Jesień 2024, nr 3

Zamów

Przyjaciołom ateistom (ostatnio dość irytującym)

Jerzy Sosnowski. Fot. Marcin Kiedio

Przyznaję z zakłopotaniem, że takiego natężenia nienawiści do chrześcijaństwa, jakie widzę u wielu moich znajomych, nie pamiętam nawet z „Trybuny Ludu”. Słyszało się, że „religia to opium dla mas”, ale jednak nie, że religie są przyczynami wszystkich (!) wojen i zbrodni.

Zupełnie mnie nie dziwi, ale szczerze martwi proces, który obserwuję (na razie) w internecie. Oczywiście jest to miejsce bardzo szczególnych obserwacji socjologicznych: próbka jest przesunięta w stronę ludzi raczej młodych niż starych, raczej z większych miast, niż z miasteczek i wsi, na dodatek stanowi ten wycinek społeczeństwa, na który składają się dusze jakoś pokrewne obserwatorowi (np. jego znajomi z facebooka) – słowem: statystyk ma prawo wzruszyć ramionami. Z drugiej strony akurat moi znajomi to często publicyści, pisarze, społecznicy itd. – innymi słowy tzw. osoby opiniotwórcze. Nie jest to nisza o zerowym wpływie na stan opinii publicznej. Dlatego tego, co się w niej dzieje, nie należy, mimo wszystko, lekceważyć.

A dzieje się mianowicie to, co – pochwalę się, choć proroctwo było raczej łatwe – przewidywałem już kilka lat temu: że żyrowanie wyczynów naszej paleoprawicy przez niemałą część polskich biskupów i procentowo zapewne zbliżoną liczbę polskich księży wytworzy klimat zgody na agresywną laicyzację naszego myślenia i, w następstwie, naszego życia.

Zanim, zwolenniku laicyzacji, żachniesz się na mnie, proszę: przeczytaj spokojnie drugą część mojego wywodu.

Roszczenia

W każdym nowożytnym państwie, w którym część obywateli to ludzie religijni (dowolnego wyznania), a część to zdeklarowani ateiści, laicyzacja stanowi naturalny proces, który w dodatku akurat chrześcijanin może z czystym sumieniem popierać. Czym innym, jeśli nie programem takiej laicyzacji, jest zdanie Jezusa „oddajcie cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie”? Zachętą do tolerancji dla ludzi, żyjących inaczej, niż jesteśmy skłonni podejrzewać, że należy, jest także pouczenie, że kąkolu spomiędzy pszenicy nie należy wyrywać przed czasem ostatecznym, to znaczy przed końcem historii.

Chrześcijaństwo, być może dlatego, że powstało w multikulturalnym imperium rzymskim, od początku (a raczej: na początku) niosło wyraźne rozgraniczenie sfery sacrum i profanum. Chrześcijanie do tego stopnia dystansowali się zrazu od państwowych środków przymuszania do czegokolwiek, że do czasu edyktu Konstantyna niespecjalnie lubili słowo „religia”, bo właśnie z tymi środkami im się kojarzyło. Potem, to prawda, upoiła naszych przodków fatalna wizja christianitas. Ale po, bagatela, kilkunastu wiekach przyszło im przypomnieć sobie, że w świecie, w którym żyją pospołu ludzie wierzący i niewierzący, istnieje sfera dóbr doczesnych – państwo, wspólna kultura – będących słusznie przedmiotem troski jednych i drugich. Nie wszystko musi być poświęcone, żebym to cenił.

W entuzjazmie dla ludzkiej wolności, który podzielam, mamy skłonność do uznawania, że tę wolność odbiera mi człowiek, który moje czyny ocenia negatywnie

W Polsce ta świadomość istnienia pozytywnej laicyzacji – jasno wyrażona w konstytucji duszpasterskiej „Gaudium et spes” z grudnia 1965 roku – jest przytłumiona przez wypadki historyczne. Najpierw, niezależnie od tego, jaka była polityka papiestwa, rzymski katolicyzm był czynnikiem sprzyjającym narodowej odrębności w zaborze rosyjskim i pruskim. Po 1918 roku Kościół stał się, nolens volens, siłą państwowotwórczą. Po kolejnej wielkiej wojnie, w warunkach komunistycznych, znów okazał się elementem identyfikującym wspólnotę przeciwko nieakceptowanej władzy. Kiedy umarł prymas Wyszyński (o skłonnościach endekoidalnych, ale i przenikliwym umyśle politycznym, który by zapewne ostrzegał go przed formułowaniem za daleko idących roszczeń) zaczęło wśród hierarchów narastać przekonanie, że za te lata oporu należy się naszej instytucji nagroda: wyróżnione miejsce w odzyskanym państwie. Nie był to dobry pomysł.

Przelotnie (patrząc z perspektywy całości dziejów) pojawił się w latach 70. interesujący modus vivendi, którego ostatnim przejawem była preambuła do Konstytucji, opracowana przez Tadeusza Mazowieckiego: „wszyscy obywatele Rzeczypospolitej, zarówno wierzący w Boga będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł…”. W tym sposobie myślenia zakładano – zgodnie z umiarkowaną koncepcją laicyzacyjną – że istnieje pewien zestaw zasad etycznych, podzielanych przez wspólnotę narodową, a różnice pojawiają się dopiero w sposobie ich uzasadniania. Ale znamienne, że w 1997 roku dla wielu katolików było to ZA MAŁO, gdy dla wielu ateistów było to ZA WIELE. Jako reakcja na ewidentnie roszczeniową koncepcję Kościoła rodziły się podstawy agresywnej laicyzacji, którą od zwykłej laicyzacji odróżniam.

Debata w piaskownicy

Co rozumiem przez „agresywną laicyzację”? Jest to radykalne rozumienie bliskiego mi (!) hasła prywatyzacji religii. Wyraża się dziś ono w przekonaniu, że religia winna być dla człowieka wierzącego sprawą nie tyle prywatną, ile intymną. Charakterystyczny – nawet dość zabawny, choć, jak to bywa z dowcipami, nie bardzo smaczny – był mem, którym szerowano na FB z wielkim entuzjazmem: przypisywane pewnej brytyjskiej aktorce porównanie religii z… penisem, że niby nie ma nic złego w tym, że go posiadasz, pod warunkiem, że go publicznie nie okazujesz. W epoce, która wstyd (jako efekt tresury w warunkach przemocy symbolicznej) ma za zło, człowiek wierzący dowiaduje się ze zdziwieniem, że zdaniem jego przyjaciół ateistów ma się swojej wiary wstydzić. Oczywiście, że ten postulat ma charakter reaktywny: skoro od wielu katolików ateista słyszał tyle razy, że jest człowiekiem gorszym, moralnie ułomnym, nie trzeba było dużo czasu, żeby zrobił to, co najprostsze, czyli się odwinął. To jest debata (?) na poziomie piaskownicy: „a tobie gil leci z nosa! – Nie, to tobie gil leci z nosa”.

Przykłady można mnożyć, sięgnę po kilka z ostatnich dni. Ktoś pisze z oburzeniem, że będzie odprawiona msza za duszę Jadwigi Unrużanki, wdowy po Stanisławie Ignacym Witkiewiczu – co traktuje jako kolejne przejaw katolskiej uzurpacji, bo Witkacy był niewierzący (nb. wdowa chyba nie, ale to okazuje się nieistotne). Przyznaję, że zachwycony w młodości Witkacym wiele razy modliłem się za jego duszę (nie wdowy) i ani mi do głowy przyszło, że jest w tym geście cokolwiek innego niż wdzięczność – i nadzieja, że Bóg wierzy w wielkich artystów, nawet jeśli oni nie wierzą w Niego. Odpowiedź: „ale robiłeś to prywatnie” to oczywisty powrót do wspomnianej koncepcji penisa.

Umarł biskup Tadeusz Pieronek. I oto jeden z internautów pozwala sobie na komentarz (przywołuję z pamięci): „O co tyle hałasu, skoro tylko jeden?”. Jestem dziwnie spokojny, że poza tym piętnuje prawicową mowę nienawiści. Nie mogę teraz znaleźć odpowiedniego cytatu (FB jest pod tym względem studnią bez dna, jeśli się od razu czegoś nie skopiuje, rzecz ginie w powodzi innych), ale uderzyło mnie, że wśród wypominanych zmarłemu – w ogóle słusznie, choć niekoniecznie zaraz po śmierci – niesympatycznych wypowiedzi znalazła się także i oczywista z punktu widzenia ortodoksji. Naturalnie można rozmaite poglądy formułować oględniej lub obcesowo, ale oczekiwanie, że biskup katolicki będzie np. chwalił życie bez ślubu, to jednak dziwactwo.

Odpowiedzialność za teksty, które dzisiaj produkuje się bez chwili autorefleksji, spada w znacznej części na mój Kościół. W tym sensie: doigraliśmy się, drodzy współwyznawcy, pycha kroczy przed upadkiem

Na wszelki wypadek dodam, że szeregowy katolik winien trzymać się, jak mi się zdaje, zasady „nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”, natomiast biskup ma prawo, a nawet obowiązek, przypominać o tym, jak wyglądają zasady. Ale to choroba, która nas toczyła już w latach 90.: w entuzjazmie dla ludzkiej wolności, który podzielam, mamy skłonność do uznawania, że tę wolność odbiera mi człowiek, który moje czyny ocenia negatywnie (mimo że nie robi nic innego, tylko stwierdza, że JEGO ZDANIEM żyję niewłaściwie). Jakby warunkiem wolności było powstrzymywanie się od wyrażania opinii, że jeden sposób życia podoba nam się bardziej niż inny. Za trudne okazuje się zrozumienie, że można domagać się liberalizacji PRAWA i jednocześnie twierdzić, że nie wszystkie sposoby wykorzystania owego zliberalizowanego prawa są równie dobre (skądinąd nie twierdzę wcale, że śp. biskup Pieronek tak właśnie czynił).

I ostatni przykład: w okresie Bożego Narodzenia zaroiło się na FB od triumfalnych wypowiedzi, że 25 grudnia został wyznaczony z powodów astronomicznych (najdłuższa noc), bez związku z rzeczywistym dniem narodzin Jezusa z Nazaretu, że tego dnia były wcześniej obchody narodzin Mitry, a w ogóle to w wielu religiach pojawia się motyw narodzin bohatera z dziewicy, jakby nie było to abecadło wiedzy religioznawczej, które chrześcijanin zna i w żaden sposób mu to nie przeszkadza – ale żeby to zrozumieć, trzeba o chrześcijaństwie wiedzieć odrobinę więcej, niż wynika z „Boga urojonego”. Ano właśnie, patronuje temu wszystkiemu Richard Dawkins (wybitny uczony i kiepski filozof) oraz pochodzące od niego przekonanie, że nie ma różnicy między wiarą w Chrystusa a wiarą w latający dzbanuszek, Potwora Spaghetti i tak dalej. Jeśli nie jestem ateistą, jestem przygłupem – takim oto przesłaniem częstują mnie moi przyjaciele ateiści.

Zacietrzewienie i tandeta

Na moją alergię na tę agresywną laicyzację – to znaczy dążenie do tego, żeby ludzie wierzący wstydzili się na samą myśl, że są ludźmi wierzącymi – wpłynęły zapewne doświadczenia z dzieciństwa. Propaganda państwowa w okresie PRL była antyreligijna – z wyjątkiem lat 80., kiedy reżim Jaruzelskiego „skracał front”, bo miał większe problemy niż wiara obywateli. Ale muszę przyznać z zakłopotaniem, że takiego natężenia nienawiści do chrześcijaństwa, jakie widzę u wielu znajomych (których poza tym lubię), nie pamiętam nawet z „Trybuny Ludu” (w każdym razie z późnych lat 70.). Słyszało się, że „religia to opium dla mas”, ale jednak nie, że religie są przyczynami wszystkich (!) wojen i zbrodni (jakby Stalin, Hitler i Pol Pot byli ludźmi wierzącymi…).

W latach 60. władza oburzała się na list biskupów polskich do niemieckich, ale nie twierdziła, że Kościół katolicki to organizacja zbrodnicza, którą należałoby zdelegalizować. Zdarzały się artykuły o tym, że Jezus z Nazaretu nigdy nie istniał, ale jednak nie, że wiara w Boga dowodzi braku wykształcenia i niskiego IQ. Komuniści, jak się okazuje, byli lepiej wyedukowani od dzisiejszych „nowych ateistów” i zdawali sobie sprawę, że to ostatnie zdanie bije rykoszetem w takie postaci jak Goethe, Mickiewicz, Słowacki, Martin Buber, Czesław Miłosz… i jeszcze szereg innych.

Wesprzyj Więź

Jeszcze raz powiem: zdaję sobie sprawę, że odpowiedzialność za te teksty, które dzisiaj produkuje się bez chwili autorefleksji, co się wypisuje, spada w znacznej części na mój Kościół. W tym sensie: doigraliśmy się, drodzy współwyznawcy, pycha kroczy przed upadkiem. Nie zmienia to faktu, że owe teksty to efekt zacietrzewienia, które uwodzi myślową tandetą, jaką z całą pewnością jest myśl religioznawcza Dawkinsa, niewykraczająca poza przezwyciężony dawno dziewiętnastowieczny scjentyzm. A także, że – zgodnie ze smutną regułą, iż nieraz, walcząc z wrogiem, przejmujemy jego najgorsze cechy – stanowią one groteskową kopię kiepskiego (!) misjonarstwa: myśl tak jak ja, albo przepadnij.

Kościół taki, jaki widzimy w Polsce, pogrążony jest w oczywistym także dla wielu katolików kryzysie i wymaga bardzo poważnej naprawy. Kiedy ktoś go krytykuje rzeczowo, kiwam głową (ze smutkiem, ale kiwam), a czasem jeszcze to i owo dokładam od siebie. Kiedy ktoś zwierza się ze swojego ateizmu, sięgając po wyrafinowane argumenty (np. Iwana Karamazowa…), słucham uważnie. Ale kiedy ktoś robi z fenomenu wiary, z kultury, którą ta wiara wyhodowała, zbiór idiotyzmów, niegodnych uwagi, a ludzi w sutannach wyklucza z kręgu bliźnich szanowanych jako ludzie (wyklucza nie na podstawie tego, kim jest ten czy inny duchowny, tylko dlatego, że jest duchownym!) myślę sobie: odbierasz coś, człowieku, zarówno sobie, jak i mnie. Mnie – prawo do godności, bo mam inny światopogląd niż ty (gdy ja tego NIE ROBIĘ i nieraz broniłem cię przed współwyznawcami). Sobie zaś odbierasz kontakt ze znaczną częścią kulturowego dziedzictwa. Które ma wartość niezależnie od tego, czy przyjmujesz jego religijne fundamenty, czy też nie.

Tekst ukazał się 28 grudnia na blogu Jerzego Sosnowskiego. Śródtytuły pochodzą od redakcji

Podziel się

3
Wiadomość

Choć zgadzam się z Panem, że ateiści (do których się zaliczam) są często dość irytujący i potrafią być równie fanatyczni jak wyznawcy różnych religii, nie uważam, że przypominanie o tym, że Święta Bożego Narodzenia zostały ustanowione w czasie świąt pogańskich związanych z przesileniem zimowym jest od razu atakiem na wiarę i wskazywaniem, że religia to zbiór idiotyzmów. Dla mnie jest to raczej obrona przed zarzutami chrześcijan i innych ateistów o to, że niewierzący choć nie uznają narodzin Chrystusa chcą również obchodzić w tym czasie święta – cieszyć się pierwszą gwiazdką, choinką, blaskiem świec, wieczerzą w gronie rodziny, czy nawet – o zgrozo – przełamać się opłatkiem. Jest to raczej wskazanie, że w tym czasie świętujemy od wielu pokoleń, często zachowując te same rytuały, choć pozbawione pierwotnego sensu (czy jakiegokolwiek sensu), że świętujemy tak samo, choć zmieniały się religie, że jest to tradycja, która nie dla wszystkich musi nieść ze sobą religijne przesłanie. Jest to element naszej kultury, do którego też mamy prawo i próbujemy to uzasadnić, nawet jeśli brak nam filozoficznej podbudowy. Dlatego będę przypominać o Sol Invictus, czy Szczodrych Godach, by uzasadnić moje prawo do świętowania, a nie odbierać sens czyjejś wierze.

