Zdrada – zarówno w życiu, jak i w literaturze – może być albo tragiczna, albo groteskowa. Ale czy to w jakikolwiek sposób zmienia dramat zdradzonego i zdradzającego? Przypadki Anny Kareniny i Emmy Bovary, kobiet, które za swoją zdradę płacą samobójstwem, pokazują, że jednak nie.
Czy Anna Karenina przyszła do Tołstoja we śnie, tak jak wspomina sam pisarz? I kiedy właściwie zobaczył swoją bohaterkę taką, jaką my ją dzisiaj znamy? Nie wiadomo. Proces powstawania dzieła jest równie tajemniczy u geniusza, jak i u zwykłego śmiertelnika. Kiedy i dlaczego narodził się mit Anny Kareniny, który przetrwał do dzisiaj i na który nakłada się także obraz Grety Garbo w oknie wagonu kolejowego na dworcu w Moskwie – tajemnicza twarz za szybą przesłonięta parą. I twarz Tatiany Samojłowej o ogromnych, lekko skośnych oczach, gdy po miłosnym spotkaniu z Wrońskim – w ciemnoniebieskiej, prawie granatowej sukni – piękna i nieobecna myślami przemierza amfiladę pokoi. Jej los w tym momencie jest już przesądzony. A także Anna Karenina Keiry Knightley i ta scena, kiedy przyspieszony rytm wachlarza przechodzi w tętent kopyt Frou-Frou, tuż przed wzięciem ostatniej przeszkody i na moment przed złamaniem karku. Czy już wówczas, gdy Wroński szeptał do Frou-Frou w czułym zapamiętaniu „moja piękna, moja śliczna”, Anna, niewinna ofiara własnej zdrady, leżała pod kołami pociągu?
Tołstoj, powołując Annę do istnienia, pokochał ją i pewnie w wielu momentach mógłby powiedzieć: „Anna Karenina to ja”. Bo chociaż rozpoczynając powieść, miał zamiar napiętnować kobietę złą i wiarołomną, która dopuściła się zdrady, niszcząc swój świat – zarówno ten, który porzuciła, jak i ten, który pragnęła zbudować z Wrońskim – to tragedia Anny Kareniny stała się w gruncie rzeczy oskarżeniem społeczeństwa.
Ono bowiem zawsze rządzi się swoimi prawami, a te mogą zniszczyć każdego, kto ośmieli się żyć według własnych reguł. Kto próbuje ustanawiać własną moralność – jak to chciał uczynić sam Tołstoj – wikłając się w dramat rodzinny, społeczny i religijny[1]. I tak, jak chciała uczynić to Anna. Wprawdzie paralela jest tu dość odległa, ale sama zasada podobna. A właściwie od czasów, gdy Platon postulował wypędzenie poetów z państwa, wręcz taka sama.
Chociaż rozpoczynając powieść, Tołstoj miał zamiar napiętnować kobietę złą i wiarołomną, która dopuściła się zdrady, niszcząc swój świat – zarówno ten, który porzuciła, jak i ten, który pragnęła zbudować z Wrońskim – to tragedia Anny Kareniny stała się w gruncie rzeczy oskarżeniem społeczeństwa
Tylko czy Annę na pewno zniszczyło społeczeństwo, czy to nie ona sama zniszczyła siebie? Czy idąc za głosem własnego serca, nie powinniśmy jednak brać pod uwagę zasad rządzących społeczeństwem, które jest naszym naturalnym środowiskiem życia? Ale bywa przecież, że człowiek, powodowany jakąś wielką wewnętrzną siłą, łamie obowiązujące zasady. Dochodzi wówczas zazwyczaj do życiowego dramatu, czy nawet, jak chciał Tołstoj, do tragedii. Podobne przykłady niezgody między wewnętrznym głosem jednostki a społeczeństwem, które bywa opresyjne, możemy dostrzec w każdej epoce, także i naszej, pozornie demokratycznej i tolerancyjnej. W tym sensie „Anna Karenina” jest powieścią bardzo współczesną, ukazującą mechanizmy rządzące każdym społeczeństwem, niezależnie od epoki.
