Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ekstrawagancja Boga. Rozmowa z kard. Luisem Antonio Taglem

Kard. Luis Antonio Tagle z Manili podczas X Zjazdu Gnieźnieńskiego, marzec 2016. Fot. Zjazd.org

Miłosierdzie Boga jest absurdalne. Szuka On człowieka, bo chce każdemu z nas powiedzieć: „Jesteś mój” – mówił kard. Luis Antonio Tagle, arcybiskup Manili.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” nr 2/2016.

Marta Titaniec: Podczas X Zjazdu Gnieźnieńskiego w swoim referacie mówił Ksiądz Kardynał, że wiara to wolność. Ale przecież wielu współczesnych uważa, że jest dokładnie odwrotnie: że wiara ogranicza wolność, że jej zagraża…

Kard. Luis Antonio Tagle: To w pierwszym rzędzie pytanie do nas samych. Czy doświadczamy wolności płynącej z naszego chrztu, z wiary w Chrystusa? A może sami czujemy, że chrześcijaństwo nas ogranicza? Czy doceniamy nasz chrzest i wolność, którą on przynosi? Czy traktujemy wiarę jako relację miłości z Jezusem w mocy Ducha Świętego? Wiara dotyczy przecież nie tylko praw i instytucji, bez względu na to jak są istotne. Wiara to przede wszystkim pełna miłości relacja z Jezusem. W niej jestem wolny, dzięki temu mój sposób myślenia i moje relacje z innymi są oczyszczone.

Jakie świadectwo dajemy o naszej wierze? Każde spotkanie z drugim człowiekiem jest okazją, by świadczyć o naszej wierze, począwszy od relacji w naszych rodzinach, przez szkoły po miejsca pracy. Tylko ktoś, kto żyje wiarą i miłością do Jezusa, może zapalić kogoś innego. Św. Jan Paweł II, wasz rodak, prosił Europę o nieustanne otwieranie się na Chrystusa. Europa potrzebuje właśnie wiarygodnych, autentycznych osób wierzących. Tylko dzięki takim świadkom inni mogą uwierzyć, że w naszej wierze jest wolność.

Dziś ludzie są już zmęczeni pustymi obietnicami fałszywej wolności, przemocą, ciągłymi sporami i strachem. Są jak owce bez pasterza. Mówi się często, że współczesna młodzież jest zagubiona. Ale zastanówmy się: czy oni zgubili się sami, czy to my ich zgubiliśmy?

Paweł Kęska: W ubiegłym roku miał Ksiądz Kardynał wielkie spotkanie z młodzieżą na stadionie Wembley w Londynie. Kluczowym słowem było tam: miłosierdzie. Czy młodzi chcieli o tym słuchać?

– Okazało się, że tak. Odwoływałem się do ich doświadczeń – zarówno dobrych, jak i złych. Mówiłem o miłosierdziu, którego na pewno kiedyś doznali w swoim życiu od innych ludzi. I o braku miłosierdzia, z którym też się spotykają – o głodzie, przemocy, dehumanizującym ubóstwie, handlu ludźmi, wykorzystywaniu kobiet, dzieci i ludzi słabych, niepełnosprawnych, o tragediach ofiar wojen i uchodźców.

Widząc taki brak miłosierdzia i niepoliczalne krzywdy, jakie on wyrządza, możemy też dostrzec, kim jest Bóg. On jest miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. Jest Bogiem miłosierdzia, czułości i współczucia – ale też sprawiedliwości.

Kęska: Ale dlaczego Bóg jest miłosierny?

– To trudne pytanie – i nawet nie wiem, czy powinniśmy je zadawać samemu Bogu. Dowiadujemy się tego z Pisma Świętego. Ono objawia nam Boga czułego, który zawiera z ludźmi przymierze, mówiąc: „Wy jesteście moim ludem, a Ja jestem waszym Bogiem. Jesteście moi, więc jakże mógłbym was porzucić?”. Dzięki tej relacji przymierza Bóg niejako wewnętrznie zobowiązuje się do wierności wobec swego ludu.