To już chyba krańcowa forma ewangelicznej zasady nadstawiania drugiego policzka.
Mieć znajomych, którzy lżą (bo czymże innym jest ostentacyjne wyrażanie nienawiści do chrześcijaństwa wobec kogoś z kim się jak twierdzi przyjaźni), a mimo wszystko dalej ich lubić.
A może to już przejaw masochizmu?

Panie Jerzy! Szanowni Państwo!

To natężenie „tramwajowego ateizmu” nie jest autentyczne. Jest ono wywoływane przez służby wrogiego nam państwa w celu skłócenia nas wewnętrznie (co się udaje, bo jesteśmy jako społeczeństwo do tego skłonni) oraz poróżnienie nas z resztą cywilizowanego, demokratycznego świata. To drugie, zresztą, wydaje mi się celem pierwotnym i podstawowym. To jest wojna! Hybrydowa, informacyjna i cyfrowa. Owocem tej wojny jest coraz częstsze w zachodnich mediach kwalifikowanie Polski nie jako państwa Europy Środkowej, czy nawet wprost – Zachodniej, jak jeszcze do niedawna, tylko do państw Europy Wschodniej.

Jeżeli nie wierzy Pan (i Redakcja) w zewnętrzną inspirację i podżeganie w tej sprawie, to proszę sobie przypomnieć połowę roku 2015 i wybuch potężnej internetowej kampanii antyuchodźczej i antyimigracyjnej. To bardzo prawdopodobne, że przyczyniła się ona do zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, choć nie sądzę, by to było jej pierwszym i zasadniczym celem. Do dziś ruskim trollom udaje się od czasu do czasu rozpalić gdzieniegdzie jakiś zgrabny flame war, którego uczestnicy nagle odkrywają, że mogą się między sobą wyłącznie nienawidzić? Po co to było wtedy i po co jest teraz? Ano po to, żeby Europa zobaczyła, jak podzielonym i antyeuropejskim społeczeństwem jesteśmy. Po to, żeby w demokratycznych elitach Europy wzbudzić do nas obrzydzenie oraz przekonanie, że Polakom można co najwyżej dawać pieniądze, ale zrobić niczego pożytecznego z nimi się nie da. Stajemy się dla Europejczyków społeczeństwem antypatycznym i odpychającym, a potencjalnie wrogim. I to był i jest cel podstawowy tych działań. W interesie Federacji Rosyjskiej jest niszczenie więzi społecznych, gospodarczych i politycznych Polski z integrującą się zachodnią częścią kontynentu. To wystarczy, by osłabić i Polskę i Europę.

Trzeba się przed tym bronić! Trzeba myśleć, jak skutecznie obnażać bezsensowność i szkodliwość uczestnictwa w tym nieświętym dziele. Przede wszystkim – nie karmić trolli! Nie brać udziału w wojnach sieciowych! Uczyć się rozpoznawać dyskusje, w których brak sensownego dążenia do rozsądnej i wyważonej konkluzji, zaś rosną złe emocje, polaryzacja poglądów i wzajemna nienawiść. Wskazywać dyskutantom prawdziwe cele tych kampanii – i opuszczać je, by nie dawać im paliwa. To jest wojna inna niż wszystkie! Nie da się jej wygrać! Można tylko nie brać w niej udziału, a ściślej – angażować się w jej pacyfikację. Nie być jej żołnierzem. Nie być swoim własnym wrogiem!

Pozdrawiam

„o pedofilę”
Hm, ciekawe jest że ateiści tak bardzo zasłaniają się pedofilią, ale Daniel Cohn-Bendi pedofil w radzie europejskiej który sam się chwalił jak w latach 70-tych jako pracownik w przedszkolu zachęcał dzieci do tykania jego penisa i sam stara się aby pedofilia została wykreślona z rejestru chorób psychicznych i uznać za orientację seksualną już ateistom nie przeszkadza? Ciekawe? Hipokryzja? Czy może walka z konkurencją, o „frykasy i ananasy’

Panie Michale,

Chyba zachowam Pana wpis, ponieważ jest on trafnym opisem jak od lat odbieram otaczające nas zjawiska.

Antyimigracyjna histeria z 2015 roku wysłała do chyba każdego obywatela w Europie jasny przekaz – Polacy ksenofobami, Polska już bardzo politycznie brunatna. Udało się: my i oni!
My – obciążeni obowiązkami Europejczycy i oni Polacy, którzy – jak zwykle – niedojrzali, nieprzewidywalni, unikają obowiązków i odpowiedzialności (choć jest przecież najczęściej przeciwnie).
Co więcej, ten utrwalony już stereotyp skutecznie blokuje nasze szanse w sytuacji gdybyśmy sami stali się uchodźcami (o co w naszej ojczyźnie nie trudno).

Pracuję w Szwecji, jestem zasadniczo przeciwnikiem imigracji w tej formie w jakiej odbywa się ona w tamtym północnym kraju.
Niemniej – wizerunkowo i politycznie – to Polska przegrała.
Trzeba było trochę dojrzałej polityki i rozegrać sytuację korzystnie (co – podkreślam – nie musi oznaczać otwarcia granic dla kogokolwiek).

Nawiązując do spraw religijnych i artykułu: jest dokładnie tak, że wojna chrześcijańsko-islamsko-ateistyczna służy antagonizacji.
Służy wrogom wspólnej Europy, gdyż mamy szczęście żyć na kontynencie, którego spuścizna kulturowa (i religijna – to się oczywiście łączy) wykształciła społeczeństwa tolerancyjne, wyznające podobne wartosci etyczne i moralne, niezależnie od religijnych deklaracji.

To wielka siła i wartość, która niestety słabnie na naszych oczach.

Standardowe podejście pseudokatolika do ludzi, którzy nie mają klapek na oczach, szkoda że tak gorliwie nie walczysz o prawdę gwalconych przez tych czarnych pedofilów dzieci, szkoda że nie wspominasz jakie to pałace budują sobie Ci najwierniejsi biskupi, szkoda na samym końcu że zapomniałeś jak to przez kilkaset lat wierni w imię tej religii zabijali gwalcili i pladrowali. Byc może dlatego że obecny kościół stara się wymazać wszystko co zle pokazując tylko martyrologie kościoła ludzie są tak wrogo do niego nastawieni. Proponuję zacząć od siebie – czyli od kościoła, a później oczekiwać tego od innych.

Zawsze powtarzam, że „wojujący ateista” jest takim samym fundamentalistą jak inni, ale autor w swoim tekście też postępuje dokładnie w taki sposób, jak jego przyjaciele – ateiści. Zarzucając Dawkinsowi „tandeciarstwo”, oceniając go jako „kiepskiego” filozofa sięga do tych samych sposobów działania tych, którzy agresywnie zwalczają religię, sięga po argumenty ad personam, a nie konstruktywną polemikę. Cóż, przyganiał kocioł garnkowi.

Jeszcze jedno biedactwo, które nie rozumie, że w demokracji każda koncepcja, każdy pogląd, każda wiara i religia moze analizowane i krytykowane. Chrześcijanie cały czas rozwodzą się nad ułomnościami ateistów i ateizmu, więc czemu sam,i domagają sie dla siebie przywilejów?

1. Nie słyszałem, żeby wg kogoś religia była przyczyną WSZYSTKICH wojen. Ale jest faktem, że przy wielu konfliktach miała zasadnicze znaczenie i co najmniej zagrzewała strony do walki, dając każdej przekonanie, że Bóg czy ich bogowie są z nimi – podział Indii, rozpad Jugosławii, Irlandia Północna, ISIS…
Hitler osobiście wierzący nie był, ale jego żołnierze też mieli pasy z napisem „Gott mit uns” i swoich kapelanów. Holokaust też byłby trudniejszy do przeprowadzenia, gdyby nie powszechna wśród katolików niechęć do Żydów. Wystarczy poczytać cokolwiek o Polakach ukrywających Żydów – najbardziej bali się sąsiadów, bo Niemcy pojawiali się od czasu do czasu, a sąsiedzi często donosili.

2. Po roku 1918 Kościół katolicki nie stał się siłą państwowotwórczą. Kościół katolicki popierał koncepcję „Polak=katolik”, która wykluczała ze wspólnoty połowę obywateli. To było działanie antypaństwowe, odśrodkowe, i faktycznie doprowadziło do tragicznych skutków. Nie twierdzę, że bez palenia cerkwi przez polskie władze nie byłoby konfliktu z Ukraińcami i rzezi wołyńskiej, ale konflikt byłby mniejszy a ofiary mniej liczne.

3. Kościół nie tylko stwierdza, że JEGO ZDANIEM niektóre osoby postępują niewłaściwie, ale domaga się, aby jego zdanie zostało podstawą prawa państwowego. W szczególności wspomniany w tekście biskup Pieronek domagał się zakazu pracy w szkole dla homoseksualistów.

4. W określaniu Kościoła jako organizacji przestępczej jest przesada, ale też zbrodnia pedofilii nie była tylko przypadkiem – choćby częstym – wśród indywidualnych duchownych, ale była systemowo wspierana przez Kościół jako instytucję. Od Tylawy do Bostonu te przestępstwa tuszowano, księdza przenoszono na inną parafię. Problem nie w tym, że uniknął kary, ale że mógł dalej krzywdzić dzieci. Gdy zaś w roku 2005 jeden z francuskich biskupów został symbolicznie ukarany (miesiąc w zawieszeniu) za ukrywanie dowodów, otrzymał list poparcia od prefekta Kongregacji ds. Duchowieństwa z Watykanu (źródło: La Croix, nie Dawkins).

5. Wstydzę się za wiele wypowiedzi moich braci w niewierze, ale takie są społeczne realia: wśród obrażanej mniejszości nie każdy zdobywa się na niuanse. Na przykład gdy Polska była podporządkowana ZSRR, ludzie powszechnie klęli na „Ruskich” nie dodając, że nie dotyczy to Sacharowa czy Bułhakowa.

„Irytująca” postawa ateistów może brać się z tego, że dla katolika każdy nie-wierzący to ateista a nie po prostu człowiek. Od którego on odróżnia się tym, że jest człowiekiem wierzącym. Ale nie. Musi koniecznie przypiąć łatkę a-. Czy człowiekowi niewierzącemu konieczne do zdefiniowania siebie jest istnienie boga? Jakiegokolwiek? Nie. Więc po co w tym dyskursie dookreślać drugą stronę jako przeczącą wartościom istniejącym jedynie po drugiej stronie?
Nawet przytoczony fragment Preambuły Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej pokazuje, jak bardzo poodwracane są pojęcia i jak zawłaszczona jest przestrzeń Najwyższych regulacji państwowych, skoro za punkt wyjścia obiera się społeczeństwo ludzi wierzących I INNYCH. A dlaczego nie odwrotnie, o ile w ogóle? W czym ważniejsza dla człowieka wierzącego jest Konstytucja przez zapisanie w niej odwołania do Boga? Będzie jej bardziej przestrzegał? Patrząc na obecną władzę – śmiech na sali.
A swoją drogą artykuł zawiera masę manipulacji (dość charakterystycznych). Np. stwierdzenie, że współczesna epoka wstyd ma za zło. Co to za brednie? To, że ktoś uznaje, że nie należy epatować publicznie nader prywatną sferą czyjegoś życia nie oznacza, że ta sfera jest wstydliwa. No, ale jak pięknie można taką insynuacją ukierunkować narrację… :/

Autor zarzuca zacietrzewienie i tandetę zarazem ślizgając się po temacie. Napisał „Ale to choroba, która nas toczyła już w latach 90.: w entuzjazmie dla ludzkiej wolności, który podzielam, mamy skłonność do uznawania, że tę wolność odbiera mi człowiek, który moje czyny ocenia negatywnie (mimo że nie robi nic innego, tylko stwierdza, że JEGO ZDANIEM żyję niewłaściwie).” tylko jakoś mu „umkły” powody organizacji Czarnych Marszów i zaangażowanie KRK w politykę, obrona pedofilii.

Co powie niekatolickim rodzicom dziecia, który został potraktowany, jak mebel, i wystawiony z klasy, bo „wigilia”. A na próbę rozmowy w temacie dostają po łbie cepem „tradycji” z rąk zdewociałej dulskiej udającej wycho dziecia i pedagoga. Bo takich przypadków przez ostatnie dwa tygodnie przed świętami na grupę wsparcia wrzucano kilka dziennie. Więc się normalnym ludziom ulewa i jadą po bandzie na poziomie zrozumiałym dla drugiej strony.

I tak od razu – nie ma czegoś takiego, jak „wojujący ateizm”. Są tylko ludzie, którym nachalna obecność cudzej religii we wszelkich aspektach się ulała. Czy fakt, że ktoś nie pozwala na przysłowiową „mszę na matematyce” oznacza, że jest wojującym ateistą? Nie – on żąda, by religia wróciła na swoje miejsce i nie zawłaszczała miejsc wspólnych, takich jak szkoła. A realia są takie, że dla fanatyków religijnych protest przeciwko „mszy na matematyce” jest walką z ich religią i jadą ciurkiem dyrdymałami, że ktoś zabrania im wiary. Nie, nie zabrania. Każe z nią wracac do kościoła.

Sęk w tym, że miejsce wiary jest nie tylko w kościele, jak Pan napisał, lecz w życiu. Podobnie jest z wszystkimi naszymi najważniejszymi przekonaniami. Chcemy wszak je nie tylko prywatnie wyznawać, lecz nimi żyć. A to oznacza także: wchodzić w przestrzeń wspólną, gdzie wszystko musi się ucierać.

Nie w moim życiu. Nie życzę sobie nachalnego „molestowania religijnego” przy byle okazji. Poza tym – proszę nie mylić „życia zgodnie z przekonaniami” z „wtrynianiem swoich przekonań w cudze życie”. Wyprowadzanie dziecia z klasy tylko dlatego, że nie jest katolikiem, a Wy „musicie” uczynić zadość „tradycyjnej wigilii BN” w dowolnym dniu grudnia mimo, że ta ma miejsce 24 grudnia, jest objawem waszej buty, arogancji, kompletnym zaprzeczeniem przekonań, które sobie przypisujecie.

1. Ależ oczywiście że skoro Pan nie wierzy, to miejsce wiary nie jest w Pańskim życiu. Ale styka się Pan z ludźmi, w których życiu wyraża się ich wiara – bynajmniej nie poprzez narzucanie jej komukolwiek. Dlatego nie może im Pan powiedzieć, jak wcześniej Pan napisał, żeby wracali ze swą wiarą do kościoła.
2. Z pewnością nie mylę „życia zgodnie z przekonaniami” z „wtrynianiem swoich przekonań w cudze życie”. Nie ma Pan żadnych podstaw, by tak o mnie myśleć.
3. Jeśli dąży Pan do dialogu, a nie do konfliktu, prosiłbym o rozmawianie ze mną, a nie z jakimś „wy”, z którym się nie utożsamiam.

