Nikt wcześniej nie zdobył się w Polsce na antropologiczno-teologiczną interpretację niepełnosprawności intelektualnej.
We wstępie do książki „W stronę antropologii inkluzyjnej: głęboka niepełnosprawność intelektualna a społeczeństwo. Studium z zakresu katolickiej teologii niepełnosprawności” jej autorka Anna Maliszewska pisze, że w nauczaniu Kościoła dotyczącym osób z niepełnosprawnością intelektualną odnajdziemy trzy tendencje: równościową, gloryfikującą i pomniejszającą. Mówiąc prościej: niepełnosprawni są tacy jak my, lepsi od nas albo od nas gorsi (mam świadomość, jak źle to brzmi).
Włączać, a nie wyłączać
Uwaga ta może zostać z powodzeniem zastosowana do opisu szerszego zjawiska, jakim jest stosunek społeczeństwa do osób niepełnosprawnych, w tym do osób z głęboką niesprawnością intelektualną, co szczególnie interesuje autorkę. Fundamentalne dla kwestii pytanie brzmi: czy w przypadku osób z głębokim upośledzeniem intelektualnym mamy do czynienia z człowieczeństwem identycznym jak w przypadku osób „normalnych”, czyli sprawnych intelektualnie, czy też jest to człowieczeństwo naznaczone tego rodzaju innością, która ich jakoś szczególnie stygmatyzuje: pozytywnie bądź negatywnie. Odpowiedź na to pytanie (często nawet nieuświadomiona) będzie determinować naszą praktykę społeczną, a dawana na płaszczyźnie teologicznej – warunkować także naszą praktykę eklezjalną, nasze – krótko mówiąc – duszpasterstwo.
Widać to choćby w bardzo dużym zróżnicowaniu praktycznych rozwiązań pastoralnych w odniesieniu do kwestii sprawowania sakramentów – w praktyce chodzi o Komunię Świętą i bierzmowanie – wobec osób z głęboką niepełnosprawnością intelektualną. Zdarzają się przypadki odmawiania sakramentów takim osobom, ponieważ – w rozumieniu duszpasterzy – albo nie są one zdolne do przyjęcia sakramentów (teologiczna dewaloryzacja niepełnosprawności), albo też nie potrzebują sakramentów (teologiczna nadwaloryzacja niepełnosprawności). Obie praktyki pastoralne bazują na fałszywej antropologii, która bądź umniejsza człowieczeństwo tychże osób (nie są godne i zdolne do przyjęcia sakramentów) bądź też przydaje mu dodatkową wartość (świętość niejako „automatyczna”, która czyni sakramenty zbędnymi). Autorka prezentowanej książki proponuje nam trzecie wyjście – antropologię inkluzywną (włączającą), która – z jednej strony – wyrasta z aksjomatów teologicznych, których nie wolno ignorować, z drugiej zaś – uwzględnia osiągnięcia disability studies, czyli wieloaspektowych studiów nad niepełnosprawnością.
Innej antropologii nie ma
We wstępie do książki czytamy: „Niniejszy projekt nie chce stworzyć jakiejś antropologii niepełnosprawności intelektualnej, która byłaby dobrym opisem osób upośledzonych umysłowo, ale nie byłaby odpowiednia dla wszystkich osób ludzkich. Dlatego w tytule mowa jest o antropologii inkluzywnej – czyli takiej, która obejmuje wszystkich ludzi, w każdym stanie i na każdym etapie życia. Celem jest przedstawienie takiego rozumienia człowieczeństwa, które będzie prawdziwe w każdym kontekście. Chodzi zatem o wypracowanie takiej «definicji» człowieczeństwa, aby nie musiały istnieć «wyjątki» i by osoby z niepełnosprawnością intelektualną nie znajdowały się na marginesach człowieczeństwa, czy nawet poza jego granicami”. Tak więc autorka nie chce – i to z założenia – stworzyć osobnej teologicznej antropologii niepełnosprawności, ale chce wypracować taki model, który będzie pojemny i uniwersalny – będzie obejmował wszystkich: sprawnych i niepełnosprawnych jednocześnie.
Oczywiście, w odniesieniu do osób z głęboką niepełnosprawnością intelektualną będzie on wymagał reinterpretacji tak podstawowych dla antropologii pojęć jak rozumność czy wolność woli. Jest to bowiem jedno z istotnych zagadnień: czy ograniczenia w sferze intelektualnej i wolitywnej czynią osoby niepełnosprawne osobami o „niepełnym” człowieczeństwie? Autorka zauważa, że istnieje „kolizja wewnątrz nauczania Kościoła katolickiego, które z jednej strony uznaje człowieczeństwo osób z niepełnosprawnością intelektualną, z drugiej zaś definiuje istotę człowieczeństwa za pomocą kategorii, które wydają się w żaden sposób nie przystawać do możliwości i zdolności tych osób”.
Autorka udowadnia, że nie ma jednak „innej”, jakiejś odmiennej antropologii osób niepełnosprawnych intelektualnie, ponieważ nie są oni ontologicznie różni od tych, którzy są intelektualnie sprawni, istota bowiem człowieczeństwa nie zasadza się w zdolności posługiwania się sprawnościami poznawczymi. Mówiąc inaczej, ludzie intelektualnie słabsi, a nawet głęboko upośledzeni nie są mniej ludźmi od tych, którzy mieszczą się w intelektualnej normie, a nawet od geniuszy. Noblista nie jest bardziej człowiekiem niż uczestnik warsztatów terapii zajęciowej.
