Palenie książek, które miałyby być siedliskiem demonów, zdradza pogańską idolatryczną religijność. Skoro palimy „nawiedzoną materię”, to znaczy, że wierzymy w jej szatańskość.
Palenie „nieprawomyślnych” książek ma w Kościele swoją historię. Nazywało się to bruciamento della vanità, „palenie marności”. Prekursorem współczesnych podpalaczy (liczba mnoga na wypadek ewentualnych kontynuatorów działa gdańskich duchownych z parafii NMP Matki Kościoła i Świętej Katarzyny Szwedzkiej, którzy wczoraj spalili m.in. „Harry’ego Pottera”) był sam Girolamo Savonarola. Błędów w ich teologicznym myśleniu jest wiele, ale można je sprowadzić do jednego: manicheizm podparty złą teologią materialności.
Duchowy Egipt
Dianne Hales w powieści „Mona Lisa” pisze: „Podczas karnawału 1497 roku grupy fanciulli (chłopaczków) Savonaroli przemierzały miasto, pukając do drzwi i domagając się, żeby mieszkańcy domów oddali swoje «marności» – klejnoty, futra, pogańskie księgi, perfumy, peruki, karty, kości, wachlarze, kosmetyki, dzieła fałszywej sztuki. […] siódmego lutego, ostatniego dnia karnawału przed Wielkim Postem, na Piazza della Signoria powstało olbrzymie stożkowate rusztowanie o wysokości piętnastu metrów. Tej nocy Piagnoni [Płaczący, zwolennicy Savonaroli] rzucili wszystkie zebrane «marności» na stos chrustu i słomy, na szczycie postawili podobiznę Szatana i całość podpalili. Gdy płomienie buchnęły pod niebiosa, rozległy się śpiewy chórów, głosy trąb i bicie kościelnych dzwonów. Według pewnego pamiętnikarza uczestniczyła w tym «niemal cała ludność», ale «tylko zwolennicy mnicha chwalili wydarzenie jako dobrze zrobione i słuszne, podczas gdy reszta srodze je krytykowała»”.
A Karol Schulz w „Kamieniach i cierpieniach” dodaje: „Potem szły tomy antycznych komedii, tragedii i wierszy, Plaut i Arystofanes, Ajschylos i Sofokles, wiersze Katulla, Tibulla, poezje Anakreonta, rzadkie pergaminy bogato iluminowane, kupowane i przepisywane kosztem ogromnych wyrzeczeń, wiersze od wieków dźwięczące w ludzkich sercach – teraz anatemy i marności”. Płomienie ognia szybko trawiły to, co zakonnik ogarnięty pragnieniem wykorzenienia wszelkiego zła, uważał za – jak mówił – duchowy Egipt, gdzie faraonem jest sam szatan.
Kielich demonów?
Savonarola oczywiście nie był pierwszy, który tak krytycznie wyrażał się o kulturze. Postawa Kościoła wobec kultury wahała się przez wieki pomiędzy negacją i afirmacją, a w początkowych stuleciach myśl świecka była całkowicie wyizolowana z nauczania prawd wiary. Niektórzy Ojcowie Kościoła uważali dzieła autorów pogańskich za narzędzie szatana. Św. Hieronim w liście do papieża Damazego napisał, że „Carmina poëtarum sunt cibus daemoniorum” (Pieśni poetów są kielichem demonów). Stąd wypływała zasada, aby nie pić równocześnie z dwóch kielichów: kielicha Chrystusa i kielicha demonów. Kielichem demonów były oczywiście dzieła niechrześcijańskich twórców.
