Moje pokolenie wychowało się obserwując Kościół bliski władzy, nie pamięta Kościoła opisanego przez Adama Michnika w eseju „Kościół lewica dialog”. Z tego wynika dzisiejsza ostra krytyka – mówi Leszek Jażdżewski, redaktor naczelny „Liberté!”.
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski: Za sprawą twojego przemówienia na Uniwersytecie Warszawskim, zatrzymania kilka dni później Elżbiety Podleśnej za rozklejanie w Płocku plakatów z wizerunkiem Matki Bożej z tęczową aureolą i po premierze dokumentu Tomasza Sekielskiego Kościół jest w centrum kampanii wyborczej. Jak to dziś oceniasz?
Leszek Jażdżewski: Intencją mojego przemówienia było skierowanie kampanii właśnie na takie tory. Polskie społeczeństwo jest dużo bardziej liberalne niż politycy, w tym opozycyjni. Dlatego podjęcie tematu modernizacji i rozdziału Kościoła od państwa uważam za potrzebne i sondaże wskazują, że była to strategia skuteczna. Moje przemówienie miało rozbudzić społeczne emocje. Obudzić dyskusję o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy jako społeczeństwo i jako naród. Natomiast nieskuteczne byłoby ściganie się w kampanii z Jarosławem Kaczyńskim na jego polach.
Jednak dzięki tobie Jarosław Kaczyński postawił się w roli obrońcy Kościoła.
– W sensie politycznym wpadł w pułapkę. Mówienie o Kościele na finiszu kampanii wcale mu nie służy. Nawet dla elektoratu Prawa i Sprawiedliwości łączenie państwa z Kościołem jest dyskusyjne. Polacy codziennie doświadczają napięcia państwo-Kościół, zwłaszcza na prowincji. A do tego w kontekście rozliczania przestępstw pedofilii wśród duchownych Kaczyński jako obrońca Kościoła jest w rozkroku.
Z autonomii państwa i Kościoła – na której ci zależy – powinno wynikać, że przed obecnymi wyborami europejskimi nie będziemy rozmawiać głównie o Kościele.
– To nie jest kwestia wyłącznie wyborów do Parlamentu Europejskiego. Rozmawiamy obecnie o cywilizacyjnej sytuacji Polski. Swoje przemówienie wygłaszałem w kontekście rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja. Nie można mówić o polskiej tożsamości i przyszłości bez powiedzenia sobie jasno, że strategicznie jest nie do przyjęcia opieranie się na fałszywych przesłankach – na poczuciu, że istnieje grupa, w tym przypadku biskupi, która ma pozademokratyczny wpływ na społeczeństwo.
Polacy, którzy się na to nie godzą, muszą mieć kogoś, kto mówi w ich imieniu. Do tej pory był to niewypowiedziany problem. Kaczyński korzystał na tym, że nikt się temu nie przeciwstawił. Reakcje na film Sekielskiego i wcześniej na moje przemówienie pokazują przede wszystkim to, że istnieje zapotrzebowanie na przeciwstawienie się siłom pchającym nas wstecz. Dlatego kampania o europejskim wyborze Polski stwarza odpowiednią okazję do mówienia o polskiej tożsamości, religii i roli Kościoła.
Z czego twoim zdaniem bierze się akurat teraz rozejście liberałów z katolikami?
– Ja sam jestem nastawiony na rozmowę, szukam kontaktu z katolikami, mam nadzieję, że abp Grzegorz Ryś przyjmie zaproszenie na organizowane przez „Liberté!” Igrzyska Wolności. Warto być w dialogu, nawet jeśli ten dialog bywa trudny. Sam brałem udział w Dziedzińcu Dialogu z kard. Kazimierzem Nyczem o religii i demokracji. Mówiłem o tym, czego demokracja może się uczyć od religii i dlaczego Kościołowi by się przydały bezpieczniki, które daje system liberalny. Mamy „katolików otwartych” i „kościoły otwarte” z mądrymi księżmi, ale nie ma Kościoła otwartego jako przeciwwagi dla Kościoła mainstreamowego. Nawet jeśli są różne zdania w ramach episkopatu, twarda linia związana z upartyjnieniem, kwestiami majątkowymi czy katechezą w szkołach pokazuje, że zdanie Kościoła otwartego się nie liczy.