Doświadczenie przed spekulacją
Przystępując do omawiania kwestii teologicznej interpretacji niepełnosprawności intelektualnej, autorka przyjmuje szereg założeń wstępnych. Po pierwsze, traktuje teologię niepełnosprawności jako teologię wyzwolenia, jako typ teologii kontekstualnej i oddolnej, dla której punktem wyjścia jest negatywne doświadczenie. W tym przypadku jednak nie jest to doświadczenie samej niepełnosprawności, z której często osoby te nie zdają sobie sprawy, ale doświadczenie społecznej opresji, jakiej poddawane są osoby z niepełnosprawnością intelektualną, a więc doświadczenie odrzucenia i izolacji. Trzeba zaznaczyć, że to dość nietypowe podejście metodologiczne jak na dogmatykę, która – przynajmniej ta uprawiana w Polsce – lubi dedukcję i spekulację. Maliszewska proponuje metodę indukcyjną, uchwycenie problemu w jego doświadczeniu, a nie w intelektualnym, abstrakcyjnym konstrukcje.
Po drugie, jest to – jeśli można tak powiedzieć – teologia zastępcza, gdyż sami niepełnosprawni intelektualnie z przyczyn oczywistych nie mogą jej uprawiać, nie mogą być jej podmiotem, jest to więc teologia uprawiana w ich imieniu. Po trzecie, punktem odniesienia czyni autorka osiągnięcia disability studies, które uzupełniają medyczny model niepełnosprawności modelem społecznym: niepełnosprawność to nie tylko ułomność rozumiana jako odchylenie od normy medycznej (psychicznej), ale także – a może nawet przede wszystkim – wykluczenie będące konsekwencją tejże ułomności. Po czwarte, autorka przyjmuje pierwszeństwo nauczania Kościoła przed pozostałymi źródłami teologicznymi, co stanowi gwarancję katolickiego ujęcia tematu. To jest z gruntu teologia katolicka.
Podmiot, a nie przedmiot duszpasterstwa
W tym miejscu trzeba podkreślić absolutnie nowatorski charakter monografii Anny Maliszewskiej. Nikt jeszcze w Polsce nie zdobył się na antropologiczno-teologiczną interpretację niepełnosprawności intelektualnej, tym bardziej w stopniu głębokim. Ba, nie wiem, czy ktokolwiek zdobył się na całościową teologiczną interpretację niepełnosprawności jako takiej. Jak słusznie zauważa autorka, „osoby z niepełnosprawnością nie mogą być traktowane jedynie jako obiekty chrześcijańskiej dobroczynności, ale jako podmioty, które wnoszą pewne cenne wartości do życia całej wspólnoty”. Żebyśmy tylko nie wpadli w pułapkę pewnej znanej strategii pastoralnej. Nie chodzi bowiem o jakiekolwiek „upodmiotowienie” w sensie przyznania komuś podmiotowości, której wcześniej nie miał, ale przede wszystkim o uznanie przez społeczeństwo i Kościół przyrodzonej podmiotowości tych osób. I tego właśnie dokonuje autorka w swej monografii. Oni są podmiotem w Kościele i społeczeństwie. Bez niczyjej łaski, chciałoby się dodać.
Książka Anny Maliszewskiej jest na miarę przewrotu kopernikańskiego: odrzuca optykę opiekuńczo-przedmiotową na rzecz optyki antropologicznej pełności i teologicznej pełnoprawności tych osób. W tym znaczeniu jest rzeczywiście teologią wyzwalającą. Książka dowodzi, iż każda osoba z głęboką niepełnosprawnością intelektualną jest capax Dei i imago Dei, a jej upośledzenie nie jest na tyle destrukcyjne, by unieważnić tę przyrodzoną otwartość na Boga i obraz Boży w człowieku niepełnosprawnym. Maliszewska pisze z niejaką goryczą, że ma świadomość, iż „uznanie osób głęboko niepełnosprawnych intelektualnie za osoby rozumne i wolne jest tezą kontrowersyjną i – potraktowana poważnie – może przynieść daleko idące zmiany w kościelnej praktyce”. Jakie to zmiany? Jedną z nich jest choćby postulat jak najszerszego dostępu tych osób do Komunii Świętej.
Początek dyskusji?
Na zarzut, że taka praktyka pociąga ryzyko przyjęcia Komunii w stanie grzechu, autorka odpowiada: „[…] osoby głęboko niepełnosprawne intelektualnie mają prawo do partycypowania w życiu Kościoła tak, jak każdy inny ochrzczony, i podjąć to samo ryzyko, jakie podejmuje się, dopuszczając osoby sprawne intelektualnie do sakramentów. Ryzyko jest wpisane w Bożą logikę: Bóg ryzykuje odrzucenie, gdy ofiarowuje się ludziom. Najtragiczniejszym wyrazem i skutkiem podjęcia tego ryzyka przez Boga jest Chrystusowy krzyż”.
To nie jest tanie kaznodziejstwo. Maliszewska udowadnia tę tezę z wielkim znawstwem nauki Kościoła, teologii i współczesnych osiągnięć nauk społecznych. Argument goni argument. A ich śledzenie jest – poza wszystkim – absolutnie ucztą intelektualną. Książka – dzięki wprowadzeniu wielu wątków ze współczesnej amerykańskiej teologii niepełnosprawności – jest bardzo ożywcza poznawczo. Czasami może zaskakiwać, a nawet szokować pewnymi sformułowaniami czy propozycjami teologicznych rozwiązań – jak na przykład „niepełnosprawny Bóg”, ale to tylko czyni tę książkę jeszcze ciekawszą.
W ostatnim akapicie swej książki autorka cytuje s. Małgorzatę Chmielewską, która apeluje „o wielką dyskusję w Kościele nad miejscem osób niepełnosprawnych w nim właśnie”. Książka Anny Maliszewskiej jest pierwszym tak głośnym, tak kompleksowym i tak intelektualnie mocnym głosem w tej – miejmy nadzieję – rozpoczynającej się właśnie dyskusji.