Polscy emigranci czasu drugiej wojny światowej przypisywali antyżydowskie wybryki w kraju marginesowi. Społeczeństwo polskie w swej masie miało być moralnie zdrowe.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 4/1992.
Rada Narodowa Rzeczypospolitej Polskiej, powołana na mocy dekretu prezydenta Raczkiewicza jako ciało opiniodawcze i doradcze przy rządzie polskim na uchodźstwie, rozpoczęła działalność w styczniu 1940 r. w Paryżu. Miała być namiastką parlamentu: wyrazicielem opinii kraju, rozszerzeniem politycznego zaplecza rządu i wzmocnieniem jego legitymizacji w oczach kraju i zachodnich demokracji. Ponieważ w warunkach wojny trudno było myśleć o jakichkolwiek wyborach, członków Rady mianował prezydent w konsultacji z rządem. Nikt jednak nie mógł ich odwołać i jedynym sposobem zmiany składu Rady było jej rozwiązanie, co nastąpiło np. na tle kryzysu rządowego w 1941 r. RN zgodnie z dekretem mogła liczyć zrazu do 24, później do 32 członków; liczba faktycznie uczestniczących w obradach ulegała częstym zmianom z powodu wyjazdów, chorób i równoległych obowiązków wielu członków.
Historycy nie poświęcili Radzie szczególnej uwagi, nieco informacji można znaleźć we wspomnieniach i biografiach, bogate, choć także niekompletne, są materiały archiwalne. Niełaska historyków wynikła zapewne z ograniczonego tylko wpływu RN na bieżącą politykę rządu na uchodźstwie. Jej uchwały miały charakter opinii, formalnie nie wiązały rządu, rząd nie musiał też udzielać jej wszelkich informacji.
Chociaż Rada nie była węzłowym punktem w procesie decyzyjnym, była węzłem informacyjnym, miejscem wymiany opinii: tam krzyżowały się racje stronnictw, tam politykę krytykowano i uzasadniano. Z tego względu Rada jest instytucją godną większego zainteresowania. Jeśli gdzieś szukać poglądów na żywotne sprawy Polski, tak jak je wówczas formułowano – to właśnie w materiałach Rady. Przy tym opinie wyrażane na forum RN świadczą nie tylko o okresie wojny. Zależały od bieżących wydarzeń, konfiguracji politycznych i atmosfery w „polskim Londynie”, ale też były owocem przemyśleń polityków znajdujących się w szczególnych warunkach uchodźstwa, owocem podsumowań dwudziestolecia niepodległości.
Potrzeba reprezentantów
Problem stosunków polsko-żydowskich ma za sobą wiele lat dyskusji, nieraz gorących, i był w ostatnich latach często podejmowany. Jak na swój ciężar gatunkowy, długotrwałość i poruszane emocje dyskusja ta ma jednak nieproporcjonalnie słabo rozbudowaną podstawę faktograficzną. Punktem wyjścia zbyt wielu opinii była nie analiza źródeł historycznych, lecz raczej osobiste doświadczenia i przekonania. Kwestia żydowska w Radzie Narodowej jest tylko niewielkim wycinkiem rozległego tematu stosunków polsko-żydowskich podczas II wojny światowej, ograniczoność policzyłbym jednak na plus, bo ułatwia bardziej metodyczne podejście do tego wielowarstwowego problemu. Wspomniana przydatność dokumentów RN do poznania ówczesnych poglądów i ich uwarunkowań odnosi się do kwestii żydowskiej tym bardziej, że Żydzi polscy nie mieli swych reprezentantów we władzach wykonawczych.
Niniejszy artykuł oparty jest na stenogramach RN znajdujących się w Instytucie Polskim – Muzeum Sikorskiego w Londynie – oraz materiałach z archiwum Ignacego Schwarzbarta – przedstawiciela Żydów w Radzie. Ramy chronologiczne obejmują pięć lat od powstania pierwszej do rozwiązania drugiej RN w początkach roku 1945.
Jeśli Rada Narodowa miała być w jakiś sposób reprezentatywna, musiało się w niej znaleźć miejsce dla przedstawicieli mniejszości narodowych, stanowiących wszak 1/3 obywateli Rzeczypospolitej. Dlatego w I Radzie, oprócz przedstawicieli czterech stronnictw (Stronnictwo Ludowe, PPS, Stronnictwo Narodowe, Stronnictwo Pracy), radnych „niezależnych” różnych regionów i orientacji – jak np. publicysta wileński St. Mackiewicz czy działacz śląski Arka Bożek – przewidywano udział przedstawicieli Ukraińców i Żydów. Mimo starań, do wejścia Ukraińców do Rady nic doszło, z różnych i nie do końca wyjaśnionych przyczyn. W II Radzie pozostawiono nawet dla nich dwa puste krzesła, które jednak nigdy nie zostały zapełnione.
W pierwszej RN Schwarzbart był więc nie tylko jedynym Żydem, lecz także jedynym nie-Polakiem. W II Radzie (powołanej w lutym 1942 r.) znalazło się dwu Żydów: powtórnie Schwarzbart i Szmul Zygielbojm, przedstawiciel Bundu. Po jego samobójczej śmierci w maju 1943 r. zastąpił go Emanuel Scherer, także bundowiec.
Rada Narodowa była węzłem informacyjnym, miejscem wymiany opinii: tam krzyżowały się racje stronnictw, tam politykę krytykowano i uzasadniano
Dlaczego mianowano właśnie Schwarzbarta? Był osobistością znaną i szanowaną zarówno wśród polskich Żydów, jak i Polaków, przywódcą syjonistycznym w zachodniej Małopolsce, od 1938 r. posłem na Sejm. Dla rządu na uchodźstwie nie bez znaczenia były jego rozległe kontakty w światowym ruchu syjonistycznym i stanowisko we władzach Światowego Kongresu Żydowskiego. Sądzę, że ważne mogło też być jego umiarkowanie polityczne i przynależność do galicyjskiego nurtu syjonizmu, mniej radykalnego niż nurt dawnego zaboru rosyjskiego.
W I Radzie Schwarzbart występował jako przedstawiciel całości żydostwa polskiego (tzn. był za takiego uznawany i sam starał się wyrażać ponadpartyjne interesy społeczności żydowskiej). Formalnie popierała go Reprezentacja Żydostwa Polskiego, powstały w 1940 r. w Palestynie komitet skupiający przedstawicieli różnych nurtów ruchu syjonistycznego i ortodoksyjnej Agudy. Z ważniejszych partii polsko-żydowskich do RZP nie wszedł Bund i Syjoniści-Rewizjoniści. Stronnictwa te dystansowały się od przedstawiciela RŻP i domagały się własnego miejsca w Radzie Narodowej, co udało się w końcu Bundowi, głównie dzięki bliskim związkom z PPS.
