Słowa arcybiskupa Grzegorza Rysia o tym, że Zagłada dokonała się w sercu chrześcijańskiej Europy oburzyły samozwańczych obrońców katolicyzmu. Nie mówił on jednak wcale, że chrześcijaństwo odpowiada za Holokaust, ale że przed nim nie uchroniło.
„Zagładę w dużej mierze stworzyli ludzie – trzeba to powiedzieć z bólem serca – których wychowywały Kościoły chrześcijańskie na swoich nabożeństwach” – powiedział abp Grzegorz Ryś 29 sierpnia, podczas obchodów 74. rocznicy likwidacji łódzkiego getta (Litzmannstadt Ghetto).
W prawicowych mediach zawrzało. Rafał Ziemkiewicz mówił na antenie TV Republika, że metropolita łódzki „wygaduje nieprzebrane głupoty”, nazwał jego słowa „michnikowskim biciem się w pierś”. Naczelny „Do Rzeczy” Paweł Lisicki zarzucił arcybiskupowi, że ten objawił się w roli „typowego wyznawcy holokaustianizmu”, którego – według Lisickiego – jednym z dogmatów jest uznanie dziejowej winy chrześcijaństwa i Kościoła za Holokaust. Portal Fronda komentował: „Czy fakt, że naród niemiecki dał się opętać całkowicie niechrześcijańskiej, pogańskiej i zbrodniczej ideologii, stworzonej przez samego szatana, to wina Kościoła katolickiego? Czy księża katoliccy namawiali kogokolwiek do zbrodni? To oczywiście absurd. Nie, wiara katolicka i nauka katolicka nie ma nic wspólnego z Zagładą”. Prawy.pl określił słowa abp. Rysia jako „powielanie żydowskiego kłamstwa, które zostało wymyślone tylko w tym celu, żeby wzbudzać w chrześcijanach poczucie winy, skłaniać ich do spłacania roszczeń i realizowania żydowskich interesów”. „Wypowiedź abp. Rysia idealnie współgra z lansowaną przez Żydów narracją, w myśl której Holokaust to rezultat nauczania Kościoła” – czytamy z kolei na portalu wprawo.pl.
Tyle podszyte antysemityzmem oburzenie prawicowych komentatorów. A jak było naprawdę z wiarą nazistów? Według spisu ludności w 1939 roku w Niemczech tylko 1,5 proc. obywateli deklarowało się jako ateiści. Nazistowscy przywódcy dorastali w pobożnych, chrześcijańskich rodzinach. Adolf Hitler uczył się w szkole klasztornej i śpiewał w kościelnym chórze. Katolickie wychowanie otrzymali także Heinrich Himmler, Rudolf Hoess i Joseph Goebbels. Rudolf Hess, Martin Bormann i Adolf Eichmann pochodzili z kolei z rodzin protestanckich. „Wierzę – pisał führer w „Mein Kampf” – że działam zgodnie z wolą Wszechmocnego: gdy zwalczam żydostwo, osłaniam dzieło Naszego Pana”.
Można bestialskie działanie nazistów zrzucić na karb demonicznego opętania. Tylko że prowadzi to do ucieczki przed odpowiedzialnością. Skoro szatan jest sprawcą wszelkiego zła, to jako ludzie jesteśmy jedynie jego niewinnymi ofiarami
Hitler nie cenił chrześcijaństwa, uważał je za „religię mięczaków”, która przeszkadza niemieckiej „rasie panów”. Prawdą jest też jednak to, że przywódca III Rzeszy nigdy otwarcie nie zwalczał Kościołów chrześcijańskich. W 1933 roku podpisał konkordat. Od lat 30. funkcjonowali Niemieccy Chrześcijanie – pronazistowski ruch religijny skupiający trzy z siedemnastu tysięcy protestanckich pastorów. W opozycji do nich powstał Kościół Wyznający, w którym działał m.in. Dietrich Bonhoeffer.