1. Jeśli stykam się z kimś, kto nie narzuca mi swojej wiary, to między nami nie ma tematu wiary. Więc o czym mowa?
2. Myli Pan, gdyby Pan nie mylił nie stawiałby znaku równości między opisaną przeze mnie sytuacją z dzieciem wyprowadzanym z klasy z powodu swojej niekatolickości a ludźmi, których wiara dla mnie nie istnieje z prozaicznego powodu nie poruszania tej tematyki między nami.
3. Odezwał się Pan w konkretnym wątku, dotyczącym konkretnych i powtarzalnych po Waszej stronie postaw. Nie rozmawiamy o Panu, tylko o zbiorowości, do której Pan przynależy.

Ależ Pan nie chwyta kwestii podstawowej, że wiara właśnie przejawia się w życiu człowieka wierzącego na wiele sposobów – choćby przez imperatyw miłości bliźniego. To wcale nie znaczy, że drugiego człowieka nie można kochać bez wiary. Ale to znaczy, że styka się Pan z przejawami wiary, nawet nad tym się nie zastanawiając. I tam jest temat wiary między ludźmi. Bo wiara chrześcijańska to nie wiara w krasnoludki, lecz – wiem, że osoba niewierząca tego nie zrozumie – spotkanie z Osobą, z największą Miłością. To spotkanie jest zobowiązujące dla mojego życia. Dlatego wiary nie można sprowadzić do prywatności, do kultu, do świątyni.
A odzywam się tu, bo jestem redaktorem tego właśnie katolickiego pisma, na którego stronie www może Pan pisać cokolwiek Pan uważa o wierze i Kościele. I usiłuję tu rozmawiać z Panem, a nie ze zbiorowością.

Panie Zbigniew Nosowski oczywiście, że wiarę należy sprowadzać do prywatności, kultu i świątyń.
A wie Pan dlaczego? Bo inaczej mamy proceder ewangelizacyjny rozszerzający się na świat.
Wy macie nakaz ewangelizacyjny od swego Boga nie ateiści, nie agnostycy. To wy narzucacie tym samym słowo boże wszystkim w koło, nawet i szczególnie tym, którzy sobie tego nie życzą.

To wy robicie to od wieków nieudolnie lub bardziej udolnie i wyrafinowanie, bo tak kazał wam wasz Bóg, a przynajmniej wasze jego rozumienie. Wiara, w piekło za grzechy, czy życie wieczne w niebie za uczynki dobre, to wasza mrzonka, tego co będzie po śmierci nie nasza.
My wam mówimy NIE w szerzeniu (często na siłę) tej waszej wizji zaświatów, bo nas oględnie powiem nie interesuje.

Macie bardzo wielką przypadłość, zaszczepioną wam prze sektę kleru katolickiego. Nie potraficie zrozumieć, że my nie chcemy waszych wizji, waszego ewangelizowania Europy i świata. Waszej chrystianizacji i zawierzaniu jakiemuś mitycznemu bóstwu Polski, miast, instytucji itp. Nie rozumiesz Pan, że jesteście w tym bezgranicznie nachalni i nieugięci od wieków?
Macie swoje domy, macie swoje miejsca kultu ale instytucje wspólne dla nas wszystkich zostawcie wolne od swoich mrzonek, jak nie chcecie mieć kolejnej wojny o podłożu religijnym.

Działacie jak każda sekta i się dziwicie, że ludzie coraz częściej mówią STOP. Ale jak wy to pięknie ubieracie w wzniosłe słowa, jak Pan tu wyżej w miłość do bliźniego itp. Każda sekta tak mówi. I jak cwanie z naszego STOP robicie z siebie ofiary a z nas barbarzyńców.

Wiara chrześcijańska nie różni się zbytnio od innych wiar i kultów ludzkości. Z tym, że tylko bóstwa i ich nazwy się zmieniają. Sposoby działania podobne, schemat ten sam. Kara, strach przed nią i obiecanka posłusznym nagrody w niebiosach.

Panie Nosowski zrozum Pan, to już coraz mniej działa. A też przeminie jak wiele wiar i kultów dawniej. Tylko kler katolicki wkłada swego Boga tam, gdzie chwilowo nauka jeszcze nie ma odpowiedzi. Jak odpowiada, to kler przesuwa i wtyka Boga gdzie indziej, gdzie zaś chwilowo nauka jest bezradna. Bóg jakby na to nie spojrzeć jest w defensywie, ale odgryza się jak może, gdyż jest bóstwem zazdrosnym i mściwym. Tak to ten sam, tata Jezusa, lub on sam w trzech osobach (pogubić się można w mrzonce).

Co było do udowodnienia… Czyli: dziękuję za potwierdzenie słuszności tekstu Jerzego Sosnowskiego.

Imperatyw miłości bliźniego polegający na zawłaszczaniu wszelkiej przestrzeni publicznej, tudzież wyprowadzaniu niekatolickiego dziecia z klasy z powodu „wigilii”? Serdecznie dziękuję za taką „miłość bliźniego”.

Panie Zbigniew Nosowskiej. Autor artykułu sam się zaorał. Bo potwierdził rzecz znaną, że jak się wam w tej waszej ewangelizacji innych i zawłaszczaniu przestrzeni publicznej mówi grzecznie, delikatnie dosyć, to wy tego nie rozumiecie.
A jak się ostro huknie STOP, to krzyczcie i robocie z siebie ofiary i że my jesteśmy chamscy i barbarzyńscy i że atakujemy waszą wiarę.

Ten schemat potwierdził już na początku XX wieku pionier polskiej psychologii profesor Witwicki.
A pan ten schemat potwierdził. Błędne koło. Łagodnie Wam mówić nie dociera, bo macie swoją misję, ostro powiedzieć to też nie dociera, bo krzyczycie, żeśmy chamy i barbarzyńcy.

Ależ nonsensem jest twierdzenie, że „Jeśli stykam się z kimś, kto nie narzuca mi swojej wiary, to między nami nie ma tematu wiary”! Prozaiczny przykład z życia: Kobieta nie chce seksu przedmałżeńskiego i/lub przed wzajemną deklaracją, że się z jej ukochanym/partnerem kochają prawdziwie i dojrzale, co zgodnie z jej poglądami życiowymi skutkuje nierozerwalnością więzi między kobietą a mężczyzną. (Nawiązuję m. in. do cytatu ze Starego Testamentu, zgodnie z którym jeżeli mężczyzna i kobieta będą uprawiali wspólnie seks, mężczyzna ma ją poślubić i tyle.) To, że kobieta odmówi seksu lub powie, że nie zgadza się na stosunek seksualny bez miłości do drugiego człowieka, a jeżeli już do niego dojdzie, nie widzi możliwości „zerwania”/porzucenia przez którąś ze stron ze względu na swoje poglądy czy przekonania, nie jest narzucaniem religii ateiście, a jak najbardziej stanowi temat wiary. Czy to wiary w chrześcijaństwo, czy w traktowanie drugiego człowieka z szacunkiem, w tym uczciwie ze względu na, przykładowo, karmę bądź przyjęcie istnienia niepisanej umowy między pojedynczymi jednostkami będącymi członkami większej społeczności. Nawet więcej, jeżeli ateista zna takie poglądy partnerki lub choćby się ich domyśla, może co najwyżej jednostronnie narzucić partnerce swoim zachowaniem swoją „niewiarę” czy to oszukując ją, czy gwałcąc, czy wytykając jej narzucanie swoich poglądów, bo nie rozumie, jak ona może nie pozwalać mu na więcej niż mniej czy też ufać mu odnośnie prawdziwości złożonej przez niego obietnicy dotyczącej jego braku rozmyślenia się co do kochania i trwania w związku na przyszłość. No chyba że ma się wierzyć, iż istnieją tylko „obiecanki-cacanki”, jednak to by źle świadczyło o ateistach, stąd w moim odczuciu takie ujęcie byłoby nielogiczne, a przynajmniej błędne fleksyjnie.

Piszesz „przyjacielu”, po czym godzisz we mnie i moje autorytety. Manipulujesz stwierdzając, że kościół jedynie ocenia dany sposób życia, do czego ma prawo, podczas gdy kościół aktywnie dąży do tego by mieć realny wpływ na życie wszystkich obywateli, nie tylko wierzących. Robi to w kwestii aborcji oraz innych praw kobiet, przemocy domowej, sfery seksualnej człowieka, czyli głównie w tych obszarach, które są dla człowieka strefą najbardziej wrażliwą. Często spotkać się można ze stwierdzeniem, że sprzeciw wobec takiego stanu rzeczy to agresja, podczas gdy ludzie chcą jedynie móc żyć zgodnie ze swoimi zasadami. Żeby nie narzucano im cudzych przekonań w miejscach, gdzie mają prawo być wolni od elementów czyichś wierzeń i przekonań.

Autorze, jesteś ślepy. Agresywna laicyzacja, powiadasz? W niemal każdym urzędzie, klasie i instytucji publicznej wisi krzyż. Niemal każde dziecko przechodzi 12 lat agresywnej indoktrynacji wmontowanej w edukację. Kiedy wyjdziecie ze szkół? Kiedy przestaniecie żywić się państwowymi dotacjami? Kiedy oddacie niesłusznie przejęte majątki? Kiedy przestaniecie pchać łapy do praw reprodukcyjnych, obowiązujących wszystkich – wierzących i niewierzących? Kiedy zniknie zapis o obrazie uczuć religijnych – albo ateiści dostaną analogiczną 'ochronę’? Kiedy rozliczycie pedofilów i ich protektorów? Otóż, załatwienie tych spraw to nawet nie będzie 'agresywna’ laicyzacja, tylko taka zwykła, najzwyczajniejsza. I dopiero po niej wrócimy do jakiej-takiej równowagi. To, co jest dziś, jest głęboko zaburzone. Autor myśli, że ludzie naczytali się Dawkinsa i zrobili się nieprzyjemni bo katoprawica zaostrzyła dyskurs. Nie. Macie na sumieniu – które jakoby posiadacie – poparcie dla ćwierć wieku dojenia i paraliżowania IIIRP przez Kościół, dziś wręcz zagrażające wyprowadzeniem Polski z cywilizowanej Europy. Ateiści widzą to najwyraźniej a ich reakcje, jak na skalę zawłaszczenia, są jeszcze wyjątkowo umiarkowane.

1. „W niemal każdym urzędzie, klasie i instytucji publicznej wisi krzyż.”
Krzyż nie wisi z nadania „urzędowego”. Krzyż wisi jako symbol osób tworzących wspólnotę wokół tego krzyża skupioną. Skoro ateista w krzyż nie wierzy, to czemu mu ten krzyż przeszkadza?

2. „Niemal każde dziecko przechodzi 12 lat agresywnej indoktrynacji wmontowanej w edukację.”
Za zgodą rodziców. A później to i za swoją zgodą. Brak tej zgody zwalnia z tej edukacji. Są zajęcia obowiązkowe w szkołach, ale religia się do nich nie zalicza.

3. „Kiedy wyjdziecie ze szkół? Kiedy przestaniecie żywić się państwowymi dotacjami?”
Jeśli chodzi o dotacje oświatowe, to szkoły katolickie dostają dotacje na takich samych zasadach, jak inne szkoły niepubliczne o uprawnieniach szkół publicznych. Dlaczego nie miałyby dostawać?

4. „Kiedy oddacie niesłusznie przejęte majątki?”
Konkretnie – które majątki? nie wątpię, że również przy zaangażowaniu rozmaitych ciemnych sił (często wywodzących się także z byłego aparatu antykościelnego) dochodziło do rozmaitych przekrętów. Natomiast w tym miejscu wypadałoby wskazać konkretne przypadki. Miarą nieudolności państwa jest to, że niewiele w tych przypadkach zrobiono.

5. „Kiedy przestaniecie pchać łapy do praw reprodukcyjnych, obowiązujących wszystkich – wierzących i niewierzących?”
Dlaczego fakt „bycia wierzącym” ma pozbawiać głosu w dyskusji nad prawem powszechnym? czy w kwestii tak fundamentalnej i wspólnej bez względu na (bez)wyznaniowość mamy tworzyć prawa osobne dla wierzących i niewierzących?

6. „Kiedy zniknie zapis o obrazie uczuć religijnych – albo ateiści dostaną analogiczną ‚ochronę’?”
Ochronę czego? uczuć antyreligijnych? z tego co kojarzę, to ateiści kwestionują istnienie w ogóle uczuć religijnych. Co do przepisów gwarantujących „analogiczną ochronę ateistów” polecam uważną lekturę kodeksu karnego. Ze szczególnym uwzględnieniem art. 194 kk, art. 256 § 1kk, art. 257 kk, a także art. 118a § 3 pkt 2) kk, art. 119 § 1 kk.

7. „Kiedy rozliczycie pedofilów i ich protektorów?”
Wydaje mi się, że to już się dzieje. Zapadają wyroki. Są wykonywane.

P.S.
Cywilizowaną Europę stworzyli wierzący. Także w jej najnowszym, wspólnotowym wydaniu (Adenauer et cons.).
Jeśli chodzi o „zawłaszczenie” idei wspólnej Europy, to raczej możemy porozmawiać o skutecznym oddziaływaniu szeroko rozumianej lewicy i związaną z tym faktem erozją postaw nominalnych przedstawicieli tzw. chadecji. O ile się dobrze orientuję, to w Polsce przedstawiciele nurtu wiązanego z Kościołem nie mówią wyjściu z Europy, ale o zmianie jej ideowego oblicza. Jest to oczywiście dopuszczalne, a zarzucanie że miałaby być to próba odwrócenia rozwoju cywilizacyjnego jest w najwyższym stopniu ocenne i moim zdaniem kompletnie nietrafne. Poza tym taki zarzut to raczej pałka propagandowa.

1. Wypada zejść na ziemię. Miejsce krzyża jest w miejscach kultu, ponieważ w urzędzie/szkolę wspólnotę tworzą wszyscy, również niekatolicy. No chyba, że ktoś uważa, iż niekatolicy są przybłędami, co jest całkiem popularnym poglądem wśród wyznawców „miłości bliźniego” i „pokory”.

2. Zwłaszcza w tych szkołach „za zgodą rodziców”, gdzie dzieciaki trafiają na relę „deifaltowo” i trzeba je „wypisywać”. O tym cudzie, że w kraju, gdzie dwadzieścia parę % populacji chodzi do kościoła a osiemdziesiąt parę % zapisuje na relę chyba nie warto wspominać. Nie warto wspominać, gdy komuś propaganda zastępuje elementarną zdolność myślenia.

3. Tryb „udajemy, że nie wiemy, o co chodzi”? Wyjaśniam – chodzi o te kasę, którą dostają katecheci.

4. Kościelni członkowie tzw „komisji majątkowej” wywodzą się z „ciemnych sił aparatu antykościelnego”? Ciekawa teoria. I znowu struganie – udajemy, że nie wiemy „o co kaman”.

5. Czy ktoś wam nakazuje stosować invitro, dokonywać aborcji, stosować antykoncepcję? Nie? Więc się od nich odczepcie. Wasz głos polegający na zakazie wszystkim mnie nie interesuje. Nie jesteście dla mnie stroną.

6. Aha, czyli strzał z liścia. „Ochronę czego?”. Wyjaśniam – ochronę mojej córy, bo ja sobie nie życzę szkolnych mszy, pseudowigilii, modlitw na lekcjach i całej reszty. Szkoła jest terenem wspólnym dla każdego dzieciaka, a nie filią kościoła. Gdyby Wasza wiara była uczciwa, to nie cierpielibyście na tka kompulsywną potrzebę wsadzania jej w miejsca do tego nie przeznaczone. BTW – sugeruję nauczyć się czytania aktów prawnych ze zrozumieniem.