Pomimo wejścia dwu Żydów do drugiej RN ich pozycja nie była mocniejsza. Decydujący był bowiem układ sił i stosunki między czterema stronnictwami polskimi, co ujawniło się już na początku obrad przy nieudanej próbie wprowadzenia Schwarzbarta do Prezydium Rady. Nie mniej trudna okazała się współpraca między dwoma przedstawicielami polskiego żydostwa. Stary konflikt, rozpalony w walce Bundu z syjonistami o wpływy na żydowskiej ulicy, wcale nie przygasł. Dla Bundu Schwarzbart był reakcjonistą, nacjonalistą, rzecznikiem burżuazji. Dla Schwarzbarta Zygielbojm był demagogiem, doktrynerem i radykałem. RN stała się widownią sporów jakby żywcem przeniesionych z przedwojennej Polski.
Kamieniem obrazy stała się reprezentatywność dwu reprezentantów. W II Radzie Schwarzbart mówił już tylko w imieniu RŻP, ale „skupiającej większość politycznie zorganizowanego żydostwa polskiego”. Równocześnie Zygielbojm twierdził, że występuje w imieniu większości Żydów polskich (powołując się na zwycięstwo Bundu w wyborach samorządowych w 1938 r.), w imieniu „żydowskich mas pracujących” i żydowskiego ruchu podziemnego w kraju. To wywołało gwałtowną reakcję Schwarzbarta, który odmówił mu prawa przemawiania w imieniu większości Żydów polskich, całości żydowskiego ruchu robotniczego i żydowskiego podziemia, co znów spowodowało złośliwą ripostę Zygielbojma, itd.; przy okazji każdy starał się wytknąć błędy stronnictwu przeciwnika. W takiej atmosferze współpraca stawała się niemożliwa. Siłą rzeczy polityczna skuteczność działań nie skoordynowanych, a czasami sprzecznych, była mniejsza, niż mogła być. Schwarzbart zanotował w swoim dzienniku, że po raz pierwszy rozmawiał prywatnie z Zygielbojmem wiosną 1943 r., dopiero po ponad roku wspólnego zasiadania w Radzie. A był to przecież najbardziej dramatyczny rok w historii żydostwa polskiego. Stosunki między Schwarzbartem a Schererem, następcą Zygielbojma, były poprawne, ale nie doprowadziły do ścisłej współpracy.
Wiara w odbudowę Polski
Inauguracyjne przemówienie Ignacego Schwarzbarta w Radzie, z 8 marca 1940 r., przedstawia zasady, na jakich oparł się, wchodząc do RN. Dotyczą one głównie kwestii żydowskiej, ale rzecz jasna także spraw „ogólnopolskich” – Schwarzbart starał się zachować w swych wystąpieniach właściwe proporcje między sprawami ogólnopaństwowymi a specyficznie żydowskimi. Pewne wątki tej mowy powracały potem wielokroć w jego przemówieniach i wyrażały istotne przekonania przedstawiciela żydostwa polskiego.
Po pierwsze, podkreśla w niej wspólnotę losu polskich Żydów i Polaków: „Trafne jest stwierdzenie (Sikorskiego – D. S.), że los nasz związaliśmy z Polską, podkreślam – los, mieści w sobie moc sięgającą ponad falę dnia (…), w oświadczeniu Pana Premiera upatrujemy związanie obopólne. Słyszymy w nim zapowiedź, że i Polska wiąże się troską i sprawiedliwością z losem Żydostwa polskiego. Z tej wspólnoty losu wynika, że pragniemy wraz z całą Polską, my, stary, dumny i ciężko doświadczony naród żydowski, znosić jako obywatele polscy niedolę Polski, że razem z Nią i dla Niej ponosimy i ponosić będziemy wszelkie ofiary, ale też razem z Jej przyszłym szczęściem oczekujemy szczęśliwszego losu i dla siebie w Polsce, oczekujemy losu wolnych i równych we wszystkim obywateli. To jest nasze zasadnicze wyznanie wiary”[1].
Słowa te wynikają z wiary w ostateczne zwycięstwo idei zgodnego współżycia obu narodów, ale także z przekonania, że Żydzi tak czy siak w Polsce żyć będą, że ani plany syjonistów, ani zamysły antysemitów zasadniczo tego nie zmienią, że skazane na współżycie narody muszą w zgodny sposób ułożyć wzajemne stosunki. Możliwość całkowitego zniszczenia żydostwa polskiego nikomu wówczas nie przychodziła do głowy. Współpraca polsko-żydowska w obliczu wspólnego wroga miała już swoje historyczne precedensy, np. w okresie przed powstaniem styczniowym.
Po drugie, Schwarzbart wyraża w swym przemówieniu wiarę w nieodległą odbudowę niepodległej Polski, a w wojnie widzi nie tylko zagrożenia, ale i szanse, jedyną w swym rodzaju okazję korekty kierunku rozwoju Polski: „Spoczywa bowiem na nas w dramatycznej (…), ale mimo to pełnej nadziei i wiary chwili w dziejach Polski zadanie ciężkie, ale wdzięczne, bo historyczne. Zadanie wskazania nowej Polsce z gąszcza błędów, złamanych wzlotów i morza łez drogi, po której by Polska, jakby z purgatorium dziejów, wyjść mogła umocniona, silna i sprawiedliwa, z błędów przeszłości oczyszczona (…)[2].
Możliwość całkowitego zniszczenia żydostwa polskiego nikomu w 1940 roku nie przychodziła do głowy
Dla Schwarzbarta była to zwłaszcza szansa pchnięcia na nowe tory historii stosunków polsko-żydowskich. Pierwszy krok został wszak uczyniony – powstał nowy rząd, skupiający także socjalistów i ludowców, opozycyjny do rządów przedwrześniowych, które źle zapisały się w pamięci Żydów.
Wiara w rychłą odbudowę Polski przynaglała do działania, by wejść w niepodległość już z nowych pozycji, a w bliższej perspektywie – uniknąć niebezpieczeństw pookupacyjnej destabilizacji. Sądzę, że nie bez wpływu na ówczesne myślenie o przyszłości Żydów w Polsce była pamięć o latach 1918-1920, kiedy to rozhuśtane emocje, waśnie narodowe, słabość instytucji strzegących prawa i porządku umożliwiły zajścia, które ciężko zaważyły na stosunkach polsko-żydowskich.
