Jak konkretnie polityka miejska może dawać szansę ludziom stawać się lepszymi?
Współpracowałam z gdańskimi politykami przy innowacyjnych projektach społeczno-obywatelskich. Miałam okazję zobaczyć w praktyce odwagę, solidarność, szacunek i demokrację.
Po stronie wartości
Wartość odwagi poznałam w pracy nad gdańskim Modelem Integracji Imigrantów. To spis celów, zadań i dobrych praktyk, które czynią miasto otwartym na nowych mieszkańców. Zaproponowana polityka dąży do integracji, a nie asymilacji. Skierowana jest do wszystkich typów migrantów (uchodźcy, repatrianci, studenci, migranci ekonomiczni, artyści na rezydencji zagranicznej itp.).
W Polsce 2015 roku podjęcie decyzji o tworzeniu polityki miejskiej w zakresie integracji cudzoziemców, w tym uchodźców, wymagało niebywałej odwagi politycznej. Podobnie jak dzisiaj, nie brakowało wtedy polityków, którzy chcieli zbić polityczny kapitał na wzniecaniu lęku wobec drugiego człowieka. Większość decydentów wciąż nie potrafi przeciwstawić się negatywnym trendom i stanąć po stronie wartości – wszystko jedno, czy nazwiemy je obywatelskimi, europejskimi, humanitarnymi czy chrześcijańskimi.
Zarówno historia drugiej wojny światowej, jak i doświadczenia „Solidarności” oraz stanu wojennego, pokazują, że powinniśmy być krajem, który inspiruje innych do stanięcia po stronie ofiar wojny, do pomocy tym, od których świat odwraca głowę. Tymczasem polscy przywódcy – i ci, którzy rządzili przedtem, i zwycięzcy wyborów w 2015 roku – postąpili zupełnie inaczej, niż apelowała do nich Europa oraz ważne postacie życia publicznego, z papieżem Franciszkiem na czele.
Adamowicz jako jedyny polityk z Europy Środkowej został zaproszony na sesję dla burmistrzów w ramach Międzynarodowego Szczytu Humanitarnego ONZ. Wygłosił tam przemówienie o Modelu Integracji Imigrantów, którego wysłuchali samorządowcy z całego świata
Paweł Adamowicz był jednym z nielicznych polskich polityków, który w tym trudnym momencie próby stanął po stronie wartości. Otwarcie i zdecydowanie, bez żadnego „ale”, bez wycofywania się ukradkiem z raz powziętej decyzji. Sam pomysł na Model Integracji Imigrantów powstał głównie z inspiracji Marty Siciarek z Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek. Jednak polityczną odpowiedzialność za przekucie go w realną politykę miejską, za przekonanie do niego radnych i własnego środowiska politycznego podjął właśnie prezydent Adamowicz.
Niewątpliwie zapłacił za to emocjonalnie. Oglądanie oskarżycielskich, niesprawiedliwych w treści i skandalicznych w formie materiałów o Modelu i Radzie Imigrantów w telewizji publicznej nie mogło przecież należeć do prostych. Z drugiej strony prezydent został za swoje zaangażowanie na rzecz imigrantów i uchodźców wielokrotnie nagrodzony przez społeczność międzynarodową i przez środowiska eksperckie. Jako jedyny polityk z Europy Środkowej został zaproszony na sesję dla burmistrzów w ramach Międzynarodowego Szczytu Humanitarnego ONZ. Wygłosił tam przemówienie o Modelu Integracji Imigrantów, którego wysłuchali samorządowcy z całego świata.
Prezydent wrócił ze szczytu poruszony wystąpieniem Hasana Kary’ego, burmistrza Kilis, małego miasteczka na granicy syryjsko-tureckiej. Przyjął on do niego prawie taką samą liczbę uchodźców, ilu było lokalnych mieszkańców. Z niebywałą skromnością opowiadał o tym, jak bardzo się cieszy, że mógł pomóc tym ludziom i smuci, że nie mógł zrobić więcej. Prezydent Adamowicz wspomniał jego przemówienie przy inauguracji Modelu 30 czerwca 2016 roku, po jego przyjęciu przez Radę Miasta. W tym samym czasie Polska odmawiała migrantom pomocy, nie uruchamiała korytarzy humanitarnych, argumentując to absurdalnymi powodami – choćby zagrożeniem dla wiary katolickiej.
