W pierwszych dniach po rozpoczęciu interwencji zbrojnej w Czechosłowacji zdecydowanie dominowały w Polsce nastroje oburzenia i potępienia dla agresji. Z czasem, m.in. na skutek działań peerelowskiej propagandy, krąg osób akceptujących to posunięcie stopniowo rozszerzał się.
Z chwilą wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji (21 sierpnia 1968 r.) Ministerstwo Spraw Wewnętrznych rozpoczęło akcję o kryptonimie „Podhale”. W jej trakcie nie tylko monitorowano sytuację w CSRS, lecz także kontrolowano reakcje społeczeństwa polskiego. Materiały zebrane przez aparat bezpieczeństwa, wraz ze sprawozdaniami PZPR, stanowią dziś bezcenne źródło dla poznania reakcji społeczeństwa polskiego na tę agresję.
Pierwsze reakcje
Niechęć do działań wojsk Układu Warszawskiego, jaka dominowała wśród Polaków, widoczna była już choćby w sformułowaniach, jakimi w pierwszych dniach po interwencji określano rzekomą „bratnią pomoc”. Padały przymiotniki typu „niesłuszna”, „bezprawna”, „bezpodstawna”, akcje wojskową określano jako „najazd”, „jawną agresję”, „napaść”, „inwazję zbrojną”, „zbrodnię”, „okupację”, „bandyckie wtargnięcie” itp. Można się jedynie domyślać, co mówiły osoby, które – jak mówi jeden z meldunków SB – „obrzucały stekiem wulgarnych określeń ustrój socjalistyczny i ZSRR”.
Powszechnie kwestionowano podawany przez oficjalne media fakt, iż interwencja nastąpiła na żądanie władz Czechosłowacji. Dyrektor techniczny jednego z warszawskich zjednoczeń oświadczył, że „jest to taka sama prawda, jak z prośbą Seyss-Inquarta do Hitlera aby przybył do Austrii i z prośbą Hachy do Hitlera żeby okupował Czechosłowację”. Żądano podania do publicznej wiadomości nazwisk osób, które miały wystosować owo „zaproszenie”. Generalnie wątpiono więc w prawdziwość doniesień oficjalnych mediów. Służba Bezpieczeństwa odnotowała za to znaczący wzrost zainteresowania audycjami „Radia Wolna Europa” i innych zachodnich stacji radiowych w języku polskim. Po kilku dniach zaczęły pojawiać się kolejne wątpliwości: skoro większość społeczeństwa oraz władz CSRS ma być zwolennikami interwencji, to „dlaczego tak długo trwa powołanie nowego składu kierownictwa rządu i partii”? W województwie bydgoskim odnotowano liczne „prowokacyjne pytania”, typu: jaka jest różnica pomiędzy „agresją” a „wkroczeniem”, oraz „okupacją” a „pozostawaniem wojsk”?
Udział Wojska Polskiego w inwazji odbierano w kategoriach narodowej hańby i pogwałcenia wolnościowych tradycji: „Do brudnych i niskich celów użyto żołnierza polskiego; rolę żandarmów muszą spełniać polskie wojska, po raz pierwszy w naszej historii; Słuchając radiowego komunikatu na temat oświadczenia rządu PRL wstydziłem się, że jestem Polakiem”. W licznych przypadkach udział PRL w interwencji budził skojarzenia z zajęciem przez Polskę Zaolzia w 1938 r.
Dla wielu Polaków sytuacja w Czechosłowacji stawał się punktem odniesienia dla położenia ich własnego kraju. 27 sierpnia katowicka SB odnotowała opinię sztygara z kopalni „Siemianowice”: „20 lat braterstwa ze Zw.[iązkiem] Radzieckim nie przyniosło żadnej poprawy. Polska jest najbiedniejszym krajem z państw socjalistycznych i my na to wszystko patrzymy tak spokojnie, Czechosłowacja jest mądrzejsza i obudziła się, aby raz na zawsze położyć kres tej długoletniej okupacji, tej samej co i nas okupuje. To jest nasza sprawa, u nas też do tego musi przyjść”.