To taka swoista ekstrawagancja Boga – doświadczenie Jego hojności i rozrzutności. Przecież On kocha nas, którzy na tę miłość nie zasługujemy. Jezus miał 12 apostołów, uczył ich przez 3 lata – ale w chwili próby wszyscy zawiedli! Nic nie zrozumieli. Zostawili Go samego. Ale On po zmartwychwstaniu kazał Marii Magdalenie ponownie ich zgromadzić – nadal ich nauczał i zesłał im Ducha Świętego. Jego miłosierdzie naprawdę nie wyczerpuje się.

Dlatego miłosierdzie Boga to cudowna tajemnica. Bez niego nikt by nie przetrwał. Dzięki niemu jesteśmy zbawieni.

Titaniec: Pochodzi Ksiądz Kardynał z Filipin, kraju biednego. To także kraj migrantów, a Europa zamyka się na przybyszów. Co z tej filipińskiej perspektywy warto powiedzieć nam, Europejczykom?

– W historii ludzkości było wiele momentów, kiedy duże grupy ludności były zmuszone do przemieszczania się. Po II wojnie światowej miliony ludzi szukały schronienia w innych częściach świata. Były też wielkie kryzysy gospodarcze. Ludzie byli zmuszeni opuścić swoje kraje i szukać pracy. W Azji w latach 60. XX wieku mieliśmy wojnę w Wietnamie, przed którą uciekało wielu ludzi. Uciekali przed przemocą, po prostu wsiadali na łodzie, tak jak to dziś widzimy w Grecji. Wielu Wietnamczyków przybyło wtedy na Filipiny. Były tam obozy dla uchodźców. Ciągle powtarzają się zatem te same problemy. Czasem się zastanawiam, kiedy my ludzie wreszcie wyciągniemy właściwe wnioski z historii.

Obyśmy potrafili wreszcie poradzić sobie z przyczynami przymusowej migracji i problemu uchodźców! Przecież większość ludzi, gdyby dano im wybór, wolałaby pozostać w swoim kraju. Jeżeli mają dobre życie, to wolą pozostać w swoim miejscu zamieszkania. A co zmusza ludzi do opuszczenia swojego kraju? Wojny etniczne, religijne, polityka, chciwość, ubóstwo – obecnie także zmiany klimatyczne. Zachęcam więc do tego, żeby szukać źródeł problemów. Jeżeli zrozumiemy te przyczyny, to łatwiej nam będzie znaleźć w sobie współczucie.

Łatwo powiedzieć komuś: „wróć do swojego kraju!”. Rozmawiałem z rodziną, która uciekła z Syrii, a którą poznałem w Libanie. Towarzysząca mi współpracowniczka z Caritas zwróciła się do nich z pytaniem: „Jeżeli ustaną walki, to może wrócicie do swojego kraju? Nie nawołujcie Syryjczyków do wyjazdu. Jeżeli wszyscy wyjadą, to jaka będzie przyszłość waszego kraju?”. Matka z tej rodziny odpowiedziała: „Na moich oczach zabito teścia. Widziała to moja córka. Do tej pory nie może spać po nocach. A ty każesz nam tam wrócić?”. Łatwo jest mówić, jeżeli ma się tylko teoretyczne albo słabe wyobrażenie o tym, co dzieje się na świecie. Natomiast kiedy ma się kontakt z kimś, kto przeżył koszmar, pewne słowa już z trudem przechodzą przez gardło.

Mówi się często, że współczesna młodzież jest zagubiona. Ale zastanówmy się: czy oni zgubili się sami, czy to my ich zgubiliśmy?

Zachęcam więc, aby – jeżeli tylko to możliwe – spotykać się z ludźmi, którzy na własnej skórze doświadczyli tego, co to znaczy być uchodźcą. Będąc w Grecji, odwiedziłem obóz dla uchodźców na granicy z Macedonią. Nie tylko widać tam uchodźców, ale już z daleka czuć zapach nędzy i nieszczęścia. Można sobie wyobrazić, od ilu tygodni ci ludzie byli w drodze. Ciśnie się wtedy na usta pytanie, czy tak powinni być traktowani ludzie? To odpowiedzialność ciążąca na całej ludzkości.

