Główne założenie wyborcze strategów PiS całkowicie się nie udało.
1. Na poziomie światopoglądowym, patrząc głównie na duże miasta, preferencje i sam dyskurs wyborczy przesunęły się lub pozostały w orbicie szeroko rozumianego centrum. Decyzje przy urnach wyborcy podejmowali dość racjonalnie i zachowawczo, głosując na sprawdzonych w rządzeniu włodarzy. Dalekich nieraz od ideału, ale znanych i oswojonych. Nurty skrajne praktyczne zniknęły, a całą część na prawo od centrum zagospodarowali kandydaci rządzącej na szczeblu ogólnokrajowym większości. Głosowano na kandydatów umiarkowanych, dalekich od ekstrawagancji ideologicznych.
2. W większości przypadków głosowania w wielkich miastach żaden stricte partyjny kandydat partii rządzącej, działający w strukturach ugrupowania lub przysłany w roli spadochroniarza, nie odniósł sukcesu. Kacper Płażyński (mimo mocnego lansowania go przez TVP), Małgorzata Wassermann, a nawet Patryk Jaki podkreślali, mniej lub bardziej formalnie, odrębność od PiS. Jest to poważna prestiżowa porażka, pokazująca słabość struktur lokalnych ugrupowania rządzącego i ich uzależnienie od centrali. To również dowód całkowicie chybionej propagandy mediów rządowych, odbieranych najwyraźniej przez elektorat miejski jako toporna i prostacka, oglądanych głównie w celach humorystycznych.
Wybory dowiodły, że propaganda rządowych mediów jest całkowicie chybiona
3. Główne założenie wyborcze strategów PiS (określane malowniczo jako „eliminacja” PSL w terenie) całkowicie się nie udało. Sekwencja wydarzeń od jesieni 2015 rok – brutalne przeczołganie PSL już na pierwszych posiedzeniach Sejmu i uniemożliwienie partii objęcia fotela wicemarszałka, później podgrzewanie narracji o udziale tego ugrupowania w prywatyzacji, zresztą mało wiarygodne w obliczu działań AWS z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych – spowodowało oczywistą reakcję. Chyba po raz pierwszy w wyborach po 1991 roku PSL skoncentrował się tak mocno na kampanii negatywnej wobec rządu, zresztą dość sprawnie odsłaniając małą wiarygodność polityczną premiera Mateusza Morawieckiego. Dziś trzecie miejsce PSL realnie blokuje przejęcie przez PiS władzy w większości sejmików. Jeżeli oczekiwania przedstawicieli PO-N-PSL się zmaterializują i partie zawiążą ponowną koalicję w 14 z 16 sejmików, to w stosunku do wyborów z 2014 roku PiS zyska tylko jeden sejmik. To byłaby klęska. PSL jest dalej znaczącą siłą na wsi.
Trzecie miejsce PSL realnie blokuje przejęcie przez PiS władzy w większości sejmików
4. PiS ma bardzo małą zdolność koalicyjną w sejmikach. Zapowiada się wręcz na tzw. wariant słowacki, gdzie dwukrotnie, w latach 1998 i 2002, wybory na szczeblu ogólnokrajowym wygrało arytmetycznie autorytarne ugrupowanie premiera Vladimira Mečiara, ale nie było w stanie utworzyć rządu z powodu zerowej zdolności koalicyjnej i „kordonu sanitarnego” utworzonego przez pozostałych aktorów sceny politycznej. Źle to wróży w kontekście wyborów parlamentarnych w 2019 roku.
5. Wynik Koalicji Obywatelskiej – po dość niemrawej kampanii, częstym braku ożywczych pomysłów i po trzech latach dominacji PiS – jest całkiem zadowalający. Stanowi raczej punkt do dalszego odbicia w górę niż kamień ciągnący na dno, jak wielu to przewidywało.
6. Przyrost głosów PiS w sejmikach w stosunku do 2014 roku jest mniej więcej podobny arytmetycznie do przyrostu głosów tego stronnictwa w wyborach parlamentarnych między 2011 a 2015 rokiem. Przy tak dużych i odczuwalnych dla niektórych grup obywateli nakładach socjalnych oraz ogromnym zaangażowaniu piarowym premiera Morawieckiego – nie jest to wynik imponujący, a wręcz wskazujący na pewien regres. Widać, że dla dużej liczby wyborców świadczenia socjalne nie mają aż tak fundamentalnego znaczenia i raczej traktowane są jako coś zastanego, do czego łatwo się jest przyzwyczaić i za co nie trzeba być szczególnie wdzięcznym rządzącym.
Zapowiada się ciekawy dwuletni maraton wyborczy z trudnym do przewidzenia i nieoczywistym rezultatem finalnym.