W swoim najgłębszym podłożu Marzec ‘68 był reakcją monopolistycznej władzy na ujawnianie przez obywateli poglądów odmiennych od narzucanych odgórnie, na chęć dyskutowania i wyrażania opinii dla władzy niewygodnych.
Rok 1968 należy do najważniejszych dat w powojennej historii Polski. Miał też dalekosiężne konsekwencje. Przyniósł szeroki bunt studentów i znacznej części inteligencji przeciw systemowi monopartyjnej dyktatury. Przyniósł bezprecedensową w powojennej Europie kampanię antysemicką, która trwale odcięła partię od lewicowych korzeni ideowych. W 1968 r. po raz pierwszy od 1956 r. przez represje i więzienia przeszły setki obywateli. Latem tego roku reżim wsparł zbrojną interwencję w Czechosłowacji i wysłał Wojsko Polskie na tę hańbiącą operację.
Jest więc dość powodów, by mówić o znaczeniu 1968 roku, analizować jego przebieg, genezę i konsekwencje. Historycy poświęcili zresztą tym wydarzeniom wiele uwagi, warto wspomnieć choćby zasadnicze monografie Jerzego Eislera i Dariusza Stoli[1]. Tu chciałbym przedstawić – sięgając do dokumentów – genezę Marca’68.
Zły Zachód
W swoim najgłębszym podłożu Marzec ‘68 był reakcją monopolistycznej władzy na ujawnianie przez obywateli poglądów odmiennych od narzucanych odgórnie, na chęć dyskutowania i wyrażania opinii dla władzy niewygodnych. Znaczny (choć limitowany) zakres wolności wypowiedzi i dyskusji był konsekwencją wielkiego poruszenia 1956 roku. Dotyczyło to także wolności kultury, nauki, twórczości artystycznej. W trakcie tzw. odchodzenia od Października władze próbowały ten zakres wolności zawężać – zarówno metodą zamykania zbyt niezależnych pism, jak i narzucania zmian w stowarzyszeniach, mnożenia zapisów cenzury, „wychowywania” twórców przez nagradzanie posłusznych i ograniczanie możliwości niepokornym.
Rządzący Polską Władysław Gomułka negował potrzebę autonomicznej aktywności obywateli. Przykładem, gdzie taką aktywność tłumiono, były organizacje młodzieżowe, w tym Związek Harcerstwa Polskiego, którego samo istnienie budziło wątpliwości władz. Jako wzór wymieniał Gomułka (rozwiązany w 1956 r.) Związek Młodzieży Polskiej, gdzie cała praca z młodzieżą była scentralizowana i podporządkowana kontroli aparatu partyjnego[2]. Pierwszy sekretarz uważał, że kultura, nauka, twórczość powinny służyć wspieraniu ideologii partii i jej propagandy, uzasadniać „dobro” systemu. Zarazem nie widział potrzeby tolerowania takich ekstrawagancji, jak niekontrolowane dyskusje. Gomułka mówił o tym wprost na XIII Plenum KC PZPR w lipcu 1963 r.
Fragment swej wypowiedzi poświęcił także Klubowi Krzywego Koła, rozwiązanemu przez władze w roku 1962. Działający od 1955 r. Klub „stał się terenem wystąpień i demonstracji antysocjalistycznych. Wokół klubu zgrupowało się liczne grono opozycjonistów różnej maści, od rewizjonistów i mieszczańskich liberałów do jawnych reakcjonistów i wrogów socjalizmu”. Odczyty i dyskusje „były systematycznie wykorzystywane dla ataków na politykę i ideologię partii”, a działacze klubu „nawiązali kontakt z redakcją paryskiej «Kultury», dostarczali do wrogich nam zagranicznych ośrodków informacje o sytuacji w kraju i w różnych środowiskach, a nawet uzgadniali z redaktorem paryskiej «Kultury» Giedroyciem linię swego postępowania, ubiegali się za jego pośrednictwem o stypendia zagraniczne dla siebie i dla kolegów. […] Trzeba było aż decyzji Sekretariatu KC, aby rozwiązać ten klub, gdyż Komitet Warszawski nie mógł sam zdobyć się na taki krok, mimo zwracania mu wielokrotnie uwagi na szkodliwą i wrogą działalność klubu”[3].
Za groźne uznał Gomułka kontakty niektórych dziennikarzy i literatów „z burżuazyjnymi dziennikarzami, w czasie których dochodziło do tzw. przecieków tajemnic państwowych i partyjnych”. Uzyskane wiadomości „były skrzętnie wykorzystywane m. in. dla uprawiania dywersyjnej propagandy przeciw naszej partii i przeciw Polsce”.
Rok 1968 przyniósł rewolucję nacjonalistycznego populizmu reżyserowaną przez esbeckich oficerów
W tym kontekście przywódca partii wymienił sprawę Henryka Hollanda. Temat ten szczegółowo opisał Krzysztof Persak w znakomitej monografii[4]. Znany członek partii i dziennikarz spotykał się z zachodnim korespondentem, któremu opowiadał o sytuacji i przekazywał plotki. Stało się to powodem wszczęcia śledztwa o szpiegostwo i 21 grudnia 1961 r. aresztowania. Przewieziony na rewizję do swego mieszkania Holland popełnił samobójstwo.
Kontrwywiad MSW prowadził działania także wobec wielu innych dziennikarzy zachodnich i ich polskich informatorów. Interesowano się szczególnie kontaktami korespondentów „New York Timesa”: Sydneya Grusona, przebywającego w Polsce po Październiku, i jego następcy Abrahama Rosenthala. Utrzymywali oni kontakty ze znaczącymi postaciami bliskimi kierownictwu PZPR – Eddą i Romanem Werflami oraz Adamem Schaffem. Ci ostatni byli lojalnymi działaczami partii, komunistami z przedwojennym stażem, ale byli zdania, że w postalinowskiej Polsce mogą swobodnie rozmawiać z obcokrajowcem i analizować sytuację. Uważali też za potrzebną większą otwartość życia publicznego i z pewnością nie sądzili, że każdy dziennikarz z Zachodu jest wrogiem. Schaff nakreślił sytuację w partii nawet słynnemu już wówczas politologowi amerykańskiemu Zbigniewowi Brzezińskiemu, co stało się powodem wszczęcia przeciw niemu rozpracowania operacyjnego przez MSW w 1962 roku – chyba po raz pierwszy po 1956 r. SB podjęła rozpracowanie członka KC PZPR.