Można oczywiście bestialskie działanie nazistów zrzucić na karb demonicznego opętania. Hitler w dorosłym życiu fascynował się przecież okultyzmem i germańskim neopogaństwem. Co więcej, skala nazistowskich zbrodni do dziś poraża i skłania do poszukiwania metafizycznych przyczyn – podczas Holokaustu zginęło ponad sześć milionów Żydów, zaś samej wojny nie przeżyło 60 mln ludności ówczesnego świata. Tylko że takie podejście może prowadzić do uciekania przed odpowiedzialnością. Podobnie jak Bóg, szatan nie może służyć do zapełniania „czarnych dziur” naszej rzeczywistości. Skoro bowiem pozostaje on sprawcą wszelkiego zła, to jako ludzie jesteśmy tylko jego niewinnymi ofiarami (takie myślenie odżywa dziś przy okazji współczesnych prób tropienia we wszystkim demonów). Gdzieś po drodze znika kluczowa dla chrześcijaństwa wolna wola. Ale wierzący mają lepsze samopoczucie.
Skoro twórcy Holokaustu byli ochrzczeni, to zawiodła w pierwszej kolejności religijna edukacja i ewangelizacja. Rytuał zastąpił osobistą decyzję, a to przecież zagrożenie wciąż aktualne
„Skąd się bierze zło? / jak to skąd? / z człowieka / zawsze z człowieka / i tylko z człowieka” – stwierdzał Tadeusz Różewicz. Ostatecznie – jak pisała Zofia Nałkowska – „to ludzie ludziom zgotowali ten los”. Może najbliżej prawdy o naturze ludzkiej była Hannah Arendt, gdy notowała, że zło w wykonaniu nazistów nie było wcale wszechpotężne, ale banalne? Łatwiej jest wierzyć w demoniczny, narzucony z zewnątrz rodowód hitlerowskich zbrodni. Trudniej przyznać za Martinem Pollackiem, że „nazizm nie wjechał do nas jak potwór z bram piekła. Wprowadzili go sąsiedzi, grzeczni ludzie”. Wystarczyło nieco populizmu i rozbudzenia manii narodowej wielkości.
Słowa abp. Rysia o tym, że Zagłada dokonała się w sercu chrześcijańskiej Europy oburzają wielu samozwańczych obrońców katolicyzmu. Przypominają bowiem, że wiara, najpiękniejsze obrzędy i zasady, jeśli pozostaną w sferze nakazów i zakazów, okazują się puste i nie uchronią nas przez byciem sprawcami zła. Czarno-biała, purytańska wizja rzeczywistości może zaś sprzyjać brutalnym zachowaniom i rodzić przemoc (co świetnie pokazał Michael Haneke w „Białej wstążce”).
Warto też jednak pamiętać o tym, że nazizm – jak podkreślali autorzy żydowskiego oświadczenia o chrześcijaństwie „Dabru emet” – nie był fenomenem chrześcijańskim. „Bez długiej historii chrześcijańskiego antyjudaizmu i chrześcijańskiej przemocy przeciwko Żydom ideologia hitlerowska nie mogłaby zdobyć poparcia ani być wprowadzona w życie. Zbyt wielu chrześcijan uczestniczyło w nazistowskich zbrodniach na Żydach lub sprzyjało tym zbrodniom. Inni chrześcijanie nie dość protestowali. Jednak nazizm nie jest nieuniknionym rezultatem chrześcijaństwa. Gdyby hitlerowcom udało się wymordować Żydów, ich mordercza pasja bardziej bezpośrednio skierowałaby się przeciw chrześcijanom” – czytamy w dokumencie z 2000 roku. Arcybiskup Ryś nie mówił wcale, że chrześcijaństwo odpowiada za Holokaust, ale że przed nim nie uchroniło.
