Kim był ten, który jeszcze tego samego dnia co Chrystus wstąpił do raju?
Historia nie pozostawiła nam jego imienia. Tradycja nadał mu imię Dyzma. W Ewangelii pozostaje bezimienny jako jeden ze złoczyńców, którzy zostali powieszeni po prawej i po lewej stronie Jezusa (zob. Mt 27, 38). „Tedy są ukrzyżowani z nim dwaj łotrowie: jeden po prawicy, a drugi po lewicy” – jak przekładał to ks. Jakub Wujek. To z tego Wujkowego tłumaczenia bierze się jego polskie liturgiczne imię – Dobry Łotr, a Martyrologium Rzymskie nazywa go po prostu Sanctus Latro i wyznacza mu wspomnienie na 25 (w Polsce 26) marca.
Skrzyżowanie spojrzeń
Myśl o Dobrym Łotrze towarzyszy mi w ostatnich dniach dzięki książce Tomasza Cyza pt. „Pasja 20,21. Powroty Chrystusa”. To on mi przypomniał, że historia dwóch łotrów znalazła się w „Czekając na Godota” Samuela Becketta. Pamiętacie tę scenę? Dla zabicia czasu Vladimir chce Estragonowi opowiedzieć historię o dwóch łotrach ukrzyżowanych razem ze Zbawicielem. „Dwaj złoczyńcy. – mówi Vladimir. – Jeden z nich został podobne zbawiony, a drugi… (szuka przeciwieństwa) potępiony” (tłum. A. Libera). Cyz pisze, że Beckett czytając w roku 1935 „Wyznania” św. Augustyna, zachwycił się jego frazą: „Nie rozpaczaj: jeden z łotrów został zbawiony. Nie pozwalaj sobie: jeden z łotrów został potępiony”. Jak pisze Cyz, „jest w tych dwóch zdaniach przerażająca czystość, piekielna igraszka”. Szukałem tego cytatu w „Wyznaniach” i nie znalazłem, może źle szukałem. A cytat o tyle ważny, że bardzo przez kaznodziejów ulubiony. I retorycznie – że tak powiem – zgrabny.
Cyz przytacza jeszcze jeden cytat z Augustyna dotyczący Dobrego Łotra. Otóż „w jednym ze swoich tekstów” – którym? – Augustyn prowadzi dialog z dobrym łotrem. Dialog ten – też bez dokładnego odniesienia się do źródła – znalazłem w jednej z książek Bernarda Bro („Peut-on éviter Jésus Christ?”). Augustyn pyta: „Jak to zrobiłeś, że rozpoznałeś Chrystusa w momencie, gdy cały świat się odwrócił? Jak ty to zrobiłeś, że wyznałeś wiarę w Jezusa i to jako Syna Bożego? Czy badałeś Pisma między dwoma napadami? Czy badałeś proroctwa Izajasza i zrozumiałeś to, czego nie zrozumieli specjaliści i uczeni w Prawie?”.
Augustyn wkłada w usta Dobrego Łotra taką oto odpowiedź: „Nie, nie badałem Pisma. Nie rozważałem proroctw. Jezus po prostu spojrzał na mnie i w Jego spojrzeniu zrozumiałem wszystko”. Bro przytacza tę wyimaginowaną konwersację między Augustynem a Dobrym Łotrem w kontekście cytatu z Błażeja Pascala: „Gdy spoglądam na siebie, popadam w rozpacz. Gdy spoglądam na innych, pocieszam się”. Czy rzeczywiście każde spojrzenie na innych jest źródłem pocieszenia? Czy nie musi to być spojrzenie na Syna Bożego? I czy rzeczywiście zawsze takie skrzyżowanie spojrzeń grzesznika i Zbawiciela wystarcza?
