Następcom księdza Stryczka w Stowarzyszeniu „Wiosna” i Szlachetnej Paczce życzę, żeby nie ograniczyli się do zmiany swojego szefa, lecz także przemyśleli kulturę swojej organizacji i filozofię jej działania, bo niektóre warunki pracy, podobnie jak niektóre sposoby pomagania, są po prostu formami przemocy.
Szlachetna Paczka nie tylko pomaga potrzebującym, lecz także snuje pewną opowieść o pomaganiu. Niektóre wątki tej opowieści od dawna wydawały mi się niepokojące. W gruncie rzeczy jest to bowiem opowieść o dobrej i złej biedzie. „Dobra” bieda to taka, która się wstydzi i pokornie czeka na swojego dobroczyńcę. „Zła” bieda jest zdemoralizowana i roszczeniowa, bo wyciąga rękę po to, co jej się nie należy. Ta właśnie opowieść jest lejtmotywem licznych wystąpień medialnych byłego już prezesa Stowarzyszenia „Wiosna”, księdza Jacka Stryczka.
„Tym wszystkim ludziom, którzy nie chcą pracować, którzy żyją z tego, że wyglądają na biednych, którzy sobie zorganizowali tak życie, żeby inni, którzy pracują, ich utrzymywali, mówimy «nie»”. „Czy należałoby pomagać osobom, które nie mają chęci zmiany, czy raczej należałoby je zostawić na pastwę selekcji naturalnej? […] Pozostawienie człowieka samego sobie w biedzie, wbrew pozorom, często uruchamia w nim bardzo wiele instynktów samozachowawczych”. I tak dalej. Pół, nomen omen, biedy, gdyby mówił to pierwszy lepszy ksiądz. Te i podobne zdania wypowiadał jednak ksiądz-celebryta, który zawodowo zajmuje się pomaganiem. Poziom jego refleksji nad problemem strukturalnego bezrobocia i jego zrozumienia strategii przetrwania osób dotkniętych wielowymiarowym ubóstwem od lat wołał o pomstę do nieba.
Niestety, wygląda na to, że opowieść o dobrej i złej biedzie, którą od wielu lat snuje ksiądz Stryczek jest oficjalną opowieścią Szlachetnej Paczki. By się o tym przekonać, wystarczy poświęcić minutę na przejrzenie zakładki „O Paczce” na stronie internetowej „najlepiej zorganizowanego projektu społecznego w Polsce”. „Szlachetna Paczka w pigułce”, punkt pierwszy: „Nie pomagamy biedzie roszczeniowej. Nie pomagamy tylko dlatego, że ktoś krzyczy”. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie twierdzę, że każdy, kto krzyczy, potrzebuje wsparcia, ale powielanie krzywdzącego stereotypu o „ludziach, którzy tak sobie zorganizowali życie, żeby inni ich utrzymywali”, dokonuje moralnego spustoszenia w społeczeństwie, w którym takie stereotypy są bardzo nośne.
„Szlachetna Paczka w pigułce”, punkt czwarty: „Jeśli ktoś nie ma mentalności wędkarza, to sprzeda wędkę i kupi ryby. Jeśli ktoś ma mentalność wędkarza, to weźmie kij i złowi rybę. Zawsze sobie poradzi w życiu”. Tak się składa, że wyznanie wiary w „mentalność wędkarza” nie znajduje poparcia ani w naukach społecznych, ani w teologii biblijnej, może z wyjątkiem apokryficznej Księgi Stryczka, na gruncie której – tak, to kolejny cytat – „bycie niezaradnym jest sprzeczne z Ewangelią”.