Kolejnym punktem przemówienia Schwarzbarta było wezwanie do osądzenia i usunięcia błędów przeszłości – zwłaszcza w kwestii żydowskiej. Fatalna polityka mniejszościowa rządów przedwrześniowych, szczególnie praktyki antyżydowskie, była jedną z przyczyn klęski. Należy ją jednoznacznie ocenić i odciąć się od niej, co też jest warunkiem przyszłego ułożenia stosunków polsko-żydowskich. Rząd powinien przez właściwą akcję edukacyjną i propagandową usuwać nienawiść narodową i religijną, kształtować właściwy typ obywatela.
Spójrzmy na jeszcze jedno zdanie z cytowanego przemówienia, tylko pozornie nie odnoszące się do kwestii żydowskiej: „Polska przyszła, zwycięska, silna, wolna i niepodległa winna oprzeć politykę swoją, zgodnie z naszą obecną orientacją, o państwa zachodnie i stać się przedmurzem kultury, demokracji i postępu w środkowej i wschodniej Europie”[3].
Postulat ten, dziś brzmiący wręcz banalnie, wówczas nie dla wszystkich był oczywisty, dyskusyjne były też jego implikacje w kwestii mniejszości narodowych.
Deklaracja
Politycznym wyrazem oczekiwań wyrażonych w powyższych cytatach było domaganie się deklaracji rządowej gwarantującej Żydom równość praw i odcinającej się od antyżydowskich praktyk późnych lat trzydziestych. Co prawda oświadczenie rządu z 18 XII 1939 r. zawierało zdanie o sprawiedliwości, wolnym rozwoju i ochronie praw dla wiernych państwu mniejszości, ale np. nie padło tam słowo „równouprawnienie”. Dlatego Schwarzbart (a także różne organizacje żydowskie) występował o oficjalne i publiczne oświadczenie rządu w sprawie żydowskiej. Nastąpiło to 3 XI 1940 r.; na Akademii Żydostwa Polskiego min. Stańczyk, w imieniu Rządu Rzeczypospolitej, stwierdził m.in.: „(…) nic nas nie odwiedzie od zasad demokratycznych, gwarantujących każdemu obywatelowi w przyszłej Polsce równe prawa obywatelskie, polityczne i społeczne. Żydzi, jako obywatele polscy, będą w wyzwolonej Polsce równi w obowiązkach i prawach ze społeczeństwem polskim. Będą mogli bez przeszkód rozwijać swoją kulturę, religię i obyczaje”. Jak widać, deklaracja odnosi zapowiadane prawa do obywateli, a nie do wyróżnionej grupy mniejszościowej, postulat autonomii narodowo-kulturalnej pominięto. Stańczyk dodał także, iż rząd przeciwstawia się „zgubnym hasłom totalizmu, rasizmu i antysemityzmu”[4].
Następnym krokiem Schwarzbarta było uzyskanie poparcia stronnictw dla deklaracji z 3 listopada. Kolejność i stopień, w jakim poparcia udzielono, dobrze oddają stosunek stronnictw do kwestii żydowskiej: pierwsze i najcieplejsze było oświadczenie PPS (sam Stańczyk był pepeesowcem), później nastąpiło oświadczenie SL – wyważone, zasadnicze i ograniczające się do potwierdzenia zasady równości praw i obowiązków obywateli. SP zareagowało najpóźniej i najbardziej wstrzemięźliwie, zaś przedstawiciele Stronnictwa Narodowego starali się od początku pomniejszyć znaczenie deklaracji.
Osiągnąwszy sukces, choć niespieszny i częściowy, w sprawie deklaracji rządu, Schwarzbart złożył wiosną 1941 r. do RN wnioski, które miały służyć wspomnianemu odcięciu się od błędów przeszłości. W pierwszym rzędzie chodziło o zmianę ustawy z marca 1938 r., pozwalającej pozbawić obywatelstwa m.in. z powodu „utraty łączności z krajem” (z genezy i praktyki była ona skierowana przeciw Żydom), oraz uchylenie przedwojennych przepisów dyskryminujących jakąkolwiek grupę ludności. Dyskusja nad wnioskiem w sprawie ustawy była dość krótka, wobec oświadczenia przedstawiciela rządu, że nie jest ona stosowana, rząd stara się naprawiać jej złe skutki i zamierza ją gruntownie znowelizować. Radni z SN i SP bronili ustawy, która ich zdaniem będzie potrzebna do rozwiązywania po wojnie kwestii niemieckiej. Schwarzbart przyjął rządową obietnicę noweli.
Jedyna wierna mniejszość
Wniosek o aktach dyskryminujących trafił na silny opór już w Komisji Prawno-Politycznej. Wyjście z impasu umożliwił wniosek Banaczyka (SL), ogólniejszy od wniosku Schwarzbarta, zawierający główne jego treści, ale i rozmywający je. Ostatecznie ustalono brzmienie kompromisowe, wedle którego miała powstać komisja do zbadania przedwrześniowych aktów prawnych pod względem ich zgodności z zasadami równouprawnienia i demokracji. Podczas dyskusji plenarnej Ciołkosz (PPS) i Schwarzbart próbowali jeszcze zręcznym manewrem wprowadzić poprawkę przywracającą pierwotną treść wniosku. To naruszenie kompromisu wywołało jednak zdecydowaną reakcję nie tylko przeciwników wniosku z prawicy, ale i przewodniczącego Radzie Liebermana – pepeesowca i Żyda; cały wniosek odesłano powtórnie do komisji, co przesądziło jego los.
Debata nad powyższymi wnioskami unaoczniła, w jak trudnej sytuacji znajduje się rzecznik interesów społeczności żydowskiej. Obrona praw mniejszości jako takich była prawie niemożliwa ze względu na Niemców i zgodne przekonanie Rady, że kwestię niemiecką trzeba będzie załatwić w sposób radykalny, np. przez wysiedlenie lub pozbawienie praw obywatelskich. Dlatego w oficjalnych wypowiedziach mówi się wyłącznie o prawach mniejszości „wiernych Rzeczypospolitej”. Schwarzbart nie bez przyczyny wiele razy podkreślał, że Żydzi okazali się jedyną mniejszością wierną państwu. Jednocześnie wnioski specjalne w sprawach żydowskich miały wątpliwe szanse uchwalenia wobec gwarantowanego sprzeciwu prawicy narodowo-demokratycznej, niechęci Stronnictwa Pracy i znacznej części radnych niezależnych i specyficznego stanowiska SL, które popierało zasadę równouprawnienia obywateli, ale wystrzegało się wszystkiego, co mogło wyglądać na faworyzowanie mniejszości, a zwłaszcza Żydów. SL zajmowało w dyskusji nad kwestią żydowską pozycję kluczową; pomiędzy z grubsza przewidywalnymi stanowiskami socjalistów i narodowców ludowcy zdolni byli do większej elastyczności, co pozwalało budować – i wygrywać – kompromisy. Kompromis dla zachowania jedności narodowej siłą rzeczy łatwiej było osiągnąć kosztem niepolskich mniejszości. A rząd na uchodźstwie był Rządem Jedności Narodowej. Ignacy Schwarzbart zapisał w swym dzienniku 30 VIII 1940 r.: „Rada Narodowa odnosi się z zaufaniem i respektem do mnie, ale nie do sprawy, którą reprezentuję. (…) Na tym polega tragedia naszej sytuacji – uznać należy fakt, że spójnia wewnętrzna prawicy z lewicą polską staje się przez wspólną katastrofę coraz większa, czyli lewica podpada coraz bardziej pod sugestywność prawicy. Toteż lewica unika jawnogrzeszenia w sprawie żydowskiej, mówiąc językiem bł.p. Ozjasza Thona[5]”.