W 1963 r. kontrwywiad MSW sporządził listę ponad 80 obywateli, którzy utrzymują niewłaściwe kontakty z zachodnimi dziennikarzami[5]. Osoby, które przekazały zachodnim obywatelom tajemnice wojskowe lub gospodarcze (za co zostały skazane), wymieszano z dziennikarzami, literatami i działaczami politycznymi. Podawano krótkie charakterystyki kontaktów i rodzaj przekazanych informacji. Na liście znaleźli się m. in. dziennikarze Zofia Artymowska, Marian Bielicki, Leon Bielski, Gustaw Gottesman, Eligiusz Lasota, Jerzy Rawicz, Krzysztof Wolicki, Edda Werfel, literat Leopold Tyrmand, naukowcy Iwo Białynicki-Birula, Rafał Gerber, Julian Hochfeld, Leopold Infeld, Jerzy Sawicki, filmowcy Jerzy Bossak i Jerzy Hoffman. A także działacze katoliccy Antoni Marylski i Stanisław Stomma. Byli na tej liście również członkowie KC PZPR Roman Werfel i Adam Schaff, a także były I sekretarz Komitetu Warszawskiego Stefan Staszewski.
Osobno toczyło się postępowanie w sprawie źródeł informacji Bohdana Osadczuka, którego artykuły w „Neue Zürcher Zeitung” odznaczały się znakomitą orientacją co do kulis polityki PZPR i podziałów w bloku sowieckim. Jako informatorów Osadczuka SB wskazywała posła Znaku Stefana Kisielewskiego i pisarza Wiktora Woroszylskiego, a także Andrzeja Berkowicza, byłego redaktora „Po Prostu”, Leona Bielskiego, redaktora naczelnego „Expressu Wieczornego”oraz Stanisława Brodzkiego – wicenaczelnego „Świata”. W aparacie władzy rosły wobec nich nieufność i podejrzenia – co w wielu wypadkach znajdzie efekt w 1968 roku.
W Warszawie prowadzono rozpracowanie KIK-u i „Więzi”, w Krakowie – „Tygodnika Powszechnego” i osobiście Jerzego Turowicza, m. in. z powodu podejrzeń o niewłaściwe kontakty zagraniczne.
Donosy do ambasady sowieckiej
Opublikowane niedawno przez Mirosława Szumiłę sprawozdania sowieckich konsulów z rozmów z działaczami PZPR szczebla wojewódzkiego na początku lat 60. bardzo wiele mówią o obyczaju donoszenia do Moskwy na partyjnych dygnitarzy i rozgrywania układów w partii przy pomocy owych donosów[7]. Obyczaj posługiwania się sowiecką ambasadą w Warszawie w walce politycznej w elicie partyjnej wprowadzili „natolińczycy” w 1956 roku – walczący z „puławianami”, zmierzającymi do uzyskania większej autonomii Polski od ZSRR.
W zmaganiach z „puławianami” „natolińczycy” posługiwali się m. in. antysemityzmem, postulowali weryfikację kadr wedle klucza pochodzenia narodowościowego. W latach 60. „natolińczycy” byli podzieleni i nie działali jako jedna grupa, ale znaczące postacie z tego kręgu (Ryszard Strzelecki, Kazimierz Witaszewski) stały się sojusznikami „partyzantów”. Walczyli nadal z tendencjami do liberalizacji systemu, większej wolności kultury, większej otwartości wobec Zachodu.
Z tego kręgu pochodziły oceny ambasadora Abrasimowa z jesieni 1959 r., że kierujący wojskiem marszałek Spychalski na odpowiedzialne stanowiska wysuwa „antysowiecko nastrojonych generałów i oficerów”. A także, że „wiele kierowniczych stanowisk w partii i państwie znajduje się w rękach osób niepolskiej narodowości. […] Wydatną rolę w tej kwestii odgrywa R. Zambrowski”. W 1961 r. I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Lublinie Władysław Kozdra wskazywał ambasadorowi ZSRR, kto w KC PZPR jest najważniejszym sojusznikiem Zambrowskiego, mówił też „o dużym zaśmieceniu aparatu partyjnego elementami żydowskimi”.
I sekretarz KW PZPR z Kielc w tym samym 1961 roku mówił I sekretarzowi ambasady sowieckiej, że aparat KC jest „złożony z pracowników niepolskiej narodowości. Szczególnie dużo Żydów znajduje się w wydziale organizacyjnym, wydziale propagandy i agitacji, wydziale ekonomicznym, wydziale nauki i biurze prasy”. I sekretarz z Rzeszowa Władysław Kruczek w rozmowie z sekretarzem ambasady sowieckiej mówił w tymże 1961 roku, że blisko Gomułki „znajduje się ta banda na czele z Zambrowskim”, a wielu działaczy związanych z 1956 rokiem „było i pozostało w głębi duszy antysowietczykami”. Jako przykład wymieniał Władysława Matwina („zatwardziały rewizjonista i wróg ZSRR”) – w 1956 r. sekretarza KC, a wówczas I sekretarza KW PZPR we Wrocławiu. W 1963 r. Matwin został zdymisjonowany.