Poziom refleksji ks. Stryczka nad problemem strukturalnego bezrobocia i jego zrozumienia strategii przetrwania osób dotkniętych wielowymiarowym ubóstwem od lat wołał o pomstę do nieba
Mam nadzieję, że powoli staje się jasne, dlaczego piszę to wszystko, mimo że ksiądz Stryczek nie jest już prezesem Stowarzyszeniu „Wiosna”. Opowieść, której pewne wątki bardziej lub mniej świadomie powtarza za nim Szlachetna Paczka – a dodajmy, że wsłuchuje się w nią na Facebooku ćwierć miliona osób – nie dotyczy samej tylko biedy. To także opowieść o człowieku, która pozwala trochę lepiej zrozumieć wydarzenia opisane ostatnio przez Janusza Schwertnera w reportażu Onetu.
Weźmy usunięty już z YouTube’a film, w którym ksiądz Stryczek mówi o trudnościach, na które napotyka, kiedy konfrontuje się z trzema grupami ludzi: „miernotami”, „pierdołami” i „ludźmi bezmyślnymi”. „Miernoty” to według niego „ludzie, którzy zmarnowali swój czas”. „Pierdoły” to „ludzie, którzy nie korzystają z szansy”. „Pierdołą” jest na przykład „człowiek, który chodził do szkoły i mógł się czegoś nauczyć”, ale z jakichś powodów się nie nauczył. Wreszcie „ludzie bezmyślni” to „leniuszki, które żyją w swoich stereotypach i jeżdżą po tych samych torach”. Wspomniany już motyw „zaradności” – czy, jak kto woli, „mentalności wędkarza” – jest tu pierwszoplanowy. Ksiądz Stryczek nie rozumie, że ktoś mógł nie skorzystać z szansy, którą daje szkoła, podobnie jak nie rozumie, że ktoś, kto „jest biedny w 2010 roku, dalej jest biedny w 2011, w 2012 i w tym roku kolejny raz jest biedny”. Ten brak zrozumienia dla faktu, że ludzie nie są self-made manami – do tego przecież sprowadza się „mentalność wędkarza” – znajdował swój wyraz również w sposobie, w jaki ksiądz Stryczek zarządzał swoją organizacją i w jaki traktował swoich pracowników.
Proszę mnie źle nie zrozumieć (po raz drugi). Nie twierdzę, że psychopatologiczny rys zachowań Jacka Stryczka, opisany ze szczegółami w reportażu Schwertnera, daje się wytłumaczyć lansowaną przez księdza antropologią, którą można streścić w złotej myśli: „każdy jest kowalem swojego losu”. Nie chciałbym, żeby publicystyka stawała się przestrzenią stawiania amatorskich diagnoz psychologicznych. Dużo bardziej sensowna byłaby natomiast refleksja nad kulturą organizacyjną Stowarzyszenia „Wiosna” i Szlachetnej Paczki, która przez lata nie tylko nie postawiła granicy mobbingowi, lecz być może także torowała mu drogę. „Jak ktoś zatrudnia pracownika, to nie po to, żeby on się czuł bezpieczny, tylko żeby realizował cele organizacji, do której został przyjęty” – mówił ksiądz Stryczek w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. W gruncie rzeczy tolerancja dla jego opisanych przez Schwertnera zachowań daje się wytłumaczyć nie tylko lękiem, lecz także skrajnymi implikacjami tej zasady.
Świat, który wyłania się z opowieści księdza Stryczka, podbudowanej wyrwanymi z kontekstu i zreinterpretowanymi po jego myśli fragmentami Ewangelii, zamieszkują dwa rodzaje ludzi: ci, którzy mają „mentalność wędkarza” i w związku z tym „zawsze sobie poradzą w życiu”, oraz „miernoty”, „pierdoły” i „leniuszki”. W tej drugiej kategorii mieszczą się zapewne nie tylko ludzie „kolejny raz” biedni, lecz także pracownicy, którzy w czyjejś ocenie nie dość dobrze „realizowali cele organizacji, do której zostali przyjęci”. Życzę następcom księdza Stryczka w Stowarzyszeniu „Wiosna” i Szlachetnej Paczce, żeby nie ograniczyli się do zmiany swojego szefa, lecz także przemyśleli kulturę swojej organizacji i filozofię swojego działania, bo niektóre warunki pracy, podobnie jak niektóre sposoby pomagania, są po prostu formami przemocy.