Niekiedy pojawiały się obawy, iż interwencja może stać się zarzewiem nowego światowego konfliktu zbrojnego, „gdyż USA nie zgodzi się, aby wojska Układu Warszawskiego pozostały na terenie Czechosłowacji”. Czasami w ewentualnym wybuchu takiego konfliktu dostrzegano element nadziei na obalenie komunistycznej władzy: „Aby Bóg dał, żeby już była wojna!”.
Udział Wojska Polskiego w inwazji odbierano w kategoriach narodowej hańby i pogwałcenia wolnościowych tradycji
Z dzisiejszej perspektywy może wydawać się zaskakujące, że wiele osób odbierało stłumienie nurtu wolnościowego w Czechosłowacji nie jako sukces, ale jako klęskę systemu komunistycznego. Sądzono, że „to, co się obecnie dzieje w Czechosłowacji jest początkiem rozkładu komunizmu”. Podkreślano, iż w ten sposób Związek Sowiecki ostatecznie skompromitował się w oczach światowej opinii publicznej i ujawnił „zwykły rosyjski imperializm chcący podporządkować sobie całą Europę”. Pojawiały się nawet trafne przewidywania skutków, jakie inwazja wywoła w światowym ruchu komunistycznym: „W związku z agresją na CSRS nastąpi definitywny rozpad międzynarodówki komunistycznej i powstanie nowa – bez ZSRR, złożona z partii komunistycznych i lewicy na Zachodzie”.
W zachowanych materiałach archiwalnych znajdują się również stosunkowo liczne przykłady wypowiedzi osób, które popierały interwencję. Jak się wydaje, głównym motywem takiej postawy były rozdmuchiwane przez oficjalną propagandę obawy przed dostaniem się Czechosłowacji w orbitę wpływów niemieckich: „Oczywiście można zarzucić Sowietom, iż naruszyły suwerenność Czechosłowacji […]. Niemniej jednak jako Polak i mieszkaniec polskich ziem zachodnich uważam, że interwencja była konieczna, bo w przeciwnym razie nastąpiłaby nieskrępowana penetracja terenu CSRS przez NRF a to zagrażałoby naszemu stanowi posiadania. Można nawet być wrogiem komunizmu i metod sowieckich, a należy się z tymi krokami pogodzić z punktu widzenia polskiej racji stanu”. W innej tego typu opinii pojawia się również eksploatowany przez władze wątek „za małych cierpień” Czechów w czasie II wojny światowej: „Czesi nie byli prześladowani za Niemców jak my Polacy, dlatego też uważają Niemców za przyjaciół, przyjmują ich jak braci, a z Polakami nie chcą rozmawiać. […] Niech Czechów trochę przetrzepią, nic nie szkodzi, dojdą do rozumu”.
Najczęściej powtarzającym się określeniem w opiniach wrogich Czechom jest przymiotnik „fałszywy”. Świadczy on o wciąż silnych uprzedzeniach i stereotypowym postrzeganiu południowych sąsiadów.
Największemu naciskowi propagandowemu poddano, co zrozumiałe, członków PZPR. W dniu rozpoczęcia inwazji, we wczesnych godzinach rannych w komitetach powiatowych i dzielnicowych partii zorganizowano zebrania sekretarzy podstawowych organizacji partyjnych (POP) i komitetów zakładowych PZPR. Informowano ich o konieczności zorganizowania w tym samym dniu otwartych zebrań partyjnych, na których odczytywano list KC PZPR uzasadniający decyzję o rozwiązaniu siłowym i informujący, iż wkroczenie wojsk nastąpiło na prośbę „towarzyszy czechosłowackich”.