Doszło też do zasadniczego konfliktu Gomułki z Zambrowskim, który w połowie 1963 r. odszedł z kierownictwa PZPR. „Przyjaciele ZSRR” uważali jednak te zmiany za niewystarczające. Kruczek w rozmowie z konsulem sowieckim w Krakowie w grudniu 1963 r. oceniał, że problemem jest grupa byłych PPS-owców Józefa Cyrankiewicza (w tym min. Adam Rapacki), zajmująca postawę „właściwą dla socjal-demokracji”, dawniej sprzymierzona z puławianami i broniąca obecnie tych ludzi.
Podobnie sytuację oceniał I sekretarz z Bydgoszczy Józef Majchrzak – i dodawał: „Aktyw partyjny już teraz wyraża pogląd o niedopuszczeniu do wyboru na zbliżającym się zjeździe PZPR do organów kierowniczych partii Zambrowskiego, Matwina, Morawskiego, Alstera, Albrechta, Werblana, Kasmana, Kole, Granas, Jaworskiej, Werfla i innych”. Na groźbę powstania „«jednolitego frontu» rewizjonistów i PPS-owców” zwracał uwagę Jan Szydlak, I sekretarz PZPR z Poznania.
Oczekiwaniom takich ludzi jak Majchrzak i jego sowieccy przyjaciele, stało się zadość. Na Zjeździe PZPR w 1964 r. nastąpiła marginalizacja grupy puławskiej, a większość wymienionych nie weszła do władz partii.
Budowanie komunistycznego nacjonalizmu
Omówione fakty są niezwykle ważne, gdy rozważa się genezę 1968 roku. Pokazują, że już wiele lat wcześniej trwała walka z „puławianami” prowadzona przez byłych „natolińczyków”, którzy posługiwali się donosami do władz sowieckich, nie ukrywali swego antysemityzmu, postulowali eliminację z aparatu władzy Żydów (w istocie Polaków o żydowskich korzeniach), prześcigali się w deklarowaniu przywiązania do Moskwy.
W połączeniu z wyżej omówionymi dokumentami widać wyraźnie, że konflikt miał też wymiar dotyczący doboru rozmówców i przyjaciół. „Natolińczycy” i „partyzanci” widzieli ich wyłącznie w ZSRR, dążyli więc do ściślejszego podporządkowania Moskwie i jej wykładni totalistycznego komunizmu, która musiała prowadzić do ograniczenia wolności wypowiedzi, autonomii kultury i nauki, przecięcia budowanych od 1956 r. powiązań z Zachodem. W ich języku „rewizjonizm” oznaczał wszystkie te odstępstwa od reguł oraz narastanie „niebezpieczeństwa” rozkładu komunizmu i ewolucji w kierunku socjaldemokracji. Nienawiść do Zachodu i Żydów była poręcznym narzędziem mobilizacji, by przywrócić pełen monopol aparatu nad partią i społeczeństwem oraz szczelną kontrolę ZSRR nad Polską.
Warto pokazać ten mechanizm na konkretnym przykładzie. Za szczególnie groźnego wroga „natolińczycy” uważali Stefana Staszewskiego. Przed wojną był on jednym z czołowych działaczy nielegalnego Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej i aktywistą KPP; lata 1938–1945 spędził w sowieckim łagrze na Kołymie z wyrokiem 15 lat, „wyreklamowany” w 1945 r. przez Bieruta jako jeden z nielicznych ocalałych KPP-owców tego szczebla. W następnych latach budował komunizm jako szef Wydziału Prasy KC i zapisał się w pamięci jako człowiek srogi, twardo tępiący oponentów.
W latach 1955–1957 Staszewski był I sekretarzem Komitetu Warszawskiego PZPR. Na tym stanowisku dał się poznać jako działacz samodzielny, zdecydowany, zwolennik głębokich zmian, nie wahający się sięgać po poparcie „ulicy”. Zirytowało to osobiście Nikitę Chruszczowa, czemu dał wyraz w rozmowach w Belwederze w październiku 1956 roku. Niechęć „radzieckich” nałożyła się na nieufność Gomułki, który w Staszewskim widział zapewne osobę zbyt samodzielną, buńczuczną i nieskłonną do uległości, a także pamiętał mu ataki na siebie w okresie stalinowskim. W 1957 r. Staszewski znalazł się na bocznym torze jako tylko szef Polskiej Agencji Prasowej, a w 1959 roku był już poza aparatem władzy, jako redaktor w wydawnictwie PWN[8].
W lutym 1962 r. SB rozpoczęła inwigilację Staszewskiego. Potwierdziła ona liczne jego kontakty w środowisku dziennikarskim i partyjnych naukowców oraz stosunki z dziennikarzami zagranicznymi, a także zdecydowany krytycyzm wobec tego, co dzieje się w Polsce. Jak pisano w jednym z doniesień „podczas spotkania z Romaną Granas, Pawłem Hertzem i Leszkiem Kołakowskim, oceniając uchwały XIII Plenum KC, rozmówcy doszli do wniosku, że była to generalna rozprawa z całą inteligencją i odejście od «polskiego października»”.
Wymienieni wyżej dziennikarze, literaci i działacze partii jednoznacznie negatywnie oceniali tendencje do budowania nacjonalizmu komunistycznego przez krąg współpracowników szefa MSW Mieczysława Moczara. Ideologia moczarowska w okresie 1962–1964 powoli się kształtowała przez odwoływanie się do mitu partyzantki Gwardii i Armii Ludowej z lat okupacji, czyli rodzimego czynu zbrojnego, który był dziełem „polskiego ludu”. Swoisty ludowy patriotyzm moczarowców był silnie nakierowany przeciw „kosmopolitycznemu Zachodowi” oraz „obcym”, zwłaszcza Żydom, którzy przyszli do Polski „w radzieckich szynelach”. W oparciu o te uprzedzenia doszło do ich aliansu z „natolińczykami”. Historyk Marcin Zaremba pisze: „Światopogląd «partyzantów» był swoistą odmianą nacjonalizmu wyrażonego językiem komunistycznej doktryny. Mieścił się w nim antysemityzm (zakamuflowany pod marksistowsko poprawną nazwą antysyjonizmu), ksenofobiczna niechęć do wszystkiego, co w życiu kulturalnym i naukowym uznane zostało za niepolskie, uwielbienie dla tradycji militarnej, wreszcie odraza wobec względnej nawet liberalizacji życia politycznego w kraju[9].