Drogi Autorze, Mam wrażenie graniczące z pewnością że i obraz jaki Ty namalowałeś jest niezgodny z prawdą
o Szlachetnej Paczce. Owszem w idei szlachetnej paczki jest pomaganie tym których trudna sytuacja jest nie zawiniona w jakiś bezpośredni sposób i do tych którym pomoc pozwoli stanąc szybciej na swoich nogach. Nie oznacza to że inni pomocy nie maja prawa dostać. Tylko że do nieco innych osob szlachetna paczka kieruje swą pomoc.
Po prostu ukierunkowanie działań Szlachetnej Paczki nie obejmuje osób z postawą roszczeniową. Przykład :
Jest rodzina z dwojgiem dzieci gdzie ojciec w czasie spotkania oceniającego przez wolontariusza mowi wprost : nie pójde do pracy na czas nieokreslony ja chce pracować na etat. A skoro nie pracuje pomoc społeczna ma mi dać. I Wy jako Szlachetna Paczka macie mi dać. I druga rodzina która spotkało nieszczęcie w postaci choroby dziecka co zabiera jej środki do życia bo muszą je przeznaczyć na leczenie dziecka. Z tych dwóch rodzin ta druga rodzina w procesie weryfikacji pomoc ze Szlachetnej Paczki dostanie a ta pierwsza nie. Ludzie chcą pomagać ale chcą by ich pomoc trafiła do tych którzy ta pomoc dobrze wykorzystają a nie do tych ktorzy oczekuje że im sie należy, bez wysułku z ich strony. Ci drudzy moga liczyć na pomoc społeczna z MOPSu ale nie ze Szlachetnej Paczki.
Darczyńcy nie chcą by ich pieniądze szły na osoby które maja tylko roszczenia a same z wysułku dbania o własna rodzinę zrezygnowali. pozdrawiam
Do połowy racja, ale z tą roszczeniowością to jest trochę tak, że ona też z czegoś wynika – tj. też jest wyrazem jakiegoś deficytu, na który dobry człowiek powinien odpowiedzieć pomocą.
Oczywiście adekwatną do problemu i niekoniecznie w postaci Szlachetnej paczki.
Nie chodzi o to żeby temu roszczeniowcowi dać, czego zażąda, tylko o to żeby spróbować zrozumieć dlaczego tak mu się w głowie pokiełbasiło, że uważa żebry za lepszy sposób na utrzymanie siebie i rodziny niż praca, a nie po prostu wrzucić go do wora pt. „leń” i z wyższością wzgardzić.
I o tym jest chyba ten artykuł.
Że zacytuję autora artykułu:
„Proszę mnie źle nie zrozumieć. Nie twierdzę, że każdy, kto krzyczy, potrzebuje wsparcia, ale powielanie krzywdzącego stereotypu o „ludziach, którzy tak sobie zorganizowali życie, żeby inni ich utrzymywali”, dokonuje moralnego spustoszenia w społeczeństwie, w którym takie stereotypy są bardzo nośne.”
Pomaganie ma być obszarem współpracy i budzić pozytywne emocje. Nie może też służyć ocenie człowieka, nie my jesteśmy do tego uprawnieni. Jeżeli idea szlachetnej paczki była wypaczona, to nie powinna być realizowana, bo tylko wyrządziła szkody społeczne, dodatkowo godząc w słowa Ewangelii. A swoją drogą, nie wiedziałam, że taką filozofię ks.Stryczek lansował. A utrwalanie stereotypów przez ludzi powszechnie znanych, dodatkowo ludzi kościoła, nie może wydać dobrego owocu. Dylematy wspomniane przez Jerzego, czyli komu pomagać, a komu nie – były, są i będą i tu mądrość kościoła katolickiego powinna przemówić, ale filozofia ks.Stryczka z mądrością kościoła nie ma nic wspólnego.