Przebieg tych zebrań odzwierciedla chaos informacyjny, jaki w tym gorącym okresie zapanował w Polsce. Pytano m.in. o to, czy wojska RFN wkroczyły do Czechosłowacji, czy Aleksander Dubczek wydał polecenie strzelania do żołnierzy Układu Warszawskiego, czy ludność stawia opór interwentom, czy Dubczek został aresztowany, czy Greczko i Breżniew podali się do dymisji, czy Polska odzyska Zaolzie itd. Wyrażano obawy, czy nie dojdzie do konfliktu zbrojnego na szerszą skalę, pytano o reakcję Zachodu, o to, czy planowana jest powszechna mobilizacja itd. Pytano również, czy w CSRS nastąpią zmiany personalne we władzach, jakie jest stanowisko Rumunii i Jugosławii wobec interwencji, czy obecnie realną władzę sprawują wojska interwencyjne czy też administracja czechosłowacka, jak zachowuje się armia CSRS. Prowadzący zebrania wzywali do walki z „wrogą propagandą”, do przeciwdziałania panice, zapobieżenia wykupywania towarów, nie szerzenia pogłosek wojennych itd. Podczas zebrań 21 sierpnia znacznie szerszy był margines niezadowolenia z działań ZSRR i jego satelitów, niż w trakcie poprzednich posiedzeń POP. Padały m.in. pytania: „Czy nie należałoby w Czechosłowacji przeprowadzić plebiscyt na temat wyboru nowego rządu, takiego jaki chciałby mieć naród czechosłowacki?, Dlaczego […] tow. radzieccy […] wtrącali się w wewnętrzne sprawy Czechosłowacji?, Jeżeli Czechosłowacja ma swoją armię, to po co pomoc z zewnątrz?, Czy wkroczenie wojsk Paktu Warszawskiego do Czechosłowacji jest zgodne z prawem międzynarodowym?”. Proszono także o wytłumaczenie, jaka jest różnica między interwencją ZSRR w Czechosłowacji a zaangażowaniem USA w Wietnamie. Pytano też, dlaczego ta część aparatu KPCz., która prosiła o „pomoc” i która rzekomo reprezentuje większość narodu, sama nie mogła poradzić sobie z sytuacją w kraju. Znacznie więcej, niż zazwyczaj na takich spędach, było też zebrań, na których członkowie partii milcząco przyjmowali do wiadomości przedstawione informacje.
Wydaje się więc, że w pierwszych dniach po rozpoczęciu interwencji zbrojnej w Czechosłowacji zdecydowanie dominowały nastroje oburzenia i potępienia dla agresji. Z czasem, m.in. na skutek działań peerelowskiej propagandy, krąg osób akceptujących to posunięcie stopniowo rozszerzał się. Niestety, wobec braku badań opinii publicznej, w chwili obecnej nie można precyzyjnie ustalić, jak przedstawiał się rozkład poszczególnych postaw w społeczeństwie.
Mały sabotaż na murach i w kopertach
Do końca września 1968 r. odnotować można co najmniej 143 przypadki kolportażu ulotek zawierających protest przeciw interwencji w Czechosłowacji[1]. Źródła archiwalne informują też, że w tym samym czasie na murach około pięćdziesięciu miejscowości na terenie całej Polski odnotowano ponad dwieście napisów o podobnej treści.
Większość ulotek ukazywała się w kilku lub kilkunastu egzemplarzach, niektóre jednak powielano w znacznie większych ilościach i kolportowano na terenie kilku miejscowości. Pisano je ręcznie, odbijano na dziecięcych drukarenkach, przepisywano na maszynie, a w pojedynczych przypadkach kopiowano na powielaczach. Ich treść przeważnie ograniczała się do jedno-dwuzdaniowych haseł w rodzaju „Precz z agresją na Czechy”; „Precz z tyranią Rosji. Solidaryzujemy się z Czechosłowacją. Prasa kłamie”; „Potępiamy agresję wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Niech żyje pokój, wolność słowa i demokracja”; „Rodacy brońcie wolności CSRS”; „Ręce precz od Czechów”; „Chcemy polskiego Dubczeka”; „Gomułka agresor” czy „Gomułko, nigdy ci tego nie przebaczymy”. Często posługiwano się hasłem „Za waszą i naszą wolność”.
Kilka ulotek miało jednak znacznie bardziej rozbudowaną treść, jak ta, która pojawiła się 31 sierpnia 1968 r. w Krakowie. Zaczyna się ona od apelu: „Polacy, stała się rzecz straszna. Na dobrym imieniu żołnierza polskiego […] zaciążyło hańbiące znamię agresora […]. Jeżeli nie potępimy tego odrażającego aktu agresji dającego się porównać tylko z czynami Hitlera, świat przypisze winę całemu narodowi polskiemu”.