Kwintesencja demokracji
Kwintesencją solidarności był Model na Rzecz Równego Traktowania, zainicjowany przez Gdańską Radę do Spraw Równego Traktowania oraz ze Stowarzyszenia Tolerado. Problemy osób, które ze względu na swoją niepełnosprawność, wiek, płeć, orientację psychoseksualną, tożsamość płciową, przynależność etniczną lub narodową czy wyznanie, nie mogą korzystać z przysługujących im usług publicznych, wymagają rozwiązań systemowych i podjęcia polityk równościowych. Co istotne, w Modelu nie różnicowaliśmy, kto ma gorzej, kim trzeba zająć się najpierw, czyj problem jest bardziej powszechny i częściej spotykany. Wymienione powyżej najczęstsze przyczyny dyskryminacji zostały potraktowane w sposób równorzędny. Dodatkowo, okazało się, że jest mnóstwo działań, które mogą jednocześnie wspierać kilka tzw. grup przesłankowych (przesłanki do dyskryminacji), co tylko wzbogaca politykę miejską w tym zakresie, bowiem pozwala urzędnikom i pozarządowcom z poszczególnych dziedzin pracować w zespołach multidyscyplinarnych, ucząc się jeszcze więcej od siebie.
Taka chęć uczenia się wymaga zaufania i poczucia bezpieczeństwa, o które trudno było w sytuacji, gdy wokół Modelu na Rzecz Równego Traktowania narosło wiele mitów oraz niepotrzebnych emocji. Jednym z nich było przekonanie, że Model wyróżnia jedną z przesłanek i „seksualizuje dzieci w szkołach”. Nic dziwnego, że nie wszyscy urzędnicy miejscy mieli motywację i chęć do pracy nad Modelem. Prezydent Adamowicz skonfrontował się z tymi emocjami. Razem z osobami ze wskazanych wyżej grup stanął przed ponad setką swoich pracowników i przekonywał ich, że nie ma się czego obawiać i że działamy w słusznej sprawie, a on bierze na siebie polityczną odpowiedzialność. To przyniosło pozytywny skutek i dodało odwagi pracownikom i pracownicom urzędu.
Nie zapomnę, jak bardzo konstruktywne było z kolei spotkanie osób z różnych jednostek zajmujących się infrastrukturą miejską z aktywistkami, które sporą część swojego życia poświęciły dostosowaniu plaż do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. Energia na spotkaniu była tak twórcza, że urzędnicy sami proponowali rozwiązania w zakresie dostępności (które miały im dodawać jeszcze więcej pracy). W takiej sytuacji granice poszczególnych sektorów ulegają zatarciu i nagle ukazuje się w czystej postaci empatia i wspólna troska o bezpieczeństwo, dobro, szczęście i godność osób w trudniejszej sytuacji. Czyż nie o to chodzi w solidarności?
Szacunek dla mniejszości wiąże się między innymi ze wspieraniem ich w korzystaniu z przysługujących im praw obywatelskich. Poszanowanie praw mniejszości jest kwintesencją demokracji. Z tej perspektywy obecność prezydenta Adamowicza, wraz ze znaczną liczbą urzędników i radnych miejskich, na dwóch Marszach Równości, w 2017 i 2018 roku, była czymś więcej niż tylko gestem szacunku. Uwolniła w mieszkańcach miasta pokłady energii. W ostatnim roku nie odnotowano też żadnych aktów agresji i wandalizmu, a liczba kontrmanifestacji uległa znacznemu zmniejszeniu. Myślę, że zwłaszcza to gdańskie doświadczenie powinno dać pozostałym prezydentom miast dużo do myślenia.
Wartości chrześcijańskie dodawały Adamowiczowi siły i odwagi w działaniu
W Polsce wielu polityków używa swoich poglądów jako alibi do niepodejmowania ważnych, potrzebnych działań. W przypadku Pawła Adamowicza, wartości chrześcijańskie dodawały mu siły i odwagi w działaniu. Na wspomnianym wcześniej Szczycie Humanitarnym w Stambule w 2016 roku organizatorzy posadzili prezydenta Adamowicza obok wiceburmistrza Kolonii, Andreasa Woltera, któremu katolicyzm również nie tylko nie przeszkadzał, ale i wręcz nakazywał zaangażować się w pomoc uchodźcom, czy też działalność na rzecz osób LGBT+. Paweł Adamowicz wspominał potem, że odnalazł w nim samorządową bratnią duszę.
Ostatnią wartością, którą miałam okazję praktycznie poznać w pracy przy gdańskich projektach, była demokracja i stała chęć jej ulepszania. Wyrażenie zgody przez prezydenta Adamowicza na trzykrotne zorganizowanie w Gdańsku panelu obywatelskiego (zgłoszonego przez miejskiego aktywistę dr. Marcina Gerwina) wynikało z głębokiego przekonania w słuszność procesów demokratycznych. Co więcej, za tą zgodą poszło osobiste zobowiązanie się prezydenta do wdrożenia rekomendacji, które uzyskają ponad 80 proc. poparcia uczestników panelu obywatelskiego. Przypomnijmy, że do takiego panelu zaprasza się losowo wybranych mieszkańców, którzy zapoznają się z danym dylematem i dostępnymi sposobami jego rozwiązania, a następnie w dyskusji wybierają te najbardziej optymalne i głosami udzielają im poparcia. Tylko wiara w sens demokracji może skłonić do tego, aby stanąć przed mieszkańcami, w ciemno zaufać im i zobowiązać się do bezdyskusyjnego wprowadzenia przyjętych przez nich rozwiązań.