Co czyni dobrego menadżera? Wiedza fachowa i wiedza psychologiczna. I praktyczne umiejętności w obu tych zakresach, wykorzystywane dla dobra firmy, klientów (tu: beneficjentów) i zaangażowanego w pracę zespołu. Tak, aby podtrzymywać pozytywną motywację ludzi, dawać im wizję i radość tworzenia czegoś dobrego, budującego. Jeżeli szef wychodzi z założenia „ludzie muszą się mnie bać”, to niech natychmiast zrezygnuje ze swojej funkcji! Prędzej czy później stanie się oprawcą podwładnych – tym prędzej im więcej przeżywa stresu i emocji, z którymi sam sobie nie radzi. Smutne jest to, jak niski jest poziom autorefleksji prezentowany przez ks. Stryczka w wywiadach. Właściwie każdym słowem, które wypowiada pogrąża się. Tłumaczy się tak nieudolnie, że zyskałby, gdyby nic nie mówił. Trochę jak w powiedzeniu „lepiej milczeć i wydawać się głupim, niż odezwać się i rozwiać wszelkie wątpliwości”. Niestety nie o głupotę tutaj chodzi, tylko o poważne deficyty osobowościowe.
Panie Misza – wspaniały tekst, bardzo dziękuję!
„Szlachetna Paczka” to przede wszystkim akcja pijarowska, która rozreklamowała księdza Stryczka i pozwoliła mu na prowadzenie korporacji „Stowarzyszenie WIOSNA”. To akcja, która gra na niskich pobudkach, bo pozwala ludziom bogatszym oddać resztki ze stołu biedniejszym – i mieć poczucie, że oto wykupili sobie kolejny schodek do nieba, a biedniejszych upokarza (vide łzawe historyjki o dzieciach, które się popłakały ze szczęścia, bo dostały farbki za 2 złote). Plus dobry pijar dla Kościoła i trochę ulgi dla struktur państwowych (bo coś się dzieje, ludzie są dobrzy i się dzielą, a państwo popiera) – i wszyscy, którzy są na górze, są zadowoleni – a ci na dole właściwie też, no bo przecież dostali od dobrych ludzi pralkę, dżinsy albo kredki. Mało kto widzi, jakie to obrzydliwe – i jak zupełnie inne od np. WOŚP, bo oni zbierają na sprzęt, z którego potem wszyscy mają prawo korzystać, bez proszenia się i bez dziękowania.
A ks. Stryczek jest wspaniałym przykładem narcystycznego zaburzenia osobowości. Doradzam poczytać – wszyściutko się zgadza. Myślenie, że każdy jest kowalem swojego losu (w domyśle: ja jestem boski, bo sobie świetny los wykułem) to po prostu jeden ze stałych aspektów tego zaburzenia. Innym jest totalny brak empatii i niezdolność do poczuwania się do błędu. Jeszcze innym – manipulowanie innymi dla ochrony swojej potrzeby władzy.
Popieram ocenę Autora, ale jak często, wtrącę swoje „ale”. Sposób rozwiązania tego realnego i ważnego problemu jest niefortunny, bowiem w wyniku publicznej nagonki na ks.Stryczka (vide niektóre powyższe komentarze) istnieje ryzyko, że zamiast naprawienia zniszczona zostanie ważna instytucja społeczna. „Gdy masz coś do brata, idź i powiedz mu w cztery oczy, a gdy cię nie usłucha …”. Może jednak był jeden sprawiedliwy, który chciał pomóc księdzu, ale ten nie pozwolił? Bo, odwołując się do przykładu bliskiego Autorowi, ze stowarzyszeniem „Wiosna” może być tak jak ze wspólnotami podstawowymi w Ameryce Łacińskiej kierującymi się teologią wyzwolenia. Kongregacja Doktryny Wiary wydała w połowie lat ’80 dwa dokumenty aprobujące generalnie ten kierunek, ale korygujące o niektóre aspekty. Wzięli je w swoje ręce ludzie nadgorliwi, wśród których prym wiodło Opus Dei i z powodu kilku niedoskonałości przystąpili do zarzynania dobra, jakim była teologia wyzwolenia. A potem płacz i zgrzytanie zębów, bo na wolne miejsce po tych wspólnotach wcisnęły się wolne kościoły protestanckie ze swoją teologią sukcesu, notabene przeszczepianą przy bierności Stolicy Apostolskiej do Kościoła Katolickiego. Obawiam się, że tak będzie ze stowarzyszeniem Wiosna, że jeszcze trochę i zamordują to dzieło.