Do końca września 1968 r. odnotowano co najmniej 143 przypadki kolportażu ulotek zawierających protest przeciw interwencji w Czechosłowacji
Treść napisów na murach korespondowała z nastrojami społecznymi: „Precz z agresją sowiecką w Czechosłowacji. Rosjanie do domu” (Milanówek, 22 VIII), „Breżniew – zbrodniarz i agresor, żądamy wycofania wojsk z Czechosłowacji” (Ozimek, 22 VIII), „Kreml to krew i łzy, niech żyją Czesi” (Karnin, 23 VIII), „Napaść na CSRS hańbą Polski” (Poznań, 23 VIII), „Hańba, anszluss nie przejdzie” (Zakopane, 24 VIII).
W pierwszych dniach po interwencji w Warszawie pojawiały się ulotki wzywające do manifestacji solidarnościowych pod ambasadą CSRS, bądź demonstracji protestacyjnych przed sowiecką placówką dyplomatyczną. Wezwania do wyjścia na ulice pojawiły się także w Kętrzynie i Tarnowie. Do żadnych manifestacji jednak nie doszło[2], jedynie przed Czechosłowackim Ośrodkiem Kultury warszawiacy składali kwiaty, natychmiast usuwane przez SB.
W toku akcji „Podhale” SB nasiliła kontrolę korespondencji, zarówno w wymianie z Czechosłowacją, jak i w obiegu krajowym. Jak wynika ze sprawozdań bezpieki, w korespondencji krajowej do 9 proc. listów zawierało komentarze odnoszące się do interwencji, przeważnie o „wrogim charakterze”. W takich listach wyrażano swoją solidarność z Czechami i Słowakami i wyrazy oburzenia z powodu interwencji. SB przechwyciła także wiele ulotek wysyłanych pocztą na adresy osób prywatnych i instytucji.
Dużą popularność zyskało kilka anonimowych utworów satyrycznych, wykpiwających prointerwencyjną propagandę[3]. Dla wielu osób, zwłaszcza angażujących się później w działalność opozycyjną, wielkie znaczenie miała piosenka Jacka Tarkowskiego „Hradec Kralove”. Oto jej dwie ostatnie zwrotki:
Była wolność i swoboda,
była demokracja.
W Hradcu Kralovem, w Hradcu Kralovem
polska okupacja.
Nie z twojego to rozkazu
grzmią buty wojskowe.
Lecz co zrobiłeś, co ty zrobiłeś
dla Hradec Kralove?
W 1991 r. pismo „Karta” opisało historię Michała Drejera (pseudonim), który na wieść o interwencji udał się przez „zieloną granicę” do Czechosłowacji, by uczestniczyć w walce z okupantami[4]. Dotychczasowe badania w zasobach IPN wskazują, że tego typu przypadków mogło być jeszcze kilka.
Całopalenie Siwca
Najtragiczniejszą formę protestu wybrał Ryszard Siwiec, sześćdziesięcioletni księgowy z Przemyśla. Postanowił on wstrząsnąć sumieniami rodaków, poświęcając własne życie. Siwiec starannie zaplanował swój protest: zdobył przepustkę na centralne uroczystości dożynkowe w Warszawie, spisał testament, kupił rozpuszczalnik, przygotował biało-czerwoną flagę z napisem „Za waszą i naszą wolność”, wreszcie nagrał na taśmie magnetofonowej swój polityczny manifest. Krytykował w nim sowiecki imperializm i uciemiężenie mniejszych narodów. Ten dramatyczny apel kończyły słowa: „Ludzie, w których może jeszcze tkwi iskierka ludzkości, uczuć ludzkich, opamiętajcie się! Usłyszcie mój krzyk, krzyk szarego, zwyczajnego człowieka, syna narodu, który własną i cudzą wolność ukochał ponad wszystko, ponad własne życie, opamiętajcie się! Jeszcze nie jest za późno!”.