Minister Stańczyk, w imieniu Rządu Rzeczypospolitej, w 1940 r. stwierdził m.in.: „Żydzi, jako obywatele polscy, będą w wyzwolonej Polsce równi w obowiązkach i prawach ze społeczeństwem polskim. Będą mogli bez przeszkód rozwijać swoją kulturę, religię i obyczaje”
Historia deklaracji i rozwijających ją wniosków ma swój ciąg dalszy, jej schemat został w pewnym sensie powtórzony, choć punkt wyjścia był już inny. Na inauguracji II Rady Narodowej, 24 II 1942 r., premier Sikorski przedstawił deklarację rządu o ustroju przyszłej Polski, zawierającą oddzielny punkt poświęcony kwestii mniejszości. Stwierdzała ona m.in.: „Polska zapewni poszanowanie wolności i praw obywatelskich wszystkim wiernym Rzeczypospolitej obywatelom, bez względu na różnice narodowości, wyznania i rasy. Mniejszościom narodowym spełniającym swoje obowiązki obywatelskie wobec państwa Polska zapewni przy równych obowiązkach równe prawa oraz da im możność swobodnego rozwoju politycznego, gospodarczego i społecznego. Wolność wyznania, sumienia i słowa, stowarzyszania i zgromadzania się będzie wszystkim w pełni zapewniona”[6].
Do tego nieco wcześniej uchylono drażliwy zapis ustawy z 1938 r. Był to wyraźny postęp, spełniono parę ważnych postulatów strony żydowskiej. Niestety nie spowodowało to oczekiwanej reakcji ze strony organizacji żydowskich, szansa istotnej poprawy stosunków nie została należycie wykorzystana.
Burzliwa dyskusja
W sesji budżetowej Rady wiosną 1942 r. Schwarzbart złożył wiele wniosków, tym razem odnoszących się wyraźniej do kwestii żydowskiej: odcięcia się rządu od emigracjonizmu, przedwojennych przepisów dyskryminujących Żydów, równych praw powrotu po wojnie, zwalczania agitacji antysemickiej w wojsku i pozytywnej akcji wychowawczej wśród żołnierzy itp. Również Zygielbojm wysunął kilka wniosków w tych sprawach, m. in. akcji propagandowej dla kraju. Pojawienie się sporego pakietu wniosków „żydowskich” wywołało nieprzychylne reakcje z prawej strony sali. Najbardziej spektakularne było wystąpienie Z. Zaleskiej – działaczki Narodowej Organizacji Kobiet – ostro atakujące treść i rzekome intencje wniosków oraz Żydów polskich w ogóle. Wystąpienie jest samo w sobie ciekawym świadectwem epoki, nie sposób jednak przytoczyć go nawet w skrócie, gdyż było to chyba najdłuższe w RN przemówienie w całości poświęcone sprawom polsko-żydowskim. Dodatkowo Zaleska złożyła demonstracyjny wniosek z poparciem dla idei żydowskiego terytorium narodowego – de facto dla idei emigracjonizmu.
Dyskusja, zarówno w komisjach, jak i na plenum, była długa i daje dzisiejszemu czytelnikowi przegląd różnorakich argumentów, jakie odnoszono wówczas do kwestii żydowskiej. W jej wyniku najbardziej kontrowersyjne wnioski uznano za załatwione przez krótkie oświadczenie ministra Mikołajczyka, iż wobec jednoznacznego stanowiska rządu nie może być mowy o jakiejkolwiek dyskryminacji mniejszości. Nie zadowoliło to radnych żydowskich, dla których taki finał musiał być porażką. Wniosek Zaleskiej uchwalono. A oto kilka przykładów argumentów za i przeciw, jakie padły w debacie:
– na czas wojny przyjęliśmy polityczne Treuga Dei, a Żydzi wywlekając raz po raz różne drażliwe sprawy łamią zawieszenie broni;
– nie należy tu w Londynie przesądzać spraw zbyt ważnych, co do których decyzje należą do kraju;
– ciągłe tłumaczenie się Polaków z rzekomego antysemityzmu potwierdza tylko oskarżenia i wspiera niechętną nam propagandę;
– wnioski wcale nie godzą w Polskę, tylko w antysemityzm; krytykujemy sanację za różne błędy – dlaczego nie za politykę antyżydowską;
– unikanie tematu niczego nie rozwiąże: problem żydowski istnieje i były poważne błędy na tym odcinku, trzeba to wyjaśnić raz na zawsze. Pewne grupy trwają w tych błędach, chcą po wojnie robić to, co przedtem;
– nie można na to pozwolić;
– rząd nie może zbyt często deklarować się w sprawie żydowskiej, to tylko osłabia znaczenie takich oświadczeń. Jeśli deklaracja z 24 II kogoś nie przekonuje, to i następne nie przekonają;
– niewyjaśnienie do końca stanowiska w kwestii żydowskiej podtrzymuje nieufność do szczerości demokratyzmu Polaków, odrzucenie wniosków tym gorzej wpłynie na obraz Polski;
– wnioski są zasadniczo słuszne, ale Zachód źle je zrozumie (przedstawiają Polskę w złym świetle). Nie wałkujmy tych tematów na oczach świata.
W debacie dały o sobie znać skutki szczególnego położenia na wychodźstwie: niepewność, jak na dane posunięcia zareaguje – teraz i w przyszłości kraj – i jaki jest faktyczny rozkład opinii, oraz większa wrażliwość na naciski zewnętrzne nie tylko rządów, ale też prasy i partii, za tym idące frustracje, podejrzliwość, reakcje obronne itp. Wydaje się, że w kwestii żydowskiej naciski pewnych odłamów prasy (korzystającej raczej z kija niż marchewki) zamiast zmiękczać powodowały usztywnienie stanowisk.
