Dokonania Jana Pawła II w dialogu międzyreligijnym nie były owocem jagiellońskiego otwarcia, słowiańskiego zapału czy aktorskiej wrażliwości na gesty i symbole. On uważał zaangażowanie w tej dziedzinie za priorytet chrześcijanina.
Pan mówi o wielu religiach. Ja natomiast spróbuję ukazać, co stanowi dla tych religii wspólny trzon i wspólny korzeń. […]
Sobór przypomina, że „Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte”. […] Słowa Soboru odwołują się do dawna zakorzenionego w Tradycji przeświadczenia o tak zwanych „semina Verbi” (nasiona Słowa). Te „semina” są obecne we wszystkich religiach. Kościół uznaje ich obecność i w imię tego szuka dla siebie poniekąd wspólnej drogi z tymi wszystkimi wielkimi tradycjami Dalekiego Wschodu, na tle potrzeb współczesnego świata. […] Duch Święty działa skutecznie także i poza widzialnym organizmem Kościoła (por. LG, 13). Działa w oparciu o te właśnie „semina Verbi”, które stanowią jakby wspólny soteriologiczny korzeń wszystkich religii.
Mogłem się o tym przekonać, wielokrotnie odwiedzając kraje Dalekiego Wschodu. Mogłem się o tym również przekonać na spotkaniach z przedstawicielami tamtejszych religii, zwłaszcza w czasie historycznego spotkania w Asyżu, podczas którego modliliśmy się wspólnie o pokój. Tak więc zamiast dziwić się, że Opatrzność dopuszcza tak wielką różnorodność religii, można raczej dziwić się temu, że znajdujemy w nich tyle wspólnych elementów.
Jan Paweł II, „Przekroczyć próg nadziei”, 1994
W roku 1978, po wyborze kard. Wojtyły na papieża, nikt chyba nie ośmieliłby się przewidywać, że papież z Polski wprowadzi jakieś innowacje w dziedzinie relacji Kościoła z innymi religiami. Polska to przecież kraj powszechnie uważany za tak bardzo katolicki, że inne wyznania, a tym bardziej inne religie, nie odgrywają w nim żadnej roli. Cóż zatem polski kardynał mógł wiedzieć o innych religiach?
Stało się całkowicie inaczej – papież z Polski dał nowy impuls do dialogu międzyreligijnego, zapraszając przedstawicieli innych religii – nie tylko monoteistycznych: judaizmu i islamu, lecz także: hinduizmu, buddyzmu, konfucjanizmu, religii sikhów, tradycyjnych religii afrykańskich, zoroastryzmu i innych – na modlitwę o pokój do Asyżu. Nikt chyba wcześniej nie przewidywał, że takie wydarzenie w ogóle może mieć miejsce. Czy był to trwały element nauczania Kościoła, czy też tylko jagiellońska otwartość Jana Pawła II, jego słowiański zapał, aktorska wrażliwość na gesty i symbole? A może papież szedł w dialogu za daleko? Może trzeba zawrócić?
Nie ulega wątpliwości, że Jan Paweł II uznawał chrześcijaństwo za religię wyjątkową, ponieważ założoną i podtrzymywaną przez Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela ludzkości, oraz posiadającą pełnię prawdy zbawczej. Sam głosił Chrystusa niestrudzenie na wszystkich kontynentach. Jednocześnie za swój priorytet uznawał dialog międzyreligijny. Widział w nim jednak nie tylko narzędzie zaprowadzania pokoju na świecie, przeciwstawiania się procesom sekularyzacyjnym i relatywizmowi, lecz także dawania wspólnego świadectwa transcendentnego fundamentu sensu ludzkiego życia i świata.
Na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia Jan Paweł II zrobił dla dialogu międzyreligijnego więcej niż jakikolwiek inny przywódca religijny
Specyfika papieża z Polski polegała na tym, że przy okazji spotkań z wyznawcami innych religii starał się uwydatniać to, co je łączy z wiarą chrześcijańską. Aby zrozumieć postawę Jana Pawła II, szczególnie uważnie należy przyjrzeć się temu, jak on sam pojmował podjętą przez siebie inicjatywę – międzyreligijne modlitewne spotkanie w Asyżu, które odbyło się 27 października 1986 roku. Pomysł ten budził wiele niepokojów i wątpliwości, również w gronie współpracowników papieża. Głównie obawiano się, że konsekwencją tego spotkania będzie wrażenie, że wszystkie religie są równe, a ich wyznawcy mogą się wspólnie modlić.
Jan Paweł II wytrwale dążył do realizacji swego zamiaru, cierpliwie wyjaśniając wątpliwości. Tłumaczył, że opowiedział się za zasadą: „być razem, aby się modlić”, nie zaś – „modlić się razem”. Pięć dni przed spotkaniem w Asyżu jeszcze raz naświetlał jego sens. Podkreślał, że modlitwa wspólna nie jest możliwa choćby ze względu na różnice w rozumieniu Boga: „Nie można bowiem «modlić się razem», czyli odmawiać wspólną modlitwę, ale można być obecnym, gdy inni się modlą i okazywać w ten sposób szacunek ich modlitwie i postawie wobec Bóstwa, dając równocześnie pokorne i szczere świadectwo naszej wiary w Chrystusa, Pana wszechświata”. Po spotkaniu zaś, w przemówieniu do kardynałów i członków Kurii Rzymskiej, Jan Paweł II stwierdził: „Różnice są elementem mniej istotnym niż jedność, która jest radykalna, podstawowa i decydująca”.
