Sztuka wciąż zmaga się z tym samym: z tajemnicą życia i śmierci, i z nowym narodzeniem.
Co łączy Michała Anioła z żyjącym 500 lat później Billem Violą, amerykańskim twórcą z zakresu sztuki wideo? Zapewne to, że obaj tworzyli obrazy. Czy da się jednak porównać renesansową grafikę ze współczesnym filmem i projekcją wideo? Wydaje się, że obie techniki są tak dalekie od siebie, że trudno szukać między nimi związków. Twórcy wystawy „Bill Viola / Michelangelo. Life – Death – Rebirth”, którą można oglądać w londyńskiej Royal Academy of Arts, nie proponują nam porównań formalnych.
Zestawiając prace dwóch artystów, których dzieli pięć wieków, pomysłodawcy wystawy mówią nam, że sztuka wciąż zmaga się z tym samym: z tajemnicą życia i śmierci, i – co ważne – z nowym narodzeniem. Rysując Chrystusa przy narodzeniu czy śmierci, Michał Anioł mówił o tym poprzez zasłonę religii. Zestawione z włoskim artystą, prace Violi trudno nazwać religijnymi, ale czy nie są one sakralne?
Z dokonaniami Billa Violi spotkałem się wcześniej dwa razy. Pierwszy raz było to na wystawie „In God we Trust”, pokazywanej w warszawskiej Zachęcie w 2013 roku. W tekście powystawowym pisałem wówczas na łamach „Tygodnika Powszechnego”: „Do najciekawszych należą prace wideo Billa Violi zatytułowane «Przemienienie» oraz «Wstąpienie Izoldy». Główną rolę gra w nich woda oraz niebieskie światło, za pomocą których autor próbuje wyrazić stany mistyczne: przemianę, oczyszczenie, transformację. Ten nowy język sakralny wydaje się czytelny, a zarazem bardzo sugestywny”. Drugi raz zetknąłem się z jego dorobkiem, zwiedzając anglikańską katedrę św. Pawła w Londynie. To praca zatytułowana „Martyrs (Earth, Air, Fire, Water)” z roku 2014. O swoich wrażeniach pisałem na blogu „Więzi”.
Wideo jest dla Violi wprowadzeniem do malarstwa czwartego wymiaru, którym pozostaje czas, a właściwie – trwanie. Jego prace to kilkunastominutowe projekcje, które często zapętlają się w film bez początku i końca. Sam siebie artysta określa jako „rzeźbiarza czasu”. Jego prace nagrywane są w czasie realnym, ale na etapie produkcji Viola spowalnia tempo nagranego performance’u. Wydłużone trwanie to istotny element projekcji. Jego ruchome obrazy zmuszają do długotrwałej kontemplacji. Wobec grafik Michała Anioła można przejść szybko. Obok projekcji Violi nie da się przemknąć. Wymuszają zatrzymanie się na dłużej. Wyrwani z szybkiego tempa ulicy, stajemy się kontemplatykami.
Wystawę otwiera „The Messenger” Violi (1996), a zamykają dwie projekcje oglądane jedna po drugiej na tym samym ekranie: „Tristan’s Ascension” oraz „Fire Women” (2005). To chyba najbardziej charakterystyczne prace dla jego stylu. Ludzkie postaci zderzone są tutaj z żywiołem wody i ognia, które stanowią materię życia i unicestwienia jednocześnie. „The Messenger” to powolne wynurzanie się i zanurzanie nagiego mężczyzny w błękitnej toni. „Tristan’s Ascension” (projekcja wykorzystana w inscenizacji „Tristana i Izoldy” R. Wagnera w reżyserii Petera Sellarsa) to z kolei niezwykłe „wniebowstąpienie” mężczyzny okrytego całunem, które dokonuje się za pomocą strug spadającej wody. Nie wszystkie jednak prace są utrzymane w estetyce metafory. Na wystawie pokazano także „Nantes Triptych” (1992), składającą się z trzech równoległych projekcji. Pierwsza to realistyczny film kręcony z jednej statycznej kamery, ukazujący młodą kobietę rodzącą dziecko. Druga projekcja to film pokazujący matkę Violi na łóżku szpitalnym, podłączoną do aparatury podtrzymującej życie. Trzeci obraz to unoszącą się bezwiednie postać – symbol trwania poza czasem i materią.