Skoro twórcy Zagłady byli ochrzczeni, to zawiodła w pierwszej kolejności religijna edukacja i ewangelizacja chrześcijańskich Kościołów. Łaska buduje przecież na naturze. Rytuał zastąpił osobistą decyzję, a to zagrożenie wciąż aktualne! Chrześcijaństwo to przede wszystkim relacja z Bogiem i człowiekiem. Jezus ma w tym świecie konkretną twarz, twarz bliźnich, którymi nie wolno pogardzać. Właśnie zapomnienie o tym było początkiem największego dramatu w nowożytnej historii.
Arcybiskup Ryś nie tylko wskazał na chrześcijański rodowód sprawców Shoah. Podczas łódzkich obchodów mówił coś równie bolesnego i aktualnego, co jednak umknęło jego krytykom broniącym nieskazitelności katolicyzmu: jeśli Zagłada raz się wydarzyła, to może się powtórzyć. „Kto jest w stanie wymienić chociaż jeden powód, dla którego Zagłada nie może wydarzyć się ponownie?” – przejmująco pytał Bogdan Białek podczas lipcowych uroczystości w 72. rocznicę pogromu kieleckiego. Na początku lat 30. większość przyzwoitych wierzących Niemców nie wierzyła w realizację brutalnych wizji Hitlera. Później tych przyzwoitych ludzi było coraz mniej…
Mnie słowa abp Rysia nie oburzają. Zgadzam się z Autorem, że edukacja religijna prowadzona przez kościoły chrześcijańskie przez którą przechodzili zbrodniarze nie okazała się tak głęboka, jakbyśmy chcieli. I powinniśmy się nad tym zastanawiać. To prawda, że wymienieni publicyści korzystając z uprawnionego uproszczenia arcybiskupa naskoczyli na niego personalnie nie starając się zrozumieć intencji. Tylko po co „samozwańczy obrońca arcybiskupa Rysia” używa takich sformułowań jak „samozwańczy obrońcy katolicyzmu”? Lub zarzuca osobom o poglądach przeciwnych antysemityzm (może bez tej niedoskonałej edukacji religijnej byłoby gorzej? to uprawniona teza, którą trzeba zbadać, ale jak się na to odważyć, jeśli można być zaklasyfikowanym jako antysemita?). Czy naprawdę nikt z nas nie ma szans wyrwać się z tego wiru, w który wciągają nas obyczaje polityczne? Czy zranienie przeciwnika jest ważniejsze niż prawda?
„Samozwańczy”, bo może wiara nie potrzebuje wcale takiej obrony? Czytam zresztą regularnie prasę prawicową i tam określenie „obrona katolicyzmu” jest nagminnie używane. Ostatecznie rezultaty tego są śmieszno-straszne. Trudno mi też nie nazwać antysemickim mówienia, że Żydzi chcą „wzbudzać w chrześcijanach poczucie winy, skłaniać ich do spłacania roszczeń i realizowania żydowskich interesów”. Pozdrawiam!
Ogólnie zgadzam się z argumentacją Autora co do interpretacji wypowiedzi arcybiskupa Rysia. Niestety tekst zawiera dwa błędy merytoryczne, dotyczące kwestii, które łatwo sprawdzić nawet w internecie, co w jakiś sposób osłabia jego wymowę – a szkoda. Po pierwsze chodzi tu o stwierdzenie, że w Dachau zginęły setki tysięcy duchownych. W rzeczywistości w 12 letniej historii istnienia obozu przebywało w nim łącznie około 200 000 więźniów, z których 41 500 zostało zamordowanych. Po drugie opozycyjny ruch w Trzeciej Rzeszy, którego uczestnikiem był między innymi Dietrich Bonhoeffer, to nie Kościół Walczący ale Kościół Wyznający (Bekennende Kirche). Błąd Autora wynika być może z pomylenia nazwy ruchu z terminem Kirchenkampf, którym określa się konflikt w łonie Niemieckiego Kościoła Ewangelickiego, jaki wywiązał się pomiędzy Kościołem Wyznającym a Niemieckimi Chrześcijanami i trwał do początku drugiej wojny światowej.
Dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiłem.