Zima 2024, nr 4

Zamów

Polska kontra Europa, czyli pozytywizm kontra integralna filozofia prawa

Marszałek Sejmu Marek Kuchciński wchodzi na posiedzenie. Warszawa, 12 września 2018 r. Fot. Rafał Zambrzycki / Kancelaria Sejmu

Rządząca większość mylnie sądzi, że może uchwalić niemal wszystko, co sobie wymarzy, całkowicie pomijając aksjologiczną niezgodność szczegółowych rozwiązań z zasadami ustrojowymi państwa. To tak jakby próbować zapalić ogień bez dostępu tlenu lub przeżyć bez wody.

Europejska Sieć Rad Sądownictwa zawiesiła we wrześniu polską Krajową Radę Sądownictwa w prawach członka tej organizacji. Wielu komentatorów podkreślało, że jest to kolejna międzynarodowa organizacja, która negatywnie recenzuje zmiany w polskim wymiarze sprawiedliwości. Można się było spodziewać, że na tę decyzję będą się powoływać uczestnicy wyniszczającego politycznego sporu.

Warto jednak spojrzeć na stanowisko Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa z perspektywy filozofii prawa, a konkretnie biorąc pod uwagę szeroko rozumiane standardy kultury prawnej i dominujące myślenie o prawie panujące w organizacjach europejskich. Jeśli uwzględnimy, że organizacje międzynarodowe, w tym europejskie, dawno już przestały postrzegać prawo tylko jako zapisy określonych aktów, będziemy w stanie zrozumieć, dlaczego nie może być dziś mowy o arbitralnym głosowaniu przeciwko Polsce. Przeciwnie: mamy do czynienia ze stanowczymi i mądrymi decyzjami, podejmowanymi w trosce o przestrzeganie wspólnych wartości.

Większość Polaków myśli o prawie jako o przepisach, nie zaś jako o systemie reguł postępowania, którego podstawą muszą być pewne fundamentalne wartości

Jedną z głównych przyczyn tak łatwego niszczenia polskiego wymiaru sprawiedliwości przez obecne władze jest wciąż pokutujące w nas w przeważającej mierze myślenie formalistyczne i pozytywistyczne, które sprowadza prawo do zapisanej kartki. Wciąż większość z nas myśli o prawie jako o przepisach, nie zaś jako o systemie reguł postępowania, którego podstawą muszą być pewne fundamentalne wartości. Dlatego m.in. rządząca większość mylnie sądzi, że przyjmując określone przepisy, może uchwalić niemal wszystko, co sobie wymarzy, całkowicie pomijając aksjologiczną niezgodność wielu szczegółowych rozwiązań z rudymentarnymi zasadami ustrojowymi państwa polskiego. To tak jakby próbować zapalić ogień bez dostępu tlenu lub przeżyć bez wody.

Proszę wybaczyć kolokwializm użytych porównań, ale z taką sytuacją mamy do czynienia. Jeśli próbuje się takim czy innym przepisem zniweczyć wartości całego systemu prawnego, twierdząc, że przepis ten jest ważniejszy od zasad konstytucyjnych, to mamy do czynienia z kompletną aberracją i indolencją. Jeśli się myśli, że „papier zniesie wszystko”, także w formie ustawy, to niestety pokutuje tu wciąż pozytywistyczne myślenie o prawie i to w jego wypaczonej formule. Oczywiście nie ma nic złego w zasadniczym posłuszeństwie wobec prawa uchwalanego w demokratycznej procedurze, ale barbarzyństwem dla każdego wykształconego prawnika musi być sprowadzanie prawa tylko do obowiązujących przepisów. Nawet bowiem tradycyjna językowa wykładnia opierająca się na przepisie musi uwzględniać jego aksjologiczne znaczenie.

Niestety mylne podejście do prawa obciąża symbolicznie nie tylko sumienie obecnego prawodawcy. Winny jest także polski wymiar sprawiedliwości. Społeczeństwo odczuwało i – jak sądzę – nadal odczuwa pewien dysonans między sądem, który chce być tylko „ustami ustawy”, a sądem, który chce czynić sprawiedliwość. Oczywiście niełatwo znaleźć dobre i optymalne rozwiązanie dla roli i funkcjonowania sądu, ale też chyba nigdy takiej debaty rzetelnie nie przeprowadziliśmy. Czy sądy mają być urzędami czy raczej świątyniami prawa? Skrajny arbitralizm służący sprawiedliwości może okazać się największą niesprawiedliwością, z drugiej strony formalizm niejednokrotnie nie jest w stanie zapewnić sprawiedliwego rozstrzygnięcia. To właśnie te przypadki, gdy w sądach zabrakło sprawiedliwości, a znajdowało się miejsce tylko na formalizm, sprawiły, że wielu obywateli poczuło się pozostawionymi samym sobie. Stali się także bardziej podatni na obietnice populizmu.

Mylne podejście do prawa obciąża sumienie nie tylko obecnego prawodawcy. Winny jest także polski wymiar sprawiedliwości

Dlatego tym bardziej potrzebujemy zmiany dominującego myślenia o prawie – z bardziej lub mniej skrajnej wersji pozytywizmu prawniczego na integralną filozofię prawa, która dostrzega nieustającą konieczność podejmowania przez sędziego odważnych, niezależnych decyzji, poszukujących istoty prawa i najlepszego możliwego rozwiązania z uwzględnieniem całego systemu, nie zaś tylko określonej, fragmentarycznej reguły. Co więcej, w tym ujęciu wartości są częścią systemu prawnego bez konieczności ich uchwalania w formie takich czy innych aktów prawnych.

Szeroko rozumiane gremia europejskie oceniają obecną sytuację w kontekście prawa jako całego systemu, ważącego pewne zasady i wyznającego określone wartości. W takim systemie prawnym nie można twierdzić np., że Krajowa Rada Sądownictwa jest organem niezależnym tylko na mocy przepisu, jeśli faktyczne jej ukształtowanie w rażący sposób stoi w sprzeczności z jej naturalnym charakterem. Dopóki nie zrozumiemy, że prawo to nie tylko przepisy, dopóty wciąż nie będziemy w stanie nawiązać dialogu z instytucjami europejskimi, niezależnie od tego, jak oceniamy obecne zmiany w polskim sądownictwie.

Komentowana decyzja opiera się w moim przekonaniu na zdroworozsądkowej ocenie faktycznie stworzonej sytuacji, uwzględnia zatem nie tylko formalnie uchwalone przepisy ustawy, lecz całokształt położenia obecnej Krajowej Rady Sądownictwa i jej rzeczywiste funkcjonowanie, o którym po prostu nie można uczciwie powiedzieć, że wypełnia standardy niezależności. Tym samym instytucji europejskich nie da się zwieść chwytliwymi porównaniami do innych, podobnych rozwiązań, do których tak często odwołują się rządzący. Tu chodzi o cały system, o kulturę prawną, o rzeczywiste ukształtowanie pozycji ustrojowej organu. Tu chodzi o prawo rozumiane integralnie, a nie wykładane przy pomocy chałupniczej komparatystyki.

Wesprzyj Więź

Dlatego słusznie podkreślono w wydanym oświadczeniu Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa, że „warunkiem członkostwa w Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa jest to, że instytucje są niezależne od władzy wykonawczej i ustawodawczej oraz ponoszą ostateczną odpowiedzialność za wsparcie sądownictwa w niezależnym dostępie do wymiaru sprawiedliwości”. Nie wystarczy, by instytucja, jaką jest Krajowa Rada Sądownictwa, funkcjonowała tylko w oparciu o wolę większości wyrażoną w procedurze legislacyjnej czy w akcie wyboru jej członków, ale musi ona w równej mierze wypełniać fundamentalne standardy.

Dopóki nie zrozumiemy, że prawo to nie tylko przepisy, dopóty wciąż nie będziemy w stanie nawiązać dialogu z instytucjami europejskimi, niezależnie od tego, jak oceniamy obecne zmiany w polskim sądownictwie

Warto decyzję Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa starać się zrozumieć w kontekście zasad, a nie politycznego sporu. Warto też uświadomić sobie, że przepis, który nie jest zgodny z fundamentalnymi założeniami ustroju państwa, choćby uchwalony w ekspresowym tempie i przeważającą większością głosów, nie staje się przez to prawdziwym prawem. To dostrzegają już niemal wszystkie europejskie gremia. Niestety wciąż nie chcą tego pojąć rządzący Polską (prawdę mówiąc: nie wierzę, że nie zdają sobie z tego sprawy).

Obyśmy jednak nie spoglądali na ten problem jednostkowo, lecz wyciągnęli z niego uniwersalną lekcję o prawie jako o systemie wartości, którego nie można demontować chwilową wolą większości. Wówczas będziemy w stanie nie tylko zrozumieć podejście europejskie, ale i obronić polski wymiar sprawiedliwości, który nie ma realizować woli większości, lecz być tarczą chroniącą obywatela w każdej sytuacji, także przed przepisami służącymi bezprawiu.

Podziel się

Wiadomość