Jesień 2024, nr 3

Zamów

Osoba o poglądach nieprawicowych czuje się w Kościele odszczepieńcem

Jerzy Sosnowski. Fot. Więź

Jak myślicie, czy w Kościele podaliby mi rękę na znak pokoju, gdyby wiedzieli, jakie mam poglądy?

Wesprzyj Więź

Tym filmem, i nie bez tremy, zaczynam prowadzić swojego vloga na kanale „Więzi”. Z „Więzią” jestem związany od lat. To w kwartalniku „Więź” najczęściej znajdziecie moje teksty.

Na kanale będę chciał być obecny częściej. Zapraszam!

Nasz kanał powstaje dzięki Waszemu wsparciu na Patronite. Zajrzyjcie na https://patronite.pl/Wiez

Podziel się

Wiadomość

W Stanach przez lata biskupi robili wiele, żeby osoby o nieprawicowych poglądach nie czuły się odszczepieńcami. Efekt jest np. taki, że katolicki gubernator Nowego Jorku świętował publicznie zalegalizowanie dopuszczalności aborcji do 9 miesiąca ciąży. W wielu diecezjach udział księży w demonstracjach pro-life jest niemile widziany przez kurie, w przeciwieństwie do wspierania przez nich ruchu LGBT. Konkludując, jeśli lewicowość oznacza aborcjonizm i płaszczenie się przed gejowskimi i feministycznymi zwycięzcami rewolucji seksualnej (a to jest lewicowy konsensus na Zachodzie) to lewicowcy powinni się czuć nieswojo w Kościele. Ten dyskomfort płynie z zupełnie innej wizji świata. Jeżeli ktoś w każdej spornej sprawie pomędzy ortodoksją katolicką a ortodoksją liberalną zachodniego świata, stoi po stronie liberalnej, to wiadomo gdzie jest jego skarb i serce. Jeżeli ktoś wykazuje wielką pobłażliwość wobec najbardziej chamskich i niesprawiedliwych ataków na wiarę (ale również na kler), a zarazem przejawia iście milicyjną czujność i bezwględne zapędy cenzorskie wobec najmniejszych nawet przejawów dyskryminacji wobec innych grup religijnych czy światopoglądowych ze strony marginalnych i niemądrych grup w kościele, to wiadomo gdzie jest jego serce. Z perspektywy amerykańskiej widzę wyraźnie, że taktyka pochlebstwa wobec świata, nie przyniosła pojednania z lewicowymi zarządcami dyskursu, a jedynie ich rozzuchwaliła. W Polsce stronnictwo pochlebstwa i płaszczenia jest na szczęście słabe. W Stanach to byli i są kardynałowie. Warto też powiedzieć, że najmocniejszą eklezjalnie postacią tego amerykańskiego „katolicyzmu otwartego” był przez długie lata były już ksiądz i kardynał Theodore McCarrick. On też wypromował mnóstwo wpływowych duchownych, w których naukach nikt nigdy nie znajdzie nic co mogłoby wprawić w najmniejszy nawet dyskomfort katolickiego wyborcę demokratów, który popiera nielimitowaną aborcję i ruch LGBT.

„Warto też powiedzieć, że najmocniejszą eklezjalnie postacią tego amerykańskiego „katolicyzmu otwartego” był przez długie lata były już ksiądz i kardynał Theodore McCarrick”

To ja dodam coś od siebie.

Jak się nazywał duchowny, który postawił sobie za cel zniszczenie komunizmu w Ameryce Południowej i był wielkim orędownikiem nurtu konserwatywnego w Kościele? Podpowiedź: był to znany założyciel Legionu Chrystusa. TAK! To wielebny Maciel Degollado. Ten sam, który jako kapłan miał dwa związki z kobietami (w tym z jedną nieletnią) oraz sześciu synów, spośród których dwóch molestował.

Kardynał Francis Spellman, na Vaticanum II zwolennik ortodoksji. W kwestii teologii – konserwatysta, w kwestii liturgii – tradycjonalista, w kwestii polityki – antykomunista, a w kwestii prywatnej – bardzo aktywny homoseksualista.

Tak jak ks. Tony Anatrella, który molestował innych mężczyzn. Nie przeszkadzało mu to w sprzeciwianiu się małżeństwom osób tej samej płci i głoszeniu osobliwych tez o nienaturalności homoseksualizmu i lansowaniu teorii, że można się zeń „wyleczyć”.

Szkocki kard. Keith O’Brien. O homoseksualizmie mówił: „moralne zepsucie”, zaś o małżeństwach homoseksualistów – „szaleństwo”. Prywatnie kochanek czterech innych duchownych.

