Polacy ani nie są niepokalani, ani nie wyssali antysemityzmu z mlekiem matki.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6/2011 pod tytułem „Przeciw a nawet za”
Nie będę udawał, że przeczytałem w całości dzieło, o którym tu piszę. Liczy ono bowiem, w trzech tomach, ponad 3 tysiące stron i zawiera ponad 300 tekstów. To nie jest książka do jednorazowego przeczytania. To pozycja, do której trzeba od czasu do czasu sięgać, by wyraźnie widzieć te nurty polskiej kultury, które zdecydowanie przeciwstawiały się zarazie/chorobie/hydrze/grzechowi antysemityzmu.
Zredagowana przez Adama Michnika antologia „Przeciw antysemityzmowi” to dzieło imponujące nie tylko swymi rozmiarami. Chwała wydawcy za podjęcie się opracowania tych trzech tomów oraz Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego za niezbędne wsparcie. Olbrzymią pracę wykonał zwłaszcza sam autor antologii. Adam Michnik musiał przecież przeczytać dużo więcej tekstów, skoro nawet we własnej przedmowie pisze, iż żal mu było, że niektórych tekstów jednak w antologii nie zamieścił.
Otrzymujemy tu zbiór tekstów, których autorzy przekonani są, że – mówiąc słowami Tadeusza Konwickiego – „antysemityzm to cios w serce Polski”. Inaczej ujmuje tę samą tezę Michnik, pisząc: „są antysemici wśród Polaków, ale Polacy nie są antysemitami. Sprzeciw wobec antysemityzmu jest głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze – ta antologia ma o tym zaświadczyć”.
„Są antysemici wśród Polaków, ale Polacy nie są antysemitami. Sprzeciw wobec antysemityzmu jest głęboko zakorzeniony w polskiej kulturze” – ma o tym świadczyć antologia Adama Michnika
Adam Michnik wyznał kiedyś, że przed 1968 rokiem sam nie spotkał się z antysemityzmem. Potem, rzecz jasna, miał do czynienia i z różnymi przejawami antysemityzmu, i z protestami przeciwko nim. Ale też spotkał się z zarzutami ze strony niektórych środowisk żydowskich (i nie tylko), że Polacy są immanentnie antysemitami. Przez tę antologię – również poprzez jej objętość – chciał dobitnie pokazać, że Polacy pod tym względem ani nie są niepokalani (bo wielu antysemityzmowi ulegało, a wręcz go rozkręcało czy wykorzystywało), ani nie wyssali antysemityzmu z mlekiem matki (bo wielu się tej formie nienawiści gorąco sprzeciwiało).
Utożsamiając się z tak zdefiniowanym celem tej publikacji, sądzę, że nie warto skupiać się na refleksji, jakich tekstów w tej antologii zabrakło. Jakichś musiało zabraknąć. Wolę raczej zwrócić uwagę na kilka cech wyboru dokonanego przez Adama Michnika, a tym samym pokrótce przeanalizować jego podejście do problemu antysemityzmu. Przyjęte zasady wyboru tekstów do antologii świadczą bowiem o wybierającym.
Zwraca uwagę przede wszystkim fakt, że jest to zbiór tekstów przeciw antysemityzmowi. Świadomie jest to zatem prezentacja jedynie fragmentu rzeczywistości. Można by rzec: wybór świadomie tendencyjny. W tej antologii Adam Michnik z pewnością nie pokazuje całej prawdy o polskim antysemityzmie, bo nie drukuje tekstów antysemickich. Pozostawia – jakże urocze sformułowanie! – „czcicielom antysemityzmu” trud sporządzania antologii tekstów antysemickich.
Nikt jednak, biorąc tę książkę do ręki, nie będzie mógł twierdzić – pomimo tak wielkiej liczby znakomitych autorów i ich ważnych wypowiedzi przeciw – że Polska jest krajem, w którym antysemityzm jest nieobecny, bo wszyscy powszechnie go odrzucają i zwalczają. To dobry przykład, że książka z założenia fragmentaryczna, pokazująca tylko jedną stronę problemu, może nie zniekształcać całości obrazu, może nie sugerować, że jest całym obrazem. Stwierdzenie to uważam za istotne ze względu na inne książki historyczne, także o podobnej tematyce, które programowo opisują wycinek rzeczywistości, ale inaczej niż ta publikacja – w taki sposób, że wycinek staje się właściwie całym obrazem; sugerując albo wprost twierdząc, że przedstawiają całą prawdę na dany temat, podczas gdy jest to tylko część prawdy.
Z wielkim szacunkiem przyjmuję decyzję autora antologii o umieszczeniu w niej tych tekstów z lat 1936–1939, które – jak on sam wyjaśnia w przedmowie – dziś dla wielu mogłyby uchodzić za antysemickie. Michnik zachęca do rozumienia tych tekstów w ich historycznym kontekście, nie zaś do ich lektury ahistorycznej.