Lektura stenogramów Rady wywołuje czasem wrażenie, że niektórzy politycy polscy wobec krytyki ze strony Żyda przejawiali swoistą solidarność z politycznymi przeciwnikami z sanacji, którym nie szczędzili ostrej krytyki w innych kwestiach.
Żywa próbka antysemityzmu polskiego
Pisząc o kwestii żydowskiej, nie sposób nie poruszyć problemu antysemityzmu. Po pierwsze, należy zaznaczyć, że podczas dyskusji w Radzie nie chodziło o antysemityzm w społeczeństwie polskim pod okupacją, co dominuje w dyskusjach dzisiejszych. Ten problem pojawił się w wystąpieniach przedstawicieli żydowskich dosyć późno i był poruszany ostrożnie, mówiono raczej o antysemitach w podziemnych władzach wojskowych i cywilnych, niektórych nacjonalistycznych czasopismach, potrzebie przeciwdziałania propagandzie hitlerowskiej itp. Radni polscy, ze wszystkich stronnictw, przywoływali za to chętnie przykłady świadczące o pomocy udzielanej Żydom w kraju. Antyżydowskie wybryki przypisywano marginesowi, społeczeństwo polskie miało być w swej masie moralnie zdrowe, w zgodnej opinii: „robotnik polski, chłop polski nie był i nie jest antysemitą”. Nawet jeśli ktoś myślał inaczej, wolał nie mówić o tym publicznie.
Radni żydowscy podejmowali sprawę antysemityzmu w wojsku, antysemityzmu niektórych ugrupowań wśród uchodźstwa oraz dyskryminacji w urzędach. Wielokrotne wystąpienia w tych sprawach wynikały nie tylko z oczywistej chęci przeciwdziałania krzywdzie, ale także z długofalowych założeń, o których mówił Schwarzbart w cytowanym przemówieniu inauguracyjnym. Wychodźstwo, a zwłaszcza wojsko, było zalążkiem społeczeństwa przyszłej Polski, jego żywą próbką, a zarazem terenem sprawdzianu rzeczywistych intencji i możliwości rządu. Utrzymywanie się tendencji antysemickich musiało z tego względu budzić zaniepokojenie żydowskich przedstawicieli w RN.
Dyskusja nad antysemityzmem wśród uchodźstwa zogniskowała się wokół sprawy „Jestem Polakiem” – pisma wydawanego przez działaczy endeckich w Londynie. Pismo nie szczędziło krytyki rządowi i nie ukrywało niechęci do Żydów, a do tego stało się przedmiotem komentarzy w prasie brytyjskiej i interpelacji w Izbie Gmin; Rada miała więc dość powodów, by się nim zająć. Schwarzbart starał się wykazać szkodliwość „Jestem Polakiem” dla obrazu Polski w sojuszniczych krajach demokratycznych, sprzeczność linii pisma z linią Rządu Jedności Narodowej, związek akcji antysemickiej z walką przeciw rządowi. Dla niego było to przede wszystkim podsycanie niechęci, podsycanie obrazu Żyda – wroga Polski, przygotowywanie „gniewu ludu” w przyszłości, zwłaszcza przez szerzenie opinii o zdradzie Żydów pozostających pod okupacją sowiecką. Wagę tego trudno przecenić, zwłaszcza wobec przyznawania praw w Polsce tylko „mniejszościom wiernym Rzeczypospolitej”. Schwarzbart wiele razy oświadczał, że żydostwo polskie popiera rząd w walce o niepodległość, podkreślał lojalność i przywiązanie Żydów polskich do Polski, odcinał się od tych elementów, które poszły na współpracę z okupantem, i domagał się, by takich przypadków nie generalizować, a tym bardziej nie stosować odpowiedzialności zbiorowej, przeciwdziałać zaś celowemu szerzeniu opinii krzywdzących Żydów.
Niektórzy politycy polscy wobec krytyki ze strony Żyda przejawiali swoistą solidarność z politycznymi przeciwnikami z sanacji, którym nie szczędzili ostrej krytyki w innych kwestiach
Problem antysemityzmu w wojsku powracał na obrady RN przez wszystkie omawiane lata. Reprezentanci żydowscy mówili o skargach od żołnierzy-Żydów, o ciężkiej atmosferze w niektórych oddziałach i agitacji antyżydowskiej. Domagali się zdecydowanego przeciwdziałania tym zjawiskom i pozytywnej akcji wychowawczej w duchu braterstwa broni. Niepokojąca była zwłaszcza niechętna Żydom atmosfera w szeregach, „zdrowym rdzeniu” wychodźstwa, gdzie wspólna walka i ofiara krwi miała założyć fundament przyszłego zgodnego współżycia. Na interpelacje i wnioski przedstawiciele władz wojskowych odpowiadali Radzie, że incydenty są drobne i sporadyczne, że dowódcy panują nad sytuacją, a praca wychowawcza jest prowadzona. Radni z prawicy dodawali, że przedstawiciele Żydów przesadzają i rozdymają drobne sprawy.
Dyskusja nad antysemityzmem w armii rozgorzała na nowo po fali grupowych dezercji Żydów (a później też Ukraińców) z oddziałów polskich w Szkocji w początku 1944 r. Dezercje Żydów były poważnym problemem już wcześniej, znaczne rozmiary przybrały w Armii Polskiej na Wschodzie (do 1943 r. objęły 20 proc, a w 1944 r. już połowę żołnierzy-Żydów). Sprawa dezercji ze Szkocji wywołała interpelacje w Izbie Gmin, interwencje rządu brytyjskiego, wrzawę w prasie i wiece w obronie aresztowanych dezerterów, którzy domagali się przeniesienia do armii brytyjskiej. Rada Narodowa doceniała powagę sytuacji i fatalne skutki wydarzeń dla pozycji Polski, żądano m.in. dymisji ministra i naczelnego wodza; rozbieżności panowały przy ocenie przyczyn i istoty zjawiska. Rada nie mogła ustalić, czy przyczyną był nieznośny antysemityzm, agitacja z zewnątrz (spisek komunistyczny), czy zwykłe powody dezercji – strach i słaba motywacja obywatelska.
Rozkładu akcentów w wystąpieniach członków Rady nietrudno się domyślić: Scherer i Schwarzbart uważali, że przyczyna zła (obaj negatywnie oceniali całe zajście i wzywali dezerterów do powrotu do wojska) leży w antysemickiej atmosferze, która zmusiła Żydów do opuszczenia szeregów, dla endecji dezercja była przede wszystkim dowodem niskiej jakości żołnierza żydowskiego i słabego przywiązania do Polski; pozostali łączyli w różnych proporcjach wszystkie trzy rodzaje przyczyn. Rada powołała Komisję Specjalną do zbadania sprawy; lektura protokołów Komisji, zawierających dziesiątki rozmów z żołnierzami i oficerami, nie skłania do jednoznacznej odpowiedzi.