7. Tak, wydaje ci się.

P.S. Tak, pałka propagandowa w odpowiedzi na propagandowego bejzbola. Umyka Ci jeden istotny element tej układanki – normalna Europa niczego nie wyklucza..Wasz model – wyklucza.
https://img1.dmty.pl//uploads/1259251370_by_Wariat232323_600.jpg

ad. Maciej

ad. 1. Nadal nie rozumiem, dlaczego współtworzący wspólnotę mieliby zostać pozbawieni prawa do okazywania swoich symboli w przestrzeni publicznej. Czy tylko z tego powodu, że nie budują 100% tej wspólnoty? to chyba marny powód, naprawdę…
No chyba że to wierzących zechce Pan traktować jako wspomnianych „przybłędów”, a reakcja na krzyż porównywalna byłaby z reakcją gorliwego kibica zmuszonego do oglądania barw wrażej drużyny.

ad. 2. Soraski. Nie znam problemu z niechodzeniem na religię. Tym bardziej ze zmuszaniem.
Co do statystyk – no cóż, odwołajmy się do dorosłych ludzi – śluby kościelne (konkordatowe) to nadal ponad 60% ogółu zawieranych małżeństw (choć owszem ostatnimi laty ta liczba się zmniejsza). Warto też pamiętać, że skuteczne małżeństwo wyznaniowe w KRK można zawrzeć tylko raz. Cywilne – do oporu, co też wpływa w pewnym stopniu na tę statystykę.
Czy ktoś wpisuje tych dorosłych ludzi na te śluby kościelne?
Statystyki pogrzebów są jeszcze wyższe (stosunek świeckich tzw. „humanistycznych” do wyznaniowych).
No i? jakieś wnioski w związku ze statystycznym odsetkiem chodzących na religię?

ad. 3. A czy katecheci nie powinni otrzymywać kasy za swoją pracę? W sumie widzę że chyba marzy się Panu pełny rozdział Kościoła i państwa. Może od razu z osobnymi podatkami, urzędami itd.

ad. 4. „Kościelni członkowie tzw „komisji majątkowej” wywodzą się z „ciemnych sił aparatu antykościelnego”? Ciekawa teoria.”

Szanowny Panie, to nie teoria. Info pierwsze z brzegu.

„Transakcję prowadził Piotrowski. Według naszych informacji wczorajsza akcja ma związek z większym śledztwem – pod kątem korupcji w rządowo-kościelnej Komisji Majątkowej. „Rz” ustaliła, że ABW ma mocne dowody na nieformalne powiązania biznesmena z komisją. Są nimi m.in. relacje ze spotkań członków komisji z Piotrowskim w Brodle pod Krakowem. Piotrowski, były funkcjonariusz śląskiej SB, słynie z wyjątkowej skuteczności w odzyskiwaniu ziemi dla Kościoła. Od sześciu lat jest pełnomocnikiem zakonów, parafii i towarzystw kościelnych. O kontrowersyjnych transakcjach z jego udziałem „Rz” pisała wielokrotnie.”

https://www.rp.pl/artykul/393931-Akcja–Komisja-Majatkowa-.html

ad. 5. „Wasz głos polegający na zakazie wszystkim mnie nie interesuje. Nie jesteście dla mnie stroną.”

Symptomatyczne. Zacne. Szanuję.
Potrafi Pan niemal „na jednym oddechu”, w jednym wpisie stwierdzić „wasz głos mnie nie interesuje, nie jesteście dla mnie stroną” oraz jako zarzut w stronę wierzących napisać „normalna Europa niczego nie wyklucza..Wasz model – wyklucza.”
Jeśli reprezentuje Pan „normalną Europę”, to soraski, ale to jest Europa wykluczająca, np. wierzących, ale nie tylko.

ad. 6. Pańska córka jest zmuszana do udziału w szkolnych mszach? zmuszana jest do udziału w wigiliach klasowych? nie dostaje prezentu na Boże Narodzenie bo nie wierzy (w Mikołaja też)? szczególną opresję odczuwa zapewne w okresie tzw. Pierwszych Komunii…
No cóż, łączę się w bólu.
A co tekstów prawnych – bardzo proszę poprosić kogoś aby Panu przeczytał i wytłumaczył o co chodzi w przywołanych przez mnie przepisach kk. Ja naprawdę nie mam siły.
A co do mojej wiary – tak, jestem uczciwy, bo przyznaję się do niej. Także publicznie.
Jeśli to dla Pana zbyt trudne, że są tacy jak ja, to… nie zamierzam za to przepraszać. I nie będę udawał, że przykro mi z tego powodu. To raczej Pan ma problem.

ad. 7. Nie wydaje mi się. Ale jeśli chce Pan dyskutować z faktami – bardzo proszę, beze mnie. Linkować do wyroków skazujących nie będę.

Ad. P.S. – co do zarzutu wykluczania bardzo zgrabnie się Pan podłożył. W zasadzie potknął się Pan o własną pałkę.
A co do modelu wykluczania, Cóż. Czy Europa, czy Argentyna, sposób myślenia co bardziej zacietrzewionych jest bardzo podobny. Co widać na załączonym linku. Wybaczy Pan, ja będę podziwiał tych machos.

https://www.youtube.com/watch?v=fOCD_T9Qqpc

No właśnie dlatego nie rozumiesz, bo jesteś katolikiem. Na tym polega problem katolicyzmu. Nie ma miejsca na symbole religijne w przestrzeni wspólnej właśnie dlatego, że jest ona wspólna. Nic nie stoi na przeszkodzie, byś je wieszał u siebie w domu, jednak katolicyzm jako religia agresywna i ekspansywna dąży do zawłaszczania wspólnej przestrzeni i do likwidacji autonomii ludzi, także tych niewierzących. Poszanowanie odmienności, autonomii to nie są wartości katolickie. Elementem tego są również nachalne deklaracje wiary wobec tych, którzy o nie nie pytają. Oraz potrzeba budowania martyrologii.

Widzisz trudno Ci zrozumieć, bo zostałeś wchonięty przez KRK i z zacierzewieniem bronisz.

1. Krzyż nie jest symbolem narodowym. Symbolami narodowymi jest polska biało-czerwona flaga oraz godło. Jeżeli tak wieszamy symbole, to może powieśmy wszystkie? Krzyż jest symbolem jednej religii a nie wielu.
Jeżeli krzyż jest symbolem świętym, religijnym, to miejsce publiczne nie jest od tego.
Swoją wiarę, możesz wyznawać w kościele, w domu.
W miejscu publicznym nie ma miejsca na światopoglądy.
Kiedy jeden bardziej przekracza granice drugiego, niech nie liczy na miłe traktowanie.
2. Dziecko też jako niemowolę jest chrzczone. Zgodnie z instrukcją watykanu, „raz katolik na zawsze katolik”. Apostazja jest trudna do realizacji. Powinien być odgórny zakaz w przepisach, w sprawie wykonanywania obrzędów religijnych na dzieciach do 18 rż. Masz 18 lat, idź się chrzcij, bierzmuj, itd.
Jeżeli chodzi o śluby i pogrzeby. Jasne, że pogrzeby świeckie są już bardziej popularne. Śluby w kościołach raczej są brane bo to „ładnie wygląda” co dla mnie jest hipokryzją.
3. Dlatego, że szkoła publiczna to szkoła publiczna, a szkoła wyznaniowa to szkoła wyznaniowa. Tak, większości marzy się rozdział kościoła od państwa, od kasy obywateli. Przecież kościół ma to co piszesz, ale w Watykanie.
4. Ziemie, budynki, itd. Np. KK adaptował pod siebie kościoły protestanckie.
5. Wierzący ma prawo wypowiadać się w ogólnych sprawach, tak samo jak osoba niewierząca, ale jedna czy druga strona, w tym kościół, nie powinien wymuszać na wszystkich stosowania jednej zasady.
6. Bo nie ma czegoś takiego jak uczucia religijne. W cywilizowanych krajach nie ma takiego zapisu w ustawach.
7. Akurat na tym polu nadal słabo się dzieje jeżeli chodzi o Polskę, brak jest w publicznym rejestrze pedofilów danych księży.

PS
Cywilizowana Europa powstała przed pojawieniem się chrześcijaństwa. Oczywiście, że wierzący tworzyli, bo przy okazji mordowali niewierzących.

Nikt was nie prześladuje, raczej wy prześladujecie innych.
Teraz widzę płacze wśród katolików, bo są „prześladowani”, bo ludzie wytykają pedofilię.

„’nie rozumiesz, bo jesteś katolikiem.”

„trudno Ci zrozumieć, bo zostałeś wchonięty przez KRK i z zacierzewieniem bronisz.”

W zasadzie to zostawię. Państwo się sami – przepraszam – kompromitują takimi tekstami.
Niewiele się to różni od takiego „jesteś żydem, więc nie będziesz decydował o polskich sprawach!”

Bardzo państwu dziękuję za rozmowę na poziomie tak grubo ciosanych adpersonamów.

Poza tym hasło „przestrzeń wspólna dla wszystkich oprócz…” do mnie kompletnie nie przemawia. Ale proszę bardzo, mogą Państwo pielęgnować swoje uprzedzenia i krytykować przeciwników nawet w tak nieładny sposób, jak cytowany na wstępie.

Sapienti sat.
Wyrazy.

Owszem, zacnie się pan Maciej podłożył. Obecnie nie wiem, w co wierzę, za to mimo wszystko przez wzgląd na doświadczenie życiowe obawiam się mężczyzn deklarujących, że kobieta bezwarunkowo powinna móc samodzielnie decydować o swoim ciele – nie dlatego, że definitywnie potępiam aborcję, lecz uważam, że jest to kwestia ryzyka zrzucania przez mężczyzn odpowiedzialności za skutki poczęcia wyłącznie na kobietę. (Nie jestem rodzicem.) Nie jestem za zmianą ustawy z 7 stycznia 1993 roku.

Do sqnx:

1) „Krzyż nie wisi z nadania „urzędowego” – serio? Katolicy wieszając krzyż na ścianach np. urzędów i szkół powołują się pokracznie na odpowiedni artykuł Konstytucji. Interpretują przepisy oczywiście na swoją korzyść. Wejdź sobie na strony Ordo Iuris, a zobaczysz jak słodko katoliccy prawnicy przygotowują dokumenty prawne w tym temacie.

Wieszając krzyż w szkołach (często z inicjatywy klechy lub katechetki rzadko rodziców) uprawiana jest samowolka (coś jak w sejmie kiedyś). Nie wykazują się empatią, człowieczeństwem, wrażliwością w stronę niereligijnych nauczycieli, czy dzieci.
Nie podejdą i nie spytają: „Słuchaj koleżanko, chcemy powiesić krzyż, ale jak ci to w jakimś stopniu będzie sprawiać dyskomfort to odpuścimy. Zgadzasz się?”
Nie ma takich akcji, są większością i robią co chcą – nie licząc się z innymi, a potem jak ateistka zdejmie krzyż (np. sprawa w Krapkowicach), to w sądach kolejnych instancji włącznie z SĄDEM Najwyższym katolicy przegrywają nawet skargi kasacyjne.
Piszesz bezmyślnie: „Skoro ateista w krzyż nie wierzy, to czemu mu ten krzyż przeszkadza?” – przeszkadza bo narusza np. wrażliwość estetyczną ateisty, zdrowy rozsądek itp.ale Ty tego nie chcesz zrozumieć. To wy się pchacie do urzędów ze swoją wiarą, bo wam niby wolno.

2) Piszesz o zarzucie indoktrynacji: „Za zgodą rodziców. A później to i za swoją zgodą.” – Jak myślisz czemu dzieci jako dorosłe podążają często religijną ścieżką rodziców?
By nie rozpisywać się o psychologicznym podłożu wszczepiania dzieciom zabobonu religijnego, to naukowcy są zgodni, a ja zacytuję jednego z nich, znanego neuropsychologa Nicholasa Humphreya z Canbrigde wykładającego również na Oxfordzie:

„Dzieci mają prawo do tego, by nikt nie okaleczał ich umysłów fałszywymi ideami. NIKT. Również rodzice, którym przecież Bóg nie dał wyłącznej licencji na akulturację swoich dzieci wyłącznie na sposób, który sami uznają za właściwy.Nawet rodzice nie mają więc prawa do ograniczania własnym dzieciom możliwości zdobywania i poszerzania wiedzy wychowując je w atmosferze ciasnych dogmatów i przesądów ani też żądając, by podążały ślepo wąską ścieżka obranej wiary. By się nadmiernie nie rozwodzić dzieci mają prawo do umysłu wolnego od nonsensów a my jako społeczeństwo mamy obowiązek bronić tego ich prawa…” – tyle naukowcy a wy dalej swoje, klechy niezłą robotę na was wykonali.

3) Szkoły katolickie nie powinny od państwa dostawać żadnych pieniędzy. A tym bardziej katecheci w szkołach świeckich. Pieniądze na szerzenie zabobonu jak już powinny iść tylko i wyłącznie od kościołów (nie wspominając o tym, że katecheci ze szkół powinni tam zawędrować.

Dobrym przykładem na bezsensowne dotowanie szkół szerzących kreacjonizm może być sprawa Emmanuel College z Gateshed, na którą łożył rząd Wielkiej Brytanii pod egidą premiera Blaira, a owa szkoła szerzyła nienaukowy kreacjonizm aż się stało o tym głośno i wywołało debatę społeczną.
Tym bardziej, że wyszły na jaw instrukcje dla tamtejszych nauczycieli od dyrektora naukowego szkoły:

„…przy każdej nadarzającej się sposobności, kiedy tylko w podręcznikach zostanie przywołany paradygmat ewolucji i starej Ziemi (istniejącej od miliardów lat) należy zadawać ODPOWIEDNIE pytania i wskazywać słabe punkty tej koncepcji. Gdy tylko jest to możliwe musimy podawać uczniom alternatywne źródło, biblijne czyli lepsze, wyjaśnienia tych samych zjawisk. Tak samo powinniśmy postępować przy nauczaniu FIZYKI, CHEMII czy BIOLOGII”
– jak myślisz kolego, co w naszych szkołach próbuje być przemycane w treściach podręczników szczególnie z podstawy programowej zatwierdzonej przez PiS? Chyba się domyślasz…?

4) Co do komisji majątkowej, to nawet się takimi tekstami nie kompromituj. Wystarczy poczytać o jej szkodliwej działalności by wiedzieć jak została powołana, jak długo robiła przekręty, w jak dużej atmosferze skandalu prezydent ją rozwiązał. Jak wiele spraw karnych wyszło, ileż więcej zostało ukręconych itp.

Otwórz zwykła Wikipedię i już znajdziesz podstawowe informacje, a potem idź po źródłach. A to, że oddawano Kościołowi jego majątki zagarnięte dla państwa słusznie przez PRL, to jest absurd i włażenie w d… KK po tuż okrągłym stole.

Robi się z władz PRL złodziei majątku kościelnego zapominając automatycznie, skąd KK ma te majątki. Zadam Ci pytanie: Czy ktoś zabierający złodziejowi (KK) i oddający skradzioną rzecz państwu jest złodziejem? Jak nie wiesz jak KK zdobywał władze i majątki w Europie, poczytaj proszę Kryminalną Historię KK Deschnera, to może Ci się coś rozjaśni? Są też inne pozycje innych autorów, ale to trza się tematem zainteresować, a nie wykazywać ignorancję.

