Zima 2024, nr 4

Zamów

Literatura polska przez dekadę żyła pod panowaniem „Lodu”

Jacek Dukaj. Fot. Anna Zemanek / Wikimedia Commons / CC BY-SA 4.0

W dominującym na rynku księgarskim wyścigu szczurów oraz nieustannym poszukiwaniu coraz młodszych twórców, Jacek Dukaj prezentuje coś znacznie mniej popularnego: ciężką, wieloletnią pracę oraz niespożytą wyobraźnię. Ponad 10 lat temu ukazał się „Lód”.

Rasputin, Piłsudski, Tesla, Ojciec Mróz i Benedykt Gierosławski, człowiek, który nie istnieje – czy mógłbym wybrać lepiej? Towarzystwo z najwyższej półki, a w powieści „Lód” Jacka Dukaja są ożywieni i nakreśleni z werwą oraz niesamowitym rozmachem. Najmniej znany spośród nich, główny bohater powieści, Benedykt Gierosławski, w niczym nie ustępuje przywołanym sławom: nałogowy hazardzista, wybitnie uzdolniony matematyk, hulaka, wreszcie awanturnik zaplątany w sytuacje bez wyjścia. Jakie jest bowiem wyjście z sytuacji pomiędzy Bogiem a Historią, miłością a przeznaczeniem?

Wygrywa powieść

„Lód” Dukaja spełnia z nawiązką oczekiwania literatury w Polsce ostatnich kilku, kilkunastu lat. I bez tych uwag wstępnych ani rusz. Po pierwsze, otrzymujemy wreszcie powieść. Patrząc wstecz na laureatów literackiej Nike to pomiędzy „Gnojem” Kuczoka a „Traktatem o łuskaniu fasoli” Myśliwskiego jest różnica nie tylko kilkuset stron, ale również różnica ciężaru doświadczeń życiowych każdej z nich. Cóż, zdawało się, że trzeba się uzbroić w cierpliwość, poczekać razem z prozaikami, aż za jakiś czas staną się pisarzami. Wybawienie przyszło z najmniej spodziewanej strony. Dukaj, reprezentant literatury „fantastycznej” dał nam powieść, na którą czekaliśmy. Po drugie, „Lód” jest powieścią niemal klasyczną, opartą na XIX-wiecznym kręgosłupie. Mamy w niej tak pomijane przez ostatnich twórców długie opisy przyrody (zachwycające), trwające po kilka, kilkanaście stron dialogi oraz monologi będące w istocie mini traktatami o sprawach najważniejszych – Bogu, ojcostwu, przeznaczeniu…Po trzecie, niesłychana wyobraźnia i pracowitość. W dominującym na rynku księgarskim wyścigu szczurów oraz nieustannym poszukiwaniu młodych i coraz młodszych twórców oraz cudownych objawień, Dukaj prezentuje coś znacznie mniej popularnego: ciężką, wieloletnią pracę oraz niespożytą wyobraźnię.

I wreszcie: fabuła. Fabuła, której sprawozdawczy opis w żaden sposób nie wyczerpie. Mówimy wszak o książce liczącej ponad 1000 stron gęstej prozy. Bo jak napisać o rzeczywistości, w której nie wybuchła I wojna światowa, nie ma Polski, imperium rosyjskie skute jest lodem, a po ziemi wędrują przedziwne lute, anioły Mrozu? Bo jak opisać, że w rzeczywistości Mrozu zamarza prawda i fałsz? To Królestwo Niebieskie czy kraina potępienia? Zadanie Benedykta Gierosławskiego, by dotrzeć do Ojca Mroza i prosić o wyzwolenie Polski spod lodu, jest w rzeczywistością stawką o rzeczy również inne, co wcale nie znaczy, że pomniejsze.

Historia odmieniana przez przypadki

Z wielu tematów, które są rozważane na kartach powieści, moją uwagę przykuwają rozważania Dukaja o historii. Pod tym pojęciem bohaterowie „Lodu” rozumieją zupełnie różne rzeczy: jedni widzą tu Boga, inni z kolei Historię, czyli metafizyczny sens istnienia świata, jeszcze inni odczytują tu Opatrzność Bożą, wreszcie są tacy, dla których to po prostu relacja pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Jedną z myśli przewodnich jest niezmienność, czyli zamrożenie. Zastygnąć w światopoglądzie zerojedynkowym, prawda fałsz, nic ponad to. To echo słów z Ewangelii Mateusza: „Nie wasza mowa będzie: tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37). Nie mieć wątpliwości, tylko pewność samą, zamiast pytań, same odpowiedzi – któż by tak nie chciał? W Kraju Lutych, a więc wszędzie tam, gdzie panuje zima, ludzie nie mają snów, nie dostają z talii od razu pokera, nie ma marzeń. Kto przybył z krain Lata, zamarza – zastyga – takim, jakim jest momencie przybycia. Nie zakocha się nagle, nie nawróci się, nie wyzdrowieje, nie wpadnie na genialną myśl – zamarzło się.