Faktem jest, że choć nie dochodziło do poważnych incydentów, w niektórych oddziałach atmosfera była ciężka, żołnierzy-Żydów spotkało dość upokorzeń, by zatruć im życie. Objawy te nie spotkały się z właściwym przeciwdziałaniem kadry oficerskiej. Wieści o masowych mordach i zagładzie żydostwa polskiego wywoływały u żołnierzy-Żydów zrozumiałą depresję, a także pytanie: po co wracać? Niemałe znaczenie miał stan psychiczny oddziałów od 3 lat oczekujących walki, ułatwiający i rozdymający wszelkie konflikty. Rozwojowi wydarzeń nie przeciwdziałała niespójna polityka władz wojskowych, niektórym dezerterom ułatwiło decyzje poczucie bezkarności dzięki nagłośnieniu sprawy przez kilku członków Izby Gmin. Komunistycznego spisku raczej nie było, za to po fakcie wykorzystano propagandowy efekt dezercji. Antysemityzm i dezercje wytwarzały sprzężenie zwrotne: atmosfera niechęci skłaniała do dezercji, dezercje wzmacniały niechęć i potwierdzały uprzedzenia wobec Żydów, co wzmagało presję, itd. Oczywiście Rada nie była zgodna w opinii, kto jest winien zaistniałej sytuacji.
Poruszając problem antysemityzmu radni żydowscy (i socjaliści) oprócz wykazywania jego zasadniczej szkodliwości, niesprawiedliwości i antydemokratyczności starali się związać antysemityzm w Polsce z wpływami hitlerowskimi, przedstawić jako broń V kolumny, służącą demoralizacji i rozbijaniu jedności społeczeństwa Polski wobec zagrożenia. Podnoszono, że jest głęboko sprzeczny z wartościami, w których obronie prowadzona jest wojna, oraz że osłabia sympatie do Polski w społeczeństwach demokratycznych. Rzecznicy endecji odpowiadali, że antysemityzm polski nie jest rasistowski, ma konkretne społeczno-gospodarcze i polityczne przyczyny, leżące po pierwsze w pozycji i zachowaniu Żydów, uważali, że ze zmianą warunków społeczno-gospodarczych antysemityzm zniknie. Twierdzili też, że nie można go wiązać z hitleryzmem, choćby dlatego, że jest starszy. W zasadzie większość Rady bardziej lub mniej zdecydowanie potępiała antysemityzm, ale różne osoby przypisywały temu słowu różny zakres.
Na pograniczu problemu antysemityzmu znajduje się emigracjonizm – teoria, według której masowa emigracja Żydów z Polski byłaby rozwiązaniem kwestii żydowskiej. Emigracjonizm był – przynajmniej do pewnego momentu – jednym z węzłowych punktów dyskusji polsko-żydowskiej. Dla przedstawicieli Żydów rozwiązanie to było nie do przyjęcia, gdyż de facto naruszało zasadę równości obywateli, czyniąc z Żydów jedynie czasowych lokatorów, przeznaczonych do mniej lub bardziej narzuconej wyprowadzki. Dla Bundu, który bardzo mocno podkreślał związek Żydów polskich z Polską i odrzucał wszelkie plany emigracyjne, także palestyńskie, była to teoria szkodliwa, bałamutna i jawnie niesprawiedliwa. Dla syjonisty Schwarzbarta emigracja mogła być tylko prawem, a nie obowiązkiem, obywatel powinien emigrować z przyczyn ekonomicznych albo z pozytywnej motywacji syjonistycznej, a nie w wyniku presji politycznej. Ci Żydzi, którzy woleli żyć w Polsce, powinni być traktowani jak współobywatele, nie jak element drugiej kategorii; zaś lekarstwem na specyficzną strukturę spoleczno-gospodarczą żydostwa powinno być przewarstwowienie. Jedyną partią żydowską popierającą emigracjonizm byli rewizjoniści, pozostający w konflikcie i z Bundem, i z RŻP. Pomimo niemal jednolitego odrzucenia emigracjonizmu przez stronnictwa Żydów polskich, pomimo wielokrotnych apeli i nacisków w Radzie i poza nią na rząd i stronnictwa nie nastąpiło odrzucenie emigracjonizmu, przynajmniej tak długo, aż stała się jawna skala zniszczenia żydostwa. Możliwe, że nie wyobrażano sobie rozwiązania kwestii żydowskiej bez znacznego zmniejszenia społeczności żydowskiej, raporty z kraju podtrzymywały tę opinię, polityków wiązały przedwojenne uchwały stronnictw, niektórzy snuli nawet fantastyczne plany „terytorium żydowskiego”.
Wobec Zagłady
Jest zrozumiałe, że zagłada żydostwa polskiego i sprawa pomocy ludności żydowskiej w kraju była pierwszoplanowa wśród całości problemów żydowskich poruszanych w RN. Nie stało się tak jednak od razu, zmieniały się też postulaty pomocy. W I Radzie sprawa szczególnej pomocy dla Żydów nie była podnoszona. Schwarzbart, rzecz jasna, przedstawiał prześladowania i cierpienia, jakie spadły na Żydów, nie żądał jednak wyjątkowego traktowania tej grupy. W ówczesnych opiniach „polskiego Londynu” Żydzi, z jednej strony znoszący większe prześladowania, byli pod pewnymi względami w lepszej sytuacji – np. nie wywożono ich na roboty do Niemiec. Przy tym trudno było chyba Schwarzbartowi podkreślać równość i wspólnotę losu i zarazem domagać się większej pomocy niż dla ogółu obywateli.
Pierwsze miesiące pracy drugiej RN przyniosły wieści o nowym etapie polityki antyżydowskiej Niemiec. W swym pierwszym przemówieniu w marcu 1942 r. Schwarzbart prosił Sikorskiego o włączenie sprawy Żydów do obrad Komisji Międzyalianckiej do Spraw Zbrodni Niemieckich, ale nie była to sprawa pierwszoplanowa. Zygielbojm jeszcze przed swym wystąpieniem programowym złożył wniosek o zwiększenie pomocy i uzyskanie dla ludności gett statusu jeńców wojennych. Wniosek miał charakter „ogólnopolski”, tj. mówił o „ludności w Polsce, a szczególnie ludności żydowskiej w gettach” – wyróżnienie Żydów wynikało z ich szczególnego położenia, co wyraźnie zaznaczono. Forma „ogólnopolska z podkreśleniem” będzie stale powracać przy poruszaniu sprawy losu Żydów w RN.