5) Co do prawa powszechnego czyli stanowionego, to nie próbujcie nawet wpychać tam swego kanonicznego ułomka. Każda próba skończy się czarnymi marszami i ogólna zadymą społeczną. Nie chcesz nie skrob, nie chcesz dziecka z invitro nie rób. Ale nie zakazuj tego innym, bo ci religia tak mówi. To nie nasza religia tylko wasza.
Co do In vitro to porównaj sobie dane statystyczne tych tysięcy urodzonych tą metodą dzieci za czasów dawnych ekip a obecnie – te kilkanaście przypadków za czasów tej ekipy. Bo pieniędzy nie daje durna ekipa PiS a wprowadza kolejny i to bardzo nieskuteczny zabobon czyli naprotechnologię, którą każdy poważny naukowiec wyśmiał już dawno. Na to idą miliony a dzieci nie ma. Tak się dba o przyrost naturalny.

Odejdź z zabobonem zaprawdę powiadam ci daj pan spokój z tymi bredniami. Co do usuwania ciąży, to wasze patologiczne myślenie w tym temacie zalegalizowane ustawowo doprowadzi do powiększenia i tak już sporego podziemia aborcyjnego, powikłań i śmierci kobiet w kraju lub aborcyjnej turystyki. Sami księża robią skrobanki swoim gosposiom, z ambon nikczemnie kłamią i udają obrońców życia niepoczętego,embrionu – ale życie kobiet mają w d….

6) Tu poniekąd wracamy do punktu 1. Moje uczucia estetyczne uraża wiszące wszędzie narzędzie tortur czyli krzyż oraz zwłoki zakrwawione i zmasakrowane wiszące na nim. Piszesz i wskazujesz punkty kodeksu karnego, który ma nas ateistów i agnostyków bronić. Spytam tylko nas? A was czasami ten sam kodeks i ten sam podpunkt nie broni?

Odpowiadam otóż i nas i was broni te same prawo, tylko wy macie jeszcze dodatkowo zapis o ochronie uczuć religijnych!!!
To co wy jesteście lepsi, że macie dodatkowe zapisy tylko dla was, a my nie możemy mieć takiego samego o obrazie uczuć ale niereligijnych? Gorsi jesteśmy?! Religia lepsza co od niereligijności?!

7) Tak Ci się tylko wydaje. To co się dzieje, to wierzchołek góry lodowej, która nigdy nie zostanie już odkryta. To raz.
Dwa, takiego rozliczania, gdzie musi w ramach zadośćuczynienia oprócz wyroków odsiadki dla księży (długich wyroków) iść w parze spora kasa płacona przez KK ofiarom gwałtów, podobnie jak w innych krajach. Tego boi się Episkopat i oponuje głosem swoich biskupów. Chroni swą instytucję zbrodniczą jak może, albo temat rozmywa, bagatelizuje, zrzuca winę na ofiary, czyli dzieci, lub konkretnych klechów, a sam jako instytucja się nie poczuwa…
Tak sprzątać ten syf się nie godzi i my się nie godzimy!

Na koniec powiem (bo każdy temat można godzinami wałkować). Dziedzictwo chrześcijańskie Europy i jak piszesz jej cywilizowany kształt jest chciał czy nie chciał związany z KK. Z tym, że ta instytucja była zawsze skostniała a jej młyny mieliły i mielą powoli.
Z tym, że ta instytucja zawsze była mafijna i zbrodnicza i tego faktu też pięknymi słowami nie ukryjesz.
Z tym, że apologeci tej instytucji zawsze umniejszają jej winy a szukają wrogów gdzie indziej jak nie lewicy, to muzułmanów, jak nie ateistów, to Żydów – co czynisz i TY.
A co byś powiedział, gdyby tak najwyższe sądy i trybunały światowe ostro oskarżyły i wszczęły słuszne procesy tej instytucji o ZBRODNIE PRZECIWKO LUDZKOŚCI rozliczyli łącznie z papieżem winnych księży (więzienia). Majątek banku watykańskiego rozdały ubogim. Rozwiązały nawet siłowo państwo Watykan i przyłączyły je do Włoch a z pięknych skądinąd obiektów zrobiły skanseny i muzea?
Wiara w Boga by Ci osłabła?

Jak sam widzisz syf w naszym kraju dopiero się rozlewa, rewolucja zaczyna postępować, wzorem innych krajów.
Efektem jest ostra krytyka KK, ale tez ostra jego obrona o czym świadczy Twój wpis i cały ten artykuł.
Szambo pedofilskie wybiło już na świecie a u nas dekiel już podskakuje. W interesie ofiar pedofilów w sutannach, ich rodzin, w interesie osób niereligijnych jest zatrzymać ekspansję nie tylko pedofilów tej instytucji co tez samą instytucję. Po prostu mówimy głośno DOŚĆ.
W interesie waszym o raz KK jest to, by te bulgocące szambo i podskakujący na nim dekiel jak najdłużej nogą deptać, by nie wywaliło i w Polsce.
Nie doczekanie wasze!

ad. Robert.

ad. 1) Krzyż nie wisi z nadania „urzędowego”. Ordo Iuris nie jest organem władzy publicznej, a fakt że wierzący potrafią korzystać z obowiązującego prawa (gwarantujcego m.in. wolność opinii, poglądów i ich manifestowania) to ma być zarzut – serio? 🙂
Serio – w jaki sposób wiszący krzyż może komuś przeszkadzać?
Bo narusza np. wrażliwość estetyczną ateisty, zdrowy rozsądek?
Czy zdrowy rozsądek to domena ateistów na wyłączność?
Piękna lekcja „tolerancji”. Choć bardziej mi się to kojarzy z postawą kibola… Pewnie kibic Wisły też ma swoje argumenty ze „zdrowego rozsądku” i „estetyki” na widok szala Cracovii…

ad. 2) Proszę Pana. Jestem rodzicem. Chciałbym wychowywać dzieci po swojemu. Jak widzę – Pan mi nie pozwala, powołując się na autorytet Nicholasa Humphreya. No cóż, w tej kwestii ten pan nie jest dla mnie autorytetem. Wolno mi?
Nie wątpię, że dalszym krokiem (i zapewne oczekiwanym) będzie karanie rodziców za wychowywanie dzieci w wierze. Wskazują na to teksty o „wirusie religii”, „okaleczaniu”, „zaszczepianiu fałszywych idei”. Jeśli to nie jest agresywna postawa, o której wspomniał red. Sosnowski, to co nią jest?

ad. 3) „Szkoły katolickie nie powinny od państwa dostawać żadnych pieniędzy.” A tym bardziej katecheci w szkołach świeckich.”
W szkołach katolickich w Polsce nie szerzy się kreacjonizmu. Poza tym biologia, fizyka, chemia a także inne przedmioty w szkołach wyznaniowych w Polsce nie odbiega od państwowej podstawy programowej.
Nie rozumiem powodu, dla którego każda szkoła niepubliczna może korzystać z dotacji, a katolicka – nie.
Jeśli to nie jest wykluczanie, to co nim jest?

ad. 4) „Co do komisji majątkowej, to nawet się takimi tekstami nie kompromituj.”
Jakimi tekstami? wskazałem, że beneficjentami były także osoby z byłych służb. Co do prac KM mam swoją opinię i swoje zdanie.
Przy okazji – czy zwrot mienia gminom żydowskim też Pan kwestionuje?
Co do reszty Pana argumentacji czy jest Pan może bolszewikiem?
Bo pisze Pan:
„Robi się z władz PRL złodziei majątku kościelnego zapominając automatycznie, skąd KK ma te majątki. Zadam Ci pytanie: Czy ktoś zabierający złodziejowi (KK) i oddający skradzioną rzecz państwu jest złodziejem?”
Grab zagrabione? znamy… 🙂

Znam też propagandystę Deschnera. I innych też. Proszę nie wmawiać mi w ciemno ignorancji.

ad. 5) Co do prawa powszechnego – wierzący mają udział w jego tworzeniu jak wszyscy inni i proszę nie odmawiać tego prawa właśnie wierzącym. No chyba że przyzna Pan, że słowo „demokracja” jest tylko fasadą.
Argumenty przeciwko in vitro i aborcji nie są tylko religijne. Ja śmiem twierdzić, że religijne są konsekwencją naukowych. Tj. założenia że nie da się wartościować ludzkiego życia, niezaleznie od jego ułomności i fazy rozwoju. Tyle.

Co do argumentu z „podziemia aborcyjnego”, proszę Pana, tak się złożyło, że w przeszłości bardzo często stykałem się z ofiarami przemocy domowej. Naprawdę bardzo często. Jak Pan myśli, jak duża jest skala „podziemia” w tym przypadku? „podziemia” rozumianego jako suma przypadków nieujawnionej przemocy, przemocy bez sankcji, przypadków bezkarności sprawców – przemocowców. Czy zgodzimy się że jest to duża liczba? duża liczba przypadków tworzących „podziemie przemocowe”? zapewniam Pana, że jest.
I co – czy fakt tego „podziemia przemocowego” miałby być argumentem za dekryminalizacją przypadków przemocy? skoro fakt „podziema aborcyjnego” miałby być argumentem za dopuszczalnością aborcji, to bądźmy konsekwentni…

Co do tego, że „księża robią skrobanki”. Tak się składa, że to co robi jakiś ksiądz nie jest dla mnie podstawą. Jak powiada mądra księga – kamie  młyński do szyi i…
No ale to też pewnie „brednie i zabobon”.

ad. 6) Wskazałem artykuły kk chroniące w równym stopniu ateistów i wierzących. To pojawiło się na zarzut i postulat wyeliminowania przepisu dotyczącego obrazy uczuć religijnych. Przepraszam, domaga się Pan ochrony uczuć antyreligijnych? proszę bardzo.
Z niemal wszystkiego jednak co Pan pisze wynika, że chciałby Pan innych zasad dla wierzących. Bo „zabobon” i ogólnie pewnie „szkodnictwo”. No i oczywiście estetyka…
Ach, zapalczywość godna surowego dyrektora szkoły, obcinającego długie włosy uczniom, zapewne także w jakże słusznym przekonaniu dotyczącym względów estetycznych w przestrzeni publicznej.
Mam pytanie – czy z cmentarzów też by Pan krzyże usuwał? to przecież też przestrzeń publiczna i te okrutne krucyfiksy..

ad. 7) To co się dzieje, to być może wierzchołek góry lodowej, ale zaręczam Panu że w mojej praktyce wielokrotnie spotykałem się również z przypadkami fałszywych oskarżeń o rzekome molestowanie. niestety spotykałem się również pedofilami. Zasadniczo świeckimi. Większość z nich po wykonaniu wyroku chodzi na wolności I nie ma ich w żadnych rejestrach. Ani tym bardziej nie ma ich w Gostyninie. Swoją drogę – ilu księży trafiło do Gostynina?

A co do rozszerzenia odpowiedzialności – jeśli pedofilii dopuści się nauczyciel w świeckiej szkole (a bywa i tak), to czy odpowiadać ma cały system edukacji i Skarb Państwa?

Co do oceny „instytucji” i wmawiania mi pewnych kwestii – bardzo proszę, gdzie we wcześniejszych wpisach wskazywałem jako domniemanych wrogów „muzułmanów, ateistów czy Żydów”. Pan był tak miły i napisał: „szukają wrogów gdzie indziej jak nie lewicy, to muzułmanów, jak nie ateistów, to Żydów – co czynisz i TY.”
Troszkę się Pan zagalopował w swych ideowym zacietrzewieniu.

Co do rozliczania mnie z wiary w Boga, proszę mnie nie rozliczać. To jest moje sumienie. I kwestia mojego spowiednika. I innych osób, którym ufam, które są wobec mnie uczciwe. Pana nie śmiem posądzać o uczciwość, raczej o zapał godny misjonarza ateizmu. 🙂
Co do „ostatecznego rozwiązania kwestii Kościoła” (oskarżenie o zbrodnie, rozliczenie kapłanów, przejęcie majątku), znane mi są z historii takie ewenementy. Nie sądzę aby miały one cokolwiek wspólnego ze sprawiedliwym osądem. Ale podejrzewam że w tym miejscu będziemy się (nie)pięknie różnić.

Nie wiem ile Pan zna ofiar pedofilów, z iloma rozmawiał Pan bezpośrednio. Nie poczuwam się do roli eksperta w tej dziedzinie, ale parę takich osób znam.
Bez względu na to, czy tego obrzydliwego czynu dopuścił się kapłan, czy świecki, ocena powinna być jedna. natomiast zaręczam Panu, że są to wyjątkowo trudne przypadki, także od strony czysto procesowej, zwłaszcza jeśli chodzi o ustalenie faktów.

Łączenie pedofilii wyłącznie z kapłanami i Kościołem jest zabiegiem propagandowym, natomiast rozumiem oburzenie bo „komu więcej dano…”. Ale pewnie cytaty z mojej księgi nie robią na Panu wrażenia, więc sobie daruję.

„w jaki sposób wiszący krzyż może komuś przeszkadzać?
Bo narusza np. wrażliwość estetyczną ateisty, zdrowy rozsądek?
Czy zdrowy rozsądek to domena ateistów na wyłączność?
Piękna lekcja „tolerancji”. Choć bardziej mi się to kojarzy z postawą kibola… Pewnie kibic Wisły też ma swoje argumenty ze „zdrowego rozsądku” i „estetyki” na widok szala Cracovii…”

a w czym krzyż może pomóc w urzędzie?
krzyż jest symbolem religijnym a nie narodowym

Jeżeli chodzi o tolerancję to nie widać właśnie wśród was wierzących. Właśnie jest tak jak napisałeś…

Do sqnx:

1. Jeśli tak cenisz sobie wolność wyrażania wierzeń i poglądów poprzez eksponowanie różnych symboli w przestrzeni administracji publicznej, to zakładam, ze w żaden sposób nie będzie Ci przeszkadzała tęcza koło krzyża – symbol tolerancji i miłości dla wielu milionów ludzi?

Czy wówczas to już jednak będzie obraza Twoich uczuć a ten kto powiesił tęczę równy „kibolowi” z innym szalikiem?

Zakładam również, że w szkole czy na poczcie, gdzie pracują osoby innych wyznań nie będą Co przeszkadzać półksiężyce i gwiazdy Dawida nad drzwiami i tablicami w salach?

Tyle tu było napisane o miłości bliźniego i potrzebie jej demonstrowania, że chyba nie odmówisz innym tej samej możliwości demonstracji poprzez własne symbole utożsamiane miłością bliźniego właśnie?

Tęcza – nie wciskana na siłę z nadania par exellance urzędowego (jak wiadoma bohaterka ze Zbawixa) – proszę bardzo. Jeśli wspólnota będzie na tyle silna aby manifestować swoje poglądy również za pomocą tęczy to czemu nie?
Niestety obecnie tęcza nie jest raczej symbolem tolerancji i miłości. Ale kwestie wartościujące możemy pominąć, prawda? Bo się nie dogadamy, Zresztą odpowiedziałem na pytanie już w pierwszym zdaniu. Właściwie to w dwóch pierwszych zdaniach.

