Często ofiary wykorzystywania seksualnego mają bardzo silne poczucie ubrudzenia, zbrukania, wstydu, zdarza się, że czują się współwinne. Należy jej powiedzieć, że to ona jest poszkodowana i nie zaciągnęła żadnej winy moralnej – mówił kapucyn o. Piotr Jordan Śliwiński w rozmowie z Ewą Buczek w 2011 roku.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2011.
Ewa Buczek: Czy możemy powiedzieć, że pedofilia jest problemem polskiego Kościoła?
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap.: Pedofilia jest złem, które dotyka całe społeczeństwo. A Kościół nie jest przecież poza społeczeństwem, więc to zło również trafia się wewnątrz Kościoła. W takich sytuacjach problem jest szczególnie bolesny, bo pojawiają się pytania o wierność Chrystusowi, która powinna owocować większą wrażliwością na zło. Dlatego w środowisku ludzi wierzących reakcje na takie nadużycia mogą być nieproporcjonalnie mocne do skali zjawiska.
Nie możemy natomiast powiedzieć, że jest to problem całej instytucji, ale że jest to problem konkretnych ludzi, a co za tym idzie – reakcji instytucji na problemy jej członków. Temat księży pedofilów jest bardzo nośny medialnie, ale wiemy ze statystyk, że w olbrzymiej większości przestępstwa seksualne na nieletnich popełniają osoby z najbliższego otoczenia dziecka, z rodziny, z kręgu przyjaciół. Pedofilia wśród duchownych to mała część dużo szerszego problemu.
Niektórzy twierdzą, że pedofilia jest powiązana z celibatem…
– Badania pokazują, że to nieprawda. W przeważającej części sprawcami nadużyć seksualnych wobec dzieci są ludzie, którzy żyją w związkach heteroseksualnych, mają zwyczajne rodziny, a obok tego wszystkiego rodzi się ich perwersja seksualna.
Media donoszą o kolejnych skandalach pedofilskich z udziałem księży, to stwarza wrażenie, że dziś duchowni mają większe problemy ze swoją seksualnością niż kiedyś.
– Musimy pamiętać, że kultura z jednej strony jest coraz bardziej permisywna i promuje tolerancję dla różnych zachowań seksualnych w społeczeństwie, a z drugiej strony jest coraz bardziej represywna wobec zachowań duchownych. Dobrym przykładem jest tutaj problem homoseksualizmu – te same media będą piętnowały homoseksualnego duchownego i domagały się poszanowania praw środowisk homoseksualnych – medialne myślenie o tym zagadnieniu charakteryzuje pewne rozdwojenie.
Ponadto księża nie żyją w okopach Świętej Trójcy! Niegdyś klauzura stwarzała przestrzeń intymności do modlitwy, studiów, kontemplacji. Dziś nadal kobiety nie mogą bez pozwolenia przełożonego wejść za klauzurę, ale poprzez telewizję i internet znajdują się tam codziennie. Nie fizycznie, ale przez obrazy. Nie będziemy przecież zakładać filtrów internetowych, klasztor to nie państwo totalitarne. Przeżywamy te same próby i te same problemy.
Nawet jeśli wśród pedofilów księża stanowią mniejszość, to czy nie powinno się dokonywać surowszej selekcji kandydatów do kapłaństwa?
– To nie jest kwestia odsiewania ludzi, którzy mogą być potencjalnymi pedofilami, ale właściwej formacji seminaryjnej. Wiadomo, że musimy wydłużać formację, bo to już dzisiaj konieczność. A dłuższa formacja oznacza między innymi także częstsze używanie instrumentów psychologicznych.
Weryfikuje się w ten sposób coraz mocniej stopień dojrzałości kandydata, zarówno psychologicznej, jak i religijnej.
W starożytnym chrześcijaństwie katechumen, który stawał do chrztu, podejmował radykalną decyzję, musiał przyjąć przed Chrystusem całe swe dotychczasowe życie. A dziś zdarza się, że nawet kandydaci do święceń nie są w pełni pogodzeni ze swoim życiem! Kleryk musi mieć podstawową znajomość siebie, znać własne ograniczenia, wyrazić zgodę na swoje życie.