Nadmiar
Wiktor Szkłowski w biografii Tołstoja wspomina, że Anna Karenina, kiedy po raz pierwszy zjawiła się w wyobraźni swego twórcy, miała być przeciętną kobietą ukaraną za niewybaczalną zdradę. W szkicu, czy może pierwszym zarysie powieści, bohaterka nazywa się Tatiana Sergiejewna, nosi żółtą suknię z czarnymi koronkami, krzykliwą i zbyt wydekoltowaną. Jej strój jest wyzywający, a ona sama prostacka i źle wychowana. Twarz ma rumianą, pozbawioną wdzięku i nieco bezmyślną. Jest wulgarna. Rękaw żółtej sukni raz po raz zsuwa się, odsłaniając ramię. Na pewno nie jest to dama, którą zachwycają się salony. Jej kochankiem miał być „śniady i nieokrzesany” Bałaszow. Złe maniery Tatiany przejawiają się i w tym, że zbyt głośno rozmawia i co chwila podnosi do ust sznur pereł, który przygryza zębami. Zdradę Tatiany i jej romans z Bałaszowem ocenilibyśmy na pewno bardziej jednoznacznie niż uczynek Anny. I na tym właśnie polega wielkość Tołstoja, że Tatiana to na pewno nie Anna.
W którym więc momencie Tatiana Sergiejewna stanie się królującą w arystokratycznych salonach Petersburga i Moskwy piękną, mądrą, dowcipną i utalentowaną Anną Kareniną? Kiedy Tołstoj zobaczy swoją Annę już całkowicie gotową na bal i na romans z mężczyzną, który stanie się jej największą miłością i największym nieszczęściem jej życia, a nie jak w pierwszej wersji, kiedy romans miał być niewybaczalnym cudzołóstwem? „Istotę [Anny] – charakteryzował swoją bohaterkę Tołstoj – przepełniał jakiś nadmiar, który pomimo jej woli przejawiał się to w blasku oczu, to w uśmiechu”[i]. Anna „zaćmiewała swą własną toaletę”, była osobą „naturalną, prostą, wykwintną, a zarazem wesołą i ożywioną”.
Na pamiętnym balu, gdzie ponownie spotyka Wrońskiego, Anna jest zmysłowa, tajemnicza i nieświadomie okrutna. Tołstoj każe nam patrzeć na nią oczyma głęboko zdradzonej i upokorzonej Kitty, która właśnie zrozumiała, że utraciła nie tylko narzeczonego, ale także niewinność i radość idącej na swój najważniejszy bal życia dziewczyny. Anna jest zachwycająca, „ale w tej piękności było coś przerażającego, coś okrutnego”. Kitty nigdy nie przebaczy Annie zdrady, zawiedzionego zaufania. Rozpacz Kitty kładzie się głębokim cieniem na postaci Anny już wtedy, na balu, gdy Anna jest tak bardzo urzekająca.
Gorgona, która była dziewczyną
W 1872 roku na stacji nieopodal Jasnej Polany Tołstoj był świadkiem, jak dręczona zazdrością Anna Zykowa, córka pułkownika, rzuciła się pod pociąg. Kiedy jej kochanek oświadczył się guwernantce synka nieszczęśliwej kobiety, ta spakowała zmianę bielizny i suknię, pojechała do Tuły, potem wróciła do stacji Jasienki, odległej o pięć wiorst od Jasnej Polany. Tam rzuciła się pod pociąg towarowy. Zrobiono sekcję zwłok. Tołstoj widział jej odsłoniętą czaszkę i pokrajane ciało w jasieńskich koszarach. Pisała o tym Zofia Andriejewna, żona Tołstoja, zastanawiając się, „dlaczego Karenina ma na imię Anna i co nasunęło myśl o podobnym samobójstwie?”. Jednak poza imieniem Karenina w niczym nie przypomina Zykowej – w wizji Tołstoja staje się kimś więcej niż ofiarą własnej zazdrości i zdrady.
Rzucając się pod pociąg, Anna Karenina była jednocześnie mściwą Gorgoną i niewinną dziewczyną. Stojąc przy torach, kreśli znak krzyża zapomnianym gestem z młodości. Kiedyś zawsze się żegnała przed kąpielą, zanim weszła do zimnej wody. Na moment staje się na powrót tamtą niewinną dziewczyną: „Ten pospolity gest znaku krzyża wywołał w jej duszy szereg dziewczęcych i dziecinnych wspomnień, i z nagła mrok, przesłaniający jej wszystko, rozstąpił się, a życie stanęło przed nią na chwilę z wszystkimi świetlanymi uciechami, jakie przeszłość jej dała”.