W szkole czy na poczcie, gdzie pracowałyby w większości osoby innych wyznań ich symbole by mi nie przeszkadzały. Dlaczego miałyby przeszkadzać? Podobnie jak nie przeszkadza mi symbol Czerwonego Krzyża, Czerwonego Półksiężyca, Czerwonej Gwiazdy Dawida czy Czerwonego Lwa i Słońca (Persja). Nie przeszkadza mi też Czerwona Swastyka
Natomiast są tacy, którym przeszkadza. I dlatego mamy Czerwony Kryształ. Moim zdaniem to troszkę głupie, ale skoro ma być „nowa świecka tradycja”, to cóż rzec…

P.S.
Zanim ktokolwiek z Czcigodnych Adwersarzy dozna nagłego wzmożenia na widok słowa „swastyka”, proponuję na uspokojenie zażyć lektury. Może być nawet wikipedia:
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiatowe_Stowarzyszenie_Czerwonej_Swastyki

nie zapominaj, że krzyz to też raczej nie symbolem tolerancji i miłości
historia KK to pokazała
i „tolerancja i miłość „do bliźniego obecnie też widać ze strony katolików

Wiara, religia, instytucje kościoła są dużej części społeczeństwa potrzebne. Ale również jest spora grupa, której potrzebne nie są, lub wręcz przeszkadzają. Jak sobie z tym poradzić? Ano tak, jak poradzili sobie Francuzi. Po prostu trzeba wyznaczyć jasno zdefiniowaną granicę pomiędzy świeckim państwem i pełnym religii kościołem a potem pilnować, by nic tej granicy nie przekraczało. Państwo niech nie będzie określać czy opłatek podawać do ręki czy do ust, a biskupi, jakie zabiegi mogą przeprowadzać lekarze w państwowych szpitalach. Proste?

„Państwo niech nie będzie określać czy opłatek podawać do ręki czy do ust, a biskupi, jakie zabiegi mogą przeprowadzać lekarze w państwowych szpitalach. Proste?”

Zastanawiam się dlaczego, na jakiej zasadzie aktorki i aktorzy (K. Janda, M. Ostaszewska, M. Cielecka itd.), dziennikarki i dziennikarze (P. Młynarska, M. Wojciechowska), pisarki i pisarze czy przedstawiciele mniej eksponowanych zawodów mogą swobodnie wypowiadać się nt. tego, jakie zabiegi mogą przeprowadzać lekarze w państwowych szpitalach, a przedstawicielom wspólnoty wierzących tego robić nie wolno?

W czym aktorka lub aktor wypowiadający się w sprawie Czarnego Protestu są lepsi od tzw. czarnych?
Dlaczego czarni powinni się zamknąć? dlaczego nie mają prawa się wypowiadać w tym temacie?

Całkiem nie tak dawno w państwowych placówkach znajdujących się także na terenie naszego kraju, przedstawiciele państwa dokonywali rozmaitych zabiegów. Do dziś wobec przedstawicieli Kościoła kieruje się (moim zdaniem niesłuszny) zarzut, że nie reagował w tej sprawie.
Podpowiem – chodzi o holokaust.

No i? czy są takie sytuacje w których także biskupi mają wręcz obowiązek reagować? czy w tym przypadku rozdział Kościoła i państwa też obowiązuje, czy przyjmujemy że sfera norm moralnych, przynajmniej tych podstawowych, jednak powinna być co do zasady wspólna w najszerszym możliwym zakresie?

Porównanie religii, czy też wiary do penisa jest dość zasadne. Możesz ją mieć, może być wielka, możesz być z niej dumny, ale nie wpychaj jej innym siłą. A to się dzieje. Likwidacja programu in vitro przez katolicki rząd pod wpływem kościoła jest tego ewidentnym dowodem. Podnoszenie kwestii aborcji również. Gdy chodziłam do szkoły, religia była na religii, ludzie żyli obok siebie i nikt nikomu nie przeszkadzał. A teraz szkoły to nowe miejsca kultu, w książkach, na gazetkach i przedstawieniach papież, matka Teresa i co chwila religijne aspekty… i się ludziom ulewa. Ale to nie my ateiści, agnostycy, innowiercy zaczęliśmy ten cyrk. Problem pojawił się, gdy kościół mający palec zażądał ręki, nogi i całej reszty. Gdzie nie-katolik ma pod górkę, a dyskryminacja na tle religijnym jest coraz częstsza i jest na nią odgórne przyzwolenie, czego dowodem jest Bóg, Honor, Ojczyzna w nowym paszporcie.
Nie mówię, że ktokolwiek ma się swojej wiary, czy religii wstydzić, oczekuję po prostu, że przestrzeń będzie wspólna, a więc i moja.
Mam dość wysłuchiwania od osób żyjących bez ślubu, bywających w kościele przy okazji, a nie w każdą niedzielę, że ateiści nie mogą tak wychować moralnie dzieci, jak osoby wierzące, jakby odróżnianie dobra od zła było umiejętnością zarezerwowaną dla wierzących.

Krytykuję katolicyzm i chrześcijaństwo zajadle i na różnych poziomach, ale unikam używania słów wulgarnych i staram się, żeby moja krytyka była sprawiedliwa. Jednak nie dziwię się ludziom, którzy nie mogą się powstrzymać od nieestetycznych pokrzykiwań, bo w Polsce katolicyzm to nie tylko jeden z poglądów, ale pogląd często dominujący, mimo wyznawania go przez mniejszość, przynajmniej w większości kwestii, pogląd, który ma ogromną liczbę przywilejów, łącznie z możliwością omijania prawa w wielu przypadkach, który kształtuje nasze prawo i pochłania nasze pieniądze. To również często poglądy absurdalne, a szkodliwe wygłaszane przez wielu biskupów i związane z nimi Radio Maryja – ksenofobia i domaganie się prześladowań.

Sięgnąłem też ostatnio do źródeł i widzę, że sama podstawa chrześcijaństwa, Biblia, może budzić wiele wątpliwości. Jest to świadectwo historyczne, ale bardzo zmieniające się w czasie pisania kolejnych ksiąg. W okresie pisania ewangelii natężeniu uległ konflikt chrześcijańsko-żydowski i z tego powodu ewangelie przypisują faryzeuszom dodatkowe winy, jak niechęć do leczących w szabat (czego nie zabraniali) jako motyw do rzekomej niechęci, a nawet nienawiści do Jezusa. W kolejnych ewangeliach przyjazna rozmowa z Mk 12:28-34 zmienia się w „testowanie” Jezusa i traci zakończenie, w którym Jezus i faryzeusze chwalą się nawzajem. Paniczna ucieczka przez Rzymianami (opowieść o łuskaniu kłosów) gubi z kontekstu prześladowców. Zwyczaj ułaskawiania skazańców na żądanie ludu w święta żydowskie został zmyślony, poza tym podejrzanie podobni są obaj Jezusowie, główni bohaterowie tej opowieści. Ewangelie to szkoła fałszywego świadectwa, co mało kto jest w stanie zauważyć po tyle wiekach jego powtarzania, ale ono tam jest.

1. Uwaga filologiczna. Jezus mówiący w Ewangeliach postrzega świat w perspektywie nadchodzącego czy nawet już uobecniającego się na Ziemi „Królestwa Bożego”. Dlatego zaleca oddać „co cesarskie” – władcy imperium, które i tak przemija. Podobnie myśleli chrześcijanie w pierwszych wiekach po Chrystusie. Nie byli oni pozytywnie ani nawet obojętnie nastawieni do kultury pogańskiej. Trudno więc uważać ich lub Jezusa za zwolenników „pozytywnej laicyzacji”.2. Zbarbaryzowany antyklerykalizm ujawnił się już latem roku 2010. Obojętne, jaki kto miał stosunek do ówczesnych konfliktów, trudno było wówczas nie dostrzec – na stołecznym Trakcie Królewskim przejawów szokującej pogardy zarówno wobec wiary, jak i ludzi wierzących. Wstrząsała ona także bojowymi (ale nigdy – zbarbaryzowanymi) antyklerykałami z przeszłości. 3. Zbarbaryzowany antyklerykalizm nie jest reakcją na sympatię części biskupów czy duchownych do obecnego obozu rządzącego. Niejeden biskup (np. kardynał Nycz, prymas Wojciech Polak, biskup Skworc) popiera przecież opozycję liberalną. Aktualna konfrontacja polityczna odgrywa tu jedynie taką rolę, że podnosi próg tolerancji mediów liberalnych dla zbarbaryzowanego antyklerykalizmu. 4. Skąd więc się bierze zbarbaryzowany antyklerykalizm? Z agresywnie ekskluzywnego elitaryzmu i snobizmu. Demonstrujmy, że nie wierzymy, aby odróżnić się od plebejskiej „ciemnoty”, w Europie już nikt nie wierzy – to są jego główne przesłanki.

Drogi Panie, barbarzyństwem jest gwałt czyniony na dziecięcych umysłach przez kapłanów waszej religii. Gwałtem jest zaszczepienie w dziecku grzechu i kazanie mówić mu ze strachem moja wina, moja wina moja bardzo wielka wina.
O innych gwałtach nie wspomnę..

„Gwałtem jest zaszczepienie w dziecku grzechu i kazanie mówić mu ze strachem moja wina, moja wina moja bardzo wielka wina.”

Z perspektywy Nietschego – na pewno tak.
Dokąd jednak prowadzi ideolo „poza dobrem i złem” to już wiemy. Z historii. Z historii bardzo cywilizowanego barbarzyństwa.

Owszem, wśród fanatyków stawiających się ponad kategoriami dobra i zła przodują osoby wierzące, tylko w siebie i w nic więcej. Zwłaszcza nie wierzące w Boga, który mógłby ich zachowanie sprawiedliwie osądzić.

Może niech autor tekstu raz na zawsze zrozumie, że jest akcja, będzie reakcja.
Na nachalną ewangelizację/chrystianizację musi być opór w postaci ostrego NIE.
Bo tu się nie ma co cackać.
Na pełzającą ewangelizację (to jest jeszcze gorsze, bo umyka percepcji wielu ateistom), ateiści/agnostycy/innowiercy stosują mniej ostre ale stanowcze NIE. I tu też nie ma co się cackać.

Niech w końcu autor zrozumie, że to nie ateiści i agnostycy mają biblijny NAKAZ ewangelizacyjny, indoktrynujący świat, tylko ma go właśnie KLER KATOLICKI wraz z co bardziej nachalnymi świeckimi wierzącymi.
I tak; Kościół Katolicki jest instytucją przestępczą posiadającą wszystkie znamiona mafii oraz doświadczenie 2000 lat. I tu też z faktami popierającymi tę oczywistą tezę przychodzi historia i historycy z Karlheinzem Deschnerem na czele.

Tysiące zbrodni, które popełniła ta instytucja rękoma swoich kapłanów wszelkiego szczebla oraz pośrednio poprzez oddanych sprawie otumanionych wierzących, to wszystko dyskwalifikuje tę instytucję z dyskursu społecznego na temat moralności czy zasadności uczestnictwa religii w sferach państwowych.
Tu nie ma pola na dyskusje, nie ma pola na dogadywanie się, nie ma pola na szukanie rozwiązań, szukani wrogów wśród ateistów, agnostyków, sił obcych mieszających w państwie.
Tu jest pora i to najwyższa oddzielenia grubą kreską duchowieństwa od państwa, instytucji KK od wszystkich instytucji państwa polskiego. Nie daje się kościołowi nawet małego palca, bo ten zagarnia szybciej czy później cały organizm nie tylko rękę.

Wasza nachalna ewangelizacja w stylu wielu betonowych księży, ale też jeszcze gorsza pełzająca ewangelizacja w stylu autora tego tekstu, Szymona Hołowni, czy innych świeckich wierzących jest po prostu niczym innym jak chwytaniem się brzytwy. Jest rozmydlaniem tematu i zwalaniem winy na wszystko, tylko nie religię.

Choćbyście na uszach stawali, to z religii czy teologii nauki nauki nie zrobicie, choć się staracie.
Cywilizacja was przegania, tym samym władza ucieka, a wyk rozpaczy słychać od Watykanu, aż po tego typu witryny. Jacy to radykalni, nienawistni, irytujący są ci niewierzący walczący z KK.
Resztę co miałbym do powiedzenia na temat tego artykułu zrobili za mnie poprzednicy.

Straszne głupoty w tym tekście. Dawno nie widziałam takiego bałaganu w głowie. Sęk w tym, że autor nie odróżnia walki z religią, od walki z religią w przestrzeni publicznej. Róbcie se te szopki w domach i kościołach, ale nie wszędzie dookoła. Katolicki ekshibicjonizm nie musi być narzucany wszystkim. Na świecie i w Polsce, oprócz ludzi wierzących są też myślący. A szacunek dla duchownych… Dobre. Nad wyraz.

„Róbcie se te szopki w domach i kościołach, ale nie wszędzie dookoła. Katolicki ekshibicjonizm nie musi być narzucany wszystkim. Na świecie i w Polsce, oprócz ludzi wierzących są też myślący. ”

Bardzo spójna argumentacja. Spójna ze stanowiskiem wrogów tzw. marszów równości. „Róbcie se te szopki w domach i klubach, ale nie wszędzie dookoła. Homoseksualny ekshibicjonizm nie musi być narzucany wszystkim.” itd. itp.
Nie brzmi znajomo?

🙂

A co do szacunku – przynależny jest każdemu, tak duchownemu, jak i pielęgniarce, czy woźnemu w szkole… A jeśli ktokolwiek ma problem z tym szacunkiem i zamiast niego woli manifestować pogardę tylko ze względu na wykonywaną funkcję społeczną, to „gratuluję” kastowego systemu wbitego do mózgu.
Potrafię to zrozumieć tylko w jednym przypadku, w przypadku w którym ktoś doznał bezpośrednich i realnych krzywd ze strony przedstawiciela danej grupy społecznej. Natomiast takie zachowanie jest nadal nieracjonalne. Podobnie jak w gruncie rzeczy nieracjonalny jest lęk przed jazdą samochodem albo przed czerwonymi samochodami w przypadku ofiary wypadku z udziałem takiego auta.

> religie są przyczynami wszystkich (!) wojen i zbrodni.

Nie wszystkich, ale wielu. Religia (w domyśle chrześcijańska) nie chroni też przed przemocą, vide Rwanda, Irlandia czy Eta popierana przez katolickie duchowieństwo baskijskie.

> niosło wyraźne rozgraniczenie sfery sacrum i profanum.

I to rozgraniczenie agresywnie usuwa się na przykład ze szkół i przedszkoli, co wie każdy, kto ma dziecko w wieku przedszkolnym bądź szkolnym.

> wolność odbiera mi człowiek, który moje czyny ocenia negatywnie

Nieprawda. Wolność odbiera mi człowiek, który bez żadnego upoważnienia wdziera się do mojej najimnymniejszej sfery. Tak, tak jak ksiądz do szpitalnej sali, w której karmiłam swoje nowo narodzone dziecko. Ani go nie zapraszałam, ani wstępu nie miał do niej nikt inny(!), poza personelem medycznym i właśnie księdzem. Tak jak katechetka przychodząca na lekcje matematyki i próbująca nawracać moje dziecko.

> Po 1918 roku Kościół stał się, nolens volens, siłą państwowotwórczą

Nie, kościół rękami onr i młodzieży wszechpolskiej wprowadził getto ławkowe, a siłę państwowotwórczą reprezentuje profesor Kulczyński, dzięki któremu pierwsze wykłady na połączonej politechnice i uniwersytecie we Wrocławiu ruszyły jeszcze w 45… Tak, ten sam profesor Kulczyński, który w proteście przeciwko gettu ławkowemu zrezygnował z rektorstwa uniwersytetu lwowskiego.

> Stalin, Hitler i Pol Pot byli ludźmi wierzącymi

Stalin, że przypomnę, był uczniem szkoły cerkiewnej i seminarium duchownego.
Hitler pochodził z rodziny katolickiej, jego żołnierze defilowali z „gott mit uns” na pasach, podpisał konkordat w 1933 roku…
Pol Pot pochodził z wyjątkowo pobożnej rodziny.

> człowiek wierzący dowiaduje się ze zdziwieniem, że zdaniem jego przyjaciół ateistów ma się swojej wiary wstydzić.

Czy pański artykuł nie rozpoczął się od strofowania ateistów, że śmie im się nie podobać negatywna ocena czynów? Otóż proszę tę miarkę przyłożyć do siebie i nie „uznawać, że tę wolność odbiera mi człowiek, który moje czyny ocenia negatywnie”. Drzazga w cudzym oku versus belka we własnym? Nie razi?