Głupi ksiądz to zagrożenie dla Kościoła
W naszej formacji kapucyńskiej kandydat na zakonnika najpierw przechodzi przez roczny postulat – nosi świecki strój, mówi się do niego per pan, wyjeżdża do rodziny, żeby mógł samodzielnie podjąć decyzję o powrocie do zakonu, ma swoje odrębne modlitwy. Postulat to z jednej strony czas na egzystencjalne przepracowanie katechizmu, a z drugiej intensywna praca nad formacją ludzką, możliwość wsparcia psychologicznego czy duchowego. Jeżeli prowadzący postulat uzna, że młody człowiek potrzebuje więcej czasu, to może go zatrzymać na tym etapie jeszcze przez rok, dać mu możliwość spokojnej poprawy sytuacji. Dopiero potem kandydat rozpoczyna nowicjat, czyli wchodzi w podstawową strukturę zakonną. Przez rok uczy się zakonnego abecadła, odpowiedzialności, życia we wspólnocie. I po tym czasie, jeżeli wyrazi taką wolę i wspólnota ją poprze, składa pierwsze śluby, a w pięć lat później składa śluby wieczyste. W naszym zakonie wprowadziliśmy po pierwszych dwóch latach formacji, poświeconych problematyce filozoficznej, rok „franciszkańsko-duszpasterski”, przez pierwsze półrocze młodzi bracia przechodzą bardzo intensywną formację skupioną wokół naszego charyzmatu – posługują ubogim, chodzą do hospicjum, utrzymują kontakt z ludźmi potrzebującymi, a przez drugie pół roku są na naszych placówkach, żeby zobaczyli, jak żyją bracia, posmakowali codzienności w innych domach zakonnych niż ich seminaryjny, żeby poznali inne problemy i zdobyli nowe doświadczenia. W ten sposób wspólnota próbuje pomóc im w dojrzewaniu do ostatecznej decyzji włączenia się w nasze życie.
Wspomina Ojciec o wydłużaniu formacji, a przecież spada odsetek powołań i seminaria zaczynają już medialne kampanie promocyjne, by przyciągnąć kandydatów do kapłaństwa. To może rodzić pokusę obniżenia poprzeczki wymagań.
– Nie zauważyłem w naszym seminarium takiej pokusy. Oczywiście dostrzegam ogólne obniżenie poziomu wykształcenia. Nasi klerycy są przedstawicielami pokolenia, które ma problem z przyswajaniem podstawowych treści humanistycznych, z recepcją tekstu, z czytaniem ze zrozumieniem. To obecnie duży problem na wszystkich uczelniach, ale czy przez to obniżać poprzeczkę? Od lat z uśmiechem powtarzam, że głupi ksiądz to zagrożenie dla Kościoła.
Jest Ojciec dyrektorem Szkoły dla Spowiedników i z wieloma problemami styka się zapewne Ojciec właśnie w perspektywie konfesjonału. Potencjał tego miejsca jest ogromny, bo to przestrzeń wysokiego zaufania i niektórzy ludzie są tam zdolni wyznać rzeczy, których nie powiedzieliby otwarcie żadnemu terapeucie, żadnemu przyjacielowi, nikomu. Czy spowiednicy są przygotowani na to, że mogą w konfesjonale usłyszeć od kogoś o grzechu pedofilii?
– Psychologowie mówią, że większość ludzi, którzy popełniają ten straszny grzech, jest egosyntoniczna, to znaczy włącza czyny pedofilskie tak silnie w swoją osobowość, że stają się one całkowicie akceptowalne przez ego, więc ludzi ci nie są w stanie ocenić moralnie własnego działania i odrzucić tego, co w nim złe. Dlatego tak niewielu z nich dobrowolnie trafia na terapię albo przychodzi do spowiedzi. My, spowiednicy, częściej spotykamy się z ofiarą.
I jak taka sytuacja wygląda?
