Jesień 2024, nr 3

Zamów

Samozadowolenie i uprzedzenia, czyli polski krajobraz po wizycie abp. Scicluny

Abp Charles Scicluna, abp Stanisław Gądecki i ks. Paweł Rytel-Andrianik podczas konferencji prasowej 14 czerwca 2019 roku w Wałbrzychu. Fot. episkopat.pl

Z komunikatu Konferencji Episkopatu Polski wynika, że abp Charles Scicluna przyjechał do Polski po to, aby pochwalić nasz episkopat za opracowanie świetnych wytycznych do walki z przestępstwami seksualnymi w Kościele. Czy polscy biskupi naprawdę nie mają sobie nic do zarzucenia?

Zakończyła się jednodniowa wizyta w Polsce abp. Charlesa Scicluny, sekretarza pomocniczego Kongregacji Nauki Wiary, od lat walczącego z wykorzystywaniem seksualnym nieletnich w Kościele. Jedni są rozczarowani jej przebiegiem, a nawet oburzeni, inni z kolei zachwyceni sami sobą.

Z komunikatu Konferencji Episkopatu Polski można wnioskować, że abp Scicluna przyjechał po to, aby pochwalić polski episkopat za opracowanie świetnych wytycznych i dokumentu o prewencji. Nic nowego, przecież Kościół w Polsce ma misję do spełnienia nie tylko w Europie, ale i świecie. Po prostu: jesteśmy najlepsi. Nic nam tego samopoczucia nie odbierze.

To, że mamy dobre wytyczne, nie znaczy wcale, że są one stosowane wszędzie w taki sposób, aby dobro osoby skrzywdzonej było na pierwszym miejscu. O tym mówił zresztą maltański arcybiskup – od dokumentu trzeba przejść do jego wiernej realizacji. Zatwierdzony pięć lat temu dokument o prewencji też jest dobry, ale dopiero niedawno zaczyna być znany i powoli wcielany w życie.

Można tak dalej wymieniać, ale rodzi się pytanie – po co? Czy nasi biskupi naprawdę nie mają sobie nic do zarzucenia? Czy autentycznie czują się tak wspaniali? Jeśli tak, to faktycznie żyją w innej rzeczywistości niż duża część członków Kościoła w Polsce.

Mamy obecnie precyzyjne procedury, według których należy działać, aby nastąpiło zwolnienie biskupa z kościelnych funkcji. Oczekiwanie, że ktoś przywiezie w teczce dymisje hierarchów, jest naiwnym myśleniem życzeniowym

Wesprzyj Więź

Gdyby z kolei odnieść się do głosów części „oświeconych” mediów, należałoby uznać, że abp Scicluna jest nieporadny i w sumie nie wie, po co przyjechał. Nie przeczytał przecież prasówki, jaką dwie panie, które z Markiem Lisińskim przyjechały w lutym do Rzymu, wręczyły papieżowi, a także nie zapoznał się z ich „mapą kościelnej pedofilii” i dlatego nie przywiózł listy z nazwiskami biskupów do zdymisjonowania. Wielu oczekiwało „drugiego Chile”, nie przyjmując do wiadomości, że watykański hierarcha przyleciał do Polski na jeden dzień szkolenia, w dodatku na zaproszenie KEP. Jak widać, nie są ważne fakty, ważniejsze pozostają własne projekcje i uprzedzenia. A wraz z nimi rozczarowanie i agresja.

Czy w Polsce powtórzy się scenariusz z Chile? Z dużym prawdopodobieństwem nie, gdyż w Kościele jesteśmy po lutowym szczycie przewodniczących episkopatów w Watykanie i po motu proprio „Vos estis lux mundi” –mamy obecnie precyzyjne procedury, według których należy działać, aby nastąpiło zwolnienie biskupa z kościelnych funkcji. Oczekiwanie, że ktoś przywiezie w teczce dymisje hierarchów, jest naiwnym myśleniem życzeniowym. W żadnej instytucji, gdzie szanuje się prawo, takie działania nie są możliwe. Nowe motu proprio wskazuje jasno, co należy zrobić, jeśli są podstawy do zarzutów o ukrywanie pedofilów w sutannach, czy też o czyny przestępcze wobec osób małoletnich i innych podatnych na zranienie. Należy je po prostu zastosować. Gdy to nie zadziała, to ingerencja z zewnątrz ma sens, ale i tak nie obędzie się bez poważnego dochodzenia i procesu.

Mamy w Polsce środowiska, które angażują się w to, by oczyścić Kościół, pracują na rzecz ochrony dzieci i młodzieży nie tylko w Kościele. Jest wiele osób znanych i nieznanych z nazwiska, jest o. Adam Żak SJ, koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży. Działa inicjatywa „Zranieni w Kościele”, inicjatywa „To jest nasza sprawa” i inne. W nich moja nadzieja.

Podziel się

Wiadomość

Przykre, że autorka pisze o anonimowych „dwóch paniach”, które pojechały do papieża z Markiem Lisinskim, wymienionym dla odmiany z imienia i nazwiska. Tak trudno napisać, kim są te „dwie panie”? Bije z tego zdania lekceważenie i agresja, którą autorka przypisuje innym

Tak się mi wydaje, że ośrodki antykościelne są straszliwie rozczarowane, że tej masy pedofilów „kościelnych” nie widać. A jakoś nastawiły się na to, że będą mogli bez sprzeciwu powtarzać „grzech Kościoła” lub „grzechy w Kościele” i po hitlerowsku egzekwować odpowiedzialność zbiorową.

Dobry komentarz, pokazuje w sposób wyważony dzisiejszą trudną sytuację. Cieszy mnie bardzo inicjatywa „Zranieni w kościele” środowiska katolików świeckich. Oby się dalej rozwijała!

Zanosi się na to, że największym cierpieniem niektórych działaczy jest to, iż nie ma tych „grzechów Kościoła” tak dużo, jak by sobie tego życzyli;
i że może nie są to grzechy Kościoła, lecz indywidualnych przestępców, czynione wbrew Kościołowi (który bez przerwy powtarza „Nie cudzołóż”)i w tajemnicy przed Kościołem.
i że nadto nie ma „zranionych w Kościele”, lecz w ich prywatnym życiu.