> skoro od wielu katolików ateista słyszał tyle razy, że jest człowiekiem gorszym, moralnie ułomnym

Światły pan powinien wzywać więc swoich współwyznawców do opamiętania, szczerych przeprosin i poprawy. Poprawy, czyli pokojowego współistnienia. A tym czasem co światły pan robi? Oskarża ateistów i wymaga od nich, by siedzieli cicho. No rzeczywiście, ludzki pan 🙁

> I oto jeden z internautów pozwala sobie na komentarz (przywołuję z pamięci): „O co tyle hałasu, skoro tylko jeden?”.

Podzielając pańskie oburzenie, nie mogę nie zauważyć perfidnej maniupulacji „JEDEN Z INTERNAUTÓW”. Panie, jeden! Jeden cham wśród morza dobrych katolików, wyzywających ateistów od najgorszych. Taaak, chrześcijańska zaiste sprawiedliwość 🙁

> mimo że nie robi nic innego, tylko stwierdza, że JEGO ZDANIEM żyję niewłaściwie

O, serio? Nie nawraca moich dzieci wbrew mojej woli, łamiąc tym moje prawo do wychowania dziecka zgodnie z moim sumieniem?
Nie ingeruje w prawa reprodukcyjne kobiet (in vitro, aborcja)?
Nie wykazuje się wyjątkową zachłannością na dobra państwowe?

Reasumując, proszę się najpierw szczerze uderzyć we własne piersi, zanim zacznie pan pouczać ateistów.

Poruszył Pan tak wiele spraw, ze aż nie wiem, od której zacząć. Może od najważniejszej z mojego punktu widzenia. Na naszych oczach w kraju na wskroś katolickim dokonuje się rewolucja. Naród wyzwala się od Kościoła. A rewolucja jak to rewolucja nie jest fajna, mądra i ładna. Napisał Pan, że trudno wymagać od biskupa katolickiego, żeby popierał związki pozamałżeńskie. Sto procent racji. Problem jednak w tym, ze KK swoje zasady przenosi na całe państwo – aborcja, in vitro, antykoncepcja. Dodajmy, że KK nie źle żyje z pieniędzy ateistów i wierzących inaczej. Ludzie mają tego dość i protestują. Tak, w mało elegancki sposób. Też mi się on nie podoba. Ja uważam, że wszyscy skłóceni z KK powinni wreszcie odciąć pępowinę – koniec ze ślubami w kościele, które bierze się, bo mama tak chce albo dlatego, że to takie ładne, koniec z pogrzebami z księdzem. Nie można zjeść ciasteczka i mieć ciasteczka. Odwagi jednak niektórym starcza tylko na obraźliwe komentarze w sieci, zwłaszcza, że dziś one tak naprawdę nie wymagają odwagi, a nawet w pewnych środowiskach rzeczywiście odwagą jest deklaracja wiary. Czemu jednak ja, choć moje poczucie estetyki i przyzwoitości cierpi, nie oburzam się tak jak Pan? Bo uważam, ze KK sobie nagrabił i teraz zbiera owoce. No i jak wspomniałam, rozumiem logikę rewolucji.
Co do żartów z daty narodzin Jezusa. Hmm… Panie Jerzy, błagam, niech Pan nie idzie tą drogą. Jezus nie urodził się 25 grudnia. Nie urodził się nawet w pierwszy roku naszej ery liczonej od jego narodzin. Po co więc to mieszać do poważnej dyskusji? Lekceważy Pan Dawkinsa. OK. Proszę jednak iść do najbliższego kościoła i niech nie będzie to kościół prowadzony przez jezuitów czy dominikanów:))) I porozmawiać z ludźmi uczestniczącymi w mszy o tym w co wierzą. Pewnie się pan zdziwi. Moja matka, gorliwa katoliczka (na jej usprawiedliwienie dodam, że ma 85 lat i jej umysł ma tyle samo) nie wierzy w diabła, egzorcyzmy uważa na wyjątkowe zacofanie, a gdy kiedyś rozmawiałyśmy poważnie o sprawach wiary, przekonywała mnie do reinkarnacji. Różnica miedzy nią a jej koleżankami z kościoła jest taka, że ona myśli i kombinuje, koleżanki takie sprawy mają w nosie, do kościoła chodzą poi części z przyzwyczajenia, a po części dla towarzystwa. Powiem szczerze, że mimo tego, co Pan napisał, nie chce mi się wierzyć, że Pan przyjmuje bezkrytycznie wszystko, co jest zapisane w Starym i Nowym Testamencie. Współcześnie wierzących od niewierzących różni wiara bądź jej brak w istotę wyższą, ład pozamaterialny, formę życia pozagrobowego. I jeśli ta wiara jest, to nie ma znaczenia czy wierzy się w Boga, czy latający dzbanuszek. I zwracam uwagę, że to Pan napisał o wierze w ów dzbanuszek – choć Pan dobrze wie, że członkowie np. kościoła Latającego Potwora Spaghetti nie wierzą w Potwora, w swój kościół stworzyli, by wykazać absurd przywilejów dla wspólnot kościelnych, a nie po to by deklarować wiarę. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że celowo przywołuje Pan akurat te organizacje, by zdeprecjonować inne małe Kościoły.
Co do biskupa Pieronka, to bardzo bolały mnie wszystkie obrzydliwe komentarze, bo uderzały one w tego akurat duchownego, który miał olbrzymią odwagę głoszenia niepopularnych w KK myśli. Zresztą pewnie komentarze dotyczące innych duchownych też by mnie bolały, bo zgadzam się, że to poziom piaskownicy, ale czego można oczekiwać po obywatelach państwa, w którym przez ćwierć wieku nie było obowiązkowej matematyki na maturze (nie widać, ale w tym momencie puściłam oko).

Fala ataku na chrzescijanstwo?
Ups.
tylko jeżeli ryzykownie uznamy, że Kosciół Katolicki=Chrzescijanstwo.

Jezeli tak uznamy to…
…to powinienem walic w chrzescijanstwo skoro ono zaatakowalo mnie.
W postaci ksiedza Andrzeja Srebrzynskiego.

Zatem prosze o powstrzymanie sie od takich sformułowań.
Chrzescijanstwo szanuje- mimo, ze ze mnie zrezygnowalo.

Obecnie każdą próbe nawracania – zbywam. Nie jestem apostatą. To KK jest dla mnie apostatą. Namowy do powrotu bywaja różne. Ale oznaczaja sie jednym: wchodzeniem w moje życie osobiste.

Choć może zatem owych „misjonarzy” powinienem potraktować jako agresorów? I awansować ich do pozcji meczenników za wiare?

Odnalazłem swoja tożsamość. Nikomu nie pozwole jej sobie zabrać. Ewangelizacja mnie to dzialanie wrogie.

Zmuszanie do życia wg norm chrzescijanskich poprzez zabiegi legislacyjne powoduje, ze uznaje chrzescijanstwo za kiepską religie z słabym bogiem. Skoro to trzeba wymuszac…to to słabe i kijowe musi byc….

Smutne, no nie?

Michał, boli ich, że ich zabiegi legislacyjne, psychologiczne, socjologiczne, sankcyjne coraz mniej działają. Nawet ekwilibrystyka słowna jaką autor popełnia jest raczej powodem do uśmiechu zażenowania niż przemyśleń egzystencjalnych.
Po prostu przejęliśmy sztuczki tej obłudnej instytucji i kropka. Życzę wszystkim Polakom otwarcia oczu i umysłów. Pozdrawiam.

Współczuję doświadczeń. Mogę się ich tylko domyślać.
Proszę tego nie odbierać jako atak, ale z tego co sprawdziłem przed chwilą w internecie, to ks Srebrzyński został osądzony i ukarany, m.in. wydalony ze stanu kapłańskiego. Nie „przeniesiony” ale wydalony. Co do innych sankcji – myślę że to domena prawa świeckiego i jego (nie)skuteczności.
Nie utożsamiałbym jednak jednego wiarołomnego lekarza z całą służbą zdrowia, ani jednego obrzydliwego kapłana z całym Kościołem/chrześcijaństwem. Proszę nie traktować tego jako atak, ani wchodzenia w Pana życie osobiste.
To tylko komentarz.

Co się dowiadujemy z tekstu? że kapłan bez ważnego celebretu oszukał proboszcza i wiernych.
Niestety to ani nie pierwszy, ani zapewne nie ostatni przypadek oszusta-(ex-)kapłana.

W prasie lokalnej:
” Dwa tygodnie temu dziekan mogileński, ks. kanonik Mirosław Kaczmarek, proboszcz parafii w Dąbrowie, potwierdził, że księża i parafianie stali się ofiarą oszusta. Od niego także dowiedzieliśmy się, że Andrzej Srebrzyński w czasie pobytu w Mogilnie mieszkał i gościł się u ks. Jana Buczkowskiego. – Ponieśliśmy na pewno straty moralne, bo oszukał nas księży, ale przede wszystkich parafian, dla których odprawiał msze św. I to jest najbardziej bolesne – mówił ks. Mirosław Kaczmarek. Wstrząśnięty informacjami o Andrzeju Srebrzyńskim był też proboszcz parafii MBNP ks. Paweł Lewandowski. Powiedział, że poznał go przez innego księdza, który potwierdził, że jest to ksiądz-rencista. I chętnie pomoże w parafii. – Nie sprawdziłem osobiście, bo zaufałem temu księdzu, który mi go przedstawił i ręczył za niego. Traktowałem go więc jak księdza – mówił ks. proboszcz. Zresztą z naszych informacji wynika, że pomagał także w innych parafiach. 13 maja brał udział ramię w ramię z innymi księżmi mogileńskich parafii, ubrany w ornat, w procesji ulicami Mogilna z racji 100-lecia Objawień Fatimskich.”

http://palukitv.pl/teksty/przestrzen-lokalna/policyjne/31330-grzech-w-konfesjonale.html

Polecam prasę lokalną. Tam szerzej.

„(…)
Dwa tygodnie temu dziekan mogileński, ks. kanonik Mirosław Kaczmarek, proboszcz parafii w Dąbrowie, potwierdził, że księża i parafianie stali się ofiarą oszusta. Od niego także dowiedzieliśmy się, że Andrzej Srebrzyński w czasie pobytu w Mogilnie mieszkał i gościł się u ks. Jana Buczkowskiego. – Ponieśliśmy na pewno straty moralne, bo oszukał nas księży, ale przede wszystkich parafian, dla których odprawiał msze św. I to jest najbardziej bolesne – mówił ks. Mirosław Kaczmarek. Wstrząśnięty informacjami o Andrzeju Srebrzyńskim był też proboszcz parafii MBNP ks. Paweł Lewandowski. Powiedział, że poznał go przez innego księdza, który potwierdził, że jest to ksiądz-rencista. I chętnie pomoże w parafii. – Nie sprawdziłem osobiście, bo zaufałem temu księdzu, który mi go przedstawił i ręczył za niego. Traktowałem go więc jak księdza – mówił ks. proboszcz. Zresztą z naszych informacji wynika, że pomagał także w innych parafiach. 13 maja brał udział ramię w ramię z innymi księżmi mogileńskich parafii, ubrany w ornat, w procesji ulicami Mogilna z racji 100-lecia Objawień Fatimskich.
(…)”

Oszustwo to nie „wypieranie”.

Z obu tekstów wynika, że kapłan bez ważnego celebretu oszukał proboszcza i wiernych.
Niestety to ani nie pierwszy, ani zapewne nie ostatni przypadek oszusta-(ex-)kapłana.

http://www.palukitv.pl/teksty/przestrzen-lokalna/policyjne/31330-grzech-w-konfesjonale.html

Samo oszustwo nie wynika z wypierania, ale podatność na bycie oszukiwanym, brak procedur zapobiegających takim i podobnym nadużyciom, a także niestosowanie się do takich procedur, jeżeli istnieją, jak najbardziej mogą wynikać z nieprzyjmowania do wiadomości niepasujących nam faktów.

Leokadia.
Szanowni Państwo!
Z prawdziwą przykrością czytam Państwa wypowiedzi. One ranią mnie i moich zarówno wierzących, jak i niewierzących przyjaciół.
Jestem katoliczką, która od urodzenia przez około 35 lat tkwiła w głębokiej tradycyjnej religijności naturalnej. Dziś jestem niemal pewna, że przez ten czas – z powodu różnych traumatycznych doświadczeń z dzieciństwa i późniejszych – byłam po prostu ateistką, która starannie umiała ukryć prawdę o sobie – nawet przed sobą.
Dopiero od tego roku mogę publicznie wyznać, że wierzę w Boga. Doświadczyłam obecności Jezusa w faktach mojego życia i mam nadzieję – nie stałam się przez to fanatyczką religijną. Jako ofiara wszelkiego rodzaju przemocy przez wiele lat żyłam tylko w nienawiści, rozgoryczeniu i osądach. Dziś jestem wolna. Czuję się kochana i mogę kochać. Przebaczyłam i sama doświadczyłam przebaczenia. Odzyskałam godność i radość życia. Sensem mojego życia jest ewangelizacja – niesienie Dobrej Nowiny innym. Dobrej Nowiny o tym, że jest Bóg! Bóg, który kocha za darmo, miłością bezwarunkową. Że odnalazłam Go i nadal odnajduję w faktach mojego życia. Nigdy się mną nie zgorszył, był ze mną zawsze mimo różnych strasznych błędów, które mam na swoim koncie i doświadczeń, które kilkakrotnie zepchnęły mnie na dno. On przywrócił mi zdolność kochania, przebaczania, godność i chęć życia. Chcę się dzielić tym doświadczeniem z innymi, szczególnie z tymi, którzy znaleźli się na dnie i nie widzą dla siebie ratunku. Od nikogo nie czuję się lepsza, ale też nie czuję się gorsza. Po prostu, należę do ocalonych i w ten sposób spłacam swój dług. Dla mnie każdy ateista to mój brat, tak jak każdy katolik, muzułmanin, buddysta… Za każdego z miłości Jezus oddał życie. Po to, by każdy z nas mógł żyć, narodzić się na nowo.
Ludzie, opamiętajcie się. Po co atakujecie jedni drugich. Wierzcie mi, że przemoc i upodlenie w każdej postaci są złem i cierpieniem. Nieważne, czy oprawcą jest ateista, czy katolik.Walczmy przeciwko złu, a nie przeciwko osobie.. Jeśli jednak ktoś popełnia przestępstwo, powinien w świetle prawa ponieść karę, bez względu na to, kim jest. Jeśli znacie takie fakty, zgłoście to do prokuratury, na policję – inaczej stajecie się współwinnymi, dajecie przyzwolenie na zło.
Jeśli jednak tylko bluzgacie nienawiścią, bezpodstawnym oskarżeniem, osądem, krzywdzącym uogólnieniem, pogardliwym epitetem – to Waszym celem jest po prostu zranić, odebrać godność i wprowadzić sztuczne podziały. To zwykła pycha i odwracanie uwagi od własnych błędów i zranień.
Współczuję wszystkim, którzy w powyższych wypowiedziach lekceważą kogokolwiek. Współczuję także tym, którzy wciąż z różnych powodów cierpią.
Każdemu z nas życzę odnalezienia sensu życia. Doświadczenia prawdziwej miłości i przebaczenia.Niech Nowy Rok stanie się dla nas nową szansą na spełnienie tego, czego każdy z nas pragnie.
PS. Przepraszam za akcenty religijne

Jako wychowana w wierze katolickiej, w czasach komuny, mogę stwierdzić, że nikt z mojej rodziny nie był prześladowany przez rządzących za chodzenie do kościoła. Nawet jedyna osoba w rodzinie, która należała do partii też uczestniczyła w życiu kościoła. W moim roczniku religia odbywała się poza szkołą, ale moja trzy lata starsza siostra, krótko miała religię w szkole. Od kościoła odeszłam 30 lat temu, a właściwie zostałam wykluczona, bo chodzenie tylko po to żeby się wspólnie pomodlić i rzucić na tacę, nie odpowiadało mi. Wolałabym modlić się w samotności. Za to zaczęłam baczniej obserwować poczynania kościoła i jego wyznawców. Dlatego też obecnie oburza mnie narzucanie mi religii w każdym aspekcie życia. W polityce, w urzędach, w szpitalu, w szkole, w przedszkolu. Uważam, że to ateistom próbuje się narzucać wiarę. Nie mam nic przeciw wierzącym dopóki nie próbują mnie straszyć piekłem, szatanem, a tego dziś pełno. Myślę, że to ci straszący powinni się bać a nie ateiści

Ta, udowodnił?
Gdzie udowodnił?
Jak udowodnił?
Biblia tylko w 30% zawiera fakty, reszta to mity.
Ciekawe, że jego uczniowie – prości rybacy, pasterze, itd. byli piśmienni, a on nie. Oni potrafili ponoć napisać księgi, a on nie. Trochę do dziwne.
Poza ty są zbieżności co do zabójstwa Judasza.
Więc widzisz powielasz teorię niepopartymi faktami.
Dowody są jedne, nie ma życia po życiu.
Życie po życiu jest tylko dogmatem religijnym.