Zakładanie stroju liturgicznego do współczesnego stosu, na którym dokonuje się „palenia marności”, przynajmniej graniczy z bluźnierstwem. A do tego, że jest inaczej, nie przekona mnie nawet żaden egzorcysta, który – podobno – wie to od samego diabła
Dzieje złożonych relacji między wiarą a kulturą można opisać w Tertulianowym kluczu opozycji między Atenami i Jerozolimą. „Cóż mają Ateny do Jerozolimy?” – pytał retorycznie Tertulian, ukazując niepokonalną przepaść między Platonem a Chrystusem. Jak jednak zauważył na łamach „Więzi” ks. Stanisław Adamiak, „Tertulian umarł poza Kościołem katolickim, który okazał się dla niego za mało radykalny” („Dawniej prześladowania, dzisiaj dialog?”, „Więź” 4/2018).
Trzeba pamiętać, że na drugim biegunie znaleźli się teologowie, którzy, jak św. Justyn, budowali mosty, poszukiwali w kulturze pogańskiej ziaren prawdy, logoi spermatikoi. Dla Tertuliana wiara w Chrystusa jest całkowicie transcendentna wobec kultury pogańskiej, Justyn natomiast dostrzega w kulturze pogańskiej tajemniczą ścieżkę wiodącą do Chrystusa – praeparatio Evangelica. O tej tradycji przypomniała w najnowszym numerze „Więzi” Maria Chantry, przywołując postać o. Macieja Sarbiewskiego SJ, który twierdził, że mitologia to theologia fabulosa („Ciceronianus czy Christianuus? Dawni autorzy chrześcijańscy wobec literatury pogańskiej”, „Więż” 2019/1).
Nie, nie czytałem Harry’ego Pottera. Nie sugeruję, że to praeparatio Evangelica i theologia fabulosa w jednym, ale czy to rzeczywiście cibus daemoniorum? I gdzie ten demon miałby się tam ukryć?
Nie ma negatywnego Boga
Niechęć dominikanina z Florencji do dzieł pogańskich autorów wpisywała się oczywiście w ogólną postawę Savonaroli wobec życia. Gardził nim. W kazaniu „O pogardzie dla świata” mówił: „Wszystko jest pełne bezbożności, wszystko stoi lichwą i złodziejstwem, wszędzie plugawe przekleństwo, gwałt, cudzołóstwo, sodomia i inne świństwo, wszystko pełne zabójstwa i nienawiści, pełne ambicji i pychy, hipokryzji i zakłamania. Wszędzie u nas dostatek podłości i nieprawości”.
Jego wizja świata była na wskroś manichejska. Świat jest w niej zdominowany przez zło, a zło posłużyć się może wszystkim: książką, obrazem, wachlarzem, a nawet kosmetykami, że o kartach do gry nie wspomnę. To znamienne, że Savonarola wciąż używał kwantyfikatorów wielkich: wszystko i wszędzie. Co więc zostało człowiekowi? „Wstań, […] ucieknij z Sodomy i Gomory, wyjdź z Egiptu, zostaw faraona” – wyzwał dominikanin.
I w tym Savonarola ma swoich kontynuatorów. Ks. Grzegorz Strzelczyk niejednokrotnie przestrzegał w ostatnich latach przed mówieniem o tzw. zagrożeniach duchowych, co wiązane bywa przez księży bezpośrednio z tym, co materialne. To może być maska afrykańska, dynia, słoń z podniesioną trąbą, a nawet kadzidełko. Wszędzie tam może mieszkać diabeł.
„Mnóstwo ludzi – mówi Strzelczyk – boi się wejść do chińskiej restauracji, bo się do nich diabeł przyklei, a nie przejmuje się tym, że nienawidzi sąsiada, albo że nienawidzi tego Chińczyka, który tę restaurację prowadzi. Boimy się wpływów magicznych, a nie zwracamy uwagi na grzechy. To przesunięcie jest diabłu bardzo na rękę. To jest przecedzanie komara, a połykanie wielbłąda. Całe nauczanie o tzw. zagrożeniach duchowych jest nauczaniem ostatecznie odwracającym uwagę od grzechu. To jest groźne. Bo czary nie działają. Przekleństwo nie działa. Nie ma negatywnego Boga”.
