Systemowa nienawiść narasta, gdy sprawcy przemocy testują granice i nikt nie stawia im tamy. A my wolimy myśleć, że źli byli zawsze inni – Niemcy, a nie Polacy; ateiści, a nie chrześcijanie; heretycy, a nie katolicy. Możemy spać spokojnie?
Abp Grzegorz Ryś powiedział podczas obchodów 74. rocznicy likwidacji łódzkiego getta słowa, które oburzyły prawicę. Zaatakowano go za to tak agresywnie, jakby trafił w czuły punkt. Bo prawdziwy katolik – jak wnoszę z lektury tych ataków – nie widzi problemu w łączeniu głoszenia Chrystusa Zbawiciela (pokonał grzech i śmierć bez przemocy) z przemocą jako środkiem „ewangelizacji”. Oburza zdanie: „Zagładę stworzyli ludzie, w dużej mierze i trzeba powiedzieć niestety, z bólem serca i przyznaniem się do winy, ludzie, których kościoły chrześcijańskie wychowywały na swoich nabożeństwach…”? A może rozwińmy wątek, który abp Ryś zasygnalizował. Przestańmy się ograniczać do kontekstu rocznicy. Pomyślmy: jaki jest nasz stosunek do przemocy? I co to o nas mówi jako chrześcijanach?
Od kilkunastu lat piszę na temat problemu przemocy, który znam z perspektywy praktyka (pedagog, profilaktyk agresji) i dziennikarki. Wiele razy zwracałam uwagę na to, że brakuje mi w Kościele jednoznacznego nauczania na temat grzechu przemocy. Jeden z wywiadów przeprowadziłam także z abp. Rysiem. Kościół głosi godność człowieka i staje w jej obronie – to prawda. W kwestii grzechu przemocy brakuje jednak pasji, zaangażowania, ewangelicznego radykalizmu. Nie ma ani jednego papieskiego dokumentu poświęconego temu problemowi. Nie ma katechez, homilii, rekolekcji itd. Mało jest nawet w Katechizmie. Czemu?
Holokaust był dziełem ludzi. Zbudowali oni całą machinę okrutnej, systematycznej, bezdusznej przemocy. Była zaplanowana, zorganizowana i z premedytacją wcielana w życie – w strukturach państwa nazistowskiego. Czy zbrodniarzy namawiali do tego wierzący chrześcijanie? A może katolicy? Jasne, że nie. Jak to się natomiast stało, że w krajach o setkach lat formowania sumień przez religię chrześcijańską coś takiego w ogóle mogło zaistnieć? Kultura nigdy nie była chrześcijańska (wówczas nie płaczmy, że niszczy ją sekularyzacja), czy też może zabrakło w niej konkretnego elementu, który powstrzymałby rozwój łamiącej godność machiny? Wolimy myśleć, że źli byli zawsze inni – Niemcy, a nie Polacy; ateiści, a nie chrześcijanie; heretycy, a nie katolicy. Tylko czy jesteśmy pewni, że nam to nigdy więcej nie grozi? Co nas ochroni przed tym grzechem? Maryjność? Modlitwa? Doświadczenie bycia ofiarą rozbiorów i komunizmu? Przemoc często wypływa z potrzeby odreagowania wstydu i upokorzenia (tak działa mechanizm). Radzimy sobie z tymi uczuciami tak znakomicie, że możemy spać spokojnie?
Jaka przemoc jest dla nas nie do przyjęcia, a jaki jej poziom jeszcze akceptujemy? Systemowa nienawiść nigdy nie rodzi się w jednej chwili. Narasta, kiedy sprawcy testują granice i nikt nie stawia im tamy. Czują się bezkarni. Po kawałku, powoli przesuwają granice…
W kwestii grzechu przemocy brakuje mi pasji, zaangażowania, ewangelicznego radykalizmu Kościoła. Nie ma ani jednego papieskiego dokumentu na ten temat. Nie ma katechez, homilii, rekolekcji
Skuteczną socjalizację (mówiąc językiem pedagogicznym), etyczne formowanie sumień (mówiąc językiem religijnym) widać po owocach. Po zachowaniach. Jednostka o wrażliwym sumieniu na grzech przemocy nie przechodzi obojętnie wobec ofiary. Nie tylko nie staje się sprawcą, ale broni ofiary. Bo ma taki odruch. Reaguje odruchowo na czyn, który jest nie do przyjęcia w jej etyce. W religijnym systemie wartości. Udziela pomocy, nawet ryzykując dobrym imieniem, konfiskatą mienia, więzieniem… Takie koszty ponoszą na przykład radykalni działacze pro-life. Idą pod prąd, tworzą ruch społeczny, bo chcą kultury życia. Ile wysiłku wkładamy w to, że stworzyć kulturę bez przemocy wobec człowieka?
Przemoc w małym stopniu bazuje na biologii. Można mówić o instynktach czy popędach, ale przede wszystkim uczymy się jej, partycypując w kulturze. Regulują ją normy moralne, a te w naszej kulturze kształtowało głównie chrześcijaństwo. To oczywisty fakt.
Holokaust wydarzył się dawno, nie miał związku z instynktem walki czy popędem agresji. Był zadaniem ideologicznym opartym na zgodzie na przemoc jako środek do „szczytnego” celu. Nas tu i teraz dotyka zwykła przemoc, codzienna – w pracy, w szkole, w domu, na ulicy, w internecie… Ale też na naszych oczach, pod pretekstem wojny o prawdę i wartości rzekomo katolickie rośnie ruch katolicko-narodowy. Mamy odruch sprzeciwu? Coś nam zgrzyta z Ewangelią?
Jest też bardziej niż kiedykolwiek aktualny problem przemocy seksualnej. Jako wspólnotę zdumiewa nas brak odruchu buntu wobec przemocy seksualnej tych, którzy o niej… wiedzieli. Nie tylko sprawców, ale też obojętnych świadków. Skąd w nas akurat ta znieczulica przez tyle dekad? Jak wyjaśnić to nadużywanie sumień?
Czy brak radykalizmu w nauczaniu o grzechu przemocy nie ma związku z brakiem stanowczego „nie” wobec agresorów? A jeśli ma? Co my, katolicy, z tym zrobimy?
Zupełne nieporozumienie. Niemcy przecież tworzyli nowe wyznanie wiary – germanizm. To było nie do pogodzenia z istnieniem wiary w przewodnie zadanie dziejowe narodu żydowskiego. Tyle.