W tej samej sali pokazane zostały trzy prace Michała Anioła: dwa rysunki oraz płaskorzeźba „Taddei Tondo”, przedstawiająca Maryję, Jezusa oraz św. Jana Chrzciciela. W tych trzech pracach zamknięta jest historia Jezusa od narodzin aż po zapowiedzianą śmierć. Grafiki ukazują miłość Matki tulącej raz Dzieciątko, a raz umarłe ciało Zbawiciela. Tondo wprowadza wymiar dramatu. Św. Jan trzyma w ręku szczygła, ptaka o czerwonym upierzeniu wokół dzioba, co jest zapowiedzią Męki. Na twarzy Dzieciątka maluje się przerażenie. Narodziny zostają natychmiast skonfrontowane z nieuchronną śmiercią.
Obok projekcji Violi nie da się przemknąć. Wymuszają zatrzymanie się na dłużej. Wyrwani z szybkiego tempa ulicy, stajemy się kontemplatykami
Mimo, że narodziny Jezusa i Jego śmierć były prawdziwe, nie ulega wątpliwości, że poprzez połączenie w jednej osobie bóstwa i człowieczeństwa początek i koniec życia Jezusa zostały wzięte – jeśli można tak powiedzieć – w teologiczny nawias. Oba te akty w odniesieniu do Jezusa są prawdziwe, a jednak fakt, że mamy do czynienia z porodem, który nie narusza dziewictwa, i śmiercią, po której dokonuje się zmartwychwstanie, sprawia, że trudno nie myśleć o niejakiej inności tychże narodzin i śmierci. Skonfrontowanie subtelnej kreski renesansowego twórcy rysującego czułość Matki z realistycznym filmem ukazującym całą fizyczność porodu z tryptyku Violi jest jednym z najmocniejszych momentów wystawy. Nie ma tutaj już żadnej metaforyki zanurzania się i wynurzania. Jest realizm uchodzących wód płodowych i krzyk zakrwawionego dziecka. Mimo to Viola metaforyczny przemawia do mnie bardziej niż Viola realistyczny.
W pracach Billa Violi nie ma Chrystusa czy Jego Matki. Są mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy. Jest człowiek. Michał Anioł opowiada o życiu i śmierci przez perspektywę żywota Jezusa. Trzeba to tylko opowiedzieć kreską. Viola nie jest artystą religijnym, ale wielu krytyków nie waha się go nazwać artystą sakralnym, symbolicznym czy mistycznym. Amerykański twórca poszukuje nowego języka ikonicznego, który zdolny byłby wyrazić duchowy wymiar człowieka. Pragnienie to chyba najlepiej wyraża praca „Man Searching for Immortatily / Woman Searching for Eternity” (2013). Na dwóch blokach czarnego marmury – niby na nagrobnych epitafiach wmurowanych w ściany świątyni – wyświetlana jest projekcja ukazująca dwie nagie postaci: mężczyznę i kobietę, którzy za pomocą małej lampki przeszukują swoje ciało w poszukiwaniu nieśmiertelności i wieczności. Czy coraz mniej zmysłowe, starzejące się już ciało przekształci się w nieśmiertelną i wieczną duszę? Viola z niejaką obsesją wraca do tematu ponownego narodzenia. Życie w jego pracach nie kończy się bowiem śmiercią, ale wciąż wychyla się ku przyszłości, przekraczając granicę materii, a więc i czasu. Viola nie odpowiada jednak na pytanie, czy to zmartwychwstanie czy reinkarnacja. To rebirth.