Koła miażdżą jej ciało. Piękna głowa pozostaje nietknięta i groźna, niczym głowa Gorgony. Wroński, który przybywa na stację, już na zawsze zapamięta taki obraz: „Na stole w baraku – bezwstydnie rozciągnięte wśród obcych ludzi – skrwawione jej ciało, jeszcze pełne nie zastygłego życia; odrzucona w tył nietknięta głowa z ciężkimi warkoczami i włosami skręconymi u skroni. […] Usiłował wskrzesić ją w pamięci taką, jaka była, gdy ją spotkał po raz pierwszy, również na stacji kolejowej: tajemniczą, prześliczną, kochającą, tęskniącą do szczęścia i dającą szczęście, a nie okrutną i mściwą, jaką pamiętał z tamtej chwili. Usiłował przypomnieć sobie najpiękniejsze momenty, jakie z nią przeżył, były one jednak na zawsze zatrute. Pamiętał ją jedynie w jej triumfie, gdy spełniła swoją groźbę wywołania w nim nikomu niepotrzebnej a nieukojonej skruchy”.
A przecież Wroński, poza tym, że obudził w Annie miłość, w niczym nie zawinił. Ta jednak okazała się niewystarczająca, aby zbudować na niej sens życia. Nie dlatego, że była za mała – zresztą, jak mielibyśmy ją mierzyć? – ale dlatego, że zatruły ją konsekwencje zdrady, wobec których Anna nie potrafiła pozostać obojętna. Pomiędzy sceną na stacji w Obirałowce, kiedy Anna „odrzuciła czerwoną torebkę i wtuliwszy głowę w ramiona, padła pod wagon na ręce”, a sceną na moskiewskim peronie, gdy poznaje Wrońskiego – a kilka metrów dalej pociąg przejeżdża stróża kolejowego – rozciąga się cała historia miłości, zdrady, winy i kary.
Anna i Emma
Annę Kareninę często porównywano z Emmą Bovary: obie zdradzają mężów, których nie kochają, obie kończą samobójstwem. Jedna jest damą o nienagannych manierach, druga prowincjuszką, żoną wiejskiego lekarza. Anna jest jedną z najbardziej podziwianych kobiet Petersburga. Szanuje męża i ubóstwia synka. Emma jest ofiarą wychowania, jakie otrzymała. Jej dramat to banalna zdrada, a nie miłość do Rudolfa czy Leona. Ale czy zdrada w ogóle może być banalna?
Dramat Emmy, który doprowadza ją do zdrady i tragedii, to pospolite życie, które zmuszona jest wieść. Życie, które stwarza olbrzymi rozziew między jej marzeniami i złudzeniami a rzeczywistością. To częsty, ale jakże istotny powód zdrady – nie tylko miłosnej.
Anna Karenina ani nie jest naiwnie romantyczna, ani nie odgrywa jakiejś roli, jak to robi Emma Bovary. Ale jej zdrada wynika również z rozdarcia, jakie tworzy się pomiędzy rzeczywistym życiem z niekochanym mężem a pragnieniem życia z ukochanym mężczyzną. „Gdybym mogła być dla Wrońskiego czymś innym niż tylko kochanką namiętnie i wyłącznie pożądającą jego pieszczot. Lecz ja niczym innym być nie mogę i nie pragnę” – myśli Anna. Dlaczego ta inteligentna i uzdolniona kobieta, która potrafi konkretnie i bez egzaltacji zajmować się szpitalem w Wozdwiżeńskim, dużo czyta, także książki z dziedziny agronomii, aby pomagać Wrońskiemu w prowadzeniu majątku, pisze własną książkę dla dzieci i wychowuje ubogą angielską dziewczynkę, nie może, nie chce być czym innym?