Alfonso López Trujillo, kolumbijski kardynał. Wyznaczony przez papieża do wielkiej misji oczyszczenia Ameryk Południowej z teologii wyzwolenia. Przeciwnik homoseksualizmu i prezerwatyw. Współpracował z prawicowymi bojówkami, polował na progresywnych księży. Czas umilał sobie zabawami z klerykami, młodymi księżmi i męskimi prostytutkami. Szczególnie lubił seks połączony z przemocą, którą kończył swoje zabawy z mężczyznami.

Tak jak wielu (niestety) katolików, uważa Pan, że „katolicyzm otwarty” oznacza permisywizm moralny. Nie wiem, jak to wygląda w Ameryce, szczerze mówiąc nie interesuje mnie to. W Polsce dominuje katolicyzm prawicowy ściśle powiązany z pogardliwym lub wrogim stosunkiem do „obcych”, którzy rzekomo nam zagrażają. Ci „obcy” to mogą być muzułmanie, uchodźcy (jedni i drudzy utożsamiani z terrorystami), chrześcijanie innych wyznań, Żydzi, geje, feministki itd, itp. Można nie być zwolennikiem aborcji na życzenie i wolnych związków, ale szanować ludzi i w każdym zauważać jakieś dobro. Na tym polega prawdziwy katolicyzm otwarty.

Podzielam zasadniczo krytyczną opinię Jerzego Sosnowskiego o niekorzystnej zmianie klimatu panującego w Kościele rzymskokatolickim w Polsce w ostatnich trzech dziesięcioleciach – w porównaniu z okresem późnego PRL-u. Wtedy Kościół, którego powszechnie szanowaną głową i twarzą był Prymas Stefan Wyszyński, był po pierwsze, czytelnym znakiem transcendencji, a ponadto znakiem „jedności rodzaju ludzkiego”, występując w obronie praw człowieka i narodu przeciw uzurpacjom i nadużyciom totalitarnej władzy. W imię obrony wolności i godności człowieka był sojusznikiem opozycji demokratycznej, choć z hierarchowie zdawali sobie sprawę z ideowego rodowodu wielu jej aktywistów i przywódców. Dzisiaj Kościół hierarchiczny jawnie stoi po stronie rządzącej partii. Nieważne, że jest ona prawicowa. Jest to partia, a więc ugrupowanie reprezentujące co najwyżej część społeczeństwa. Rządzący popełniają błędy, inaczej byc nie może, podlegają krytyce, takie jest prawo demokracji , i kiedyś władzę oddadzą. Co najwazniejsze, duża część, może nawet połowa spoleczeństwa, z tą władzą się nie utożsamia. Są – oczywiście! – wśród tych przeciwników obecnej władzy katolicy, oni też chodza do kościoła, i jesli słyszą z kazalnicy poparcie dla władzy, czują się obco, czują się wypychani. Ja zresztą nazwałbym to inaczej: czuję, że Kościołem, zawłaszczyli ludzie z klapkami na oczach, krótkowzroczni, małego serca, płytkiej wiary. W mojej parafii kazania są zasadniczo apolityczne, ale w kruchcie wyłożona jest prasa, z „Naszym Dziennikiem” i „Gościem Niedzielnym'” na czele. Ja nie jestem ani prawicowy, ani lewicowy, ale z powodów państwowych i moralnych popieram opozycję i dlatego, podobnie jak Jerzy Sosnowski,m w Kościele w Polsce dzisiaj źle się czuję. Uważam, że Kościół od wielu lat, zamiast łączyć, dzieli Polaków.

Jeżeli Kościół dzieli to proszę go łączyć.
Kościół nie stoi jawnie po stronie partii rządzącej.
Ale – tylko ona broni Kościół.
Pana wstręt do „Gościa Niedzielnego” zastanawia mnie.
Czytam regularnie, i z zainteresowaniem, „Tygodnik Powszechny”.
Ale nie dziwię się, że nie jest w kruchcie Pańskiego kościoła wystawiony.

jak przypomnę sobie pańskie znakomite , profesjonalnie przygotowane audycje w cyklu „Klub Trójki” i zestawię to czymś co dziś prezentuje niejaki pan Semka to sobie myślę że coś tu jest nie tak , ktoś mi jako słuchaczowi Trójki napluł w twarz i wmawia uparcie że to deszcz pada

Nie to jest złe, że osoby o nie prawicowych poglądach nie mogą ich realizować w Kościele. Złe jest to, że osoby o prawicowych poglądach wnoszą do niego na swoich butach błoto i uważają, że tak jest dobrze. Osoby identyfikujące się bardziej jako liberałowie, konserwatyści czy postępowcy bardziej niż jako katolicy nie powinni mieć pełnych praw obywatelskich w Kościele. Dla nich jest dziedziniec pogan.