Jezus nie zstąpił na ziemię z niebiańskich schodków. Miał także życie embrionalne i płodowe. Nie bez powodu Dzień Życia obchodzimy w Zwiastowanie, a nie w Boże Narodzenie.
W uchwale synodu krakowskiego roku 1621 o malarstwie sakralnym czytamy, że z kościołów należy usunąć obrazy, które nie odpowiadają prawdzie katolickiej wiary. Jako trzecie z kolei – po przedstawieniach nagich postaci Adam i Ewy oraz św. Anny z trzema mężami (!) – wyliczono „Obrazy przedstawiające Zwiastowanie Najświętszej Marii Pannie, na których maluje się dzieciątko Jezus schodzące z nieba w ludzkiej postaci jakby wprost do łona Najświętszej Marii Panny. Takie obrazy dają sposobność do błędu […], a co więcej, przedstawiają herezję Walentyna i szerzoną przez niego wbrew nauce Kościoła tezę, że Chrystus przyniósł ciało z nieba, a nie wziął go od Marii Panny. Przeto polecamy dzieciątko Jezus zstępujące z nieba w ogóle usunąć i wymazać z obrazów”.
O jakie to obrazy mogło chodzić? W przypisie do tego dokumentu Jan Białostocki wskazuje na tzw. Tryptyk z Mérode autorstwa niderlandzkiego malarza Roberta Campina i jego uczniów (1420-2428). Tryptyk składa się z trzech części: lewy panel przedstawia donatorów obrazu, środkowy ukazuje scenę Zwiastowania, prawy – św. Józefa przy pracy w warsztacie stolarskim. Gdy się dobrze wpatrzymy w obraz, to rzeczywiście dostrzeżemy w lewym górnym rogu środkowej części tryptyku malusieńką postać dziecka niosącego krzyż. Oto dzieciątko Jezus „sfruwa” po promieniach przez zamknięte okno, kierując się w stronę Maryi czytającej Biblię, wszak – jak to wiemy z pieśni adwentowej – „Panna na ten czas psałterz czytała / Gdy pozdrowienie to usłyszała” („Po upadku człowieka grzesznego”). Jak rozumiem, przedstawieniom tego typu należałoby postawić zarzut, iż namalowanie dziecka w kontekście Zwiastowania sugeruje nie tyle, że „Słowo ciałem się stało”, co raczej ciało Jezusa bezpośrednio „zstąpiło z nieba”.
Z łona Ojca i z łona Matki
Wspomniana w synodalnym dokumencie herezja dotyczy poglądów gnostyckich głoszonych przez Walentyna, który działał w Aleksandrii, a potem w Rzymie w II wieku. Nie miejsce tu na przestawienie jego dość skomplikowanego systemu filozoficzno-teologicznego. Dość powiedzieć, że Chrystus w jego koncepcji jest eonem (podobnie zresztą jak Duch Święty), który został wydany na rozkaz Ojca przez Nous (Rozum) i Aletheię (Prawdę). Walentyn – mówiąc krótko – żadnego Wcielenia, więc i roli Maryi nie przewidział. Zresztą, chrześcijańscy teologowie tamtego czasu dość szybko się z jego poglądami rozprawili.
Prawdą jest, że „Pan z nieba i z łona Ojca przychodzi”, ale również prawdą jest, że „oto się z Maryi dziś Jezus rodzi”, z Maryi – a więc z jej łona, o czym zresztą ją i nas zapewnia sam archanioł Gabriel
Przy okazji przyszła mi myśl, czy przypadkiem nasze adwentowe instalacje składające się ze schodków, po których zstępuję dziecię Jezus, nie są czasami – zupełnie nieświadomie – wyrazem owych gnostyckich poglądów. Trudno bowiem tych schodków czy drabin nie skojarzyć ze schodzeniem wprost z nieba. Prawdą jest, że „Pan z nieba i z łona Ojca przychodzi”, ale również prawdą jest, że „oto się z Maryi dziś Jezus rodzi”, z Maryi – a więc z jej łona, o czym zresztą ją i nas zapewnia sam archanioł Gabriel. Może rzeczywiście utrwalają herezję?
Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie w kalendarzu liturgicznym jest traktowane jest jako święto maryjne, ale w gruncie rzeczy jest to także święto Pańskie. Owszem, wspominamy zgodę Maryi, jej fiat wypowiedziane na słowa archanioła. Ale jest to jednocześnie początek Wcielenia, co Kościół wyraża modlitewnie nie tylko słowem, ale i gestem, nakazując dzisiaj przyklęknięcie na jedno kolano podczas wypowiadania słów Credo: „przyjął ciało z Maryi Dziewicy”. 25 grudnia świętować będziemy Boże Narodzenie, ale Boże Wcielenie świętujemy – zgodnie z ludzką naturą – dziewięć miesięcy wcześniej, bo już 25 marca. Jakkolwiek naturalistycznie to brzmi – a chyba trzeba, by tak brzmiało – Jezus miał także życie embrionalne i płodowe. I w Jego ziemskim życiu był okres prenatalny. Nie bez powodu Dzień Życia obchodzimy w Zwiastowanie, a nie w Boże Narodzenie.