„Titùs pójdzie przede mną do raju”
Tradycja na to pytanie odpowiada dość zawile, sugerując na przykład, że wcale to nie musiało być pierwsze spotkanie Jezusa z tym, którego będą później nazywali Dobrym Łotrem. W apokryficznej „Ewangelii arabskiej Jana” powracająca z Egiptu Rodzina Święta spotyka dwóch łotrów o imionach Daksar i Tytus i (w innych apokryfach: Dumakus i Tytus, Gestas i Dismas, Gestas i Demas). Opowiedziana historia ma przekonać, że jeden z nich – ten o imieniu Tytus – wcale nie był tak zły, jak łotrowi wypadałoby być. „Oni zaś już z daleka ujrzeli Chrystusa, Maryję Jego matkę i Józefa, i mówili jeden do drugiego: «Dziś twoja kolej! Podejdź więc do tych, którzy nadchodzą, zabierz im to, co mają i przynieś to nam!» Poszedł więc ten łotr, ale skoro tylko ujrzał Chrystusa Pana naszego na łonie swojej matki, siedzących na oślicy, wzruszył się na ich widok. Wziął Dzieciątko z łona Jego matki, ucałował Je w oczy, policzki i usta, uściskał Józefa i położył na piersiach Chrystusa srebrną monetę, którą miał i rzekł do Maryi: «Sam Bóg dał wam to, co macie z sobą»” (tłum. M. Starowieyski).
„Jak to zrobiłeś, że rozpoznałeś Chrystusa w momencie, gdy cały świat się odwrócił?” – pytał Dobrego Łotra św. Augustyn
Łotr postanowił towarzyszyć Świętej Rodzinie w dalszej podróży. Zdarzyło się w drodze, że wypadł mu miecz, upadł na ziemię i pękł na trzy części. Wówczas Chrystus kazał je sobie podać, a następnie złożył miecz na nowo. Na widok cudu Tytus zawołał: „«Panie mój, spraw, bym stał się jednym z tych, którzy będą z Tobą i którzy wykonają to, co się Tobie spodoba!» […] A Jezus odpowiedział Mu: «Zaprawdę, mówię tobie, wyprzedzisz Adama w raju, gdy będziesz miał klucze Ojca»”. Drugi z łotrów – Daksar – nie chciał uwierzyć w obietnicę raju złożoną swemu kompanowi. Chrystus mu więc zapowiedział: „Wiedz o tym, Daksarze, że ty nie osiągniesz dziedzictwa życia wiecznego jak Tytus, bo nie uwierzyłeś w słowa Twego Pana i Twojego Boga”.
Dość odmiennie historia pierwszego spotkania została opowiedziana w „Ewangelii dzieciństwa arabskiej”. Kiedy Józef z Maryją i Jezusem szli przez pustynię, zobaczyli dwóch śpiących zbójców. Gdy jeden z nich, ten o imieniu Titus obudził się i zobaczył wędrowców, powiedział do swego towarzysza: „Proszę cię, byś dał im wolną drogę i aby nie dowiedzieli się o nich nasi towarzysze”. Wdzięczna Maryja rzekła do łotra: «Pan Bóg wspomoże cię swym błogosławieństwem i udzieli ci odpuszczenia grzechów». Wtedy Jezus rzekł do matki swojej: „Matko moja, za trzydzieści lat w mieście Űrašalìm ukrzyżują mnie Żydzi, a razem ze mną tych dwóch zbójców: Titùsa po mojej prawej ręce, a Dùmàkùsa po lewej. I po tym dniu Titùs pójdzie przede mną do raju». Powiedziała Mirjam: «Niech cię Bóg przed tym broni»” (tłum. W. Dembski).
Bojaźń Boża
Wszystko to oczywiście legendy mające za cel pokazać długą drogę nawrócenia, które nie dokonało się nagle. Jego przyczyn szukano nawet w dzieciństwie. Moim zdaniem historie te czynią życie Dobrego Łotra jeszcze bardziej dramatycznym. Jego całe życie rozpięte było bowiem między zbójectwem, z którego żył, a czymś, co można by nazwać przeznaczeniem do raju. Myślę jednak o nim nie jak o kimś wyjątkowym, ale jak o kimś – jeśli tak mogę powiedzieć – statystycznym. Życie każdego z nas rozpięte jest przecież między jakimś życiowym zbójectwem (niekoniecznie zarobkowym…) a owym przeznaczeniem do raju. W tym kontekście słowa Augustyna trafiają w sedno napięcia, w jakim rozgrywa się nasza conditio humana: między rozpaczą a pozwalaniem sobie, między zbawieniem a potępieniem. Może na skrzyżowaniu tych spojrzeń: Dobrego Łotra i Jezusa rodzi się to, co zwykliśmy nazywać bojaźnią Bożą, czyli ani paraliżujący lęk przed Bogiem, ani bezgraniczna wobec Niego zuchwałość?
Może dopiero z wysokości własnego krzyża można dostrzec miłosierne spojrzenie Pana?
