Nigdzie w Europie nie ma tylu grodzonych osiedli, co w Polsce. Stanowią one swoiste kuriozum urbanistyczne, które przyjeżdżają oglądać studenci architektury z całego świata.
Miasto z niedostatkiem planów miejscowych kształtowane jest przede wszystkim przez kapitał. Z uwagi na globalizację gospodarki coraz częściej jest to kapitał międzynarodowy, oderwany od konkretnego miejsca. Rodzi to nową sytuację, w której miasta są kształtowane przez ludzi, którzy nie tylko w nich nie mieszkają, ale mogli nawet nigdy w nich nie być. Urządzanie przestrzeni ludziom mieszkającym na drugim końcu świata, którym nigdy nie spojrzy się w twarz, jest specyficzną sytuacją moralną.
W polskich miastach coraz częściej mamy również problem związany ze zmieniającym się charakterem śródmieść. Brak regulacji powoduje albo nadmierne ich „ubiurawianie” (jak np. w Warszawie), albo zdominowanie przez turystykę (jak np. w Krakowie). W jednym i drugim wypadku mamy do czynienia z zanikaniem śródmieścia, w którym toczy się normalne życie stałych mieszkańców. Centrum miasta zdominowane przez biura pustoszeje po godz. 18:00 i zieje pustką. Nadmierna turystyka z kolei zamienia żywą tkankę miejską w dekorację, miasto traci swój pierwotny charakter.
Ciekawą kwestię stanowią także centra handlowe budowane w centralnych obszarach miast. Tradycyjnie sklepy mieściły się w parterach kamienic, tworząc handlowe pasaże miasta, ożywiając ulice, budując klimat przestrzeni. Zamykanie handlu w budynkach, przenoszenie handlowych pasaży z ulicy do sztucznie wykreowanych przestrzeni, gdzie nic nie jest przypadkowe, wysysa życie z ulicy. Jak zwraca uwagę Jan Gehl, słynny duński urbanista, ulica jest atrakcyjna wtedy, gdy toczy się na niej życie. Gdy można przysiąść na ławce lub przy stoliku w ogródku kawiarnianym i obserwować innych ludzi. W kreowaniu żywych ulic pomocne mogą być sklepy, dlatego wielkie centra handlowe (będące dla małych sklepów morderczą konkurencją) powinniśmy budować na obrzeżach i łączyć je z parkingami typu park and ride, komunikacją miejską i miejskimi rowerami. Ludzie pracujący w centrum mają wtedy szansę dojechać tam transportem publicznym, zrobić zakupy i dalszą podróż do domu odbyć samochodem.
Płotoza
Najbardziej symbolicznym wynalazkiem ostatnich 30 lat wolnej Polski wydaje mi się „płotoza”. Nieposkromiona chęć grodzenia wszystkiego: parków, placów zabaw, budynków użyteczności publicznej, osiedli, ba! – także poszczególnych bloków w ogrodzonych już osiedlach (jak w Marinie Mokotów). Nigdzie w Europie nie ma tylu grodzonych osiedli, co w Polsce. Stanowią one swoiste kuriozum urbanistyczne, które przyjeżdżają oglądać studenci architektury z całego świata.
Płotoza jest zaprzeczeniem solidarności społecznej. Dzieli na uprzywilejowanych, którzy mogą poruszać się zarówno za płotem, jak i wewnątrz niego, oraz tych, którzy mogą poruszać się wyłącznie na zewnątrz
Płot służy odseparowaniu się od innych, jest działaniem segregacyjnym (swoi–obcy), jest potężnym wyrazem lęków. Lęków o swoje bezpieczeństwo, ale też obawy przed spotkaniem z „innym” (biedniejszym, niedołężnym, człowiekiem innego habitusu lub kultury). W XIX-wiecznym klasowym społeczeństwie w jednej kamienicy nieustannie mieszały się różne światy: od frontu mieszkali bogaci, ale tą samą bramą chodzili też ci, którzy zajmowali małe, ciemne mieszkanka w kolejnych oficynach. Jedni i drudzy dzielili tę samą przestrzeń ulicy, bramy, podwórka i widzieli się nawzajem.
Płotoza jest zaprzeczeniem solidarności społecznej. Dzieli na uprzywilejowanych, którzy mogą poruszać się zarówno za płotem, jak i wewnątrz niego, oraz tych, którzy mogą poruszać się wyłącznie na zewnątrz. Wyjmuje z tkanki miejskiej całe połacie i czyni niedostępnym podstawowe tworzywo miasta – ulicę. Tradycyjna urbanistyka opierała się na tkance ulic oraz tworzeniu małych centrów lokalnych (placów, parków, skwerów). Jedne i drugie były otwarte – każdy mógł z nich korzystać. Dopiero modernizm ze swoim hasłem dostępu do światła i zieleni unieważnił ulicę ze zwartą zabudową i zaczął stawiać bloki w wolnej przestrzeni. Następnym krokiem było już wydzielanie całych kwartałów z tkanki miejskiej.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2018.