyzm otwarty – powtórzmy to jeszcze raz – nie jest prototypem katolicyzmu elitarnego. Tak ze względów katolickich, jak i ogólnospołecznych, im szybciej jego oddziaływanie dotrze do szerokich kręgów społecznych, tym lepiej. Dla katolicyzmu bowiem jest to konieczne wyjście naprzeciw procesom zmian w mentalności, jakie się pod wpływem przeobrażeń cywilizacyjnych już dokonują i będą dokonywać.
Jest to ponadto okazja do płodnej konfrontacji różnych doświadczeń i sposobów myślenia, okazja, która może dać wiele nowych i cennych wniosków dla rozwoju postawy otwartej. W zakresie zaś ogólnospołecznym wszystko, co wpływa na rozwój społeczny kraju, na rozszerzanie się w nim klimatu nie tylko tolerancji, ale także zrozumienia i współpracy.
Trzeba sobie jednak zdawać sprawę, że zadanie to – zarówno ze względu na trudności obiektywne jak i subiektywne – nie jest łatwe. Ale mówimy o nim, choćby wstępnie, gdyż kreśli ono kierunek procesu, który musi się dokonać i który na przekór wszelkim trudnościom będzie torował sobie drogę, ponieważ problemy ośrodków intelektualnych i szerokich kręgów społecznych będą się upodabniać, zwłaszcza że potrzeby społeczne już torują drogę zrozumieniu konieczności tego procesu.
Szansa
Najważniejsze jednak jest uświadomienie sobie, że odnowa życia katolickiego w Polsce to nie tylko sprawa niezmiernie ważna, ale i pilna. Mamy niestety tendencję do przenoszenia ponadczasowej trwałości Kościoła na jego konkretne problemy historyczne. Za te niedozwoloną manipulację intelektualną dokonywaną przez członków Kościoła i za ich jakże częste przywiązanie do „tego, co wypróbowane”, płacił on nieraz w historii wysoką cenę.
Tymczasem katolicyzm polski jest w swym własnym procesie odnowy zapóźniony w stosunku do szeregu krajów Zachodu, chociaż zaszły u nas ogromne zmiany społeczne. Nie powinno to być jednak zachętą do gorączkowego i nieprzemyślanego pośpiechu, ale do wzmożonego wysiłku, aby nie tylko nie powiększać spóźnienia, lecz o ile to możliwe, nadrobić czas stracony.
I chociaż wielkie zmiany w Kościele nigdy nie były rzeczą łatwą i przebiegały wolniej niż w wielu innych dziedzinach życia, może chyba zachodzić jakaś proporcja pomiędzy tempem przemian współczesnego świata a tempem przemian Kościoła. Sytuacja Kościoła wymaga zresztą zachowania tej proporcji, a niezwykłe tempo procesów, jakie obserwowaliśmy w Kościele w ostatnich kilku latach, potwierdza w pełni, że jest ona możliwa.
Niewątpliwie, jak to już nieraz tu podkreślaliśmy, w Polsce działają czynniki, które i obiektywnie, i psychologicznie reformę utrudniają. Wydaje się jednak, że w tym zakresie Sobór stwarza w Polsce wielką szansę, która działa w pewnym stopniu niezależnie nawet od jego ostatecznych uchwał. Problem reformy postawił on jako naczelne zadanie współczesnego Kościoła i ukazał po raz pierwszy kierunek reformy rozumianej w duchu katolicyzmu otwartego jako silne i oficjalne skrzydło w Kościele.
Katolicyzm otwarty nie jest prototypem katolicyzmu elitarnego
Wydaje się, że wywołało to skutek psychologiczny o bardzo poważnym znaczeniu – i to zarówno wśród katolików, jak w ogóle chrześcijan, a również wśród niewierzących. Pokazało mianowicie, że może istnieć katolicyzm inny niż ten, z którym częstokroć stykano się poprzednio na co dzień, a który budził uzasadnione nieraz opory. Pokazało jednym, że katolicyzm otwarty nie jest tylko wymysłem grupek intelektualistów czy nielicznych zapaleńców w rodzaju Małych Braci. Innym – być może po raz pierwszy – uświadomiło, że tak właśnie można katolicyzm rozumieć. Pokazało również, że na rzecz takiego właśnie rozumienia katolicyzmu i jego praktycznej realizacji można działać, bo w Kościele są różne stanowiska i jest miejsce na ścieranie się poglądów we wszystkich kwestiach, które nie są ostatecznie rozstrzygnięte – i że to działanie ma realne możliwości powodzenia.
Istnieje więc szansa, że to, co dzieje się na Soborze i w związku z Soborem, będzie źródłem liczebnego powiększenia sił odnowy przez tych wszystkich, którzy bądź poczują się ośmieleni, bądź też znajdą w katolicyzmie otwartym oczekiwaną czy przeczuwaną wersję religii. Jeśli chodzi zaś o niekatolików, można przypuszczać, że zwiększy się liczba tych, którzy uważają, iż katolicyzm może być cennym i wartościowym, choć w wielu punktach kontrowersyjnym partnerem.
Szansę tę możemy jednak łatwo utracić. Utracilibyśmy ją, gdyby po „soborowej rewelacji” w katolicyzmie polskim nadal dominowały tendencje do pozostawienia wszystkiego, jak było, lub ograniczenia reformy do efektownych może, ale niesięgających w głąb przemian zewnętrznych.
Podchwycimy ją natomiast tylko wówczas, jeśli potrafimy pokazać, że o katolicyzmie otwartym i o odnowie nie tylko mówi się na Soborze, ale że można im nadawać – i nadaje się, także w Polsce – nasz własny i praktyczny kształt odpowiadający współczesnym potrzebom szerokiej społeczności katolickiej, będącej integralną częścią narodu, który stał się pluralistyczny.
Szesnasty rozdział książki „Kościół otwarty” – programowej dla środowiska „Więzi” – wydanej po raz pierwszy przez nasze wydawnictwo w 1963 roku. Śródtytuły pochodzą od redakcji