Informacje o eksterminacji Żydów dotarły na Zachód w maju 1942 r., ale jeszcze uchwała Rady w sprawie zbrodni niemieckich z 10 VI, wywołana m.in. tymi wiadomościami, nie wyróżnia Żydów. Dopiero 7 VII, po sprawozdaniu min. Mikołajczyka, zawierającym oddzielny akapit o mordach na Żydach, włączono do uchwały z 10 VI passus o „planowym wymordowaniu całej prawie ludności żydowskiej”.
Pozostaje tajemnicą, mimo budowania hipotez na poszlakach, dlaczego od lipca do listopada 1942 r., w najbardziej dramatycznym dla żydostwa polskiego okresie, sprawa nie stanęła na porządku dziennym Rady, choć inne aspekty kwestii żydowskiej były w tym czasie poruszane. Jest to zapewne pochodna względnego milczenia polskiej prasy i czynników rządowych w tym okresie. Jeszcze 16 XI, po expose ministra opieki społecznej, Zygielbojm domagał się zwiększenia pomocy, uzasadniając to wysoką śmiertelnością w gettach. Pomoc, której mogło udzielić MPiOS, mogła przeciwdziałać wymieraniu, ale nie wymordowaniu.
Oficjalne potwierdzenie informacji o masowej zagładzie uświadomiło nowy rodzaj zagrożenia. Jedyną szansę powstrzymania hitlerowców widziano w zdecydowanych działaniach mocarstw: 27 XI Rada uchwaliła jednomyślnie wniosek, by rząd w obliczu niespotykanej dotychczas zbrodni zwrócił się do aliantów o przeciwdziałanie, domagano się retorsji, np. bombardowania miast niemieckich. Oświadczenie min. Mikołajczyka i uchwały Rady potwierdzały swym autorytetem dotychczasowe pogłoski o losie Żydów. Znana nota rządu polskiego z 10 XII była realizacją uchwały Rady. Wniosek był „ogólnopolski z podkreśleniem”, Schwarzbart zapisał w swym dzienniku, że inny by nie przeszedł.
Problem antysemityzmu w wojsku powracał na obrady RN przez wszystkie lata. Reprezentanci żydowscy mówili o skargach od żołnierzy-Żydów, o ciężkiej atmosferze w niektórych oddziałach i agitacji antyżydowskiej
W miesiąc później Schwarzbart pochwalił pracę MSZ w tej sprawie, za to Zygielbojm zaatakował MSW: za niedostateczną pomoc Delegata Rządu, za tendencyjne raporty, za dyskryminację Żydów w AK. Po raz pierwszy mówił krytycznie o postawie społeczeństwa polskiego, o wpływach propagandy hitlerowskiej i potrzebie przeciwdziałania jej. Reakcja Mikołajczyka była pełna rozdrażnienia, przypomniał pomoc, jakiej społeczeństwo polskie udziela Żydom pod groźbą śmierci, wytknął, że prasa żydowska oskarża Polaków o udział w zbrodniach.
Zygielbojm, do którego docierały od podziemnego Bundu coraz bardziej przerażające wiadomości, miotał się. Na posiedzeniach Rady i w korespondencji z rządem nalegał na akcję międzynarodową, ale wobec werbalnej tylko reakcji aliantów na notę z 10 XII szanse inicjatywy były minimalne. Domagał się wzmożenia akcji propagandowej za granicą i w kraju, ale spotykał się ze sceptycyzmem. Minister informacji Stroński był nawet wówczas niechętny eksponowaniu spraw żydowskich. Schwarzbart domagał się „pomocy moralnej” – wpłynięcia autorytetem rządu na społeczeństwo polskie, by w większym stopniu udzielało ratunku Żydom. Na to wezwanie replikowano z prawej strony sali: „(…) każdy z nas, kto czytał raporty z Kraju, czytał i czyta ciągle szczegóły, jak Polacy stanęli tam murem przeciwko krzywdom Żydów. Ilu Polaków dało głowę za ratowanie Żydów. (…) A potem żebyśmy słyszeli w dalszym ciągu, że przedstawiciel żydostwa polskiego żąda, ażeby Rząd wydał odezwę wzywającą Kraj do ratowania Żydów. Gdybym była w (…) Kraju, mam wrażenie, że byłabym oburzona, gdyby mnie jeszcze nawoływano do czynienia tego, za co moi najbliżsi płacą głową już”[7].
Schwarzbart przekonywał, że pomoc Żydom nie powinna płynąć z litości, ale z ludzkiej i obywatelskiej solidarności, ze wspólnoty losu, powtarzał też, że nie ma mowy o jakimkolwiek „współzawodnictwie w cierpieniach” między Żydami a Polakami, aczkolwiek nie wiemy na pewno, czy takie obawy mieli jacyś członkowie Rady.
Ostatnimi słowami Zygielbojma, jakie padły w Radzie, był list wyjaśniający motywy samobójstwa. Zrobiły wielkie wrażenie, ale nie wywołały jak pragnął autor – „czegoś, co odpowiadałoby rozmiarom dramatu”. Jeśli czyn Zygielbojma nie wywołał przełomu, cóż mogło to uczynić? W zasadzie wszystkie podstawowe informacje dotarły już na Zachód. Ogrom zniszczenia i cierpień były wiadome. Następca Zygielbojma E. Schcrer tak skomentował reakcje świata: „im więcej cyfr, tym mniejsze wrażenie”.
Pozostawało uderzanie w najwyższą strunę: ostatecznego zagrożenia i wspólnego zagrożenia – także dla Polaków, stopniowo w miejsce opisów zbrodni i cierpień wysuwano element walki i bohaterstwa. Coraz częściej w wystąpieniach przedstawicieli żydowskich pojawiał się ton rozgoryczenia, żalu wobec rządu, Rady, społeczeństwa polskiego za niedostateczne reakcje na tragedię Żydów, za powolność i rutynowość działań, np. w sprawie specjalnego wydziału do spraw akcji ratunkowej.
Po powstaniu w getcie warszawskim pojawił się postulat pomocy wojskowej, uzbrojenia i wciągnięcia do oddziałów, pomocy rozumianej jako odsiecz dla towarzyszy broni. Odpowiedź rządu była oględna. Ostatni z postulatów ratunku, z czerwca 1944 r., sugerował, by AK uderzyła na obozy i uwolniła więźniów, którym groziła likwidacja, oraz by lotnictwo bombardowało urządzenia służące do masowej zagłady. Rada Ministrów uchwaliła, żeby przesiać tę sugestię dowództwu AK, ale bieg wydarzeń zniweczył i ten zamiar.