W fabularny sposób Dukaj prowadzi jedną z najciekawszych dyskusji: o jakiego Boga wołam? Czy pragnę Boga Niezmiennego, czy Boga Miłosiernego? Bohaterowie tu i tam wołają o przebaczenie, ale miłosierdzie należy do porządku szaleństwa, miłosierdzie należy do porządku Lata… Bóg z Kraju Lutych mówi tylko prawdę, najwłaściwszym językiem komunikacji pozostaje zatem matematyka, dogmatyka, logika. Jeden z bohaterów, starzec Aczuchow, stwierdza: „Jak mogę umrzeć – bez przeszłości? Jak mogę zostać zbawionym – bez przeszłości? Jak wy możecie żyć – bez przeszłości? (…) Bo jeśli nie ma Historji – nie ma człowieka!”. Wspaniałe są te zdania, bowiem trafiają w sedno przesłania chrześcijaństwa. Jego centralnym miejscem jest jednak doświadczenie przebaczenia. Jezus nie jest naiwnym pocieszycielem, rozdającym swoje przebaczenie na lewo i prawo jak byle promocję. Przeciwnie, z kart Ewangelii wynika, że udziela przebaczenia wtedy, gdy grzesznik sam przyznaje się do winy.

Waga rozmyślań w prozie Dukaja jest znaczna: bohaterowie mówią rzeczy istotne, nie prowadzą dialogów niepotrzebnych

Jeszcze inny bohater, doktor Konieszyn, zauważa: „Historja może istnieć tylko pod Lodem: nie ma Historji, gdy nie istnieje przeszłość. Pozostawieni każdy w swoim Teraz (…) – oto co dostajemy: wojnę, chaos, zniszczenie (…)”. Waga rozmyślań w prozie Dukaja jest znaczna: tu bohaterowie mówią rzeczy istotne, nie prowadzą dialogów niepotrzebnych. Czy pewność zerojedynkowa, prawda-fałsz, ochroniłyby ludzkość od rzucania się sobie do gardeł?

Jakkolwiek nie zamierzam zdradzać swoich odczytań „Lodu”, nadmienię, że powieść skrzy się od intryg, pościgów, pojedynków, miłości i miłostek, pracowni alchemicznych i salonów towarzyskich. Imponują nie tylko badania historyczne, których podjął się Dukaj do zilustrowania ubioru, zastawy stołowej, czy kwestii politycznych przełomu wieku XIX i XX. Bardziej jeszcze zdumiewa wyobraźnia pisarza. Jeśli bowiem wszystko skute jest lodem, jak wygląda kwestia opału, podróżowania, jak intensywności światła wpływa na wzrok, jak metale i głazy wytrzymują temperaturę ujemną? Rozwiązania pisarza są iście inżynierskie: autor zaplanował świat, nad którym doskonale panuje. Ot, choćby jeden przykład: gdy ruszasz w pościg nie szukasz śladów na ziemi, tam zmarzlina i kilka rodzajów śniegu, ale patrzysz na otwory pozostawione przez sylwetki w lodowatej mgle. Osobną kwestią są postacie historyczne, jak Piłsudski czy chociażby Rasputin, których twórca „Lodu” obrazuje w sposób niezwykle oryginalny. To pełnokrwiste charaktery, posiadające swoje ambicje, marzenia, trawiące ich wewnętrzne demony. Szczególnie Piłsudski w wydaniu Dukaja musi budzić zaskoczenie: z uporem na granicy obłędu, świat cały by sprzedał, byleby ojczyznę odzyskać.

I na koniec chciałbym zwrócić uwagę na jedno, zdawałoby się niepozorne, zdanie, które pojawia się jakby mimochodem w trakcie jednej z wielu dyskusji. „Bracia Karamazow” są opowieścią o synach, czy o ojcach raczej? Kwestia ojcostwa – rozpatrywana zawsze w znaczeniu metafizycznym – przewija się nieustannie na kartach powieści. Benedykt Gierosławski zmierza do swego ojca, który w jakiś sposób stał się figurą tajemniczą, Ojcem Mrozem. W trakcie swej podróży bohater zaneguje, jak i potwierdzi, własną relację synowsko-ojcowską, a czytelnik pozostanie z niejasnym przeczuciem, że znów są tu subtelne odwołania do Ewangelii.

Zimna dekada

Wesprzyj Więź

Nie sposób wyczerpać bogactwa „Lodu”. Próbował tego Janusz Opryński w sztuce teatralnej, ale rzecz nie znalazła uznania wśród krytyków. Zamiast czterogodzinnego spektaklu pewnie potrzeba wielkiego filmowego dzieła, jak to zrobił Peter Jackson z „Władcą pierścieni”. Może geniusz współczesnego kina, Christopher Nolan, mógłby się z tym zmierzyć? Choć z ciekawością obejrzałbym takie dzieło, to nie jestem przekonany, że film udźwignąłby cały ciężar „Lodu”. Jego siła to wciąż język, genialne przedstawienie historii Polski, silne odwoływania do kultury, do kanonu lektur (Prus, Sienkiewicz), do tych specyficznych duchowych melodii, na które tak wyczulony jest polski duch.

Gdy patrzę wstecz widzę to wyraźnie: literatura polska przez dekadę żyła pod panowaniem „Lodu”. Gdyby nie to wielkie dzieło – dosłownie i w przenośni – zapewne nie powstałyby „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk, ani inne, monumentalne cykle powieściowe (np. Elżbiety Cherezińskiej).

Wiem jedno: gdyby miało nie być „Braci Karamazow”, to „Lód” ich zastąpi. Po latach oczekiwań i zawodów, oglądania się na arcydzieła przeszłości, nagle literatura zrobiła krok dalej. To szczęście widzieć, jak to dzieje się za własnego życia. Że żyło się w dekadzie „Lodu”, pod jego literackim panowaniem. Słowem: zamarzło i długo, oj długo, nie będzie odwilży.

Podziel się

1
Wiadomość