Każdy kraj ma obywateli, którzy stali się migrantami. Wielu Polaków też opuściło swój kraj ojczysty i znalazło dom w innym kraju. Kiedy po raz pierwszy pojechałem do Chicago, wydawało mi się, że znalazłem się w Polsce… Podobnie jest i z Filipińczykami. Wszędzie ich spotykam. Odprawiałem kiedyś Mszę w Mediolanie, w której wzięło udział około dwudziestu tysięcy Filipińczyków. To migranci szukający pracy i zarobku. Jeżeli moi rodacy zostali przyjęci w innych krajach, to dlaczego mojego kraju miałoby na to nie stać?

Ludziom zmuszonym do ucieczki i porzucenia ojczyzny trzeba pomóc odzyskać poczucie godności. Należy im się akceptacja, pomoc, szacunek, włączenie do społeczności… Będą wdzięczni. Niekiedy mówi się o uchodźcach tylko jako o zagrożeniu. „Zagrażają naszemu bezpieczeństwu, zabiorą nam miejsca pracy”. Ale jeżeli okażemy ludziom serce, to wręcz wniosą oni swój pozytywny wkład do społeczeństwa. Problemy pojawią się, jeżeli nie będziemy ich dobrze traktować. Poczucie przynależności i akceptacji motywuje ludzi do pracy na rzecz przyjmującego ich społeczeństwa. Potrafią być wdzięczni – choćby wspomniani Wietnamczycy wobec Filipińczyków, którzy ich przyjęli.

Kęska: W swojej książce „Ludzie Wielkiej Nocy” – jedynej do tej pory wydanej w Polsce – pisał Ksiądz Kardynał o „Golgocie ludzi biednych”. Ta Golgota była ważna dla świata, bo był tam Chrystus. Dziś są tam ludzie ubodzy. Jakie jest ich znaczenie dla dzisiejszego świata?

– Obecność ubogich w świecie przypomina nam, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy biedni. Nikt z nas nie może pretendować do tego, że sam siebie stworzył. Jesteśmy żebrakami. Wszyscy pochodzimy od Boga, karmi nas ziemia, żywią nas rośliny, ryby. Jesteśmy zależni od pracy innych. Wszyscy jesteśmy biedni, ale zapominamy o tym. Obecność najuboższych przypomina nam, że nikt nie przychodzi na ten świat bogaty. Jesteśmy wszyscy ubodzy.

Druga wartość ubóstwa to uświadomienie sobie, że istnieją jego różne rodzaje. Istnieje ubóstwo z wyboru. Na przykład mogę postanowić, że będę żył prosto, nie będę miał samochodu. Mogę mieszkać w małym domu, w małej miejscowości. Niektórzy ludzie żyją więc ubogo, bo dostrzegają w tym wartość. Większość osób ubogich jest jednak ofiarami niesprawiedliwości panującej na świecie.

Miłosierdzie Boga to cudowna tajemnica. Bez niego nikt by nie przetrwał. Dzięki niemu jesteśmy zbawieni

Obecność ubogich jest także wyzwaniem dla naszego sumienia. Powinna w nas wywoływać niepokój, wytrącać nas z błogiej nieświadomości. Dlaczego niektórzy ludzie kontrolują większość zasobów światowych? Dlaczego większość ludzkości nie ma dostępu do zasobów ziemi? Zatem obecność najuboższych wzywa nas, abyśmy wejrzeli w nasze sumienie, w sumienie świata. Abyśmy przyjrzeli się strukturom i programom politycznym. Dlaczego nasze struktury i instytucje generują ubóstwo, skoro ludzie wcale nie chcą żyć w biedzie? Nie mają innego wyboru i skazani są na ubóstwo. To jest wielkie zło naszych czasów.

Ale jest też trzeci aspekt ubóstwa. Ubodzy ucieleśniają obecność Jezusa. To Jezus wzywający nas do nawrócenia, do zapomnienia o sobie, do dzielenia się. Jeżeli będziemy się dzielić, to nikomu nie będzie brakowało. Mówią o tym Dzieje Apostolskie. Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie dzieliły się słowem Bożym, Eucharystią, ale i swoim majątkiem. Nikt nie cierpiał więc niedostatku.

Kęska: Współczesny świat cierpi na rozdarcie między bogatymi a biednymi. To rozdarcie pogłębia się. Gdy oglądamy telewizję, chodzimy do hipermarketów, to nawet nie kojarzymy, że żyjemy w tej bogatszej części świata. Co się takiego dzieje z człowiekiem, że nie zauważa on swoich ubogich braci?