8 września wstał wcześnie rano, pobłogosławił pięcioro śpiących dzieci, najstarszemu synowi zostawił własny zegarek, po czym udał się na dworzec. W pociągu napisał list do żony, w którym wyjaśniał: „Po to, żeby nie zginęła prawda, człowieczeństwo, wolność – ginę […] czuję taki spokój wewnętrzny, jak nigdy w życiu”. List ten, przejęty przez Służbę Bezpieczeństwa, do adresatki dotarł dopiero po 25 latach. W Warszawie Siwiec udał się na Stadion Dziesięciolecia, na którym w obecności stu tysięcy ludzi i przy udziale najwyższych władz, na czele z Gomułka i Cyrankiewiczem, odbywały się dożynki. W trakcie występów zespołów ludowych Siwiec rozrzucił przygotowane wcześniej ulotki z protestem przeciwko interwencji, oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. Płonąc, nieustannie krzyczał „Protestuję!”. Ponieważ odpychał osoby, które usiłowały ugasić ogień, dopiero gdy spłonęło na nim całe ubranie, został doprowadzony do samochodu marki „Warszawa”, najprawdopodobniej należącego do Służby Bezpieczeństwa. Nie sposób obecnie ustalić, czy został od razu przewieziony do szpitala, czy też funkcjonariusze próbowali poddać go operatywnemu przesłuchaniu.
Ryszard Siwiec zmarł 12 września 1968 r. Mimo iż świadkami jego czynu były tysiące ludzi, nie osiągnął on zamierzonego celu. Służba Bezpieczeństwa informowała najbliżej stojące osoby, jakoby nastąpił samozapłon alkoholu u nietrzeźwego człowieka, w Przemyślu zaś kolportowano plotki, że Siwiec był szaleńcem. Aczkolwiek w Warszawie krążyły niejasne pogłoski, że ktoś spalił się podczas dożynek, nie wiązano tego wydarzenia z interwencją w Czechosłowacji. Stefan Kisielewski zapisał w swoim dzienniku pod datą 14 września: „wciąż mówią, że na dożynkach w obecności Wiesia [Władysława Gomułki] i Józia [Józefa Cyrankiewicza] ktoś się oblał benzyną i podpalił. Nie wiadomo tylko, «po jakiej linii» to się stało”.[5] Dopiero wiosną 1969 r., już po samospaleniu Jana Palacha w Czechosłowacji, wiadomość o czynie Siwca podało „Radio Wolna Europa”. Jego postać stała się bardziej znana w latach dziewięćdziesiątych za sprawą filmu dokumentalnego Macieja Drygasa „Usłyszcie mój krzyk”.
Ryszard Siwiec został odznaczony pośmiertnie orderem Tomasza G. Masaryka oraz Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Protesty intelektualistów
Na wieść o wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji kilkadziesiąt osób, przede wszystkim pracowników wyższych uczelni i Polskiej Akademii Nauk, na znak protestu złożyło legitymacje partyjne. Najszerszym echem odbiło się wystąpienie z partii grupy pracowników Instytutu Historii PAN: Tadeusza Łepkowskiego, Bronisława Geremka i Krystyny Kersten.
Tuż po interwencji w środowisku literackim rozważna była kwestia ewentualnego wystosowania listu protestacyjnego (z taką inicjatywą wystąpił Witold Dąbrowski). Do realizacji tego pomysłu jednak nie doszło, ponieważ przeważyły obawy przed dalszymi represjami, które mogły spaść na znacznie osłabione po Marcu środowisko pisarzy. Jak obawiał się Wiktor Woroszylski, zbieranie podpisów pod tego typu petycją byłoby równoważne z „układaniem listy aresztowanych”.