Gdy sobie czytam komentarze „przyjaciół ateistów”, to – nawiązując do wspomnianego w tekście mema z penisem i wizerunkiem Margaret Natalie Smith – odnoszę wrażenie, że psychoanalityczna teoria penys envy (kompleksu kastracyjnego) tak całkiem głupia nie była.
🙂

Postawy skrajne po obu stronach religijnego muru są trudne dla umiarkowanych (nie)wyznawców. Jednak o ile radykalny ateizm ma do dyspozycji jedynie media społecznościowe, o tyle radykalny katolicyzm wykorzystuje przymusową (w praktyce) religię w szkolach oraz prawodawstwo. Do symetrii jest tu bardzo daleko.

niestety to ludzie Kościoła, ludzie którzy w Kościele zajmują najwyższe pozycje, najwyższe stanowiska, a nawet Papieże swoim postępowaniem zaprzeczają zasadom, wartościom swojej religii, łamią wszelkie normy, zalecenia, prawa religijne, łącznie ze wszystkimi grzechami i zasadami, również ludzi niewierzących, w tym podstawowymi jaką jest zasada – nie zabijaj, czy w zbrodniach wobec dzieci jaką jest pedofilia , którą w dodatku ukrywają zamiast karać.
Największe zbrodnie w historii ludzkości mają swoje zródło w działaniach kościoła, słowach papieży, i innych hierarchów kościelnych.
Nikt tak skutecznie nie niszczy religii jak sam Kościół, codziennie mówi się o słowach, czynach ludzi Kościoła urągających religii, o pedofilii, zachłanności, pysze, mściwości, nienawiści do innych ludzi, chciwości.
Jezeli Bóg istnieje to żaden Kościół, żadna religia nie jest mu potrzebna, jest mu obojętne kto gdzie, jak i kiedy się do niego modli, czy w niego wierzy czy nie, On widzi nas tak jakimi jesteśmy w rzeczywistości i nie przekupimy go nawet najwyższymi datkami na kościoły, czy modlitwami, jedyną dla Niego sprawdzianem jest nasze życie.
Religia, Kościoły są potrzebne oszustom którzy kosztem zwykłych ludzi chcą żyć w luksusie.

Ale to jest sprawozdanie z okopów wojny między dwiema religiami (katolicką i ateistyczną) nakręcaną przez służby rosyjskie. Nie zauważyłem żeby taka wojna trwała w moim otoczeniu.

Na pewno nastąpił w ostatnich latach przełom w tabu niekrytykowania kościoła i kleru. Tak jak to wcześniej wspomniał Pan nie bez samego ich udziału. To może być bolesne kiedy ludzie nie milczą tylko mówią co myślą. Pewnie musimy przejść podobną drogę jaką przechodzili Hiszpanie.

Warto też porównać zachowania hierarchów polskich i np. niemieckich. Przepaść kulturowa, społeczna, ale i religijna. No cóż śmierć bp. Pieronka pewnie wzmocni paleoreligijność Episkopatu. Warto się przyjrzeć jego życiorysowi i długą drogę jaką przeszedł. W środowiskach skrajnie ateistycznych pamięta się tylko jego dawne wystąpienia.

Ciężko jest prowadzić konstruktywny dialog kiedy dla katolika stanowi normę postrzegania ateisty jako potwora nasłanego przez szatana pozbawionego wszelkich zasad moralnych przeciwstawia się lęk ateisty, że skoro wierzący tak myśli to jedynym co go powstrzymuje od biegania, gwałcenia i mordowania jest lęk przed karą Bożą.

Moim zdaniem wskazywanie Dawkinsa i jego środowisko jako modelowych ateistów jest IMHO błędem. Patrząc na ich spotkania/wykłady/etc. nie mogę oderwać od postrzegania ich jako kolejnej religii. Gdzie „nauka” jest traktowana jako wiara, a nie jako wiedza i sposób opisu otaczającego świata fizycznego. Nawiedzeni ich wyznawcy niewiele się różnią od wyznawców Proroka czy Ojca Dyrektora. Może warto trochę wrócić do korzeni?
Bo jeśli nie, to raczej nie obędzie się bez kolejnej Reformacji (której de facto w Polsce nie było) lub państwa wyznaniowego. Niezależnie czy to będzie religia quasi katolicka czy ateistyczna.

Łoł, ile to zrozumienia tekstu, merytorycznej polemiki i zwykłego szacunku dla osób inaczej myślących wylewa się z ludzi o ponoć otwartych umysłach i szerokich horyzontach poznawczych, nieskażonych religijnym zabobonem…

Jak wszystkie kościoły zaczną płacić podatki dochodowe i od nieruchomości – tak jak wszelakie inne organizacje zajmujące się działalnością gospodarczą, jak kościoły na świecie skończą swoje nagminne mieszanie się do polityki, jak kościoły skończą praktykę ukrywania i chronienia duchownych – pedofili, to odraza do kościołów znacznie zmaleje…

Bardzo się Pan natrudził by uzasadnić nonsens. W życiu nie widziałem żadnego „wojującego atesty” obnoszacego się z symbolika ateistyczną w ateistycznej procesji. Nie widziałem żadnego „wojującego ateisty” redagująego ateistyczną gablotkę w przedszkolu.. Nie widziałem też zdjęć ateizmu w szkole.
Widziałem za to tłumy legitymizujace złodziejstwo kleru, widziałem „rycerzy jezusa”..
Pisząc z lekceważeniem o słusznym ateistycznym zdrowym rozsądku, szkaluje Pan ludzi. Wpisuję się Pan w politykę informacyjną papiestwa.
Podejrzewam, że mój komentarz również zostanie otagowany etykietą tramwajowego ateizmu.. Katolicy – Boli Was fakt, że ludzie nie muszą być filozofami by być wolnym od religijnych zabobonów. Dlatego obśmiewacie, krytykujecie tę prostą konstatację „boga nie ma” i nie trzeba być uczonym by tak twierdzić. Natomiast by twierdzić przeciwnie trzeba przejść przez co najmniej 18 lat indoktrynacji i wtedy dla takiej prostoty macie „usprawiedliwienie boskie”

W jaki sposób dni świeckości atakują mnie?

Otóż w takim samym stopniu atakują, w jakim ateistów atakują procesje (w tym Bożego Ciała), marsze Trzech Króli, katolickie „Dni Młodzieży”, uroczystości odpustowe itp.
Dokładnie w takim samym stopniu.

Czyli wcale.

Natomiast są zabawne z mojej perspektywy. Ale jednak nie przepraszam za to wyznanie. 🙂

rozumiem, że twój komentarz był napisany w sposób humorystyczny… 😉

dokładnie, ateiści nikogo nie atakują podczas katolickich świat.

Zdarzają się performerzy, np. „człowiek motyl”, którzy przechadza sobie na tych procesjach, nikomu nie przeszkadzając… czy ma prawo? tak, ponieważ odbywają się w miejscu publicznym, o ile nie przeszkadza tym ludziom.

Dni świeckości są zabawne? A czy nie są zabawne różne święta katolickie?
I jedna i druga grupa ma prawo robić swoje marsze.

„Rzymski katolicyzm był czynnikiem sprzyjającym narodowej odrębności w zaborze rosyjskim i pruskim. Po 1918 roku Kościół stał się, nolens volens, siłą państwowotwórczą”.

Ach te kościelne legendy… Jakże chwacko KK potrafił zbudować sobie historię jedynej ostoi „narodowej odrębności”. Naprawdę szacun, do tego trzeba nie lada umiejętności manipulacyjnych.

„Paleoprawica” jak trafnie nazwał to autor, uprawia paleokatolicyzm, oparty na obrządkach a nie wiedzy i empatii. Wiedza bowiem nie sprzyja wierze, zaś empatia nie sprzyja strukturom KK. Nauka religii w szkołach jest mocno ocenzurowana (pomija fakty z Biblii i historii!) i ma na celu wykreowanie bezmyślnego obrządkowego, potulnego katolika, oraz zawstydzanie tych, którzy w obrządkach nie uczestniczą, bo nie wierzą. Gorzej, że są tacy, którzy w obrządkach uczestniczą, choć też nie wierzą, ale dzięki temu mogą zrobić karierę. Hucpa kroczy przed upadkiem. – Tak sądzę ja, nieagresywna ateistka. P.S. Dlaczego ze słowem „ateizm” autorowi kojarzy się jedynie przymiotnik „agresywny”? Zaniechanie katolickich obrządków oraz naukowe(!) uzasadnianie tego faktu nie jest agresją.

Wydaje się, że można wskazać jeszcze jedną przyczynę dla zachowań, o których pisze Autor. Mianowicie jakiś czas temu pojawiło się w Polsce coś, co nigdy wcześniej u nas nie występowało, a co można nazwać „ateizmem ludowym”. Jeszcze 20 – 30 lat temu ateizm był czymś ekscentrycznym, manifestacją przekonań politycznych i społecznych, ateistami byli intelektualiści i działacze. Tzw. „zwykły człowiek” ateistą niemal na pewno nie był. Teraz ateistą może być każda osoba spotkana na ulicy. Od takich osób, często raczej obojętnych religijnie niż przepełnionych ateizmem, nie oczekiwałbym jakiejś wysublimowanej argumentacji na uzasadnienie niewiary (co swoją drogą jest dla mnie niezrozumiałe – czemu niewiara ma mieć jakieś szczególne uzasadnienie?). Natomiast nie byłoby dla mnie zaskoczeniem, gdyby osoba taka zareagowała niechęcią, czy wręcz złością, na próbę narzucenia norm postępowania z uzasadnieniem w religijnym systemie wartości.

To jedno. Ale jest jeszcze druga kwestia, o której wierzący bardzo, ale to bardzo łatwo zapominają, a to taka, że jeszcze do niedawna ateizm i krytyka Kościoła nie były czymś, co by łatwo przechodziło przez gardło. Dla świętego spokoju lepiej było pójść na mszę i ugryźć się w język, niż wojować z rodziną i sąsiadami. Czasy się zmieniły, i to co kiedyś człowiek w sobie tłamsił, teraz uzewnętrzni na forum internetowym czy w rozmowie ze znajomym. Pisze Autor, że niewierzący przejmują najgorsze cechy wroga. Ja to widzę inaczej – niewierzący normalnieją, zaczynają zachowywać się jak wszyscy. A że ta norma to agresja i niezbyt wybredny dowcip? Można nad tym ubolewać, ale trudno obwiniać ateistów – jakby nie patrzyć, nadal w wyraźnej mniejszości.

Dawkins nie jest wybitnym naukowcem! jego teoria samolubnego genu została kompletnie zdezawuowana. Czarne chmury nad koncepcją Dawkinsa zbierały się od dawna, ale dobił ją słynny biolog Edward O. Wilson. Ogłosił on, że organizmami żywymi wcale nie rządzą „samolubne geny”. Przeciwnie: jest mnóstwo dowodów na solidarność i współpracę, które nie mają nic wspólnego z bliskością genetyczną. Zwłaszcza w sytuacjach zagrożenia. Współpracują zwierzęta z roślinami, działają razem różne gatunki. Nawet drzewa i mchy wspomagają się, podając sobie przez korzenie składniki odżywcze. Dbają też o egzemplarze stare i słabe, co nie powinno mieć miejsca, gdyby rządził „samolubny gen”. Selekcja naturalna też wygląda inaczej, niż się zdawało. Pokazało to badanie, w którym obserwowano kury. W jednej klatce umieszczono najlepsze i najsilniejsze nioski, w drugiej kury przeciętne. Okazało się, że kury z grupy „mistrzowskiej” były agresywne, wykańczała je konkurencja i w kolejnych pokoleniach niosły coraz słabiej. Za to kury z grupy przeciętnej, lecz urozmaiconej, w szóstym pokoleniu niosły dwa razy więcej jaj niż te pierwsze. Bo natura działa wedle wielu uzupełniających się reguł: bezwzględni egoiści mogą wygrywać w grupie, lecz na dłuższą metę, grupę niszczą. Natomiast wspólnoty osobników współpracujących powoli umacniają swoją pozycję i… wygrywają. Jednym słowem „prawo dżungli” jest czymś zupełnie innym niż chciano nam wmówić.
Jest jeszcze gorzej. Dawkins potrafił niszczyc swych oponentów. Jego przeciwnicy mieli problem z publikowaniem swoich tez. Bojkotowano prace genetyka Richarda Levontin czy paleontologa Stephena Jay Gould z Harwardu, gdy wiele lat temu dowodzili, że teoria samolubnego genu nie wytrzymuje naukowej krytyki.
Historię wszystkich świństw Dawkinsa i jego upadku opisuje „L’Entraide. L’autre loi de la jungle” Pabla Servigne i Gauthiera Chapelle.

Jestem ciekaw, czy moja opinia zostanie odebrana jak nienawiść? A może jako pogarda? A może jako analiza religioznawcza jeszcze gorsza, niż teksty Dawkinsa?
Oto ona, w dużym skrócie:

Chrześcijaństwo wymaga reformy, ale jest ona niemożliwa. Bo to doktryna musiałaby być gruntownie zreformowana.
W naukach Jezusa z Nazaretu, oprócz elementów wzniosłych i szlachetnych, są wątki szkodliwe psychologicznie i archaiczne kulturowo.
Na przykład: nauki wzbudzające poczucie winy, gloryfikujące cierpiętnictwo. Kara wiecznego potępienia za krótką chwilę zakazanej przyjemności.
Bóg jest mężczyzną, w trzech osobach męskich: Surowy Ojciec, obrzezany Syn, a do tego Duch Święty, który zapłodnił dziewicę. Pod tym względem chrześcijaństwo jest niereformowalne. Wyobrażacie sobie, że chrześcijaństwo zostanie kiedykolwiek uzupełnione o Boginię Matkę i Córkę Bożą?

„Dzień narodzin Mitry 25 grudnia, motyw narodzin bohatera z dziewicy, to abecadło wiedzy religioznawczej, które chrześcijanin zna…”
Ach, gdzie ci chrześcijanie, którzy to znają! I gdzie oni poznają to abecadło, na lekcjach religii katolickiej w polskiej szkole??