Co zrobić dalej?
Jaka nauka płynie z tego doświadczenie dla pozostałych miast/jednostek samorządu terytorialnego i ich włodarzy? Poza oczywistą i nadużywaną ostatnio radą, by „stanąć za wartościami demokracji i praw człowieka”, rekomenduję, by wdrażać je w życie w jak najbardziej praktycznej formie. Tylko praktyka jest bowiem prawdziwym sprawdzianem intencji. Co zatem zrobić, aby dać praktyczny wyraz deklarowanym wartościom?
Warto skorzystać z mądrości i doświadczenia aktywistów i aktywistek działających w jednostkach samorządu terytorialnego, zaangażować ich do współpracy. Nierzadko to właśnie oni, i tylko oni, mają dostęp do tych grup mieszkańców, o których istnieniu, problemach i niewykorzystanym potencjale włodarze często nie wiedzą i nie mają jak się dowiedzieć. Dlatego tak ważne jest zapraszanie lokalnych ekspertów społecznych (również tych niezwiązanych z urzędem, a nawet krytycznych wobec miejskiej polityki) do wszelkiego rodzaju rad, zespołów roboczych pracujących nad strategiami.
Należałoby myśleć o wyzwaniach globalnych i starać się znaleźć na nie rozwiązania lokalne, na przykład w formie zaangażowania w rozwiązanie problemów, których nie podejmuje się władza centralna, takich jak integracja imigrantów i pomoc uchodźcom, przeciwdziałanie zmianom klimatycznym, minimalizowanie efektów chorób cywilizacyjnych itp.
Warto też planować rozwój miasta oraz rozwiązywanie jego problemów co najmniej pokolenie naprzód. Integracja imigrantów, uchodźców i repatriantów to nie tylko działanie tu i teraz, ale również dbanie o spójność społeczną kolejnej generacji, minimalizowanie frustracji i radykalizmów oraz skuteczniejsze włączenie społeczne ich dzieci i wnuków.
Konieczne jest także ulepszanie demokracji i testowanie różnych narzędzi partycypacji. Trzeba nie bać się spotkań z mieszkańcami, odpowiadać na ich niepokoje rozmową, debatą. Dać im się po prostu wygadać i spokojnie wysłuchać ich potrzeb. Nigdy nie wiemy, jaka mądrość może się kryć w wypowiedzi przeciętnego mieszkańca, jak wiele możemy się od niego nauczyć. Gdański przykład obu modeli pokazuje, że „przegadanie” nawet najtrudniejszych i najbardziej kontrowersyjnych tematów sprawia, że w ostatecznym rozrachunku mogą one zyskać szeroką akceptację i poparcie. Przy tworzeniu Modelu na Rzecz Równego Traktowania temat i wiążące się z nim rekomendacje dotyczące przeciwdziałania dyskryminacji ze względu na pochodzenie etniczne i narodowe na poziomie miasta zyskał niemal całkowite poparcie mieszkańców, a to dlatego, że w wszystkie obawy, niepokoje, pytania i wątpliwości zostały przepracowane przy Modelu Integracji Imigrantów, którego konsultacje odbyły się dwa lata wcześniej.
Dobrze jest uczynić priorytetem polityki miejskiej przeciwdziałanie dyskryminacji i zagwarantowanie równych praw dla wszystkich mieszkańców. Nie z przyczyn koniunkturalnych, nie dla poklasku i zdobycia politycznego kapitału, ale dlatego, że tylko tak możemy zbudować wspólnotę. Indywidualizm technokratyczny, dobre gospodarowanie miastem mogą dać samorządowcom poparcie polityczne i wygraną w kolejnych wyborach, długofalowo nie zbudują jednak wspólnoty.
Ostatnia porada nie obejdzie się bez parafrazy słów profesora Cezarego Obrachta-Prondzyńskiego, który wielokrotnie w swoich publicznych wystąpieniach zachęcał polityków (nie tylko samorządowych) do kierowania się tak zwanym imperatywem obywatelskim, który jest swoistym fundamentem etyki publicznej. To etyczne, a nie pragmatyczne przykazanie, aby zwłaszcza w krytycznych momentach dawać szansę ludziom stawać się lepszymi, niż sami się sobie wydają i zacząć myśleć o sobie i o innych lepiej niż dotąd myśleliśmy. Tego właśnie oczekują ludzie od liderów politycznych. I tego politycznym liderom życzę.