Siła „partyzantów” polegała na tym, że opanowali MSW, a więc aparat inwigilacji, mogli więc gromadzić wypowiedzi wyrażane prywatnie i manewrować plotkami, pogłoskami, budzić niepokój Gomułki i jego otoczenia. Działania te stawały się coraz bardziej agresywne, a wielu młodszym działaczom sojusz z „partyzantami” otwierał drogę do awansu, kariery. Należeli do nich m. in. Stefan Olszowski, od 1963 r. szef Biura Prasy KC PZPR i gen. Wojciech Jaruzelski, szef Głównego Zarządu Politycznego wojska.
Swoisty ludowy patriotyzm moczarowców był silnie nakierowany przeciw „kosmopolitycznemu Zachodowi” oraz „obcym”, zwłaszcza Żydom, którzy przyszli do Polski „w radzieckich szynelach”
W doniesieniu dotyczącym Staszewskiego w kwietniu 1964 r. pisano, że w rozmowie z Jerzym Baumritterem, Adamem Ważykiem, Pawłem Hertzem i Leszkiem Kołakowskim mówił on, że „wysłannicy «partyzantów» chodzą po mieszkaniach młodych dziennikarzy i literatów, i starają się przeciągnąć ich na swoją stronę, dając im do zrozumienia, że im jako «gojom» również będzie dobrze, jeżeli dopomogą wykończyć innych”[10].
Doniesienia szpicla SB z kawiarni literackiej na Foksal w 1964 r. – czyli z okresu napięcia politycznego po liście 34 intelektualistów do premiera z powodu zaostrzania cenzury – wykazały, że Staszewski spotyka się i rozmawia z pisarzami-sygnatariuszami listu, m. in. Antonim Słonimskim, Pawłem Jasienicą, zbierającym podpisy Janem Józefem Lipskim i innymi. Potwierdzało to mniemania esbeków i „partyzantów”, że sprzeciw pisarzy może być inspirowany przez Staszewskiego.
Wyraźnie w powiązaniu z tą inwigilacją od października 1963 r. do marca 1964 r. Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła kontrolę w Państwowym Wydawnictwie Naukowym. Zajmowano się m. in. uzasadnieniem zatrudnienia niektórych osób, szczególnie byłych pracowników aparatu partii. Badano prace wykonane przy encyklopedii PWN, umowy autorów haseł, recenzentów, wysokość wypłaconych honorariów. W konsekwencji odebrano Staszewskiemu pensję[11]. Kontrolę tę można uznać za akt pierwszy ataku na PWN, który został dokończony w 1968 roku i polegał na zniszczeniu dotychczasowego kształtu wydawnictwa[12].
Budowanie wizji spisku postępowało w MSW, a potwierdzające to plotki krążyły wśród „partyzantów” i ich sojuszników, umacniając w nich nienawiść i żądzę uderzenia. W grudniu 1966 r. dyrektor Departamentu III MSW pisał, że aktywne w sprzeciwie wobec polityki kulturalnej partii osoby z warszawskiego środowiska twórczego uważają Staszewskiego „za doradcę politycznego, znającego wszystkie zasady i reguły gry politycznej, liczą się z jego zdaniem i opiniami. Niektórzy (m. in. Lipski, Słonimski, Kołakowski) zasięgają porad w sprawie prowadzenia destrukcyjnej – opozycyjnej działalności”. Działania Staszewskiego mają więc charakter ukryty, polegają na „inspirowaniu wrogich wystąpień przeciwko polityce partii”. Tak też płk Piętek ocenił zachowanie Staszewskiego w czasie procesu Kuronia i Modzelewskiego w 1965 r.: „Konsultował adwokatów w sprawie taktyki obrony oskarżonych, ponadto przekazywał pewne sugestie przez Kołakowskiego”[13].
W taki też sposób aktywność Staszewskiego – jako inspiratora – będzie opisywana w marcu 1968 r. w niektórych artykułach prasowych oraz rozpowszechniana w aparacie partyjnym. Marcowi propagandyści dla utrzymania odpowiedniej siły emocji i mobilizacji po własnej stronie oraz wzbudzenia przekonania, że moralna racja jest po ich stronie, chętnie posługiwali się wizją spisku „dawnych stalinowców”, którzy manipulują literatami i młodzieżą, dla „sobie dobrze znanych własnych celów”. Pozwalało to lekceważyć autentyzm poglądów, postaw moralnych, odwagi zachowań – skoro wszystko to było elementem wrogiego spisku…
Inny, mniej znany konflikt w obrębie aparatu władzy dotyczył fizyków jądrowych i Wilhelma Billiga, od 1957 r. pełnomocnika rządu ds. wykorzystania energii jądrowej. W MSW od 1959 r. gromadzono donosy na Billiga, pisane przez tajnych współpracowników SB. Powstające w MSW notatki miały od połowy lat 60. wybitnie antysemicki charakter – Billig miał dobierać głownie Żydów na współpracowników, wskazywano na jego bliskich krewnych mieszkających w Izraelu.
Drugim wątkiem było wskazywanie na niewłaściwe rozwijanie kontaktów z Zachodem, ze szkodą dla ZSRR. Zarzucano mu, że „praktyki w krajach zachodnich są w dużej mierze organizowane przez prywatne kontakty, w związku z czym nasi naukowcy starają się o poparcie obcych naukowców”, zatem „zajmują często wobec nich postawę serwilistyczną i chętnie udzielają informacji.” I dalej: „Biuro ds. En, Jądr. przyjmuje z Zachodu «naukowców», którzy nie interesują się zagadnieniami nauki, a kontaktami z ZSRR. Stosowana jest atmosfera «otwartych drzwi» do zagadnień, nad którymi pracują nasze instytuty. Naukowcy radzieccy znają sytuację kadrową w naszej atomistyce. Posiadamy dane, że unikają pracowników pochodzenia żydowskiego i stronią od Billiga”[14].
