Jesień 2024, nr 3

Zamów

Niepodległa, czyli zmartwychwstała?

Ks. Andrzej Draguła. Fot. Więź

Polska nie jest żadnym nowym wcieleniem Chrystusa, nie stanowi Jego alter ego, nie jest Jego „ciałem politycznym” na wzór „ciała mistycznego”.

Od początku polskiej państwowości myśl patriotyczna pozostawała w ścisłym związku z religią. Kaznodzieje chętnie sięgali do Biblii, by aktualną sytuację Polski objaśniać za pomocą teologicznych obrazów i metafor. Okres niewoli przyrównywano do męki, a odzyskanie niepodległości – do zmartwychwstania Chrystusa. Sto lat temu ten rezurekcyjny model narzucał się sam. Czy ta metaforyka pozostaje wciąż aktualna?

28 listopada 1934 roku ks. abp Józef Teodorowicz tak mówił podczas kazania wygłoszonego przy okazji poświęcenia kaplicy na politechnice lwowskiej: „Jaką mocą Polska się dźwignęła? Czy mocą państw zaborczych, licytujących się obłudnie i nieszczerze w wywoływaniu imienia Polski w czasach zmagań wielkiej wojny? Ale śmiesznem byłoby nawet o tem mówić. Czy może zawdzięcza Polska powstanie państwom sprzymierzonym? I to nie. Bo te państwa miały pośród siebie Rosję, która u swoich sprzymierzeńców paraliżowała każdy odruch swoich przyjaciół ku myśli o samodzielnej Polsce. A może własnym wysiłkom przypiszemy cud wskrzeszenia Polski? […] A więc komu zawdzięcza Polska swoje powstanie? […] Jak mamy patrzeć na Polskę, wskrzeszoną cudem Bożym? Na jakim fundamencie oprzeć jej budowę? Na jakim duchu ją tworzyć i budować? […] państwo i naród wtedy dopiero stają się silne i żywotne, gdy w łonie swem noszą świątnicę, w której Bóg pisze głoskami czytelnemi myśl Swoją i wolę Swoją”. Perspektywę, która dominuje we wszystkich kazaniach abp. Teodorowicza, on sam tak streszcza: „Głosząc wam tyle różnych kazań, powiedziałem właściwie jedno tylko kazanie – kazanie o myśli Bożej względem Polski, i w różnych zdarzeniach mówiłem wam tylko o jednym zdarzeniu, które przedstawiałem kolejno to na tle nocnych cieni, to w pierwszym blasku świtu, to w świetle poranka, to jak dziś w pełnym słońcu południa – o zmartwychwstaniu Polski”.

Retoryka rezurekcyjna

Jak zauważa ks. Kazimierz Panuś, „począwszy od lat trzydziestych XIX weku umacniająca się rozległa recepcja literatury romantyzmu odciska swoje wyraźne oddziaływanie na język, styl rozmaitych form wypowiedzi, także kaznodziejstwa”, którego zadaniem było „towarzyszenie wszelkim wysiłkom utrzymania zbiorowej pamięci, współtworząc pewien typ wyobraźni narodowej. Tak było przez cały okres niewoli. […] Odzyskanie wolności w 1918 roku uruchomiło znów i zintensyfikowało mocno zakorzeniony repertuar imaginacyjny poprzedniego stulecia”. Ten repertuar to przede wszystkim pasyjna – dołująca się do cierpienia, paschalna – odwołująca się do zmartwychwstania i mesjanistyczna metaforyka, która zostaje zastosowana w odniesieniu już nie tylko do osoby Chrystusa, ale także do Polski.

Zastosowanie retoryki rezurekcyjnej ma swoje źródło w określonej teologicznej wizji dziejów. W „Rekolekcjach paryskich” ks. Józef Tischner pisał: „Wiara religijna, […] mówi, że wyzwolenie ma przyjść, ale nie tylko jako dzieło ludzkiej sprawiedliwości, ale również jako owoc sądu Bożego nad historią. Niewola narodowa nie jest bowiem niewolą zwyczajną. Jest ona odbiciem, konkretyzacją pierworodnego upadku człowieka i stąd pochodzącej podatności na zło. Dlatego w tym kontekście szczególnego znaczenia nabierają w owych czasach dwa święta – święto Bożego Narodzenia i święto Wielkiej Nocy – które oprócz charakteru religijnego zaczynają przybierać niezwykle głęboki charakter narodowy. Boże Narodzenie przypomina prawdę, że Bóg się narodził wśród zniewolonych. Boga trzeba szukać wśród zniewolonych. A drugie, święto Zmartwychwstania, łączyło się od razu z ideą zmartwychwstania Polski”.