Mamy konserwatywne rządy i szybko modernizujące się społeczeństwo. Im bardziej Kościół będzie chciał utrwalać obecny stan, tym mocniejsze będzie zerwanie, zapateryzacja czy irlandyzacja kraju
Problem polega także na tym, że Kościół instytucjonalny przestał się w Polsce samoograniczać. Z tego wynika tak mocna krytyka ze strony właśnie tego – mojego – pokolenia, które wychowało się obserwując Kościół bliski władzy, a nie ze strony pokolenia, które pamięta Kościół opisany przez Adama Michnika w eseju „Kościół lewica dialog”. Teraz ani nikt politycznie nie ogranicza Kościoła, ani on sam się nie ogranicza. Tymczasem Kościół ograniczający się (albo ograniczony) w apetycie na władzę mógłby w niektórych przypadkach odgrywać rolę sumienia narodu, jak w sprawie uchodźców. Nie może być jednak instytucją, która bezpośrednio wpływa na politykę.
Widać to akurat teraz?
– To 30-lecie wyczerpało pewien model, w którym politycy zabiegają o poparcie Kościoła, a Kościół tylko powiększa zakres panowania. Przyszedł czas na rewizję tej relacji, a to musi polegać na zakwestionowaniu status quo. Rządy PiS nie są wyjątkowe, ale są skrajnym przypadkiem. Z tego wynika silne dziś napięcie. Mamy konserwatywne rządy i szybko modernizujące się społeczeństwo, przynajmniej w niektórych kwestiach. Im bardziej Kościół będzie chciał utrwalać obecny stan, tym mocniejsze będzie zerwanie, zapateryzacja czy irlandyzacja kraju, co stworzy warunki silnego konfliktu i nie musi być najlepszym sposobem ułożenia relacji na linii społeczeństwo-Kościół.
Z tego wszystkiego wynikają obecne tarcia między liberałami a tymi katolikami, dla których Kościół instytucjonalny i jego nauczanie jest wartością.
Kilka miesięcy temu, po zabójstwie Pawła Adamowicza, zainicjowałeś list otwarty z apelem o polsko-polskie pojednanie i radykalne przebaczenie politycznym przeciwnikom. Padają w nim słowa: „wybaczamy ludziom powodowanym nienawiścią i przepraszamy, jeśli do tego płomienia dołożyliśmy od siebie paliwo”. Pod listem podpisało się 120 osób, w tym 20 z redakcji i środowiska „Więzi”. Czy swoim przemówieniem nie zaprzeczyłeś idei tej inicjatywy i nie nadużyłeś zaufania sygnatariuszy listu?
– To bardzo mocne sformułowanie. Dlaczego miałbym nadużyć czyjegoś zaufania? W tym, co powiedziałem, nie było nieprawdy. W prawicowych mediach, które relacjonowały moje przemówienie, powtarzano kłamstwa. Nie mam poczucia, żebym kogoś obrażał, nawet tych, którzy nazywali mnie satano-faszystą. Przestrzegałem, żeby nie ścigać się na hejt z „czarnoksiężnikami”, którzy manipulują opinią publiczną. To, że powiedziałem, że Kościół sprzeniewierzył się Ewangelii, uważam za prawdę. W przemówieniu specjalnie używałem języka Ewangelii, żeby pokazać, że uniwersalne przesłanie Chrystusa jest wciąż żywe, nawet jeśli instytucja Kościoła je wypacza. Prawda musi boleć.
W moim wystąpieniu wskazuję na to, że myślenie o przyszłość naszych dzieci i wnuków stanowi przestrzeń, w której możemy szukać punktów wspólnych i być w dialogu. Ale do poważnej rozmowy trzeba stanąć w prawdzie, bez fałszywej świadomości. Niestety nikt już nie czyta w całości tego, co powiedziałem trzeciego maja.
Odradzałbym abp Rysiowi udział w imprezie organizowanej przez Jażdżewskiego. On sam wytyczył wyraźną linię, której przekroczenie skończyłoby się dla arcybiskupa falą podejrzeń ze strony reszty Kościoła. Nie warto, bo wtedy wpływ arcybiskupa na Kościół, i tak niewielki, zmniejszy się jeszcze bardziej. Jażdżewski sam się wykluczył z ewentualnego dialogu i pozostaje mu tylko zapateryzm.