– Od początku historii ludzkości byliśmy obdarzeni przez Boga zdolnością do miłości. Nazywamy to wolnością, bo wolność jest zdolnością do kochania. Miłość narzucona nie jest tak naprawdę miłością. Aby miłość mogła naprawdę być miłością, nie można jej oderwać od wolności. Możemy też podjąć wybór, że nie będziemy kochać, takie ryzyko niesie ze sobą wolność. Ryzyko polega na tym, że tej samej wolności możemy użyć do zamknięcia się przed miłością.

Wszystko zaczyna się więc w ludzkim sercu, ale przenosi potem na nasze relacje z innymi, instytucje i struktury. Nawet na naszą kulturę: ekonomiczną, polityczną, społeczną, także na kulturę kościelną. Wszystkie one są kształtowane przez naszą wolność. Jeżeli chodzi o naszą kulturę społeczną, w której widać rozwarstwienie między bogatymi a biednymi, myślę, że jest ono częściowo spowodowane przez naszą ślepotę i zatwardziałość serca. Nie chcemy dostrzec ubogich. Nie chcemy czuć ich obecności, bo nie chcemy, żeby ktoś zakłócił nasz spokój. Chcemy dalej prowadzić nasze, jak nam się wydaje, dobre życie. Obecność ubogich zaburza ten pozorny spokój.

To jest początek braku naszej wrażliwości. Jesteśmy wystarczająco inteligentni, żeby wiedzieć, że ubodzy są wokół nas. Ale dokonujemy wyboru, że będziemy ich ignorować. To przykład niewłaściwego wykorzystania wolności. Dokonujemy wyboru, że nie będziemy widzieć, słyszeć ani czuć. Chcemy pozostać w swojej strefie komfortu, a obecność ubogich nam to utrudnia. Wiemy jednocześnie, że ta nasza obojętność tylko pogarsza sytuację ubogich.

Titaniec: Czy może to zmienić trwający Rok Miłosierdzia?

– To wielkie błogosławieństwo. Rok Miłosierdzia każe nam otworzyć oczy, nadstawić ucha, otworzyć serce.

Po odwiedzeniu wspomnianego obozu dla uchodźców w Grecji nie mogłem jeść ani spać. Ale to dobrze, bo to wytrąca człowieka ze „świętego” spokoju. Wróciłem do domu na Filipiny, przyjrzałem się temu, co posiadam, rzeczom, które zgromadziłem i powiedziałem sobie: „Może ja w ogóle nie potrzebuję tylu rzeczy? Po co mi one? Leżą w pokoju, a ja w ogóle z nich nie korzystam”. W takich chwilach przypominam sobie uchodźców, którzy nie mają nic, tylko ubranie na sobie i rodzinę. Zadaję więc sobie pytanie, przywołując obraz uchodźców, co jest ważnego w moim życiu.

To mały przykład przepaści, jaka panuje pomiędzy bogatymi a biednymi. Ludzie gromadzą tak wiele rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebują. Zapominają, że są inni, którzy mają tak niewiele albo których podstawowe potrzeby nie są zaspokojone. Trzeba zacząć od otwarcia oczu i zobaczenia, że wokół nas są ubodzy.

Kęska: Miłosierdzie może połączyć biednych i bogatych – i Boga – w jedno. Ale jak żyć miłosierdziem?

– Miłosierdzia wciąż trzeba uczyć się na nowo, zwracając się ku Bogu, który jest miłością i miłosierdziem. W Biblii odnaleźć możemy wiele rodzajów praktyk, które Bóg daje nam jako przykłady miłosierdzia. Trzeba uczyć się na nowo od Niego. Na przykład w Starym Testamencie miłosierdzie opisuje się jako przywiązanie matki do dziecka. Na przykład prorok Izajasz pyta, czy matka mogłaby zapomnieć o swoim dziecku – cóż dopiero Bóg?

Ważnym aspektem miłosierdzia jest wierność. Bóg w Starym Testamencie okazuje swoje miłosierdzie wielokroć, nawet kiedy się gniewa. „Zniszczę was”– grzmi. Ale potem przypomina o przymierzu, jakie zawarł z człowiekiem. Dzięki temu przymierzu Bóg mówi, że pozostanie wierny, nawet jeżeli my zawiedziemy. To właśnie jest miłosierdzie.