Papież nie bagatelizował różnic między chrześcijaństwem a innymi religiami, nie zatrzymywał się jednak na nich. Można powiedzieć, że zaczynał od tego, co dzieli, a kończył na tym, co łączy. Wśród tych wspólnych elementów Jan Paweł II wyliczał zwłaszcza: „wewnętrzny imperatyw sumienia, który nam nakazuje szanować, chronić i rozwijać ludzkie życie […]; imperatyw przezwyciężania egoizmu, chciwości i ducha zemsty. […] przekonanie, że osiągnięcie pokoju przekracza ludzkie siły […] i dlatego jego źródeł i sposobów urzeczywistniania go trzeba szukać w Rzeczywistości istniejącej ponad nami wszystkimi”.
Choć ta kwestia nie została nigdy szczegółowo dopowiedziana, niektóre wypowiedzi Jana Pawła II wskazywały na to, że gotów jest on w jakiś sposób uznać również wartość innych religii w oczach Bożych; dostrzega w nich obecność i działanie Ducha Świętego (który wieje przecież, „kędy chce”); dopuszcza możliwość, iż inne religie są formą ludzkiej odpowiedzi na Boże objawienie, a tym samym, że posiadają przynajmniej elementy autentycznej wiary. Te kwestie pozostają jednak zadaniem dla teologów na przyszłość. Pozytywna, a nie tylko polemiczna, katolicka teologia innych religii dopiero raczkuje.
Nie ulega jednak wątpliwości, że na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia Jan Paweł II zrobił dla dialogu międzyreligijnego więcej niż jakikolwiek inny przywódca religijny. Wielkość dokonań papieża każe przyjąć, że jego myśl nie była tylko – by przywołać wcześniej zadane pytania – owocem jagiellońskiego otwarcia, słowiańskiego zapału czy (skądinąd bardzo wyraźnej) aktorskiej wrażliwości na gesty i symbole. W gestach i symbolach Jana Pawła II wobec innych religii kryją się teologiczne intuicje, które nawet jeśli sformułowane zostały ostrożnie i niejasno, stanowią kroki milowe w nauczaniu współczesnego Kościoła. Jego następca patrzy na to zagadnienie nieco inaczej, woli podkreślać specyfikę chrześcijaństwa, drzwi pozostały jednak otwarte i trudno sobie wyobrazić współczesny Kościół bez dialogu międzyreligijnego.
Co jednak robić z przesłaniem Jana Pawła II w kraju, w którym wyznawców innych religii jest tak niewielu? Potrzeba przede wszystkim wrażliwości na tę kwestię i odpowiedniej katechezy. Należy też szukać sposobów i możliwości spotkań, poznawania się, nawiązywania rozmów. Najważniejsza jest jednak dobra wola. To ona pozwoli się nam zdobyć na organizowanie – jak to nazwał Sławomir Jacek Żurek – „naszych lokalnych czy środowiskowych «małych Asyży»”.
Pamiętam, jak inicjatorzy Zjazdu Gnieźnieńskiego „Europa dialogu” prowadzili w Watykanie rozmowy na temat zorganizowania modlitewnego spotkania przedstawicieli trzech religii monoteistycznych. Od wysokiego urzędnika papieskiego usłyszeli wówczas, że ze względu na stosunek wyznawców islamu do takich pomysłów nie dojdzie ono do skutku. Odpowiedź Polaków brzmiała: „My lepiej znamy naszych muzułmanów”. I rzeczywiście, we wrześniu 2005 roku rynek gnieźnieński stał się miejscem niezwykłej – jak ją nazwano – „wzajemnej” modlitwy. Żydzi, chrześcijanie i muzułmanie modlili się za siebie nawzajem, a także każda z grup oddzielnie w intencji przyszłości Europy. Takie rzeczy są zatem możliwe…
PYTANIA
Czy w kontaktach z ludźmi innych religii potrafię z zainteresowaniem szukać – jak Jan Paweł II – tego, co może być nam wspólne?
Czy rozumiem powody, dla których rozróżniono modlitwę wspólną wyznawców różnych religii („modlić się razem”) od odrębnej modlitwy w tym samym miejscu („być razem, aby się modlić”)?
PROPOZYCJE
Jeśli istnieją w Waszej okolicy grupy wyznawców innych religii, najpierw zgromadźcie o nich jak najwięcej informacji. Potem spróbujcie nawiązać kontakt i ewentualnie współpracę. Bądźcie bardzo roztropni, konsultujcie się ze swoim duszpasterzem, żeby nie wytworzyć niepotrzebnych napięć.
Gdyby miało dojść do spotkania z wyznawcami innej religii, zastanówcie się, w jaki sposób przedstawicie im chrześcijaństwo. Nie zapraszajcie ich na nasze zgromadzenia liturgiczne czy do wspólnej modlitwy. Jasno ukazujcie im naszą wiarę w Chrystusa jako jedynego Zbawiciela.
Pamiętajcie, że niechęć do spotkań czy dialogu może istnieć z obu stron – nie tylko u nas funkcjonują stereotypy innych religii. W dzisiejszej Polsce zdarza się też niekiedy, że wyznawcy religii orientalnych to dawni katolicy, ludzie ochrzczeni w naszym Kościele – a tym samym nastawieni do niego negatywnie. W takiej sytuacji zazwyczaj długo trzeba czekać, aż pojawi się szansa na podjęcie dialogu.
Tekst pochodzi z książki Zbigniewa Nosowskiego „Polski rachunek sumienia z Jana Pawła II” wydanej przez Centrum Myśli Jana Pawła II (Warszawa 2010)