Zmarł Tim Guido – niemiecki chłopak z zespołem Downa, który 21 lat temu przeżył własną aborcję.
Przed tygodniem, 4 stycznia 2019 roku, po krótkiej i niespodziewanej chorobie płuc, zmarł Tim Guido. Znany był jako „niemowlę z Oldenburga”, bo właśnie tam, na północy Niemiec, w niezwykły sposób zaczęło się jego życie na tym świecie – życie, którego miało w ogóle nie być.
6 lipca 1997 roku chłopczyk przeżył własną aborcję. W badaniach prenatalnych jego matki okazało się, że syn ma zespół Downa. Z tego powodu rodzice zdecydowali się na usunięcie ciąży w siódmym miesiącu (co w tej sytuacji było zgodne z niemieckimi przepisami).
Ku zaskoczeniu lekarzy Tim jednak przeżył. Ważył 690 gramów i miał 32 cm długości. Przez pierwsze dziewięć godzin leżał zawinięty w ręcznik bez żadnej opieki medycznej. Temperatura jego ciała spadła do 28 stopni Celsjusza. Pozostawiony sam sobie, walczył o życie. Dopiero po dziewięciu godzinach personel medyczny szpitala zaczął udzielać mu pomocy.
Lekarze dawali mu rok, maksymalnie dwa lata życia. Jego organizm był wycieńczony przez proces aborcyjny, nie wykształciły się w pełni jego płuca, miał zniekształcone stopy. Protokół z kliniki dziecięcej, do której został przetransportowany po nieudanej aborcji, wymienia kilkanaście poważnych uszkodzeń ciała niemowlęcia.
Szczęśliwie Tim znalazł jednak rodziców zastępczych. Pierwotnie Simone i Bernhard Guido planowali przyjęcie do swojej rodziny zdrowej dziewczynki, chłopczyk błyskawicznie okazał się jednak dzieckiem oczekiwanym. „Od razu pomyśleliśmy, że należy on do nas“ – wspominała na łamach dziennika „Die Welt” Simone. „Miał piękne, radosne, niebieskie oczy. To była miłość od pierwszego spojrzenia. To jak na przyjęciu, gdzie czujesz, że ktoś ci się podoba i myślisz, że to ten właściwy!”.
Tim musiał przejść szereg operacji. Z czasem okazało się, że jest także dzieckiem autystycznym. Nie mówił, miał problemy z zaakceptowaniem otoczenia. „Ale Tim to typ wojownika” – mówiła Simone Guido. Nic dziwnego, skoro wywalczył sobie życie po tak traumatycznych narodzinach…
Z biegiem czasu chłopak zaczął hipoterapię, został przyjęty do specjalistycznego przedszkola, w którym mógł się odpowiednio rozwijać. Najbardziej pokochał delfiny. Terapia z tymi ssakami była jego ulubioną czynnością, podczas której można było zobaczyć jego szeroki uśmiech.
Po latach ergoterapii, licznych operacji i zabiegów Tim zaczął chodzić, grać w piłkę i wygłupiać się ze swoim rodzeństwem. Obok biologicznych synów Marco i Pablo, którzy są starsi od Tima, państwo Guido przyjęli do rodziny jeszcze dwie dziewczynki z zespołem Downa: Melissę i Naomi.
W ostatnich latach Tim coraz częściej widywany był jako młodzieniec z trzydniowym zarostem. Przechodził kolejne terapie, które miały mu umożliwić podjęcie odpowiedniej pracy zawodowej.
Nic nie wskazywało na jego odejście. Boże Narodzenie i wieczór sylwestrowy spędził w gronie rodzinnym. „Był w dobrej formie, mieliśmy przepiękne święta” – mówi Simone Guido. Jego zniszczone podczas aborcji płuca nie wytrzymały jednak ostatniej infekcji. „Jesteśmy bardzo smutni i na razie nie wiemy, jak mamy sobie poradzić z utratą naszego niezwykłego, pełnego życia i promieniejącego radością syna” – napisali w oświadczeniu dla prasy Simone i Bernhard Guido.
Przybrani rodzice Tima na jego 18. urodziny napisali książkę „Tim żyje!”, zabierając głos w kampanii przeciwko późnym aborcjom. Książka ta jest dostępna także w języku polskim.
Na razie odszedł do naszego Taty – Boga Ojca i poczeka w Niebie na swoich przybranych rodziców. Módlmy się, żeby tam też trafili ci biologiczni.