Teologia Wcielenia, teologia materii
I tutaj – po raz kolejny – trzeba przypomnieć o ogromnych brakach, jakie mamy w Kościele z tym, co można by nazwać teologią materialności, a co zostało zdefiniowane w nauce o obrazach, czyli o materii w służbie religii, a szerzej – nadprzyrodzoności.
Na początku VII wieku Leoncjusz, biskup Neapolis na Cyprze, w swojej apologii obrazów pisał, że oddając cześć ikonom, chrześcijanie zachowują się nie inaczej jak Żydzi, którzy składają przecież hołd słowom zawartym w Biblii, a nie pergaminowi i atramentowi. Podobnie jest z deską, płótnem i farbami, które zostały naniesione na obraz. Nie w nich rezyduje świętość.
Warto też przypomnieć ustalenie Soboru Trydenckiego, który stwierdził, iż cześć i szacunek należy się obrazom nie dlatego, „iżby się miało wierzyć, że się w nich jakaś boskość czy cnota znajduje”. I dalej przypomina sobór, że to poganie „swą wiarę w idolach umieszczali”. Właśnie dlatego mówił Bóg do Mojżesza: „Posągi ich bogów spalisz, nie będziesz pożądał srebra ani złota, jakie jest na nich, i nie weźmiesz go dla siebie, aby cię to nie uwikłało, gdyż Pan, Bóg twój, się tym brzydzi” (Pwt 7, 25). Bo judaizm – jak i islam – będąc wiarą w Niewidzialnego, jest religią aikoniczną z obawy, by nie popaść w idolatrię. Chrześcijaństwo jest zaś religią Wcielenia – wierzy w Boga, który dał się zobaczyć w Jezusie i na tej prawdzie zbudowana jest teologia ciała, obrazu, materii.
Autorytet ojca kłamstwa
Niestety – powiedzmy to wreszcie otwarcie – palenie książek czy innych rzeczy materialnych, które miałyby być siedliskiem demonów, zdradza wciąż w nas się odradzającą pogańską idolatryczną religijność, a nie daną nam łaskę wiary, która przekracza to, co materialne. Tak jak bluźnierstwo jest wiarą à rebours – żeby bluźnić bowiem, trzeba wierzyć – tak też palenie „nawiedzonej materii” zdradza naszą wiarę w jej szatańskość.
Na początku wieku XVII ks. Fabian Birkowski w kazaniu „O świętych obrazach, jako mają być szanowane” przestrzegał: „I tego ich uczyć trzeba, aby […] żadnej chwały drewnu, złotu, kruszcowi lub innej materii nie oddawać”. Bóg w nich bowiem nie mieszka. I – bądźmy wreszcie konsekwentni – nie mieszka w nich także szatan. Nie dałoby się bowiem bez uszczerbku wejść ni do biblioteki z literaturą fantasy, ni do niejednego muzeum religii pogańskich, a z wystawy ikon każdy by wychodził nawrócony siłą mieszkającej w nich świętości. A tak nie jest. To dopiero nasza wiara – albo zabobon bądź magia – pozwalają temu światu działać.
Wydaje mi się też, że zakładanie stroju liturgicznego do współczesnego stosu, na którym dokonuje się „palenia marności”, przynajmniej graniczy z bluźnierstwem. A do tego, że jest inaczej, nie przekona mnie nawet żaden egzorcysta, który – podobno – wie to od samego diabła, czyli ojca kłamstwa.
A więc to się stało naprawdę?? Te doniesienia, to nie był żart na primaaprilisowy??
Nie do wiary! Nie do wiary i wstyd!
A teraz jeszcze przeczytałem, że do tego pełnego nienawiści i zabobonu spektaklu zostali wciągnięci ministranci, zapewne nieletni…. czy to aby nie podpada pod jakiś paragraf?