Większość polskich intelektualistów mogła jedynie zanotować swój ból i oburzenie w prywatnych dziennikach, tak jak to zrobił Stefan Kisielewski: A więc słowo stało się ciałem: wkroczyliśmy do Czechosłowacji. My, to znaczy Wielki Brat, NRD, Węgry, Bułgaria, PRL, czyli piątka «warszawska». Wkroczyliśmy jak najdosłowniej – wojskiem. Dziś o świcie słychać było lecące ciężkie bombowce, jechały też gdzieś tutaj czołgi – stąd przecież najbliżej do Pragi. Rano nie można było dostać gazet, wszystko znikło jak zmyte, dopiero koło obiadu mały Sandauer (junior) pokazał mi „Słowo»: na pierwszej stronie komunikat PAP, że «na prośbę rządu czeskiego» (?!) wiadome kraje udzielają mu poparcia wojskowego przeciw spiskowi reakcyjno-kontrrewolucyjnemu, mającemu swe oparcie za granicą. I pomyśleć, że jeszcze wczoraj ta sama prasa łgała, że z Czechami jest wszystko w porządku i że mówienie o interwencji to kontrrewolucyjne intrygi. Co za perfidia – co za błazeństwo. A teraz my wkraczamy też i w jakże ohydnej roli. I zawsze tak po świńsku wychodzimy wobec Czechów – Zaolzie się kłania. Ludność tu zareagowała w sposób klasyczny: rzucono się na sklepy i wszystko wykupiono. Ludzie przygnębieni, ale słychać też głosy, że dobrze tak Czechom, bo po co atakują socjalizm i kombinują z Niemcami. Ogłupiono już ten naród, zwłaszcza tutaj, gdzie ludzie nie czują się ani pewni, ani u siebie. Point de rêverie – żegnaj ośmiomiesięczna idyllo praskiej wolności słowa! A jednak Moskal zrobił swoje – […] żaden międzynarodowy komunizm, żadna ideologia, goły rosyjski imperializm i tyle! […] I bądź tu człowieku patriotą. Rzygać się chce!”[6].
Na wieść o wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji kilkadziesiąt osób, przede wszystkim pracowników wyższych uczelni i Polskiej Akademii Nauk, na znak protestu złożyło legitymacje partyjne
Na otwarty protest przeciwko interwencji zdecydowały się zaledwie trzy osoby. Sławomir Mrożek, przebywający wówczas w Paryżu, złożył oświadczenie, opublikowane następnie w „Le Monde”: „Jestem pisarzem polskim, nie emigrantem, członkiem Związku Literatów Polskich. Wiadomość o udziale rządu PRL w zbrojnej agresji przeciwko Czechosłowacji i jej okupacji wstrząsnęła mną. Protestuję przeciw tej agresji. Solidaryzuję się z Czechami i Słowakami, a zwłaszcza z pisarzami czeskimi i słowackimi, którzy są prześladowani i więzieni”. 1 września 1968 r. pismo solidarnościowe „Do Muzyków Czeskich i Słowackich zrzeszonych w Związku Kompozytorów w Pradze i Bratysławie” wystosował Zygmunt Mycielski.
Najgłośniejszy jednakże był podobny list, przesłany przez jednego z najbardziej znanych polskich literatów, Jerzego Andrzejewskiego, na ręce Eduarda Goldstückera, prezesa Związku Pisarzy Czechosłowackich: „[…] proszę Pana, Panie Prezesie, aby zechciał Pan przekazać swoim kolegom wyrazy mojej najgłębszej z nimi solidarności, wyrazy prawdziwego braterstwa ze strony pisarza polskiego, który wprawdzie wyraża tylko własne myśli i uczucia, lecz wierzy, więcej, wie, że znajdzie poparcie ogromnej większości polskich pisarzy, dla których słowa prawda, miłość, wierność, nadzieja, patriotyzm i postęp jeszcze nie umarły, lub nie zmieniły się w ciężki kamień. […] Pan z pewnością wie dobrze, że poczucie bezsilności wobec gwałtu i przemocy jest ze wszystkich ludzkich upokorzeń klęską najdotkliwszą, a klęska ta staje się ciężarem szczególnie twardym, gdy najlepsze tradycje własnego narodu zostają znieważone, wolność słowa unicestwiona, prawda podeptana. Zdaję sobie sprawę, że mój głos protestu politycznego i moralnego nie zrównoważy i zrównoważyć nie może niesławy, jaką w postępowej opinii całego świata okryła się Polska. Ale ten protest zrodzony z oburzenia, bólu i wstydu, jest jedyną rzeczą, jaka w obecnych warunkach mogę ofiarować Panu i Pańskim przyjaciołom i kolegom […]”[7].