Terra mater
W tradycji ludowej Zwiastowanie nazywano świętem Matki Bożej Roztwornej. To dzień 25 marca, a nie 21 marca wyznaczał początek wiosny w kulturze agrarnej. Po zimowym śnie w ten dzień symbolicznie roztwiera się ziemia. I tak jak łono Maryi otwiera się na Słowo, które w niej zamieszkuje, by wydać na świat Chrystusa w ciele, tak ziemia się otwiera na siew, który ma wydać dojrzałe ziarno. Przypomina mi się to, o czym wspominałem już przy okazji Środy Popielcowej. Trzy żywioły – ogień, woda, powietrze (wiatr) są znamionami boskości i to do nich w Piśmie Świętym przyrównywany jest Duch Święty. Ziemia jest tym, co ludzkie, wszak „Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi” (Rdz 2, 7).
Tradycja ludowa łączyła tutaj oczywiście scenę biblijną z przedchrześcijańską jeszcze intuicją, która odwiecznie łączyła ziemię z kobiecością i macierzyństwem. Tak było choćby w „Timaiosie” Platona, który pierwotną substancję przyjmującą formy wszelkich istnień nazywał „matką” i „naczyniem” (ciekawostką jest fakt, że w dawnym tłumaczeniu litanii loretańskiej Maryja nazywana była m.in. „Naczyniem duchownym”, obecnie – „Przybytek Ducha Świętego”. Polskie słowo „naczynie” to tłumaczenie łacińskiego wyrazu vas i greckiego skeuos, którym określano nie tylko narzędzia, sprzęty czy naczynia kuchenne, ale także – metaforycznie – ciało). Wyrażenie „matka ziemia” funkcjonuje w języku polskim nieustannie. Język łaciński wyraża to nawet na poziomie fonetyki, która wskazuje na treściowe powiązanie obu tych rzeczywistości: mater (matka) i terra (ziemia). Wyrażenie mówiące, że – niczym matka – „ziemia musi rodzić” można by nawet uznać za credo kultury rolniczej. Dziś, w kulturze postagrarnej, a nawet postindustrialnej, mało kto już te naturalne związki dostrzega i rozumie.
Diabelska mysz
Ale wróćmy do Jezusa. Za sprawą „potępionego” Tryptyku z Mérode – dziś do podziwiania w Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku – poznałem nieznaną mi wcześniej teologiczną metaforę pułapki na myszy. Otóż w warsztacie Józefa można dostrzec dwie pułapki na myszy: jedną na stole, drugą na parapecie. Stoją one tam nie bez powodu. I nie tylko z racji powracających plag myszy, ale z powodów teologicznych. W „Sentencjach” Piotra Lombarda – cytuję za W. Łysiakiem – można przeczytać: „Bóg uczynił pułapkę na myszy dla diabła, a jako przynętę umieścił ludzkie ciało Chrystusa”.
Metaforę o pułapce na myszy można już znaleźć u św. Augustyna, który „łapką na diabła” (muscipula diaboli) nazwał krzyż Chrystusa. W kazaniu 263 przeznaczonym na Wniebowstąpienie Pańskie św. Augustyn pisał: „Radował się szatan, kiedy umarł Chrystus i przez tę śmierć Chrystusa szatan został pokonany, jakby chwycił pokarm podany w pułapce. Cieszył się ze śmierci, jakby był przełożonym nad śmiercią. Cieszył się z tego, co mu groziło. Pułapka na szatana – to krzyż Pana. Pokarm, przy pomocy którego został schwytany – śmierć Pana” (tłum. J. Jaworski).
W apokryficznej Ewangelii Filipa czytamy: „Filip, apostoł powiedział: Józef, cieśla zasadził ogród, gdyż potrzebował drewna dla swego rzemiosła. I on jest tym, który wyciosał krzyż z drzew, które zasadził. Oraz: To jego potomek zawisł na tym, co on zasadził. Jego potomkiem był Jezus; sadzonką zaś był krzyż” (Ewangelia Filipa, 91, tłum. W. Myszor).
Czy to możliwe, by Józef wyrabiał krzyże? Jak pisze wybitny józefolog Jean Galot, „Czasem przedstawiano go [Józefa] podczas jego pracy cieśli w trakcie wykonywania krzyża. Mało prawdopodobne, żeby rzeczywiście zrobił chociaż jeden. Lecz obraz ten jest głęboko prawdziwy. Jego praca przygotowywała krzyż, ponieważ była ofiarą spełnianą dla zbawienia ludzi, pierwszym udziałem w ofierze odkupicielskiej”. Nie bez powodu na stole św. Józefa na Tryptyku z Mérode znajdują się narzędzia przyszłej męki Jezusa – arma Christi: piła, gwoździe, obcęgi, młotek, wiertło. Pułapka na diabła została już bowiem zastawiona. Już zasiano w lesie drzewo na Pański krzyż. Już w łonie Maryi rośnie Ciało Pana – przynęta na diabła.