Nie sposób nie zacytować tu fragmentu przedmowy: „Czytając te teksty, trzeba jednak pamiętać o specyfice czasów, w których były pisane. W owych czasach ktoś, kto głosił, że bojkot żydowskiego handlu jest nie tylko dopuszczalny, ale wręcz jest obowiązkiem moralnym Polaka katolika, lecz w żadnym razie nie można pozwolić na napadanie na żydowskie sklepy, wybijanie w nich szyb, podkładanie petard i bicie kupców, uchodził za niebezpiecznego filosemitę (dość przypomnieć reakcję prasy endeckiej na list pasterski kardynała Hlonda). Ktoś, kto twierdził, że studenci żydowscy powinni w imię własnego honoru, poszanowania uchwał senatów uniwersyteckich, czy tylko zapewnienia spokoju w aulach akademickich zgodzić się na numerus clausus, ale nie wolno ich do tego przekonywać kastetami i żyletkami, zyskiwał opinię «żydoluba» i sam narażał się na pobicie. […] Publicyści najbardziej otwarci na kwestię żydowską głosili program asymilacji, nie bacząc na to, że dla Żydów oznacza on konieczność wyrzeczenia się własnej religii, własnego języka, własnej, bogatej tradycji kulturalno-obyczajowej. Takie to były czasy”.
Tego typu metoda w podejściu do historii – zrozumieć, choć nie usprawiedliwiać – wydaje mi się szalenie istotna w epoce medialnej popularności esejów historycznych, które są prokuratorskie w swej pasji oskarżania winnych i to wedle dzisiejszych standardów, a nie ówczesnych. Część autorów piszących o historii XX wieku patrzy – i na Polskę przedwojenną, i na czasy wojny, i na PRL – wedle kryteriów obowiązujących w wolnym kraju należącym do Unii Europejskiej na początku XXI wieku.
Przy wszelkich oczywistych różnicach dostrzegam pod tym względem metodologiczne podobieństwo ostatnich (bo nie wcześniejszych!) książek Jana Tomasza Grossa i Romana Graczyka. Obaj moralizują, wychodzą od tezy sformułowanej ahistorycznie, abstrahują od rzeczywistego kontekstu i opisują dylematy swoich (anty)bohaterów z perspektywy dzisiejszej, a nie w kategoriach, którymi oni sami się posługiwali. Taki rodzaj publicystyki historycznej ma prawo bytu. Wolno też jednak go oceniać – i akurat kryteria zastosowane przez Michnika w tej antologii pokazują, że można podchodzić do historii inaczej. Rzecz jasna, czynią tak również liczni profesjonalni historycy. Ich głos jednak gubi się we współczesnym medialnym jazgocie, który żywi się konfliktem dwóch stron (najlepiej skrajnie odmiennych).
Wróćmy jednak do Michnika. Przygotowana przez niego antologia to także bardzo dobry przykład na inną tezę, że można być przeciw, ale nie po to, aby być przeciw, lecz aby być za. O co mi chodzi? Otóż występowanie przeciw nienawiści, ksenofobii, rasizmowi, antysemityzmowi łatwo może przekształcić się w występowanie przeciwko innym ludziom, którzy prezentują te postawy. A w perspektywie moralnej chodzi przecież o to, by nienawidzić grzech, a kochać grzesznika. Jak zatem nienawidzić antysemityzm, kochając antysemitę? Oto jest pytanie…
Nie sugeruję bynajmniej, że Adam Michnik zna odpowiedź na to pytanie albo że jest wcieleniem łagodności, która nikogo nie potępia. Twierdzę jedynie, że dokonany przez niego wybór tekstów dowodzi, iż występowanie przeciwko przejawom antysemityzmu w Polsce nie prowadzi do stawania przeciwko Polakom, lecz do obrony polskości i tego, co w niej najlepsze. Ta antologia dobitnie pokazuje, że sprzeciw wobec antysemityzmu powinien być jednym z istotnych elementów współczesnego rozumienia polskości i polskiego patriotyzmu. Zwłaszcza po zagładzie – i dodatkowo po roku 1968 – uleganie antysemityzmowi to cios w serce Polski, a nie w Żydów, bo tych antysemici coraz częściej kreują sobie we własnej wyobraźni. Warto, byśmy powszechnie zrozumieli, że każdy przejaw antysemityzmu w naszym kraju to nie co innego, jak przede wszystkim problem polski. A rozmowa o antysemityzmie powinna być u nas rozmową polsko-polską, nie zaś polsko-żydowską.
Pora na dołączenie perspektywy religijnej. Jeden z nielicznych zarzutów stawianych tej antologii (m.in. przez Jana Woleńskiego i Andrzeja Romanowskiego) to fakt, że Michnik swoim wyborem doprowadził do nadreprezentacji pism katolickich. Owszem, jest tu dużo artykułów zwłaszcza z „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” i „Znaku”, ale sądzę, że to bardzo dobrze – i nie chodzi bynajmniej o to, że sam jestem redaktorem jednego z tych pism.
Rola argumentacji religijnej jest istotna z wielu powodów. Wyjątkowe znaczenie ma przełom, jaki dokonał się w Kościele, zwłaszcza katolickim, w stosunku do Żydów i judaizmu. Nie dlatego że kościelne formy nienawiści wobec Żydów były najsilniejsze, lecz dlatego, że religia – odwołując się do najgłębszych pokładów tożsamości człowieka – ma moc kształtowania ludzkich postaw i zachowań. I dlatego właśnie dla walki z nienawiścią, z niechęcią, z traktowaniem Żydów jako gorszych tak ważna jest droga, jaką przeszedł Kościół: od mówienia w liturgii o przewrotnych i wiarołomnych Żydach; od nauczania pogardy, a w wersji ludowej: mówienia o Żydach, którzy ukrzyżowali Pana Jezusa, więc słusznie należy im się kara i cierpienie – do traktowania Żydów jako starszych braci w wierze, z którymi można się wspólnie modlić.
Zwłaszcza w Polsce akcent na odrzucanie antysemityzmu inspirowane wiarą chrześcijańską wydaje mi się szczególnie istotny, bo postaw moralnych Polaków (w jakiejkolwiek dziedzinie) nie da się skutecznie formować bez aktywnego współudziału przedstawicieli katolicyzmu – jako religii większościowej i silnie wpływającej także na tożsamość narodową. W podobny sposób rozumuje Adam Michnik – głosząc tezę, że Polska będzie taka, jaki będzie Kościół (za co oberwało mu się od Magdaleny Środy, że mówi to samo, co Jarosław Kaczyński) – i to jest właśnie kluczowe uzasadnienie silnej reprezentacji pism katolickich wśród źródeł, z jakich została wybrana ta antologia.
Pozostaje jeszcze fundamentalne pytanie: jak dzisiaj zmagać się z antysemityzmem? Mnie nie odpowiada zjawisko obecne w niektórych kręgach inteligenckich: swoisty wyścig, kto ostrzej potępi antysemityzm, a niekiedy także: kto bardziej przenikliwie będzie tropił jego ślady, również u ludzi, którzy na pewno (dla tropicieli – pozornie) nic z nim nie mają wspólnego. Ofiarą takich podejrzeń padają np. poważni historycy, którzy – jak ostatnio przy okazji publikacji „Złotych żniw” – dowiadują się, że ich dążenia do osadzenia wydarzeń w rzeczywistym kontekście oraz zrozumienia motywacji sprawców w gruncie rzeczy stają się usprawiedliwianiem antysemityzmu i przejawem bezkrytycznego dyskursu heroicznego.
Ostatnio oberwało się za to nawet Pawłowi Machcewiczowi, obecnie dyrektorowi powstającego Muzeum II Wojny Światowej, który we wcześniejszych sporach o polską pamięć historyczną przedstawił najlepszą formułę: „i Westerplatte, i Jedwabne”. Być Polakiem, podkreślał Machcewicz, to (między innymi) być dumnym z Westerplatte i wstydzić się za Jedwabne, „bo wtedy tradycja będzie zarówno bliska prawdzie historycznej, jak i żywa”. Jedno i drugie razem, a nie osobno. Należy uznać obecność w naszej historii i nurtu bohaterstwa, i podłości. Jednego drugiemu nie można zaś przeciwstawiać, instrumentalnie wykorzystywać, manipulować.
Gdy tego typu ludzie uznawani są przez nadgorliwych tropicieli antysemityzmu za zwolenników polskości niepokalanej, przypominam sobie słynną rozmowę na spacerniaku obozu internowania między Tadeuszem Mazowieckim a Sewerynem Jaworskim, przywódcą radykalnego skrzydła NSZZ „Solidarność”. Jaworski, spotkawszy Mazowieckiego, powiedział: „A nie mówiłem, panie Tadeuszu, że trzeba było ostrzej?”. Mazowiecki odparł: „A nie mówiłem, panie Sewerynie, że trzeba było mądrzej?”. Sam też zdecydowanie staję po stronie „mądrzej” niż „ostrzej”…
Ciekaw jestem, jak autor antologii „Przeciw antysemityzmowi” odpowiedziałby na pytanie o to, jak dzisiaj najskuteczniej walczyć z antysemityzmem. Po zapoznaniu się z jego dziełem chętnie zadam mu też kilka innych pytań. Mam nadzieję, że odpowiedzi będą mogli Państwo przeczytać wkrótce, bo już umówiliśmy się na nagranie rozmowy. Zapraszam zatem do lektury – zarówno antologii „Przeciw antysemityzmowi”, jak i następnego numeru „Więzi”.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6/2011 pod tytułem „Przeciw a nawet za”