– Ja mogę powiedzieć, jak próbujemy przygotowywać do takiej sytuacji księży w Szkole dla Spowiedników. Co kapłan może zrobić? Wiadomo, że nie jest terapeutą i absolutnie nie powinien próbować przeprowadzać w konfesjonale terapii, bo zazwyczaj przynosi to więcej szkód niż pożytku. Nawet jeśli duchowny jest psychologiem, to na pewno nie może łączyć psychoterapii z sakramentem pokuty. Kapłan przede wszystkim musi nazwać rzecz po imieniu. Potwierdzić, że został popełniony straszny grzech, że wyrządzono ogromne zło, obojętnie kto był sprawcą. Często ofiary mają bardzo silne poczucie ubrudzenia, zbrukania, wstydu, zdarza się także, że ofiara odczuwała jakiś rodzaj przyjemności seksualnej i nie może sobie z tym poradzić, bo czuje się współwinna. Należy jej powiedzieć, że to ona jest poszkodowana i nie zaciągnęła żadnej winy moralnej. Ponadto kapłan musi zapewnić, że Bóg jest po stronie ofiary. I dopiero wtedy zaproponować ścieżki możliwej pomocy. Pokazać ścieżkę terapeutyczną, która jest konieczna, i ewentualnie zaoferować także wsparcie w postaci kierownictwa duchowego, stałej spowiedzi. To ostatnie jest bardzo istotne, bo w sytuacji wykorzystywania seksualnego u ofiary pojawia się często pytanie: „Dlaczego Bóg do tego dopuścił?”. Wtedy właśnie ważne jest to duchowe towarzyszenie.
Osoby skrzywdzone przez duchownych mają często poczucie, że ujawnienie ich doświadczenia zrani cały Kościół, bo da przeciwnikom Kościoła argumenty do jeszcze głośniejszej krytyki.
– W tym przypadku najważniejsza jest wierność Ewangelii, a nie solidarność instytucjonalna. Kościół ma głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. W sakramencie pokuty mam świadomość, że jestem przedstawicielem Kościoła, ale jestem nim z mandatu Chrystusa. Dlatego ofierze trzeba przede wszystkim mówić, że Bóg jej nie opuścił w jej cierpieniu, nawet jeśli to jest ono trudne do przyjęcia. To cierpienie jest niekiedy tak dojmujące, że trzeba wiele czasu i modlitwy, aby ofiara mogła dojść do pojednania z Bogiem. Spowiednik musi jasno pokazać, że to ofiara jest w centrum, że Kościół jest nastawiony przede wszystkim na pomoc ofierze a nie na usprawiedliwianie sprawcy. Odpowiednie formacyjne przygotowanie spowiednika jest tu bardzo istotne.
A co się dzieje, gdy do konfesjonału przychodzi matka, która obawia się o własne dziecko?
– Pamiętajmy, że to już nie jest zakres stricte sakramentu pokuty, a raczej porady duszpasterskiej. Może się zdarzyć, że przy okazji sakramentu ktoś o coś takiego zapyta, wtedy konieczne jest wskazanie psychologa i wytłumaczenie, że dzisiejsza psychologia dysponuje odpowiednimi narzędziami, aby zweryfikować takie podejrzenie, a przygotowany psycholog jest w stanie pomóc jej dziecku, jeżeli tylko rozpozna, że dzieje się coś złego. Zawsze trzeba się trzymać drogi terapeutycznej i diagnostycznej, bo pierwszą zasadą jest ochrona i pomoc ofiarom. Co do tego nie ma wątpliwości.
A czy kapłan wie, gdzie konkretnie może wysłać ofiarę molestowania seksualnego?
– Ksiądz, który przychodzi do nowej parafii i zaczyna tam posługiwać, powinien pozbierać informacje, gdzie jest centrum interwencyjne dla bitych kobiet, gdzie można uzyskać pomoc psychologiczną, wsparcie materialne, gdzie jest noclegownia dla bezdomnych i tak dalej. Dziś taka wiedza jest bardzo często potrzebna.
Tylko czy wszędzie znajdują się odpowiednie poradnie i punkty konsultacyjne? Czy proboszcz malutkiej parafii w górach też może znaleźć w swojej okolicy odpowiednią pomoc dla poszkodowanych?
– Naturalnie. W każdym powiecie musi być ośrodek wsparcia uzależnionych i współuzależnionych, który często też zajmuje się interwencją w sprawach przemocy i posiada wykwalifikowany personel. Tam można znaleźć pomoc lub przynajmniej uzyskać informację, gdzie jej szukać. Proboszcz często nie musi sam organizować pomocy terapeutycznej lub socjalnej, czasami wystarczy, że porozumie się z władzami samorządowymi i podzieli obowiązkami. Myślę że tu są ciągle olbrzymie możliwości współpracy na najniższym lokalnym poziomie.
Czy skandale pedofilskie czegoś nas nauczyły?