Bo Anna kocha miłość, a dla niej miłość to Aleksander Wroński. Inaczej niż Emma, nie potrafi rozdzielić miłości od kochanka. Trudno sobie wyobrazić, że jak opuszczona przez Rudolfa Emma mogłaby zmienić obiekt pożądania. Jednak wydaje się, że Anna mimo całej swojej miłości nie umie zdobyć się wobec Wrońskiego na zwykłą dobroć i zrozumienie. On pragnie rozwodu, dzieci, prawdziwego życia z nią, ona uważa, że to świadczy o tym, iż sama miłość mu nie wystarcza. Anna wie, czuje, że miłość to nie abstrakcja, tylko potężna siła. Pragnie tylko miłości, na miłości chce oprzeć swój związek z Wrońskim, dlatego nie godzi się ani na rozwód, ani dzieci. Jedyne dziecko, które dla niej istnieje i które kocha miłością absolutną – jak Wrońskiego – to jej synek Sierioża.
Jednak, na nieszczęście dla Anny, te dwie miłości w żaden sposób i w żadnym punkcie nie mogą się spotkać. Jak dwie energie o dodatnim i ujemnym znaku, wzajemnie się unicestwiają. I dlatego Anna czuje się tak bardzo nieszczęśliwa i zagubiona. Jej życie nie ma szans potoczyć się harmonijnie, bo kochając Wrońskiego, zdradza i opuszcza Sieriożę.
Mazza Willer czy Emma Bovary
Flaubert, podobnie jak Tołstoj, nie od razu ujrzał swoją Emmę Bovary w jej ostatecznej postaci. Najpierw pojawiła się jako Mazza Willer w opowiadaniu „Namiętność a cnota: powiastka filozoficzna”. Jego bohaterami są niewierna żona Mazza, jej zdradzany, nieciekawy mąż bankier oraz uwodziciel Ernest, który Mazzę w końcu porzuca. Oczywiście, jak to u Flauberta – ale pamiętamy, że i u Tołstoja – pisarz znalazł swoje pierwowzory w życiu. Konkretnie w reportażu opublikowanym 4 października 1837 roku w „Gazette des tribunaux”.
W swojej noweli Flaubert opowiada o kobiecie przeciętnej, zwyczajnej żonie i matce, którą pożądanie przekształca w kobietę pozbawioną wszelkich hamulców moralnych, zapominającą o obowiązkach wobec męża i dzieci. Kiedy kochanek wiąże się z inną kobietą, Mazza truje męża i dwójkę dzieci w nadziei, że nieobarczona rodziną, odzyska ukochanego. Kiedy to jednak okazuje się niemożliwe, wypija kwas pruski, powtarzając w myślach: „Szczęście jest snem, cnota pustym słowem, a miłość oszustwem”.
W powieści Tołstoja wiele kobiet z towarzystwa zdradza swoich mężów, choć możemy się tego jedynie domyślać. Trochę jak u Balzaka zdrada jest wręcz wpisana w ideę małżeństwa. Okazuje się jednak, że to nie zdrada przeraża, lecz… autentyczna miłość – uczciwa wobec samej siebie
Czy Emma ma coś z Anny Kareniny, a „Pani Bovary” jest powieścią o miłości? To pytanie wielokrotnie zadawali sobie krytycy. Sama nie mogę doszukać się w nieszczęśliwej Emmie, wychowance przyklasztornej szkoły, a następnie żonie wiejskiego lekarza, żadnych cech Anny. Marzenie Emmy o wyzwoleniu z męczącego, przeciętnego życia poprzez kolejne romanse nie ma nic wspólnego z miłością. Emma nie jest postacią tragiczną, raczej groteskową. To, co ją spotyka, nie wynika z wysokich pragnień duszy, którymi Tołstoj obdarował Annę.
Jeżeli już Emma jest tragiczna, to przez swoją nijakość, małość, próżność i ograniczoność. Jej upadek jest tak banalny, że przez to staje się tragiczny. Kiedy ją poznajemy, „pragnie mieszkać w jakimś starym zamczysku, jak te kasztelanki o wydłużonych stanikach, które pod rzeźbionym w kształt trójliścia ostrołukiem dnie całe spędzały z łokciem na kamiennej balustradzie, z twarzą na dłoni, aż zjawi się w oddali rycerz w białym pióropuszu, galopujący na karym rumaku”. Rycerz się nie zjawia, ale zjawia się wiejski lekarz, Karol Bovary, który ocali ją od życia na ubogiej fermie ojca.