Zamiast komentarza, krótki opis pewnego zdarzenia. Wielki Czwartek. Liturgia w kaplicy Ojców Dominikanów w Łodzi przy ulicy Zielonej. Kazanie głosi prowincjał O. Kozacki. W pewnym momencie do kaplicy wchodzi wzburzona kobieta i na nic nie zważając niemal krzyczy, że ktoś z obecnych na liturgii zablokował na pobliskim parkingu jej samochód (wysoce prawdopodobne), deklaruje, że nic ją nie obchodzi, że trwa Msza św. Jeden z młodszych Ojców podchodzi do niej, coś tłumaczy i grzecznie wychodzi z nią z kaplicy. O. Kozacki wracając do kazania, wcześniej ze smutnym uśmiechem stwierdza :” Na cóż najłatwiej kochać tych, którzy nas kochają”. To taki skromny przyczynek do tego co napisał P. P. Ciompa
Łukasz 14, 28-32: „Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.” Innymi słowy, miłość ma nie wyłączać rozumu. I dla Jażdżewskiego jest błogosławieństwo, ale inne niż on sam chce.
PS. Ale opowiedziane przez Pana wydarzenie piękne same w sobie. Nie kwestionuję jego ciężaru. Zapamiętam je.
Nie byłem sygnatariuszem apelu o wzajemne przebaczenie, z którego inicjatywą wystąpił redaktor naczelny „Liberte!”po zabójstwie prezydenta Adamowicza, bo takie apele wydają mi się papierowe i nieskuteczne. Natomiast z wystąpieniem redaktora Leszka Jażdżewskiego podczas spokania z Donaldem Tuskiem 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim – chociaż jestem gorliwym w wierze katolikiem – właściwie musiałem się zgodzić. Może nie dla mnie, człowieka modlącego się „nieustannie”, ALE DLA WIELU MOICH ZNAJOMYCH I PRZYJACIÓŁ, LUDZI PRAWYCH, UCZCIWYCH, PEŁNYCH DOBREJ WOLI, ALE ODDALONYCH OD kOŚCIOŁA I PRAKTYK RELIGIJNYCH, kOŚCIÓL Z RACJI ZACHOWANIA SWOICH PRZYWÓDCÓW DUCHOWYCH W pOLSCE FAKTYCZNIE PRZESTAŁ BYĆ MIEJSCEM (PRZESTRZENIĄ, ZNAKIEM) TRANSCENDENCJI, A W TEN SPOSÓB ZAPRZECZYŁ SWOJEJ EWENGELICZNEJU MISJI.. gOTÓW BYŁBYM DO DIALOGU Z lESZKIEM jAŻDŻEWSKIM, LIBERAŁEM.
Pan Jażdżewski w słynnym wystąpieniu całkowicie się zdemaskował. Dobro Kościoła to ostatnia rzecz, która go interesuje. Ten wywiad niczego nie zmienia, choć obliczony jest zapewne na ocieplenie jego antyklerykalnego wizerunku.
@Piotr Ciompa
Bardzo sobie cenię Pańskie wyważone, uczciwe wpisy. Śledziłam je swego czasu na areopagu21. Czy nie myślał Pan o prowadzeniu bloga?
Nie wiem, czy tak jest, ale nawet jeśli, to Jażdżewski ma do tego prawo. Dlaczego miałoby nas interesować dobro kościoła bardziej niż dobro obywateli, państwa, wspólnoty europejskiej czy planety? Nie widzę powodu, dla którego kościół miałby być ważniejszy od takich wspólnot jak Polska czy Unia Europejska, albo od dobra osób prześladowanych przez funkcjonariuszy kościoła, albo od ochrony środowiska. Bez wszechwładzy i przywilejów kościoła da się żyć, ale bez wody czy powietrza, lasów czy niezatrutej gleby niestety się nie da.
Podsumowując – ma Pani dziwne priorytety.
Ależ Pani dobro Kościoła nie musi interesować. Natomiast zakładam, że Więź jako środowisko o katolickiej prowiniencji ma je wśród priorytetów. Tymczasem ten wywiad miał pokazać, że oto mamy do czynienia z człowiekiem dialogu z Kościołem, podczas gdy nie mamy.