Zima 2024, nr 4

Zamów

Tornielli: W sprawie McCarricka Franciszek bezprecedensowo ukarał sprawcę

Papież Franciszek podczas konsystorza w Watykanie 28 czerwca 2018 r. Fot. Archidiecezja Łódzka

Watykanista dziennika „La Stampa” Andrea Tornielli przeanalizował „Świadectwo”, w którym abp Carlo Maria Viganò, emerytowany nuncjusz apostolski w Stanach Zjednoczonych, wezwał papieża – i wielu innych biskupów – do ustąpienia z urzędu, oskarżając Franciszka o tuszowanie i ignorowanie przestępstw seksualnych kard. Theodore’a McCarricka.

Swój tekst abp Viganò opublikował w ubiegłą sobotę w trakcie wizyty papieża w Irlandii.

Tornielli zwraca uwagę, że do ówczesnego nuncjusza apostolskiego w USA abp. Gabriela Montalvo pierwsza informacja o pogłoskach, jakoby abp McCarrick „dzielił łoże z klerykami”, dotarła dzień po tym, jak został mianowany przez Jana Pawła II metropolitą Waszyngtonu. Nuncjusz przesłał ją do Sekretariatu Stanu, kierowanego wówczas przez kard. Angelo Sodano, lecz – zdaniem abp. Viganò, który pracował w tej instytucji, zajmując się personelem nuncjatur – sprawa nie miała ciągu dalszego.

Rok później abp McCarrick został kardynałem, za co były nuncjusz zrzuca winę na kard. Sodano, gdy tymczasem w gronie wąskich doradców papieża, wpływających na nominacje biskupie Jana Pawła II, byli przede wszystkim Stanisław Dziwisz i Giovanni Battista Re. Emerytowany dziś metropolita Krakowa nie został zupełnie wspomniany w raporcie Viganò, a drugiego autor stara się wybielić. Tornielli pyta, czy ta pierwsza informacja, za którą nie stali osobiście oskarżyciele, została uznana za niewiarygodną i czy przed nominacją kardynalską nie przeprowadzono dochodzenia. „A może kard. Sodano nie przekazał wiadomości papieżowi? I dlaczego nuncjusz, jeśli był tak pewny nadużyć seksualnych popełnionych [przez abp. McCarricka] wobec kleryków i księży (pełnoletnich) nie nalegał na audiencję u Jana Pawła II?” – zastanawia się dziennikarz.

Odnosząc się do wspomnianych przez abp. Viganò sankcji, jakie Benedykt XVI miał nałożyć na kard. McCarricka, wówczas już emeryta, Tornielli przypomina, że papież przyjął jego rezygnację dopiero rok po ukończeniu przezeń wieku emerytalnego. Gdyby pogłoski o molestowaniu przez byłego arcybiskupa Waszyngtonu były szeroko znane, czy McCarrick nie zostałby przeniesiony na emeryturę rok wcześniej, zaraz po ukończeniu 75 lat? – pyta watykanista.

W latach 2006 i 2008 pojawiły się nowe zarzuty wobec kard. McCarricka, które kolejny nuncjusz w USA abp Pietro Sambi przekazał swym przełożonym w Watykanie. Benedykt XVI miał interweniować „w 2009 lub 2010 r.” – choć daty abp Viganò nie jest pewien, gdyż nie pracował już w Sekretariacie Stanu, lecz był sekretarzem Gubernatoratu Państwa Watykańskiego. Nałożone przez papieża sankcje miały obejmować życie w odosobnieniu i wyprowadzkę z seminarium neokatechumenalnego „Redemptoris Mater”, w którym kard. McCarrick mieszkał. Nie ogłoszono ich publicznie, lecz miał je ustnie przekazać ukaranemu nuncjusz Sambi.