Jak ocenił w swoich dziennikach Stefan Kisielewski: „Pięknie to napisane, szalenie odważne – taki głos był potrzebny, rehabilituje Polskę, wyjaśnia fakt, że społeczeństwo ma zatkane usta, a za niego mówią łgarze i łotry”[8].
Protesty środowisk intelektualnych przybrały stosunkowo ograniczony charakter. Należy pamiętać, iż środowisko to zostało spacyfikowane po wydarzeniach Marca ’68. Skala zastosowanych wówczas represji (zwłaszcza w odniesieniu do środowisk naukowych i literackich) była tak duża, iż w Sierpniu ’68 przeważyły obawy przed ich eskalacją.
Stanowisko Kościoła
21 sierpnia 1968 r. prymas Stefan Wyszyński zanotował w swoim dzienniku: „Rano dotknęła nas bolesna wieść, że wojska radzieckie i polskie wkroczyły do Czech dla zabezpieczenia bloku socjalistycznego […]. Jest to wiadomość piorunująca. Jej konsekwencje – trudne do przewidzenia[9]”. Wśród biskupów przeważało potępienie dla interwencji, określanej wprost mianem agresji, napaści lub nawet nazwanej „okupacją, imperializmem pierwszej klasy i kolonializmem, hańbą dla wkraczających” (Stanisław Jakiel, biskup pomocniczy przemyski), „drańskim posunięciem” (Aleksander Mościcki, biskup pomocniczy łomżyński), czy „wielkim świństwem” (Wilhelm Pluta, administrator apostolski diecezji gorzowskiej). Ordynariusz częstochowski, biskup Stefan Bareła stwierdził, że „w tej chwili kopie się grób dla wolności”.
Rozważając następstwa interwencji trafnie przypuszczano, że jej konsekwencją nie będzie kolejna wojna. Biskupi katowiccy Herbert Bednorz (ordynariusz) i Juliusz Bieniek upatrywali w agresji wojsk Układu Warszawskiego „fiaska polityki ZSRR” i „początku upadku komunizmu”, ponieważ obecnie „zostaje już tylko imperializm rosyjski, komunizm idzie w łeb”. Podobną opinię wyraził także wrocławski arcybiskup Bolesław Kominek, który 21 sierpnia stwierdził w gronie zaufanych kurialistów, że „na dłuższą metę jest to taki rozkład komunizmu […]. Klasa robotnicza i inteligencja są przeciwko nim. Oni się jeszcze na czołgach opierają”. Sufragan krakowski Julian Groblicki uznał z kolei, że wydarzenia te świadczą co prawda o fiasku sowieckiej strategii rewolucji światowej, jednakże ich konsekwencją nie będzie upadek systemu, lecz powrót do „starej koncepcji rozwiązywania problemów natury politycznej i ideologicznej, która jest typową dla okresu stalinizmu”.
Biskupi podkreślali, że współudział w interwencji spowodował, iż Polska w opinii Zachodu straci dłuższy czas autorytet opinii międzynarodowej. Wilhelm Pluta uznał, że wkroczenie wojsk „przynosi wielkie szkody nie tylko komunistom polskim, ale i Polakom w ogóle”.
Większość przytoczonych powyżej opinii hierarchów wygłaszana była jednak w wąskim gronie zaufanych osób. Do nielicznych biskupów, którzy otwarcie w swoich kazaniach potępiali interwencję, należał sufragan częstochowski Franciszek Musiel. W ciągu dwu tygodni po wkroczeniu wojsk do Czechosłowacji podczas wizytacji kanonicznej parafii i przy innych okazjach mówił do wiernych m.in.: „dochodzi do tego, że duże państwa dyktują swoją wolę małym państwom, a gdy te małe dążą do wolności słowa i sumienia, to narażone są na wkroczenie wojsk; Każde państwo według karty ONZ ma prawo do samostanowienia – nie może być aby silne państwa wkraczały do państw małych i gwałciły ich wolność”.