Jeżeli Bóg nie okazywałby miłosierdzia, nie byłby Bogiem. Tak samo z nami. Jeżeli nie jesteśmy miłosierni, to jak możemy zachować człowieczeństwo?

Któż więc jest miłosierny? Ten, kto – jak Bóg – podejmuje zobowiązanie wierności i dotrzymuje go. Miłosierdzie to ciągłe dawanie kolejnej szansy. Nie potępiam cię, daję ci możliwość poprawy, bo jestem ci wierny. Jeżeli okazałbym niewierność przymierzu, to okazałbym niewierność sobie. Bóg okazuje miłosierdzie, aby mógł pozostać Bogiem. Jeżeli Bóg nie okazywałby miłosierdzia, nie byłby Bogiem. Tak samo z nami. Jeżeli nie jesteśmy miłosierni, to jak możemy zachować człowieczeństwo? Jak możemy być braćmi i siostrami dla innych?

Nauczyłem się tego od Jezusa z Ewangelii. To przecież dobra nowina o Bożym miłosierdziu. Tylko w 15. rozdziale Ewangelii Mateuszowej mamy trzy przypowieści o miłosierdziu. O zagubionej owcy – pasterz opuszcza 99 owiec, żeby znaleźć tę zagubioną. O kobiecie, która sprząta cały dom, żeby odnaleźć zagubioną drachmę. I o synu marnotrawnym, który przepuścił cały majątek. W tych trzech przypowieściach, kiedy odnajdują się owca, moneta i syn – ma miejsce radosna uczta. Wszystkie te historie kończą się świętowaniem i radością! Taki właśnie jest nasz Bóg.

Ale przecież to szaleństwo! Po co szukać tej jednej zagubionej owcy? Może jest chora albo zraniona? Z punktu widzenia ekonomii ta jedna zagubiona owca jest obciążeniem, wcale nie przyczyni się do pomnożenia majątku. Masz 99 zdrowych owiec, to po co tracić czas na tę jedną? A jedna moneta? Miałbym ochotę powiedzieć tej kobiecie: nie trać czasu, a dam ci drugą monetę. A ojciec? Ma dwóch synów, z których jeden wydaje się dobry. A urządza ucztę dla drugiego, bezużytecznego.

Te przypowieści pokazują, że miłosierdzie Boga jest absurdalne. Po co Bóg wyciąga rękę do owcy, po monetę i do syna? Jest tylko jeden powód: bo należą do Niego. Świat powie, że ta owca, ta moneta, ten syn są bezużyteczni. Być może tak jest. Ale Bóg mówi: są moje, będę je cenił, będę ich szukał.

Na tym chyba polega nasz problem z miłosierdziem. Kiedy patrzymy na ubogich, to czy myślimy o nich jako o „swoich”? Czy potrafimy im powiedzieć: jesteś moim bratem, moją siostrą. Czy widząc starszego wiekiem uchodźcę, myślę o nim jak o moim dziadku? Czy widzę wśród nich moją babcię, moją matkę, mojego ojca? Na świecie panuje raczej tendencja do odcinania się od tego uczucia przynależności. W ten sposób tracimy miłosierdzie. Wciąż mówimy o konkurencji, o przetrwaniu najsilniejszych. Stajemy się przez to niemiłosierni.

Bóg natomiast szuka człowieka, bo chce każdemu z nas powiedzieć: „Jesteś mój”. Dzięki Jego miłosierdziu wszyscy mamy kolejną szansę.

Wesprzyj Więź

Tłumaczyła Magdalena Macińska

Kard. Luis Antonio Tagle – ur. 1957 w Manili. W 1982 r. otrzymał święcenia kapłańskie. Uzyskał doktorat z teologii w Waszyngtonie. W latach 1997-2002 był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej. W 2001 r. został biskupem diecezji Imus. Od 2011 r. jest arcybiskupem Manili, a od 2012 r. kardynałem. W marcu 2015 r. został przewodniczącym Caritas Internationalis. Po polsku ukazała się jego książka „Ludzie Wielkiej Nocy” oraz wywiad rzeka „Radość Ewangelii”.

Rozmowa ukazała się w kwartalniku „Więź” nr 2/2016.

Podziel się

Wiadomość