Był to właściwie zarzut o antyradzieckość i sprzyjanie zachodnim wywiadom, a przy tym oskarżenie o „bałwochwalstwo” wobec Zachodu.
W budowaniu wizji spisku znaczną rolę odgrywało tworzenie schematów kontaktów między ludźmi. Wystarczyło przez kilka miesięcy podsłuchiwać telefon inwigilowanego, aby dowiedzieć się, z kim odbywa rozmowy telefoniczne często, z kim rzadziej, i na tej podstawie stworzyć wykres „siatki” kontaktów. Odpowiednio czytany tego rodzaju wykres mógł sprawiać wrażenie struktury spisku.
Cisi, gęgacze i narodowy Gnom
Oficerowie MSW systematycznie poszerzali inwigilację warszawskich środowisk intelektualnych, uzasadniając ją albo niewłaściwymi kontaktami zagranicznymi, albo podejmowaniem przez literatów działań wymierzonych w partię. Szczególnie zintensyfikowano takie operacje po wspomnianym Liście 34.
Przed Zjazdem Związku Literatów Polskich w Lublinie we wrześniu 1964 r. ppłk Pielasa z Departamentu III MSW planował objęcie inwigilacją Pawła Jasienicy, Pawła Hertza i innych sygnatariuszy Listu 34, a także inne osoby „pozostające w naszym zainteresowaniu w celu rozeznania ich zamierzeń i przeciwdziałania ewentualnej wrogiej działalności z ich strony w czasie Zjazdu”. W tym celu wykorzystano 15 tajnych współpracowników i kontaktów poufnych, podsłuch w pokojach hotelowych oraz obserwację zewnętrzną przez tajniaków. Na sali obrad miało przebywać dwóch pracowników operacyjnych SB, by nagrywać przebieg obrad. Obserwacją mieli być też objęci korespondenci zachodni, którzy przyjadą do Lublina, by ustalić ich kontakty z uczestnikami Zjazdu[15]. Inwigilacja trwała, esbecy zapisywali wszystkie interesujące ich wystąpienia, ale nie mieli wpływu na ich treść.
Ci literaci, którzy zdecydowali się stawiać opór władzy i nie ukrywać swego krytycyzmu, nie dawali się zastraszyć. Nieraz też kpili z „cichych” – jak ich nazwał Janusz Szpotański w „operze” odtwarzanej w tym środowisku podczas zakrapianych kolacji. O sobie podobnych Szpotański mówił „gęgacze”, o Gomułce – „Gnom”. Wprawdzie na taki brak szacunku pozwalali sobie tylko nieliczni i najbardziej zdeterminowani, a za swoje występy Szpotański zapłacił wyrokiem trzech lat więzienia – ale poczucie fermentu, braku dyscypliny politycznej i posłuszeństwa wśród elity inteligencji było duże.
Potwierdziła ten stan rzeczy operacja wykonana na przełomie 1966 i 1967 r. po usunięciu z partii Leszka Kołakowskiego. W akcie solidarności z Kołakowskim wystąpiło kilkunastu literatów, w tym pisarze znani jako czołowi niegdyś partyjni literaci. „Może się wydawać smutnym symbolem, iż wykluczenie to nastąpiło w dziesięciolecie Polskiego Października, który niósł nadzieje na swobodny i autentyczny rozwój demokracji i kultury socjalistycznej” – pisali sygnatariusze listu. Wzywani następnie przed Centralną Komisję Kontroli Partyjnej bez wyjątku odmówili ukorzenia się: albo sami oddawali legitymacje, albo byli z partii wyrzucani[16].
Skoro władza nie budziła strachu – nie miała też autorytetu, a więc zdolności wywoływania posłuchu, nie mogła skutecznie panować, zgodnie z cytowanymi na początku wyobrażeniami Gomułki. Uleganie od lat takim ludziom, jak cytowani wyżej pierwsi sekretarze komitetów wojewódzkich, pozbywanie się „puławian”, nieufność do Zachodu, do intelektualistów, rewizjonistów, spychały Gomułkę w kierunku szukania nacjonalistycznej legitymizacji reżimu.
W jego wyobrażeniu systemu taka legitymizacja była obecna od początku, od lat 40. Wówczas i w latach następnych Gomułka przedstawiał PPR/PZPR jako gwaranta utrzymania granicy na Odrze i Nysie, gdyż tylko z komunistami Moskwa jest w stanie współpracować i tylko rządzonej przez nich Polsce taką granicę gwarantuje. Nie było to dalekie od prawdy, a po 1956 r. nie raz sowieccy przywódcy wyraźnie dawali do zrozumienia, że wsparcie tej granicy nie jest bezwarunkowe, lecz zależy od sytuacji w Polsce.
W 1956 r. Gomułka zdobył władzę na fali żądań demokratyzacji systemu i uzyskania autonomii wobec Moskwy. Ale szybko – najazd sowiecki na Węgry był tu chyba kluczowy – zrozumiał, że imperializm sowiecki nie zawaha się przed utopieniem we krwi kraju próbującego zrzucić zależność. Zarazem w podzielonym świecie – co całkowicie akceptował jako wróg kapitalizmu – Polska musi się oprzeć o ZSRR (dodatkowo dochodziła tu kwestia radzieckiej gwarancji granicy zachodniej). W tym ograniczonym polu manewru istniała jednak możliwość utrzymywania liberalizacji, co mimo wszystko miało miejsce; Polska Gomułki radykalnie różniła się pod tym względem od ZSRR, czy reżimów w NRD i Czechosłowacji. Niemniej logika sytuacji pchała Gomułkę w określonym kierunku.