Polska jest traktowana jest więc jak żywy organizm, który może umierać, ale także jako organizm nadprzyrodzony, który władny jest zmartwychwstać. Abp Teodorowicz zastosował teologiczny model zmartwychwstania (czy też wskrzeszenia) do interpretacji wydarzeń historycznych, kreując tym samym nadprzyrodzoną wizję historii Polski o dominującej perspektywie rezurekcyjnej. Wydarzenia zbawcze z życia Chrystusa odbijają się, powtarzają, aktualizują w historycznych dziejach narodu polskiego. W kazaniu wygłoszonym w roku 1919 we Lwowie abp Teodorowicz mówił: „Nawet te przedrogie symbole, któreśmy brali z cierpień i męki Zbawiciela, ażeby mówić o ojczyźnie, do grobu wpędzonej, od drodze jej krzyżowej, o Golgocie narodu, i te ustępują miejsca, spełniwszy swoją misję. Dzisiaj już w innym symbolu szukamy stwierdzenia naszego szczęścia: w tym, na który nam usta wieszcze przed trzema wskazywały wiekami: w symbolu zmartwychwstania”.

Prorocy upadku

Jednym z wielu sposobów argumentacji kaznodziejskiej może być zastosowanie określonego modelu teologicznego, na przykład rezurekcyjnego. Nie jest to oczywiście pomysł nowy. Kaznodzieje wcześniejszych epok również chętnie odwoływali się do teologicznych modeli zaczerpniętych z Biblii. Przykładem niech będzie ks. Skarga, który – jak zauważa Janusz Tazbir – „swą miłość ojczyzny […] wyrażał w języku religijnej metaforyki. Zgodnie z ówcześnie stosowaną figuralną interpretacją Biblii porównywał on Polskę do Jerozolimy, a więc do miejsca narodzin chrześcijaństwa i świętej stolicy Izraela”. Trzeba zresztą podkreślić, że to metaforyczne kaznodziejstwo sejmowe Skargi zostało dowartościowane dopiero w wieku XIX. Tę – jak pisze Tazbir – „pośmiertną karierę […] należy przypisać wyłącznie rozbiorom oraz długiemu okresowi niewoli narodowej, w jakiej Polska pozostawała aż po rok 1918”. Skarga stał się popularny w wieku XIX jako „wieszcz upadku” ojczyzny, „której grozi zagłada w przypadku, jeśli nie nastąpi gruntowna reforma państwa oraz radykalna poprawa obyczajów obywateli”.

Według Tazbira, „wieszczenie możliwego upadku stanowiło do pewnego stopnia przejaw ówczesnej mody literackiej, powstałej z jednej strony pod wpływem retoryki rzymskiej (Cycero), a drugiej zaś Starego Testamentu. Konwencja ta stanowiła rodzaj formularza retorycznego, w który kaznodzieje mogli wpisywać interesujące ich kwestie nie tylko z dziedziny teologii czy etyki, ale także z zakresu aktualnej problematyki politycznej i społecznej. […] U schyłku XVI w. przepowiednie te wywierały zresztą mniejsze wrażenie niż dwieście czy trzysta lat później. […] pisarze i kaznodzieje przyzwyczaili poniekąd słuchaczy oraz czytelników do proroctw, przepowiadających zagładę państwa w stylu starotestamentowych proroków. Profecje Skargi miały zyskać szeroki rozgłos dopiero w dobie rozbiorów”. Oczywiście dlatego, że nabrały cech spełnionego proroctwa.

Ciało mistyczne i polityczne?