Augustyn w kazaniu 232 o zmartwychwstaniu wg św. Łukasza (tu już znalazłem źródło…) analizuje ów znany nam tak bardzo dialog między Jezusem a Łotrem. Co ciekawe, komentuje tę rozmowę w kontekście uczniów zmierzających do Emaus, którzy to uczniowie – jak zauważa Augustyn – nie mieli wiary łotra wiszącego na krzyżu. „Uczcijmy wiarę łotra, której nie znalazł Chrystus w uczniach swoich po zmartwychwstaniu” – pisze biskup Hippony. A jakaż była ta jego wiara? „Wielka wiara! Nie wiem, co mógłbym dodać do tej wiary. Wahali się ci, którzy widzieli, że Chrystus wskrzeszał umarłych. Uwierzył weń ten, który widział go razem z sobą wiszącego na drzewie krzyża. Kiedy oni wahali się, ów uwierzył. Jaki owoc wziął Chrystus z suchego drzewa?” – pyta Augustyn. I odpowiada ustami Chrystusa: „Nie odpędzam cię: daję ci dzisiaj tyle wiary, ile powinienem”. „Gdy łotr znalazł wiarę, uczeń ją zgubił” – konkluduje Augustyn. Autor kazania wskazuje na jeszcze jedną okoliczność. Otóż Dobry Łotr nie żąda: „Pamiętaj, byś uwolnił mnie dzisiaj”, ale prosi jedynie „Wspomnij na mnie…”. A składa tę prośbę „wiszącemu na drzewie, ukrzyżowanemu, krwawiącemu, zdrętwiałemu” i samemu takim będąc.
Może to dopiero z wysokości własnego krzyża można dostrzec miłosierne spojrzenie Pana? Ale przecież ten drugi, ten zły, ten niedobry też wisiał na krzyżu, też był skrwawiony i odrętwiały, a miał jeszcze siłę, by urągać Chrystusowi. Czy na Niego Pan nie spojrzał? Czy tamten nic nie zrozumiał?
Mleczny brat Chrystusa
Apokryficzne teksty miały za cel udowodnienie, że spotkanie Jezusa z łotrami na Golgocie nie było pierwszym. Znali się i spotkali już wcześniej. Ich drogi już się kiedyś krzyżowały. Jak widać, Dyzma miał nawet uratować Świętą Rodzinę przed własną bandą w drodze powrotnej z Egiptu. W niektórych innych przekazach, np. w staroruskim apokryfie „Legenda o drzewie Krzyża”, to spotkanie zostaje przesunięte na wcześniejsze jeszcze lata. Obaj łotrzy – skądinąd bracia według tego przekazu – oraz Jezus byli rówieśnikami. Święta Rodzina miała spotkać Dyzmę i Gestasa, gdy byli oni jeszcze dziećmi. Ich matka nie była w stanie karmić piersią obu synów, więc Maryja pomogła jej i karmiła Dyzmę. Dobry Łotr byłby więc mlecznym bratem Chrystusa.
Już słyszę niejednego kaznodzieję, który całą tę apokryficzną historię zamyka okrągłym zdaniem, że „przez Maryję do Jezusa”, że trzeba się najpierw nakarmić u Jego Matki, by potem wyprosić zbawienie u samego Jezusa. To ładny koncept, ale chwilowo nieprawdziwy. Nie tutaj, nie teraz, nie w tym kontekście. Bo jakaż byłaby wina tego drugiego, tego złego, że go Maryja nie wykarmiła, że na tamtego trafiło, a nie na tego?
Nie, wbrew przekonaniu, nie da się wiary wyssać z mlekiem matki. „Wiara ludzka, a nie natura ludzka zasłużyła na to, by usłyszeć te słowa” – w tym samym kazaniu mówi św. Augustyn, odnosząc się do zapowiedzi zdrady Piotra, który na sobie, a nie na wierze budował obietnicę trwania przy Jezusie. „Gdy łotr znalazł wiarę, uczeń ją zagubił” – raz jeszcze przypomnijmy Augustyna. Wiara: można ją znaleźć, można ją zagubić. Można ją stracić, można ją odzyskać. Można od krzyża uciec, choć się samemu deklarowało. Można na krzyżu dać się przybić, chociaż się nie pragnęło. „Oto w jaki sposób zmienia się dusza uczniów, jakby od wschodu d zachodu, to stała, to upadła, to oświecona, to pogrążona w ciemnościach, gdyż oświecona była od Boga, a od siebie pogrążona w ciemnościach”. Taka jest wiara uczniów. Taka jest nasza wiara.