Postulaty ratunku nie były ostatnią sprawą podnoszoną przez przedstawicieli Żydów polskich w RN. Jeszcze w 1944 r. mówili o miejscu Żydów w przyszłej Polsce, restytucji zagrabionego mienia, kształcie szkolnictwa mniejszościowego itp. O kwestii żydowskiej mówili też politycy polscy, premier Arciszewski rozpoczynając urzędowanie, ogłosił stosowną deklarację. Niektóre z tych wypowiedzi były zdecydowanie spóźnione, tragicznie nieadekwatne do skali zniszczenia, inne wydają się być wygłoszone tylko dla świadectwa historii.
Jeszcze jeden powód rozgoryczenia
Oddzielnym zespołem problemów, które należy poruszyć, był los Żydów polskich w ZSRR, zwłaszcza sprawy rekrutacji i ewakuacji armii polskiej do Persji i pomocy amnestionowanym. Stały się one przedmiotem kilku interpelacji i dyskusji w Radzie. Charakterystyczne, że poza RN dyskusja polsko-żydowska na ten temat miała znacznie bardziej gwałtowny charakter. Z jednej strony Agencja Żydowska, a przez nią RŻP, miała wiele uznanych za wiarygodne informacji o dyskryminacji Żydów w wojsku, aparacie pomocy i przy ewakuacji, natomiast rząd polski zaprzeczał, jakoby do tego dochodziło z winy strony polskiej. Wymieniane depesze były coraz drażliwsze, uzgodnienie stanowisk coraz trudniejsze. Schwarzbart naciskany przez RŻP i czujący opór i rosnące rozdrażnienie rządu był między młotem a kowadłem, starał się balansować: zgadzał się z rządem, że ciężar winy spoczywa na władzach radzieckich, które odmawiały mniejszościom z kresów obywatelstwa polskiego, ale także ze strony oficerów i urzędników polskich spotkało Żydów dużo krzywdy. Przy tym i rząd, i organizacje żydowskie nie chciały drażnić Rosjan. Schwarzbart zanotował, że „Rząd protestuje, ale nie chce zadzierać z Rosją o Żydów”, przypuszczał też, że niektórzy mogą cieszyć się, że można pozbyć się części Żydów, a wina spadnie na władze sowieckie.
Rada była wobec układów z ZSRR i ich realizacji bardziej krytyczna niż rząd, popierała więc usztywnienie polityki wobec Moskwy także w sprawie obywatelstwa mniejszości, zwłaszcza że wiązała się ona wyraźnie ze sprawą granic. Co do dyskryminacji przez polskie władze wojskowe i cywilne, to składane Radzie wyjaśnienia przedstawicieli rządu były proste: nie ma takiego problemu, trudności wynikają z polityki sowieckiej. Tu panowała oczywista różnica zdań między rządem a reprezentantami Żydów. Jakkolwiek Schwarzbart podkreślał zaufanie do rządu, to raczej po to, by zdystansować się od ataków części prasy żydowskiej, nie chciał osłabiać rządu w krytycznym dla sprawy polskiej okresie.
Ignacy Schwarzbart przekonywał, że pomoc Żydom nie powinna płynąć z litości, ale z ludzkiej i obywatelskiej solidarności, ze wspólnoty losu, powtarzał też, że nie ma mowy o jakimkolwiek „współzawodnictwie w cierpieniach” między Żydami a Polakami
Pytanie, jak było naprawdę, wykracza poza ramy artykułu, który koncentruje się na odbiciu problemów w pracach RN. Można chyba jednak zaryzykować tezę, że sprawa Żydów polskich w ZSRR mogła być dobrym terenem współpracy polsko-żydowskiej na forum wewnętrznym i zewnętrznym. W sprawie mniejszości narodowej, która garnie się do polskiego wojska i przeszła szkołę zsyłki, wobec wspólnego przeciwnika, który dyskryminuje Żydów i przywłaszcza sobie obywateli RP (z niedwuznacznym zamiarem podważenia granicy), współpraca miałaby wszak spore szanse. Sprawa Altera i Ehrlicha, przywódców Bundu aresztowanych w ZSRR, spełniała te warunki i doszło w niej do zgodności działań w RN, oczywiście z różnych motywów. Inne były motywy Zygielbojma, inne ks. Kaczyńskiego – który traktował ją czysto instrumentalnie, inne Ciołkosza, który powiedział po rozstrzelaniu przywódców Bundu przez władze radzieckie: „Ani jednej kropli przelanej nie zapomnimy i wierzymy mocno, że ta krew szczodrze przelana będzie posiewem nowej przyszłości i nowego braterstwa wszystkich ludów Rzeczypospolitej: Polaków, Żydów, Ukraińców i Białorusinów pospołu, którzy będą budowali nową Polskę, nie znającą żadnej formy nienawiści i żadnej formy ucisku”[8].
Ale było już za późno, uchwały Rady pozostały tylko gestem, choć i to się liczy, bo w pewnych sprawach zabrakło i gestu. Po zerwaniu stosunków dyplomatycznych pomoc, rekrutacja i ewakuacja z ZSRR przestały być możliwe. Kwestia Żydów polskich w ZSRR, wbrew wspomnianym szansom, zapisała się w pamięci jako jeszcze jeden powód wzajemnej nieufności i rozgoryczenia.
*
Niniejszy artykuł jest tylko próbą zwięzłego i skrótowego przedstawienia ważniejszych problemów, jakie złożyły się na kwestię żydowską w Radzie Narodowej RP. Ma służyć raczej ukazaniu złożoności sprawy niż wskazywaniu jednoznacznych odpowiedzi. Nadzieje wyrażane na początku wojny przez Ignacego Schwarzbarta nie ziściły się, przede wszystkim ze względów od Rady niezależnych: żydostwo polskie zostało fizycznie zniszczone, wobec wejścia Polski w strefę wpływów ZSRR dyskusje o przyszłości, jakie prowadzili członkowie RN, okazały się bezprzedmiotowe, większość z nich nigdy nie wróciła do kraju. Ale i bez tego kompleks historycznych obciążeń, uprzedzeń wzajemnych, osobistych lęków i narodowego separatyzmu, przeciwstawnych tendencji i nieprzychylnych konfiguracji politycznych był dla tych nadziei przeszkodą wystarczająco silną i pogmatwał jeszcze bardziej niełatwą historię polsko-żydowską.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 4/1992. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
[1] Cyt. za: „Przyszłość” nr 1, 1940.
[2] Tamże.
[3] Tamże.
[4] Archiwum Instytutu Polskiego, Londyn (AIP) A.5/21.
[5] Archiwum Akt Nowych. Warszawa M2/744.
[6] AIP, A.5, 2/1.
[7] AIP. A.5. 2/17, 20 V 1942.
[8] AIP, A.5. 3/64, 22 III 1943.