Czy ci księża nie zdają sobie sprawy jak bardzo szkodzą Kościołowi?
Czego uczyli się w seminarium?
Już próbowano umacniać wiarę za pomocą ognia i do niczego dobrego to nie doprowadziło.
Kiedy dzisiaj rano przeczytałem o tym wydarzeniu byłem pewien, że to żart i nawet byłem dumny z siebie, że nie dałem się nań nabrać. Niestety duma szybko przerodziła się w wstyd. Lubię nieraz stwierdzić, że nic mnie już nie zaskoczy (pycha oczywiście), ale ten stosik to mnie zaskoczył. Czekam na dalsze kreatywne wystąpienia co poniektórych duchownych, tematów nie będę podpowiadał, ale jestem przekonany, że na pewno się znajdą. „Znaczy się, Chryste cierpliwości” (K. Borchardt – „Znaczy kapitan”)
Profesor Posacki pisał o Harrym, odsyłam do lektury oraz praktyki egzorcystów. Niewierzący katolicy to problem złego kształcenia na lekcjach religii i postaw autorytetów. Palenie na stosie książek i masek jest mocnym symbolem w rzeczywistości pogłębiającej się lajcyzacji. Praktyka ta sama w sobie nie jest niczym nowym. Codziennie pali się przedmioty związane z magia. To norma, o której nie mówi się głośno. Niemadre jest bagatelizowsnie problemu magii i powrotu poganstwa.
Drobna uwaga filologiczna – cibus to pokarm, a nie puchar (ciphus)
Jasne, jasne. A kiedy kamienowanie? To też dość „mocny symbol”
Wierzyć się nie chce, że ktoś tu jeszcze myśli i pisze normalnie.
Ulga…
Dziękuję Panie Lesławie!
Pozdrawiam,
Paweł Żytomierski
A ci apostołowie, co wyprawiali, ale na szczęście teraz mamy „mądrych” teologów 🙂
18 Przychodziło też wielu wierzących, wyznając i ujawniając swoje uczynki. 19 I wielu też z tych, co uprawiali magię, poznosiło księgi i paliło je wobec wszystkich. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy denarów w srebrze7. 20 Tak potężnie rosło i umacniało się słowo Pańskie.
A Savonarola sam skończył na stosie.
Jeszcze wcześniej niż Girolamo Savonarola w Hiszpanii działał Tomás de Torquemada. W 1488 został przewodniczącym nowo utworzonej Rady Najwyższej i Generalnej Inkwizycji (zwanej potocznie Suprema), będącej najwyższym trybunałem inkwizycyjnym dla Hiszpanii i wchodzącej w skład Rady Królewskiej. Współcześnie szacuje się, że do roku 1530 w całej Hiszpanii inkwizycja wydała wyrok śmierci poprzez spalenie na stosie ok. 2000 osób. Było to błędne koło walki nie tylko z czarownicami, ale też z heretykami, a przede wszystkim innowiercami. Palono książki, konfiskowano majątki, cały sztab donosicieli na to pracował. Od 1559 roku inkwizycja hiszpańska zaczęła wydawać własny indeks ksiąg zakazanych, na wzór Świętego Oficjum w Rzymie. Trwało to wieki, dopiero XVIII wieku rozpoczął się powolny, lecz skuteczny upadek inkwizycji hiszpańskiej. Kościół do dziś o tym milczy.
Księże profesorze. Jeśli słowo ma moc, bo za nim stoi osoba, to słowo złe z powołaniem się na osobę szatana ma tez chyba jakaś moc. Oczywiście słowo Boga ma moc nieporównywalnie większą, ale jeśli teolog twierdzi, że człowiek, grzesznik, wypowiadający słowa czarów (czary, przekleństwa to wprost lub pośrednio odwoływanie się do Złego) nie jest zagrożeniem duchowym, to ja się pytam, jaka to teologia? Tak powiedział teolog i Ks. Profesor zacytował to: „Całe nauczanie o tzw. zagrożeniach duchowych jest nauczaniem ostatecznie odwracającym uwagę od grzechu. To jest groźne. Bo czary nie działają. Przekleństwo nie działa. Nie ma negatywnego Boga”.