Tornielli zastanawia się, dlaczego Benedykt XVI tak łagodnie potraktował byłego arcybiskupa Waszyngtonu i sam odpowiada, że widocznie dowody przeciwko niemu nie były wystarczające, a ponadto nie było jeszcze wówczas mowy o molestowaniu małoletnich, choć zapraszanie pełnoletnich kleryków do łóżka było już molestowaniem seksualnym i nadużyciem władzy. „Można się zastanawiać, dlaczego wobec tak poważnych czynów nie nałożono na kardynała przykładnej i publicznej kary, prosząc go [tylko] o życie w odosobnieniu i pokucie” – podkreśla włoski dziennikarz.

Jego zdaniem uzasadnione są wątpliwości co do sankcji, szczególnie w świetle faktu, że wbrew temu, co sugeruje „Świadectwo”, w ciągu ostatnich lat pontyfikatu Benedykta XVI McCarrick nie żył jak mnich klauzurowy, któremu dopiero za pontyfikatu Franciszka „otwarto klatkę”. Wprawdzie opuścił on seminarium, ale nie zmienił swego stylu życia: wyświęcał diakonów i prezbiterów u boku purpuratów z kurii rzymskiej, bliskich współpracowników papieża, głosił konferencje – o czym można się przekonać w internecie, 16 stycznia 2012 r. był z innymi biskupami USA na audiencji u Benedykta XVI, a 16 kwietnia 2012 r. odwiedził go ponownie w dniu urodzin papieża wraz z członkami Fundacji Papieskiej. W lutym 2013 r. uczestniczył w pożegnaniu papieża z kardynałami po jego rezygnacji – materiał watykańskiej telewizji pokazuje, jak z uśmiechem wymieniają uścisk dłoni. Najwyraźniej więc sankcje nie były „zbyt restrykcyjne”, ironizuje Tornielli.

Co ciekawe, sam abp Viganò, który w międzyczasie został nuncjuszem w USA, „nie wydawał się w ogóle zaniepokojony tą sytuacją”. „Udokumentowany jest jego udział w publicznych wydarzeniach wraz z molestującym purpuratem, takich jak koncelebrowanie [z nim Mszy św.] w Stanach Zjednoczonych czy wręczenie nagrody McCarrickowi (2 maja 2012 w hotelu Pierre na Manhattanie), w czasie której to ceremonii Viganò nie wygląda na oburzonego lub zakłopotanego, dając się fotografować u boku starego kardynała-sprawcy molestowania. Dlaczego teraz, kiedy miał możliwość bezpośredniego dostępu do Benedykta XVI jako jego przedstawiciel w jednej z najważniejszych dyplomatycznych stolic świata, nuncjusz Viganò nie buntuje się, nie działa, nie prosi o audiencję, nie każe [McCarrickowi] stosować się do ograniczających poleceń? – pyta Tornielli.

Gdy papieżem zostaje Franciszek, McCarrick jest już emerytem, ale bardzo aktywnym: podróżuje po świecie, wygłasza konferencje, przewodniczy nabożeństwom. W czerwcu 2013 r. abp Viganò jedzie na audiencję do Franciszka, który pyta go o opinię na temat McCarricka. Wówczas nuncjusz mówi, że kardynał „zepsuł pokolenia kleryków i kapłanów” oraz że w Watykanie jest dokumentacja, która to potwierdza. „Uwaga! To nie Viganò zaczyna mówić z niepokojem o kardynale. To papież prosi go o opinię. Nuncjusz nie mówi, że wręczył [papieżowi] Bergoglio notatkę o wydarzeniach, ani że poprosił go o interwencję. Dziś Viganò pisze o sankcjach Benedykta XVI, o których nikt nie wie, ale – wciąż zakładając, że istnieją – nie wygląda na to, że jako nuncjusz zrobił coś, by były przestrzegane. Jego odpowiedź jest wszystkim, co powiedział o całej sprawie papieżowi” – zaznacza włoski watykanista.