Gomułka miał kompleksy mało wykształconego człowieka. Nie znał żadnego, poza rosyjskim, języka obcego, nie był nigdy w Paryżu czy Londynie, raz tylko pojechał na sesję ONZ do Nowego Jorku, ale bał się wyjść z pokoju hotelowego, przytłoczony obrazem wielkiego i nowoczesnego miasta
Prowadzona przez Kościół wielka nowenna przed tysiącleciem chrztu Polski – ściśle wiążąca katolicyzm z polskością, polską tradycję i kulturę z Kościołem i religią – także skłaniała partię do podjęcia licytacji dotyczącej jej prawa do wyrażania tradycji narodowej. Szczególnie mocno zderzenie dwóch konkurencyjnych wizji polskości i prawa do rządu dusz nastąpiło w 1966 roku. „Władze czuły – pisze Marcin Zaremba – że aby wygrać, muszą wyżej podnieść narodowy sztandar w celu zaznaczenia na poziomie symbolicznym swej narodowej tożsamości”[17]. W społeczeństwie, którego połowa mieszkała na wsi, a wyższe wykształcenie miało zaledwie około miliona, operowano prostymi środkami dotyczącymi identyfikacji.
Na logikę nadchodzącego konfliktu składała się własna perspektywa Gomułki, jego wizja „porządku” w państwie, niezrozumienie demokracji, Zachodu i właściwej mu kultury politycznej, sensu dyskusji, znaczenia obiektywnych ekspertyz, pogarda dla wolności głoszenia poglądów jego zdaniem niesłusznych, jego niechęć do inteligencji, kompleksy mało wykształconego człowieka. Nie znał żadnego, poza rosyjskim, języka obcego, nie był nigdy w Paryżu czy Londynie, raz tylko pojechał na sesję ONZ do Nowego Jorku, ale bał się wyjść z pokoju hotelowego, przytłoczony obrazem wielkiego i nowoczesnego miasta.
Oparł się na aparacie partii (dotyczy to też aparatu MSW) złożonym z ludzi o chłopskim pochodzeniu, marnym wykształceniu, ograniczonych horyzontach, autorytarnych postawach, nielubiących Żydów i innych obcych, a przy tym – jak wynika z cytowanych wyżej dokumentów – chętnych szukania sowieckiej protekcji. Wszystko to prowadziło do próby uzyskania legitymizacji nacjonalistycznej w plebejskim, ksenofobicznym wydaniu. Już w 1956 r. „natolińczycy” wyczuwali, że wrogość do Żydów i stereotyp „żydokomuny” trafia do istotnej części społeczeństwa, skłonnego zaakceptować dyktaturę partii, byle była sprawowana przez etnicznych Polaków. To przeświadczenie przejęli „partyzanci”, a za nimi większość aparatu partii.
Żydzi, czyli obcy
Powstaje pytanie: kogo uważano za Żyda? Własne poczucie narodowe nie miało większego znaczenia, decydowało pochodzenie, żydowscy przodkowie. Siła moczarowców i na tym polegała, że kierując MSW mieli dostęp do ankiet personalnych, wypełnianych choćby dawno temu we wnioskach o dowód osobisty, o paszporty. Znali imiona rodziców, zmienione nazwiska, wiedzieli, kto z krewnych mieszka za granicą i jakie ma imię. Ta skarbnica wiedzy o przodkach i krewnych mogła być wypuszczana na rynek plotek w różnych środowiskach, by pobudzić podejrzenie „obcości”, mogła też być zastosowana bezpośrednio do uderzenia w daną osobę. Według podobnych reguł rozpracowywano i oczerniano otoczenie ministra spraw zagranicznych Adama Rapackiego.
Bodziec do kampanii przyszedł niespodziewanie – w czerwcu 1967 r. Izrael w wojnie sześciodniowej pokonał armie trzech państw arabskich, wspieranych przez ZSRR. W akcie solidarności z Moskwą Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Izraelem, który stał się synonimem zła.
19 czerwca 1967 r. na Kongresie Związków Zawodowych w szeroko transmitowanym przemówieniu Gomułka zaatakował Izrael, po czym powiedział, że jego agresja „spotkała się z aplauzem w syjonistycznych środowiskach Żydów-obywateli polskich”. Przywódca partii i państwa dodał, że „nie chcemy, aby w naszym kraju powstała piąta kolumna. Nie możemy pozostać obojętni wobec ludzi, którzy […] opowiadają się za agresorem”[18]. Uderzenie w Żydów trafiło na dość podatny grunt. Wiktor Woroszylski zapisał rozmowę w pociągu, której był świadkiem: „W przedziale dwaj urzędnicy na delegacji, jeden drugiemu podsuwa te materiały, po czym rozmowa: «Dobrali się w korcu maku». «Zdjąć wszarzy ze wszystkich stanowisk. Nie dla agresorów stanowiska!» Reszta podróżnych nie reaguje”[19].
W MSW powstawały notatki o obywatelach żydowskiego pochodzenia i ich wypowiedziach – najczęściej krótkich, okazjonalnych, w rozmowach ze znajomymi – w których ujawnili swój stosunek do Izraela i jego zwycięstwa. W większości zapewne pochodziły one od agentów SB nie wiadomo, czy były prawdziwe – stawały się jednak często powodem postępowania o usunięcie ze stanowiska. To ostatnie nastąpi przeważnie już w marcu 1968 i w następnych tygodniach. Czas od czerwca do marca był okresem inkubacji, zbierania materiałów, drążenia w drzewach genealogicznych, zbierania „haków”.
Niemniej już w 1967 r. uderzenie następowało w wojsku, gdzie pozbyto się wielu ludzi z otoczenia Spychalskiego, i w niektórych redakcjach centralnych gazet, m. in. obalono długoletniego redaktora naczelnego „Trybuny Ludu” Leona Kasmana. Materiały zbierano jednak na dziennikarzy, adwokatów, naukowców, artystów, sprawujących kierownicze funkcje lekarzy, pracowników administracji. Nie omijano, a nawet skupiano uwagę na dawnych działaczach partii i oficerach UB. Wracano do spraw zamkniętych 20 lat wcześniej, zwłaszcza gdy chodziło o podejrzenie nadużyć. Materiały te będą użyte w kampanii prasowej 1968 roku, ale też w licznych postępowaniach mniej publicznych, w poszczególnych instytucjach, o zdjęcie ze stanowiska, wyrzucenie z partii, z redakcji, z uczelni.
W lipcu 1968 r. skonstatowano w KC PZPR, że do licznych komitetów powiatowych PZPR rozsyłany jest referat Jakuba Bermana rzekomo wygłoszony w kwietniu 1945 r. na posiedzeniu Centralnego Komitetu Żydów. Jako jeden z przywódców PPR miał rzekomo powiedzieć: „Żydzi mają okazję ująć w swe ręce całość życia państwowego w Polsce i roztoczyć nad nią kontrolę. […] Przyjmować polskie nazwiska. Zatajać swoje żydowskie pochodzenie”[20]. W KC PZPR nie było wątpliwości, że jest to fałszywka, o sprawie powiadamiano organa milicji. Ale przecież akcja rozsyłania materiału po komitetach powiatowych PZPR nie była dziełem protestujących studentów ani domorosłej konspiracji. Niestety, także dziś można znaleźć ten tekst na nacjonalistycznych forach – podawany oczywiście jako dokument prawdziwy.
Władza obudziła w społeczeństwie poczucie obcości Żydów. Nawet jeśli wcześniej nie zauważano odrębności pochodzenia kolegów zza biurka, teraz ją dostrzegano
Jaka była reakcja społeczeństwa na marcową kampanię antysemicką? Ten problem historycy stawiają ostrożnie, wskazują na tendencyjność źródeł partyjnych i policyjnych, w których podkreślano akceptację dla polityki partii, dla haseł wysuwanych na wiecach. Potoczne doświadczenie wówczas żyjących, czasem odnotowane w dziennikach, wskazuje jednak na znaczny poziom akceptacji dla czystek.
Władza obudziła w społeczeństwie poczucie obcości Żydów. Nawet jeśli wcześniej nie zauważano odrębności pochodzenia kolegów zza biurka, teraz ją dostrzegano. W licznych rozmowach, jak ta opisana przez Woroszylskiego, przygodni słuchacze często już nie milczeli, włączali się, dorzucali swoje „trzy grosze”, dzielili się zasłyszanymi plotkami, że ten lub ów jest Żydem. I było to zwykle połączone z niechęcią, uznaniem obcości.
Partia pozwoliła wracać wspomnieniami – ale tylko na marginesie, w przygodnych rozmowach – do stalinizmu, który miał być dziełem tylko Żydów. To oni odpowiadali za UB, za więzienia i tortury. Nazwiska Bieruta, Rokossowskiego, Jóźwiaka nie padały. Często sytuację w Polsce w minionych latach rozpatrywano przy użyciu schematu swoi-obcy, przy czym „obcy” to oczywiście Żydzi. Wiązano z ich eliminacją nadzieję na poprawę w różnych dziedzinach. „Swoi” mieli poprawić warunki życia, zwrócić się do wartości narodowych, zaniechać walki z Kościołem i religią.
Marcin Zaremba, który szczegółowo analizował formuły legitymizacji narodowej w okresie PRL, zwracał uwagę na dokonującą się w latach 60-tych „ewolucję systemu uprawomocnień w stronę nacjonalizmu – co nie pozostawało bez wpływu na umacnianie się etnicznych, nie zaś obywatelskich więzi narodowych, wzrost cierpiętniczej megalomanii narodowej i postrzegania świata przez pryzmat stereotypów i autostereotypów etnicznych. Wydaje się wreszcie, że Marca ’68 by nie było, gdyby nie wcześniejsza nieustająca kampania antyniemiecka, obchody Tysiąclecia Państwa itp.”[21].
W rozpowszechnionej konstrukcji propagandowej Żydzi zostali uznani za podwójnych zdrajców: po raz pierwszy jako instalatorzy stalinowskiego terroru, po raz drugi – jako odstępcy, „wichrzyciele”, knujący przeciw porządkowi, który uzyskał dość szerokie przyzwolenie[22].
Rewolucja nacjonalistycznego populizmu
Jak rysowała się przyszłość Polski w wyobrażeniach Gomułki? Unikalnym na ten temat świadectwem jest jego rozmowa z Aleksandrem Dubčekiem, nowo wybranym przywódcą partii czechosłowackiej, przeprowadzona 7 lutego 1968 r.
Gomułka nie pozostawiał wątpliwości, że jest przeciwny jakiemukolwiek rozluźnianiu gorsetu krępującego społeczeństwo czy zmniejszeniu dominacji aparatu partii nad państwem i jego organami. Co było zaskakujące – rozwinął wizję integracji państw bloku sowieckiego, tak aby był on zdolny do przeciwstawiania się postępującej integracji Zachodu: „jeśli nie doprowadzimy na szerokim froncie do międzynarodowego socjalistycznego podziału pracy, jeśli nie potrafimy zintegrować naszych krajów i zazębić wzajemnie gospodarki naszych krajów […] – to nie mamy co marzyć o wzmocnieniu zwartości, jedności naszego obozu, o efektywnym przeciwstawieniu się naporowi imperializmu amerykańskiego i sprzymierzonych z nim odwetowych sił zachodnioniemieckich”[23].
Tak oto – występując w warstwie „nadbudowy” z hasłami narodowymi, a nawet nacjonalistycznymi – w zakresie „bazy” widział Gomułka perspektywę stapiania się Polski z ZSRR i innymi krajami zależnymi od Moskwy.