Śledziłam od dłuższego czasu wypowiedzi ks Stryczka podzielając w zupełności refleksje, które zawarł Pan w swoim tekście. Próbowałam nawet komentować pewne sprawy na profilu Facebook księdza, zawsze w sposób merytoryczny i kulturalny, ale z pewnością niewygodny i niewpisujący się w narrację sukcesu, oraz zachwytów nad niezwykłą osobowością „charyzmatycznego” i „ekstremalnego” kapłana. Nigdy jednak nie dostąpiłam zaszczytu odpowiedzi, pojawiały się one jedynie wobec komplementów i wyrazów poparcia i podziwu. Po pojawieniu się niedostępnego już niestety tekstu i filmiku o pierdołach, miernotach i leniuszkach, który w moim odczuciu, ale jak widzę teraz także wielu innych osób, świadczył ogólnie mówiąc o niewłaściwym podejściu do człowieka i narcystycznym, samouwielbieniu jego autora zdałam księdzu pytanie do jakiej grupy siebie zalicza. Nie spodziewałam się osobowej odpowiedzi. Natomiast po tygodniu pojawił się kolejny tekst nawiązujący do tego iż zadano mu takie pytanie. W wywodach charakterystycznych dla siebie, w kazaniach których to motywem przewodnim jest zawsze „ja, ja ja” ks Stryczek opisywał, że zdarza mu się być leniuszkiem jak np jest chory, miał kontuzję kolana i nie mógł jeździć na rowerze, analogicznie do bycia pierdołą i miernotą też opisał jakieś sytuacje tak jakby odprawiał swoisty rachunek sumienia… Czyli jakby tak przyznał, że nie zawsze jest taki idealny jakim by chciał siebie widzieć. Odpowiedziałam na to, że jednak wobec siebie stosuje jakieś inne, bardziej elastyczne i „miłosierne” kryteria niż wobec bliźnich wokół, których bezwzględnie i stereotypowo wrzuca do trzech wymyślonych przez siebie kategorii ludzi… Jest to krzywdzące, nieprawdziwe i przedmiotowe traktowanie drugiego człowieka, mimo nawet faktów które w danej tylko chwili jawią nam się jako obiektywne. Może by tak nie utwierdzał się w ciągłym przekonaniu o własnej racji, o tym źe wszystko mu wychodzi, bo nie jest to prawdą, a świat nie jest czarno- biały… Po kilku dniach zostałam całkowicie zablokowana na jego koncie, wszystkie moje wypowiedzi usunięte… Muszę przyznać, że dało mi to bardzo do myślenia. Teraz wszytko pasuje do tej układanki. Człowiek nieznoszący słowa krytyki, przekonany o własnej nieomylności, autorytarny. Jego wizja jest jedynie słuszna, a kto ośmiela się chociażby mieć wątpliwości, wyrażać własne odczucia , czy zastrzeżenia nie jest wart wysłuchania. Jest potencjalnym wrogiem, któremu trzeba współczuć bo jest pełen jadu i trucizny. Teraz na nowo odnajduję w jego wypowiedziach ten ton i narrację… niesłusznie atakowanego i skrzywdzonego i niezrozumiałego idealisty. On tylko jest wymagający…