Powątpiewa też w twierdzenie abp. Viganò, że McCarrick doradzał Franciszkowi w pierwszych latach pontyfikatu, zwłaszcza przy nominacjach biskupich w USA, gdyż były nuncjusz nie podając na to żadnego dowodu. Hierarcha cytuje jedynie usłyszane od Franciszka na spotkaniu w czerwcu 2013 r. zdanie: „Biskupi w Stanach Zjednoczonych powinni być mniej zideologizowani, powinni być pasterzami”. Kilka miesięcy później McCarrick czyni podobną uwagę w rozmowie z pracownikiem nuncjatury, który informuje o tym swego przełożonego. Według abp. Viganò ma to świadczyć, że były arcybiskup Waszyngtonu stał za postawą papieża wobec Kościoła w USA. Jest to „bardzo słaba dedukcja”, gdyż takie poglądy przyszły papież wyrażał na długo przed swym wyborem w 2013 r. Co więcej, były ambasador Stanów Zjednoczonych przy Stolicy Apostolskiej Miguel Diaz jeszcze w 2009 r., a więc za pontyfikatu Benedykta XVI, słyszał od nuncjusz Sambiego, że biskupi amerykańscy powinni być mniej politykami i wojownikami kulturowymi, a bardziej pasterzami. Była to więc wskazówka jeszcze poprzedniego papieża.

Dopiero w 2018 r. – zauważa Tornielli – po raz pierwszy dotarła do Watykanu informacja o nadużyciu seksualnym wobec osoby małoletniej, jakiego miał się dopuścić młody ks. McCarrick przed 50 laty

Dopiero w 2018 r. – zauważa Tornielli – po raz pierwszy dotarła do Watykanu informacja o nadużyciu seksualnym wobec osoby małoletniej, jakiego miał się dopuścić młody ks. McCarrick przed 50 laty. Nigdy wcześniej zarzut ten nie był podnoszony. Nikt wcześniej nie mówił o molestowaniu małoletnich przez późniejszego kardynała. Wszczęto więc regularny proces kanoniczny w archidiecezji nowojorskiej, którego akta przekazano Kongregacji Nauki Wiary. Pojawiły się nowe doniesienia z archidiecezji Newark o dwóch ugodach w sprawie odszkodowań, które McCarrick zapłacił w związku z oskarżeniami dawnych kleryków. Wówczas Franciszek podjął bezprecedensową w najnowszej historii Kościoła decyzję, nie tylko nakładając na kardynała obowiązek życia w ukryciu i pokucie, ale także odbierając mu biret kardynalski, wyjaśnia Tornielli.

Jego zdaniem trzeba postawić pytanie, czy sekwencja zdarzeń opisana przez abp. Viganò, „jego rozważania, jego przemilczenia, jego interpretacje są racjonalne i naprawdę prowadzą do obciążenia jakąkolwiek odpowiedzialnością obecnie panującego papieża”, zakładając, że podane przez byłego nuncjusza fakty są prawdziwe.

Wesprzyj Więź

Według watykanisty przebieg wydarzeń przedstawia się następująco: „Jest święty papież, którego otoczenie (znacznie mniej święte) wypromowało i wyniosło do godności kardynalskiej homoseksualnego biskupa, który nadużywał swej władzy, biorąc do łóżka kleryków, choć nie jest jasne, jakie bezpośrednie informacje na ten temat dotarły do uszu Jana Pawła II (…), któremu nie mogło umknąć niezauważone znaczenie nominacji arcybiskupa Waszyngtonu. Jest inny papież, dziś emeryt, Benedykt XVI, który (podobno) miał nakazać temu kardynałowi życie w odosobnieniu, lecz nie był później w stanie wyegzekwować swoich poleceń, bez wahania widywał się z nim przy różnych okazjach w Watykanie, a jego nuncjusz w USA (Viganò) nie miał żadnych problemów, by się z nim fotografować, z nim koncelebrować, z nim jeść, wygłaszać przemówienia w jego obecności. I jest w końcu papież Franciszek, który temu kardynałowi – mimo, że jest stary i od dawna na emeryturze – stanowczo odebrał purpurę po tym, jak uciszył go, zabraniając publicznych celebracji. A jednak to głowy tego ostatniego chce dziś oburzony były nuncjusz, prawdopodobnie tylko dlatego, że Franciszek «ośmielił się» mianować w USA kilku biskupów mniej konserwatywnych w stosunku do mianowanych wcześniej, kiedy doradcami w sprawie amerykańskich nominacji byli tacy kardynałowie, jak Bernard Law [zrezygnował po ujawnieniu nadużyć seksualnych księży jego archidiecezji bostońskiej i zamieszkał w Rzymie]. Instrumentalny charakter tej operacji jest oczywisty dla każdego, kto zastanowi się nad następstwem zdarzeń, bez potrzeby podważania tendencyjnych informacji i dyskredytowania postaci Viganò” – konkluduje Tornielli.