Niestety będzie miał jej do zaoferowania jedynie los żony prowincjonalnego lekarza, przykutej do tej egzystencji szybkimi narodzinami córeczki. Znudzona Emma marzy o tym, aby być heroiną romantycznego romansu i to marzenie jest dla niej istotniejsze niż sama miłość. Nie ma w niej szczerości bohaterki Tołstoja, która w swój miłosny dramat, w swoją zdradę, została niejako wrzucona przez los wbrew własnej woli, na skutek takich a nie innych cech swojego charakteru, intelektu, wrażliwości. Anna jest naturą, dla której miłość jest ważniejsza niż zasady społeczne, obowiązek czy przysięga małżeńska. Można powiedzieć, że jej wina to decyzja o wyjściu za mąż bez miłości. Nie przewidziała – może zbyt mało znała samą siebie – że nie potrafi tak żyć, że brak miłości do męża zrujnuje, ogołoci jej duszę. Ale decyzja o odejściu od męża i podjęcie życia z Wrońskim również rujnuje jej duszę, bo Anna ma charakter i zasady.
Historia Emmy to zupełnie odmienna opowieść. O kobiecie, która nie ma zasad ani charakteru. Jej głowa pełna jest obrazów z kiepskich romansów, w których się rozczytuje. Wydaje się, że Flaubert, w przeciwieństwie do Tołstoja, nie ma ani cienia sympatii do swojej bohaterki. Prawdziwie tragiczną postacią jest Karol Bovary, płaczący przy łóżku umierającej wiarołomnej żony.
Zdrada – zarówno w życiu, jak i w literaturze – może być albo tragiczna, albo groteskowa. Ale czy to w jakikolwiek sposób zmienia dramat zdradzonego i zdradzającego? Przypadki Anny Kareniny i Emmy Bovary, kobiet, które za swoją zdradę płacą samobójstwem, pokazują, że jednak nie.
Mistrz ironii
„Pani Bovary” jest książką nieprzyjemną i ironiczną. Przed rokiem 1840 jej autor przeczytał „Fizjologię małżeństwa” Balzaka i mogłoby się wydawać, że z jego fascynacji tą powieścią narodzi się nieco inna Emma Bovary. Balzak przedstawia niewierne żony jako osoby nieprzeciętne, poza małżeństwem odzyskujące osobowość i osiągające wreszcie pełnię dojrzałości. Autor „Fizjologii małżeństwa”dowodził, że zdradzająca żona, aczkolwiek jej zachowanie wywołuje społeczny zamęt, jest niewinna, bo pchnęli ją do tego kroku mężczyźni. Utwór wzbudził oczywiście ogromne kontrowersje i wywołał burzliwe dyskusje.
„Le Feuilleton des journaux politiques” z 17 marca 1830 roku zarzuca autorowi „błazeński ton w kwestiach, które dotykają fundamentów budowli społecznej”. Z kolei Pierre Larousse widzi w „Fizjologii”utwór frywolny i zauważa: „w tej książce Balzaka można znaleźć tylko kpinę z małżeństwa”. Na zakończenie cytuje ostry sąd Saint-Beuve’a z „Revue des Deux Mondes” z 15 listopada 1834 roku, który nazywa utwór „mieszanką zjadliwości i sprośności w żartobliwym tonie”.
Młody Flaubert znajdzie się pod wielkim wpływem tej powieści, a cudzołóstwo będzie dla niego słowem, w którym „jest jakaś słodycz, czarowna woń; stanowi ono temat każdej opowiedzianej historii, każdej książki napisanej ku rozkoszy młodzieńców, którzy doszukują się w nim poezji łączącej upojenie z ogniem piekielnym”. Flaubert oznajmia: „kobieta cudzołożna jest bardziej kobietą niż jej potulna siostra”[2].
Dlaczego więc, o ile zdanie to mogłoby doskonale pasować do Anny Kareniny, tak bardzo nie pasuje do Emmy, która jest nieautentyczna do tego stopnia, że staje się wyłącznie – według zamysłu Flauberta – nieudolną aktorką, co chwila próbującą innej roli? Przez krótki czas gra rolę idealnej małżonki, ale bardzo szybko się nią nudzi, podobnie jak rolą matki. Wdaje się w romans z niedoświadczonym Leonem, aby za chwilę zamienić go na wiejskiego dziedzica Rudolfa Boulangera, wyrafinowanego kobieciarza. Kiedy Emma stanie się kochanką Rudolfa, nareszcie poczuje się dobrze, jakby znalazła godną siebie rolę – heroiny udawanego, nieautentycznego romansu.