Rok 1968 przyniósł rewolucję nacjonalistycznego populizmu reżyserowaną przez esbeckich oficerów. Z aparatu państwowego wymieciono ludzi, którzy w 1956 r. przeprowadzali destalinizację i próbowali tworzyć model systemu wprawdzie nadal monopartyjnego, ale pozostawiającego znaczne pola dla autonomicznej aktywności społecznej, istotnej wolności kultury i nauki, większego otwarcia Polski na Zachód. I dla możliwie dużej niezależności Polski od ZSRR.
Przy pomocy nacjonalistycznych i antysemickich sloganów oraz odwołań do poczucia wspólnoty etnicznej dokonano mobilizacji najbardziej wstecznej części społeczeństwa, utrwalając dyktaturę represyjną, uszczelniającą kontrolę nad obywatelami, niszczącą – gdziekolwiek było to możliwe – niekontrolowane kontakty Polaków z Zachodem i jego instytucjami. Pod nacjonalistyczno-komunistycznymi hasłami nastąpiło mocniejsze związanie Polski z sowieckim imperium, co zmaterializowało się we wspólnej inwazji na Czechosłowację w sierpniu 1968 roku.
[1] J. Eisler, „Polski rok 1968”, Warszawa 2006; D. Stola, Kampania antysyjonistyczna w Polsce 1967-1968”, Warszawa 2000.
[2] Por. A. Friszke, „Związek Harcerstwa Polskiego 1956-1963. Społeczna organizacja wychowawcza w systemie politycznym PRL”, Warszawa 2015.
[3] Stenogram XIII Plenum KC PZPR, AAN, PZPR III/38, k. 80-81.
[4] K. Persak, „Sprawa Henryka Hollanda”, Warszawa 2006.
[5] „Alfabetyczny wykaz osób zanotowanych w związku z faktami przeciekania informacji tajnych i poufnych”, IPN BU 01299/382, k. 37.
[6] IPN BU 01224/512, k. 61-62.
[7] M. Szumiło, „Elita PZPR w dokumentach dyplomacji sowieckiej z lat 1959-1964, w: rocznik „Komunizm: system-ludzie-dokumentacja” 2015, nr. 4, s. 291-328. Por. M. Szumiło, „Roman Zambrowski 1909-1977”, Warszawa 2014.
[8] Por. A. Pacholczykowa, „Stefan Staszewski”, w: „Polski Słownik Biograficzny”.
[9] M. Zaremba, „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce”, Warszawa 2001, s. 287.
[10] IPN BU 01224/1865, k. 100.
[11] IPN BU 01224/1865, k. 201-223, 280-281.
[12] Por. T. P. Rutkowski, „Adam Bromberg i «encyklopedyści». Kartka z dziejów inteligencji w PRL”, Warszawa 2010. W Encyklopedii Staszewski zajmował się redakcją haseł dotyczących ZSRR i ruchu komunistycznego.
[13] Notatka płk. H. Piętka z 29 grudnia 1966, IPN BU 01224/1865, k. 366-367.
[14] „Notatka” z 5 maja 1965, IPN BU 0204/397, t. 1, k. 15-21.
[15] „Plan operacyjnego zabezpieczenia Walnego Zjazdu Związku Literatów Polskich” z 3 września 1964, podpisany przez naczelnika Wydziału IV Departamentu III MSW ppłk. J. Pielasę, IPN BU 0236/128, t. 5.
[16] Zob. W. Woroszylski, „Dzienniki 1953-1982”, Warszawa 2017, s. 53-56, 213-215.
[17] M. Zaremba, „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm”, dz. cyt., s. 325.
[18] D. Stola, „Kampania antysyjonistyczna w Polsce…”, dz. cyt., s. 40.
[19] W. Woroszylski, „Dzienniki 1953-1982”, dz. cyt., s. 228.
[20] Pismo T. Palimąki do sekretarza KC R. Strzeleckiego z 23 lipca 1968, AAN, PZPR 237/VII-5778, k. 89-90.
[21] M. Zaremba, „Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm”, dz. cyt., s. 332-333.
[22] Tamże, s. 350-351.
[23] „Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r.”, opr. A. Garlicki, , A. Paczkowski, Warszawa 1995, s. 33.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, wiosna 2018.
Jakie to piękne: Marzec dotyczył (cyt.:) “wolności kultury, nauki i twórczości artystycznej”. Skąd w takim razie wzięła się (drugi cytat:) “bezprecedensowa w powojennej Europie kampania antysemicka”? Pełnej odpowiedzi na to pytanie tu nie znajduję. Jednocześnie można utonąć w szczegółach. Pan Friszke, którego cenię, ma dostęp do przetrzebionych archiwów IPN. Za 50 lat może będziemy mieli dostęp do archiwów KGB, CIA, Mosadu i innych. Polecam też bardzo ciekawy tekst polemiczny Norberta Patalasa na ten sam temat w innym miejscu internetu: https://pg.edu.pl/marzec68/swiadectwa-i-polemiki Link do tego tekstu: https://pg.edu.pl/documents/67878783/75272934/marzec_68_N.Patalas.pdf
Kto mógł najłatwiej wpływać na nastroje społeczne w latach 60-tych XX w. ? Ten kto Polską rządził! Prace wielu historyków wskazują tu na Polaków pochodzenia żydowskiego. Zaś młodemu państwu żydowskiemu bardzo potrzebni byli nowi obywatele, których sporo było w Polsce. A jak ich wygonić z kraju gdzie im dobrze było? Moi koledzy różnymi sposobami uciekali z tego “najweselszego obozu”a ich trzeba było wyganiać do ojczyzny… Nawet obiecywano im po 5 tys. USD gdy przekroczą granice Izraela – por. Dziennik Bałtycki z 17-18 marca 1968 tekst “Kto jest Polakiem a kto syjonistą”. Przykro to mówić ale prof. Friszke jest niedoinformowany: żadnego antysemityzmu tylko sprawna akcja służb izraelskich dla pozyskania nowych obywateli. Bo Arabów jest morze i chcą Żydów do morza zepchnąć. W 73 r. byli już bliscy tego – patrz wojna Jom Kippur.