Ponadto zwraca on uwagę, że publikacja treści zawartych w „Świadectwie” arcybiskupa jest złamaniem zarówno przysięgi wierności papieżowi, jak i tajemnicy służbowej przez papieskiego dyplomatę. Jego zdaniem jest to kolejny zorganizowany atak na Franciszka, przeprowadzony przez środowiska, które nie zgadzają się z jego nauczaniem zawartym w adhortacji apostolskiej „Amoris laetitiaˮ. Abp Viganò jest jednym z sygnatariuszy „Wyznania niezmiennej prawdy o małżeństwie” (ogłoszonego 2 stycznia 2017 r.) przeciwko możliwości dopuszczania rozwiedzionych żyjących w nowych związkach do Komunii św. Ma także – zdaniem dziennikarza – silne związki z „najbardziej konserwatywnymi środowiskami zza oceanu i w Watykanie”. Jednak, jak zauważa Tornielli, obrońcom tradycyjnej rodziny nie przeszkadzało ogłoszenie tekstu arcybiskupa w czasie Światowego Spotkania Rodzin.

KAI, Vatican Insider, BB, DJ

Podziel się

1
1
Wiadomość

Istnieją nierozstrzygnięte póki co wątpliwości co do oskarżeń autorstwa abp Vigano, jak i co do wiedzy Franciszka. Każdy tekst, który pomija jednostronnie wątpliwości wysuwane przez drugą stronę jest tak samo prawdziwy, jak opis tęczy, że zawiera kolor czerwony. Jednak nawet Tornielli to przyznaje, McCarric wyprowadził się ze swojego gniazdka w seminarium, więc jakieś sankcje Watykanu były i mało prawdopodobne, żeby Franciszek o tym nie wiedział. To, że Benedykt się z nim spotykał o niczym nie świadczy – w końcu papież sam przyznał, że nie panował nad kurią i w końcu abdykował. Był zbyt delikatnym człowiekiem, by dać poznać drugiemu człowiekowi, że uważa go za drania, więc mu podał rękę na ogólnej audiencji.

I jeszcze jedno. Tornielli pisze: “publikacja treści zawartych w „Świadectwie” arcybiskupa jest złamaniem zarówno przysięgi wierności papieżowi, jak i tajemnicy służbowej przez papieskiego dyplomatę.” No to jak to, przecież do tej pory takie rygory były przyczyną nie mówienia co kto wiedział o nadużyciach. Czy Autor nie czytał swojego tekstu przed opublikowaniem?

W sprawie McCarricka Franciszek bezprecedensowo ukarał sprawcę – no właśnie. Pytanie, dlaczego uczynił to tak mocno. Czyż nie dlatego, że wiedział, iż wcześniej popełnił (co najmniej) błąd w ocenie biskupa, któremu uwierzył, że nie wykorzystywał kleryków? Skąd nagle taka “bezprecedensowa surowość”, skoro afery były i wcześniej? Nie przyszło do głowy to?