Jak inaczej niż bal Anny wygląda bal Emmy. W opisie Flauberta w zamku miejscowego arystokraty Emma jest jedynie nieudolną statystką, nie zaś jak Anna główną bohaterką balu. Całą tę scenę przenika ironiczny styl Flauberta i dystans wobec postaci Emmy. Ironia przebija tu z każdego szczegółu. Można powiedzieć, że tak ogromna różnica między Emmą a Anną kryje się w samym stylu Flauberta. Tołstoj jest moralistą, Flaubert ironistą. W niczym to nie zmienia dramatu zdrady, w który uwikłane są obie kobiety.
Skandal
Dla Anny i Wrońskiego najważniejsza jest miłość, ale także życie w wewnętrznej prawdzie – ich miłość jest czymś więcej niż zdrady Stiwy Obłońskiego, który w swojej niemoralnej i rozbrajająco dziecięcej naiwności oświadcza, że trudno powstrzymać się przed kradzieżą rogala, który jest świeży i jeszcze ciepły, nawet jeżeli człowiek jest najedzony. To stwierdzenie u nikogo, oczywiście poza Lewinem, nie wywołuje zgorszenia.
Jednak Anna, opuszczając męża dla kochanka, wywołuje skandal. Tym większy, że pozycja społeczna jej męża jest bardzo wysoka. Jeszcze na długo przedtem, nim dojdzie do otwartego zerwania z Kareninem, od momentu pojawienia się Wrońskiego, wokół Anny zaczyna narastać atmosfera skandalu. Na moskiewskim balu, kiedy Anna ukazana jest jedynie poprzez rozpacz Kitty i nieprzytomny zachwyt Wrońskiego, wyczuwamy już, że dzieje się coś, na co świat nie wyrazi zgody.
W powieści Tołstoja wiele kobiet z towarzystwa zdradza swoich mężów, choć możemy się tego jedynie domyślać. Trochę jak u Balzaka zdrada jest wręcz wpisana w ideę małżeństwa. Okazuje się jednak, że to nie zdrada przeraża, lecz… autentyczna miłość – uczciwa wobec samej siebie. W powieści Tołstoja już sam widok twarzy Anny, „widok twarzy kobiecej przeistoczonej miłością” wywołuje niepokój. Żywioł miłości to coś zupełnie innego niż żywioł salonowej zdrady. W oczach wielkiego świata Anna staje się kobietą wiarołomną i niebezpieczną dla spokoju ludzi z towarzystwa.
„Kiedy wybucha publiczny skandal, jesteśmy świadomi okrutnego widowiska – winowajczyni zostaje zaszczuta na śmierć przez społeczeństwo, które nie może jej darować tego największego zuchwalstwa, zlekceważenia praw społecznych” – pisze Wiktor Szołowski w swojej biografii Tołstoja. Można więc dopuścić się cudzołóstwa, byle tylko z zachowaniem form, jak czynią to Betsy Twerska i Stiwa Obłoński. Świat wymaga pewnej dozy hipokryzji, a Anna i Wroński myślą tylko o swojej miłości, o tym, by uszanować wewnętrzny nakaz moralny.
Anna w pewnym momencie rezygnuje nawet z rozwodu, ponieważ byłby to jeszcze jeden krok wymierzony przeciwko mężowi, wobec którego i tak czuje się winna. Anna i Wroński wierzą, że ich miłość jest dość silna, by wypełniła im życie. Jednak, kiedy wyjeżdżają do Włoch i zmuszeni są unikać rosyjskich turystów, aby nie spotkać znajomych czy choćby znajomych znajomych, czują już, że znaleźli się w sytuacji fałszywej i trudnej do zniesienia.
Zdrada zarówno niszczy formę, jak i burzy treść każdego życia. Także światowego życia Anny Kareniny i prowincjonalnego Emmy Bovary
Dlaczego w fałszywej, skoro ich miłość jest prawdziwa? – pyta Tołstoj. Ponieważ skazani są na to, by należeć do społeczeństwa, do własnej klasy społecznej, a życie poza społeczeństwem jest po prostu niemożliwe. Według Tołstoja miłość musi mieć nie tylko swoją wewnętrzną dynamikę, ale także dynamikę zewnętrzną: oparcie w życiu społecznym, które miłości nadaje formę i sens. Zdrada zarówno niszczy formę, jak i burzy treść każdego życia. Także światowego życia Anny i prowincjonalnego Emmy.
Zatrzaśnięte
W trakcie pierwszej i ostatniej wizyty Lewina w moskiewskim mieszkaniu Anny i Wrońskiego wydawca, znajomy Anny, chce pokazać Lewinowi jej książkę dla dzieci. Mówi: „naprawdę bardzo warto”. Chciałabym bardzo przeczytać książkę Anny Kareniny dla dzieci, którą pisała, nie mogąc pogodzić się ze stratą Sierioży, i co może jeszcze gorsze, nie potrafiąc pokochać córeczki, którą miała z Wrońskim – małej Ani. O czym mogłaby być jej książka dla dzieci? Na pewno byłaby pisana z myślą o Sierioży i Ani, którzy w przyszłości mogliby ją przeczytać.
Chciałabym tę książkę kiedyś odnaleźć na półce w nieistniejącej bibliotece książek nigdy nienapisanych. Anna nie przywiązywała jednak do tej książki żadnej wagi. Mówi do Lewina, że jej „pisanina” to coś w rodzaju rzeźbionych pudełeczek, które wykonują więźniowie, aby wypełnić czymś czas, nie zwariować, a może także w ramach resocjalizacji. Anna, podobnie jak Emma, czuje się więźniarką zatrzaśniętą we własnym życiu, a raczej w niezaspokojonych pragnieniach duszy. Anna i Emma są trochę jak siostry, obie winne zdrady i współwinne swemu nieszczęściu.
„Mnie pomsta, ja oddam – mówi Pan” – motto zaczerpnięte z Listu do Rzymian (12,19), którym Tołstoj opatrzył powieść, było przedmiotem wielu interpretacji i sporów. Co w istocie miał na myśli pisarz, umieszczając je w swojej genialnej powieści?
Wikientij Wieriesajew, rosyjski pisarz i lekarz zanotował w swoich „Wspomnieniach”:
„Wiosną 1907 r. wracałem z zagranicy i z Warszawy jechałem w jednym przedziale z panem, który okazał się M. S. Suchotinem, zięciem Tołstoja. Mówiliśmy oczywiście wiele o Tołstoju. [...] Powiedziałem między innymi Suchotinowi, jak rozumiem znaczenie epigramatu do «Anny Kareniny»«Mnie pomsta, ja oddam – mówi Pan».
W powieści widzimy głębokie odbicie oblicza duchowego Tołstoja, jego niezachwianą wiarę, że życie jest w istocie swej jasne i radosne, że twardą ręką prowadzi ono człowieka do szczęścia i harmonii i że sam człowiek jest winny, jeśli jest głuchy na jego wołanie. W małżeństwie z Kareninem Anna była tylko matką, nie żoną. Bez miłości oddawała Kareninowi to, co może być radosne i jasne tylko w miłości, bez niej zaś staje się brudem, kłamstwem i hańbą. Żywe życie tego nie znosi. Siła jakby od Anny niezależna, tak odczuwa to sama Anna, wyrywa ją z jej potwornego życia i rzuca naprzeciw nowej miłości. Gdyby Anna czysto i uczciwie zawierzyła tej sile, otworzyłoby się przed nią nowe życie, pełne harmonii.
Ale Annę ogarnął strach, nędzny strach przed osądem ludzkim, przed utratą swojej pozycji w społeczeństwie. Kłamstwo zbrukało głębokie, jasne uczucie, które przekształciło się w zakazaną rozkosz, spłyciło się i zmętniało. Anna pogrążyła się w miłości, stała się wyłącznie kochanką, jak przedtem była wyłącznie matką. I na próżno usiłuje żyć swoją sprzeczną z naturą, pustą miłością. Tego żywe życie także znieść nie może. Pohańbione, rozdarte na dwoje, bezlitośnie zabija duszę Anny.
I tutaj można tylko w milczeniu pochylić czoło przed sprawiedliwością wyższego sądu: jeśli człowiek nie jest posłuszny tajemniczemu pełnemu radości wołaniu, rozbrzmiewającemu w jego duszy, jeśli nieśmiało przemyka obok największych radości, które niesie mu życie – któż ponosi winę z to, że ginie w mroku i mękach? Człowiek pogwałcił lekkomyślnie własne «ja» – i wielkie prawo, jasne w swym okrucieństwie, mówi: «Mnie pomsta, ja oddam – mówi Pan».
Suchotinowi zapłonęły oczy: «To oryginalne. Ciekawe jak odniósłby się do tej interpretacji Lew Nikołajewicz, gdyby mu to opowiedzieć». «Michale Siergiejewiczu! Trzymam pana za słowo. Bardzo proszę, niech pan opowie i później napisze do mnie. Nie mam wątpliwości, że sam Tołstoj ujmuje epigramat nie w ten sposób, ale znać jego opinię to takie ciekawe!»”[ii].
23 maja 1907 roku Wikientij Wieriesajew otrzymuje wreszcie list z Jasnej Polany:
„Wielce Szanowny Wikientiju Wieriesajewiczu!
Proszę nie sądzić, że zapomniałem porozmawiać z Lwem Nikołajewiczem na temat epigramatu do «Anny Kareniny». Po prostu nie było okazji, by go zapytać, ponieważ, jak to już Panu wspominałem, L.N. nie lubi dyskutować na temat swoich utworów beletrystycznych. Dopiero w tych dniach znalazłem odpowiednią chwilę i zapytałem go o «Mnie pomsta, ja oddam – mówi Pan». Niestety, z odpowiedzi Jego wynika, że racja jest po mojej, nie po Pańskiej stronie. Piszę «niestety», ponieważ rozumienie epigramatu przez Pana odpowiada mi znacznie bardziej od rozumienia go przez L.N. Moim zdaniem Pańska interpretacja podobała się również L.N. bardziej niż jego własna.
W każdym razie, gdy na jego pytanie wyjaśniłem, z jakiego powodu chciałbym wiedzieć, jak on rozumie epigramat, odpowiedział: «Tak, to pomysłowe, bardzo pomysłowe. Powtarzam jednak, co już miałem okazję tłumaczyć, że przy wyborze epigramatu kierowała mną po prostu chęć wyrażenia myśli, że całe zło dokonane przez człowieka pociąga za sobą w konsekwencji całą gorycz płynącą nie od człowieka, lecz od Boga. Doznała tego na sobie samej Anna Karenina. Tak, pamiętam, że to właśnie chciałem powiedzieć»”[iii].
Bibliografia:
L. Tołstoj, „Anna Karenina”, t. I–II, tłum. K. Iłłakowiczówna, Warszawa 1965.
W. Szkłowski, „Lew Tołstoj. Biografia”, Warszawa 2008.
R. Lis, „Ręka Flauberta”, Warszawa 2012.
H. Balzac, „Komedia ludzka”, t. XX, tłum. T. Boy-Żeleński, Warszawa 1958.
F. Brown, „Gustaw Flaubert: W niewoli słowa i kobiet”, tłum. L. Niedzielski, Warszawa 2008.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 4/2018 pt. „Tragiczna albo groteskowa”
[1] Tołstoj stworzył nową doktrynę społeczno-religijną: „tołstoizm”. Zapłacił za to ogromną cenę – został ekskomunikowany i wydalony z Cerkwi. Jego poglądy, aby wszystko rozdać ubogim, stały w sprzeczności ze zdroworozsądkowym podejściem do życia jego rodziny – stąd ucieczka z domu, dramatyczne chwile przed śmiercią. Wydaje mi się, że pisząc o Annie Kareninie, Tołstoj chciał się rozprawić ze społeczeństwem, również we własnym sumieniu.
[2] To zdanie dzisiaj nie ma już ostrza, które miało w czasach Flauberta, Balzaca i Tołstoja. Ale może właśnie dlatego, że wychowaliśmy się na wielkich powieściach XIX w. i one także, w jakimś sensie, kształtowały naszą świadomość, pokazując blaski i cienie zdrady, a także tragedie wynikające z rozmaitych wyborów.
[i] Wszystkie cytaty z „Anny Kareniny” podaję za: L. Tołstoj, „Anna Karenina”, t. I–II, tłum. K. Iłłakowiczówna, Warszawa 1965.
[ii] W. Wieriesajew, „Wspomnienia”, cyt. za: W. Szkłowski, „Lew Tołstoj. Biografia”, Warszawa 2008.
[iii] Tamże.