Religia katolicka to nie manicheizm. Jest obecna w świecie fizycznym. Nasza religijność znajduje wyraz w gestach, symbolach, przenika materię a nie tylko intelekt i ducha. Szukamy, znajdujemy i pielęgnujemy rozmaite formy od najwznioślejszych liturgii po zwykłe, codzienne znaki i gesty. Dlaczego kropimy wodą samochody na św. Krzysztofa? Czy to zabezpiecza przez rdzą? Czy to jakiś amulet? Nie, to sakramentalia, które poprzez swoje fizyczne, materialne znaki kierują nas do Pana Boga. Jadąc takim pokropionym autem łatwiej mi pamiętać o odpowiedzialności jako kierowca za siebie i za innych…
Niszcząc przedmioty, które narażają na niebezpieczeństwo naszą wiarę i obyczaje, wyrzekamy się tego wszystkiego, co prowadzi do zła. Gesty idą w zgodzie ze słowami. Pamiętamy starodawny obrzęd chrzcielny i wyrzeczenie się Szatana – Czy wyrzekasz się wszystkiego, co prowadzi do zła, aby cię grzech nie opanował? Wyrzekam się!
Walka z szatanem panującym przy pomocy bałwochwalstwa była jednym z ważniejszych aspektów życia chrześcijan pierwszych wieków. Dlatego właśnie Dzieje Apostolskie odnotowują podobne akty:
„Przychodziło też wielu tych, którzy uwierzyli, wyznając i ujawniając swoje uczynki i wielu też z tych, co uprawiali magię poznosiło księgi i paliło je publicznie. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy [drachm] w srebrze. Tak rosło w potęgę i umacniało się słowo Pańskie.”(Dz 19, 18-20)
Czy świat przez dwa tysiące lat aż tak bardzo się według zmienił, że już nam takie znaki niepotrzebne? Już tacy jesteśmy doskonali wszyscy? Już Szatan nie istnieje i piekła już nie ma? Tygodnik niby katolicki pewnie tak właśnie uważa oraz nie palących bożki, ale palących Biblię weźmie w swą obronę.
Praktyka spalania przedmiotów związanych z okultyzmem jest w świecie katolickim normą a nie anomalią i wyjątkiem.
„Autorytet w dziedzinie uzdrowienia międzypokoleniowego, o. John Hampsch uważa, że wszystkie „przedmioty, które były zastosowane w działalności okultystycznej lub spirytualistycznej powinno się zniszczyć, ponieważ mogą one przyciągać złe duchy”. Mówi też, że zdarza się to również w przypadku symboli astrologicznych.” (O. Robert DeGrandis SJ „Uzdrowienie międzypokoleniowe”)
Bardzo to naukowa wypowiedź ale chciałabym jaśnie oświeconemu przypomnieć że były to rekolekcje dla maluczkich i prostaczków a nie oświeconego teologostwa. Kiedy Nergal spalił Biblię na scenie to wielu mówiło, że miał prawo do osobistej wypowiedzi „artystycznej”. Paląc te przedmioty i wątpliwej wartości intelektualnej literaturę, Ci ludzie zerwali z przeszłością. Dokonali wyboru do którego mają prawo. Afera ogólnoświatowa, którą to ognisko wywołalo pokazuje, że chyba było potrzebne żeby zacząc dyskusję o „postępowej” codzienności nas prostaczków, wypełnionej kotkami machającymi „na szczęście”, kotkami które nie moga mówić bo nie mają czym, słonikami na szczęście, itp „zabawkami, pamiatkami”.Harry Poter czy Zmierzch to nie jest wysokiej klasy myśl inteletkualistów, która walczy z kościołem, tylko bajki popularyzujące czarną magię wśród dzieci i młodzierzy. W okresie dzieciństwa powstają nasze systemy wartości. Później kupując maskę afrykańską albo słonika większość uważa że to ozdoba, chociaż np krzyż już na pewno ozdobą dla nich nie jest nawet gdyby był ze złota. Dlaczego? Ponieważ wiedzą czym jest, że jest symbolem Chrystusa który oddał za Nas swoje życie. Czy wiedzą czego symbolem jest kotek machający łapką, albo czy znają historię powstania kotka bez buzi? Nie i ich to nie interesuje bo przecież wszyscy to kupują. A Ci tutaj to spalili i ojej to co teraz zrobić z tymi kotkami i słonikami w domu i co nam teraz da szczęście (ostatnia „nadzieja” przepadła)? Ten wielki krzyk i oburzenie przypomina historię Św.Pawła, ktory musiał uciekać z Efezu bo opowiedział tam ludziom o Jezusie i złotnicy efescy przerażeni, że upadnie kult Artemidy i nie zarobią tak dobrze na jej posążkach jak wcześniej doprowadzili do rozruchów w mieście. Jest coś w tym, że ludzie są tak bardzo niewspółmiernie oburzeni tak niewielkim wydarzeniem jak spalenie zabawek z dzieciństwa. Czy gdyby w ognisku leżały lalki i misie albo samochodziki to poświęcono by temu aż tyle uwagi i BBC by interweniowało? W BBC robią od dekady programy z dziećmi które noszą na głowie rajstopy i wymiotują na zdjęcia rodziny królewskiej i jakoś nikt nie interweniuje a chyba raczej w tym wypadku byłoby to wskazane. Natomiast tutaj wielkie głowy pochyliły się nad prostaczkami i mówią że tego nie ale tamtego dajcie. Po mału dokonuje się przemiana serca ale żeby się dokonała musi powstać wola w sercu człowieka a następnie musi się nauczyć odróżniać jedno od drugiego. Uświęcony ksiądz odróżnia ale maluczcy niestety często nie. Dlatego może ksiądz zamiast pisać następne wielkie dzieła zechciałby poświęcić trochę czasu na rozmowy z prostaczkami. Takie ludzkie, normalne i na ich poziomie a już na pewno żeby to nie były wykłady. To wtedy na pewno napisze ksiądz dzieło które trafi do serc i tego życzę z całego swojego serca.
Obok spekulacji teologicznej, warto w duchu wiary pokornej, nie gardzącej doświadczeniem maluczkich, warto też skonfrontować się z nauczaniem Kościoła. W sprawie egzorcyzmu nad przedmiotami i miejscami księga liturgiczna obrzędów egzorcyzmu zauważa, że „złe duchy mogą także wywierać wpływ na przedmioty i miejsca, a nadto powodować różne formy sprzeciwu wobec Kościoła i jego prześladowanie” (por. EiMB, Dodatek I, nr 1).
No i co na to Profesor? Kolejne intelektualne zagwozdki? Czy posądzenie o „tradsów”?
cyt: „A do tego, że jest inaczej, nie przekona mnie nawet żaden egzorcysta, który – podobno – wie to od samego diabła” – a Jak Biskup powie że nic się nie stało” to w posłuszeństwie uzna Ksiądz że nie stało się nic złego ?
ładnie już ktoś zacytował Biblię
„Przychodziło też wielu tych, którzy uwierzyli, wyznając i ujawniając swoje uczynki i wielu też z tych, co uprawiali magię poznosiło księgi i paliło je publicznie. Wartość ich obliczono na pięćdziesiąt tysięcy [drachm] w srebrze. Tak rosło w potęgę i umacniało się słowo Pańskie.”(Dz 19, 18-20)
A czy wierzymy w istnienie diabła?
A czy wierzycie w istnienie Boga i upadłych Aniołów?