– Myślę, że weryfikuje się ciągle nasze myślenie o Kościele. Jest on święty, świętością swego Założyciela, ale jest też wspólnotą grzeszników i musi się ciągle nawracać. Z drugiej strony wzrasta przekonanie, że dziś księża pracujący z dziećmi muszą mieć odpowiednie przeszkolenie. Konieczna jest świadomość, że kulturowo akceptowalne spontaniczne gesty – jak posadzenie dziecka na kolanach, pogłaskanie po głowie – mogą czasem być interpretowane zupełnie opacznie. Dlatego ksiądz powinien przejść szkolenie psychologiczne i mieć świadomość granic. Nie musi bać się wszystkiego, ale musi od razu widzieć, jakie są granice dopuszczalnej bliskości.
Najważniejsza jest wierność Ewangelii, a nie solidarność instytucjonalna
W sytuacji duszpasterskiej rzucenie podejrzenia na kogoś jest dosyć łatwe. O tym się stosunkowo mało mówi, a przecież trzeba wypracować odpowiednie narzędzia weryfikacji wnoszonych oskarżeń zanim wyda się wyrok. Niekiedy informacje o nadużyciach seksualnych bywają wykorzystywane manipulacyjnie, zwłaszcza gdy dotyczą wydarzeń sprzed wielu lat. To jest szalenie delikatna sprawa, bo z jednej strony trzeba otoczyć należytą troską ofiarę, a z drugiej nie zapominać, że w trudnej sytuacji duchowny musi mieć wsparcie od swoich przełożonych, bo jego też obejmuje zasada domniemanej niewinności.
A jeśli wina zostanie udowodniona? Pojawiają się zarzuty, że postawa Kościoła bywa zbyt miłosierna…
– Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary temu przeczą, podobnie jak słynna wypowiedź Benedykta XVI z homilii na zakończenie Roku Kapłańskiego: „usilnie prosimy o przebaczenie Boga i osoby pokrzywdzone, zapewniając, że pragniemy uczynić wszystko, co możliwe, aby już nigdy więcej nie doszło do takich nadużyć, oraz obiecując, że przy dopuszczaniu do kapłaństwa i w trakcie formacji przygotowującej do niego zrobimy wszystko, co możliwe, aby ocenić autentyczność powołania”.
Pamiętajmy jednak, że nawet usunięcie kogoś ze stanu duchownego czy zakazanie posługi pasterskiej, nie jest jednoznaczne z definitywnym potępieniem człowieka. Kary kanoniczne są nakładane po to, żeby ktoś się nawrócił, zszedł ze złej drogi, a nie po to, żeby mu odebrać nadzieję na Boże miłosierdzie.
Skandale pedofilskie nadszarpnęły zaufanie społeczne do Kościoła. Czy to nie jest dobry moment na pracę nad odbudowaniem pozytywnego wizerunku i promocję obrazu zdrowych relacji wewnątrz Kościoła?
– Powinniśmy pokazywać w mediach dobre przykłady zaangażowania duchownych w życie społeczeństwa, bo to jest potrzebne. Ale musimy uważać, żebyśmy się nie koncentrowali tylko na public relations. Posługą Kościoła nie jest kreowanie wizerunku księdza, ale głoszenie Ewangelii. My wcale nie mamy być mili. Mam wrażenie, że dziś za mało krzyczymy o ważnych sprawach społecznych, wobec których nie powinno się milczeć, np. na temat prostytucji czy lichwiarstwa, które w Polsce cały czas istnieją, a prawie się o nich nie mówi. Czasem należy krzyknąć, żeby kogoś obudzić, żeby mu pokazać, że sytuacja może być zła, ale jego życie tutaj jest drogą, jest ciągłą szansą na nawrócenie. Zwiastowanie człowiekowi wyzwolenia w Chrystusie, aby on mógł sam się od tego zła oderwać – to jest zadanie Kościoła.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 8-9/2011.
Piotr Jordan Śliwiński OFMCap. – ur. 1963. Kapucyn, dr filozofii, adiunkt w Katedrze Lingwistyki Komputerowej Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładowca kapucyńskiego Wyższego Seminarium Duchownego. Dyrektor Szkoły dla Spowiedników, członek Zespołu Laboratorium WIĘZI. Opublikował m.in. „Grzechy w kratkę” (wywiad-rzeka o spowiedzi), „Reguły życia. W rodzinie i zakonie”. Współautor książek „Kościół a spirytyzm”, „Kościół a reinkarnacja”. Mieszka w Krakowie.