Język nienawiści to jest sprawa nas wszystkich. Nic się nie zmieni, jeśli dziś każdy z nas nie postanowi, że zacznie od siebie.
Ostatnie słowa prezydenta Pawła Adamowicza brzmiały: „Gdańsk jest szczodry. Gdańsk dzieli się dobrem. Gdańsk chce być miastem solidarności. (…) Jesteście kochani, Gdańsk jest najcudowniejszym miastem na świecie! Dziękuję wam!”. Dziś jego miasto daje przykład całej Polsce, jak zło zwyciężać dobrem. Gdańsk w ostatnim tygodniu stał się europejskim centrum solidarności. Tej solidarności, za którą tak go kiedyś podziwiał świat.
Prezydenta zamordowano w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Symbolika tego zdarzenia jest porażająca. Cios w serce Pawła Adamowicza, cios w serce Orkiestry, której finał od niemal 30 lat był największym świętem dobra w Polsce. Cios zadany w Gdańsku – mieście, w którym urodziła się „Solidarność”, gdzie dokonała się pokojowa rewolucja. Dopiero, gdy zginął człowiek – wybierany tam przez sześć kadencji na prezydenta – zorientowaliśmy się, że zabrnęliśmy za daleko. Ze łzami w oczach patrzyliśmy na zdjęcia jego rodziny. Zrozumieliśmy, że to ona zapłaciła najwyższą cenę za nienawiść, która trawi polskie społeczeństwo.
Mieszkańcy Gdańska gromadzą się od kilku dni na placach miasta, by razem przeżywać żal. Najpierw ich odpowiedzią na cios zadany w serce prezydenta i serce WOŚP były długie kolejki do oddawania krwi, potem do układania pod Europejskim Centrum Solidarności największego na świecie serca ze świec – „światełka do nieba” od mieszkańców dla prezydenta.
Chwycił nas za serce i dał do myślenia gest Piotra Kowalczuka, zastępcy prezydenta Adamowicza, który odwiedził matkę zabójcy, by okazać jej wsparcie w tych trudnych dniach. Wrażenie robi klasa pełniącej teraz obowiązki prezydenta Aleksandry Dulkiewicz i innych współpracowników Adamowicza, którzy proszą, by z tego zła, które się wydarzyło, próbować wyprowadzać jakieś dobro. Żeby ono się rodziło na przekór złu. Magdalena Adamowicz mówi, że nie nosi w sobie nienawiści do mordercy. Ma po prostu żal, że tak bardzo krzywdzono jej męża w ostatnich latach. Zaznacza jednak, że nie chce nikogo obwiniać. Rada Miasta Gdańska apeluje o wzajemny szacunek i deklaruje walkę z mową nienawiści.
To wszystko dzieje się w kraju, w którym chwilę wcześniej Młodzież Wszechpolska wystawiła prezydentowi Gdańska „akt politycznego zgonu”, a prokuratura uznała, że nie jest to groźba ani nawoływanie do nienawiści. W kraju, w którym przez ostatnie miesiące życia Adamowicz był regularnie szkalowany w telewizji publicznej. Mieszkańcy miasta pytają, co udało się zbudować w życiu tym, którzy tworzyli te kłamliwe materiały. Bo po ich prezydencie został na przykład ECS, Teatr Szekspirowski, 600 km dróg rowerowych, Hevelianum, Forum Gdańsk, złoty stadion w gdańskiej Letnicy, a przede wszystkim żywa pamięć tych, którym pomógł w trudnej sytuacji życiowej.
Przedziwne te ostatnie dni. Z jednej strony pęka serce na myśl o tym, co się wydarzyło, z drugiej rośnie na widok tego, co robią szukający wspólnoty gdańszczanie
Język nienawiści to jest sprawa nas wszystkich. O tym, jaka w najbliższych latach będzie Polska, zadecyduje to, co przepływa między nami. Mam świadomość, że nic się nie zmieni, jeśli dziś każdy z nas nie postanowi, że zacznie od siebie. Zaczęłam przepisywać raz po raz zdanie Gandhiego: „Bądź zmianą, którą pragniesz ujrzeć w świecie”. Żeby się trwale wryło w pamięć i wracało na czas.
Któryś ze współpracowników prezydenta Adamowicza mówił, że to był człowiek, dla którego fundamentalne stało się wezwanie Jana Pawła II z Westerplatte z 1987 roku: „Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje »Westerplatte«. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie – jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie”.
To jest taki moment, kiedy wszyscy powinniśmy sobie przypomnieć pytania o przyszłość Polski, jakie stawiał prezydent Gdańska. O wartości, na których chcemy budować.
Paweł Adamowicz powtarzał, że różnorodność jest bogactwem, a nie zagrożeniem. Niedawno napisał książkę „Gdańsk jako wspólnota”. Tu od wieków panowała atmosfera szacunku dla inności, tu mieszały się języki, kultury, wrażliwości – wzbogacając to miasto. W poniedziałek przed Dworem Artusa modlili się przedstawiciele katolicyzmu, protestantyzmu, prawosławia, muzułmanie i Żydzi.
Ktoś powiedział, że dziś Gdańsk jest symbolem odradzającego się dobra. On nam pokazuje, że da się współistnieć pokojowo. Szanować różnorodność.
Kocham Gdańsk, odkąd pamiętam. Z wielu powodów. Przede wszystkim za klimat otwartości i za ludzi, których inność ciekawi, a nie przeraża. Antonina, córka Pawła Adamowicza, mówiła niedawno przez łzy, że tata będzie szczęśliwy, jeśli Gdańsk pozostanie tak kochającym i otwartym miastem, jak w ostatnich dniach. Jego żona dodawała: „Wiem, że Paweł jest tu z nami, że będzie i że będzie dobrym opiekunem tego miasta. Jego śmierć nie pójdzie na marne. Wiem to dlatego, że tutaj wszyscy państwo jesteście. Starsi i młodzi, wierzący i niewierzący”. Poprosiła też Jurka Owsiaka, by wrócił do kierowania orkiestrą.
Zróbmy wszystko, by nie zapomnieć tego, czego nas dziś uczy Gdańsk. By tego nie zaprzepaścić. Żeby z tej gorzkiej lekcji nie została jedynie pamięć o nastroju, w którym byliśmy, słuchając setki razy utworu „The Sound of Silence”.
Przedziwne te ostatnie dni. Z jednej strony pęka serce na myśl o tym, co się wydarzyło, z drugiej rośnie na widok tego, co robią szukający wspólnoty gdańszczanie – dzieląc się dobrymi słowami, życzliwością, oddając hołd człowiekowi, któremu są wdzięczni za to, że ponad 20 lat dbał o miasto, w którym żyją.
To tu nad Motławą w czasach komuny niezliczoną ilość razy śpiewano „Modlitwę o wschodzie słońca”: „Każdy Twój wyrok przyjmę twardy / Przed mocą Twoją się ukorzę. / Ale chroń mnie Panie od pogardy. / Od nienawiści strzeż mnie Boże”. Te słowa w ludziach krążą, nie zostały zapomniane.
Na czym polegała siła „Solidarności”? Na tym, że nie sięgnęła po metody przeciwnika, że z założenia rewolucja miała być bezkrwawa, pokojowa i że nadzieja zwyciężała obawy.
Znów wiatr historii wieje w Gdańsku. I znów rodzi się tu solidarność.