Model rezurekcyjny – jak zresztą wszystkie modele teologiczne – ma jednak ograniczone zastosowanie. Polska nie jest żadnym nowym wcieleniem Chrystusa, nie stanowi Jego alter ego, nie jest Jego „ciałem politycznym” na wzór „ciała mistycznego”. Dlatego też konieczna jest ostrożność w wyborze wyrażeń, które miałyby wskazywać na relację między Polską a Chrystusem. Czy Polska zmartwychwstała niby Chrystus, jak Chrystus, podobnie do Chrystusa, na wzór Chrystusa, na Chrystusa podobieństwo? Określony wybór będzie szedł bądź w kierunku metafory bądź w stronę utożsamienia. Specjalne wybraństwo podkreślałoby właśnie utożsamienie się Polski z Chrystusem.

Przyjmuje się powszechnie, że metafora – jako figura retoryczna – spełnia w tekście przede wszystkim funkcję estetyczną jako „upiększenie” opisu literackiego. Idąc za Krzyżanowskim, można by powiedzieć, że metafora „potęguje wyrazistość języka artystycznego”, dlatego właściwa jest przede wszystkim poezji. Ujęcie takie bardzo mocno ogranicza znaczenie metafory teologicznej. Nie można jej sprowadzić do funkcji estetycznej i popularyzatorskiej, ale należy jej przypisać faktyczną zdolność do przekazu prawdy. Metafora ujawnia więc to, co się znajduje poza i ponad językiem dyskursywnym. „Metafora rodzi się bowiem wtedy – dopowiada ks. Grzegorz Strzelczyk – gdy uchwycona zostaje nowa, nieznana dotąd relacja pomiędzy rzeczami (bądź jakaś nowa rzeczywistość czy aspekt) – zwykle chodzi o jakiś rodzaj «podobieństwa»”. A więc może Polska nie tyle jakby zmartwychwstała podobnie do Chrystusa, ale prawdziwie, rzeczywiście zmartwychwstała – jak przywrócone do życia może zostać ciało? Czy to znaczy, że Zmartwychwstanie Polski to nie metafora, a rzeczywistość?

Spór o niepodległość

Wesprzyj Więź

Zastosowanie tego modelu teologicznego w odniesieniu do odzyskania niepodległości przed stu laty nie budziło i nie budzi wątpliwości natury interpretacyjnej. Analogia Polski odzyskującej niepodległość do zmartwychwstającego Chrystusa była powszechna – by przywołać choćby obraz „Alegoria – zmartwychwstanie Polski” z roku 1933 autorstwa Stanisława Klimowskiego. Brak państwowości, prawny stan niewoli i rozbiorów trwający od końca XVIII wieku można było opisywać w kategoriach śmierci, martwoty, grobu, co do czego panował powszechny consensus. Istotne pozostaje pytanie, na ile ta metafora współcześnie jest aktualna i operatywna.

Istnieje i dzisiaj tendencja do przenoszenia na ambonę rezurekcyjnej wizji losów Polski. Nie chodzi już jednak o wydarzenia sprzed stu lat, ale o te, które dzieją się w Polsce od lat kilku. Są tacy kaznodzieje, którzy w ostatnich zmianach politycznych widzą kolejne „zmartwychwstanie Polski”. Tu już jednak o wiele trudniej niż w roku 1918 o powszechną zgodę co do interpretacji współczesnych wydarzeń. W zależności od prezentowanej opcji politycznej, jedni będą mówić o jakichś bez mała kolejnych narodzinach czy powstaniu z martwych, inni zaś – o upadku Ojczyzny. Ks. Kosiński w roku 1935 przestrzegał w swoim podręczniku do homiletyki, aby mówca głosił kazanie patriotyczne „z największą ostrożnością, z prawdziwym obiektywizmem, by uniknął zarzutu stronniczości, partyjniacwa, by był kaznodzieją dla wszystkich. Jest to nie lada szkopuł dla kaznodziei, nieraz prawdziwy taniec wśród mieczów”. I – dodajmy – najczęściej nie są to „miecze słowa Bożego”, o których mówi Biblia. Dobrze byłoby więc nie wikłać Zmartwychwstania we współczesny spór o niepodległość.

Tekst wykładu inauguracyjnego wygłoszonego na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego 2  października 2018 r., opublikowany w „Przeglądzie Uniwersyteckim” nr 7-9/2018, s. 12-14

Podziel się

Wiadomość