Jednakże wielu innych biskupów zajmowało stanowisko ostrożne, powstrzymując się od komentowania przebiegu wydarzeń i wzywając do tego samego duchowieństwo swoich diecezji. Na przykład Wacław Majewski, sufragan warszawski, miał zalecać księżom, aby „siedzieli cicho”. Niektórzy biskupi wprost poparli stanowisko władz. Zrobił ta np. ordynariusz włocławski Antoni Pawłowski, który według danych IV Departamentu MSW miał upatrywać w czechosłowackim kierownictwie wpływów „międzynarodowego syjonizmu”. Podobnie wypowiadał się także biskup płocki Marian Sikorski: „Niemcy tylko czekają, aby nam zabrać Ziemie Zachodnie i zgotować nowy rok 1939. […] gdyby Niemcy zagarnęli Czechosłowację, po niej sięgnęli by i po nasze ziemie”. Wypowiedzi te wskazują, iż nawet hierarchowie Kościoła katolickiego bywali podatni na komunistyczną propagandę.
Wśród biskupów przeważało potępienie dla interwencji w Pradze, określanej wprost mianem agresji
Zróżnicowane było również stanowisko poszczególnych księży, choć jak donosiła powiatowa Służba Bezpieczeństwa z Zabrza, księża „w większości są nosicielami informacji podawanych przez radio «Wolna Europa»”.
22 sierpnia w warszawskim Klubie Inteligencji Katolickiej spotkała się grupa działaczy katolickich, m.in. poseł Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Micewski, Wojciech Wieczorek i Zdzisław Szpakowski. W trakcie rozmowy podkreślano zaskoczenie podjęciem decyzji o interwencji i rozważano możliwe warianty rozwoju sytuacji. Mazowiecki uznał, iż jest to wynik „przesilenia” w KC KPZR, zaś Micewski prognozując przyszłość snuł obawy, iż w rezultacie nastąpi na Zachodzie wzrost tendencji ekstremistycznych i zaostrzenie walki z komunizmem, zaś w bloku sowieckim da o sobie znać „nawrót do metod typu stalinowskiego”.
Posłowie „Znaku” na zebraniu 6 września rozważali trzy warianty swojej reakcji na interwencję: wydanie oświadczenia z protestem, zabranie głosu w trakcie debaty sejmowej lub złożenie mandatów i opuszczenie parlamentu. Na kolejnym spotkaniu, odbytym trzy dni później, uznano iż posłowie są gotowi do „wyjścia z Sejmu”. 10 września z Kołem „Znak” spotkał się prymas Wyszyński, który aczkolwiek podzielał oburzenie posłów, zaproponował jedynie „działanie z rozwagą” oraz szerszą dyskusję 10 października. Były to zapewne poczynania nieprzypadkowe, gdyż – jak zauważył Andrzej Friszke – „wyznaczenie tak odległego terminu […] niweczyło efekt demonstracji, wpływało też na wygaszenie emocji w samym «Znaku»”. Pod koniec września próbę zmobilizowania posłów do protestu podjęło środowisko „Tygodnika Powszechnego”, które wysłało do Warszawy Krzysztofa Kozłowskiego i Marka Skwarnickiego[10].
Spotkanie 10 października upłynęło pod znakiem pytania o sens dalszego istnienia parlamentarnej reprezentacji katolików świeckich. W tym kontekście analizowano też interwencję wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Tadeusz Mazowiecki uznał, iż „przez fakt sierpniowy odrzucono ostatni element «październikowy», co pozbawia koło „Znak” racji bytu na forum Sejmu, Stanisław Stomma zaś stwierdził, iż „trzeba przyjąć prymat świadectwa” i zaprotestować przeciwko interwencji. Kardynał Wyszyński zdołał jednak odwieść posłów od manifestacyjnego złożenia mandatów, a nawet od zaproponowanego przez Janusza Zabłockiego łagodniejszego wariantu „pogodzenia się z wyparciem nas z Sejmu”. Prymas wychodził z założenia, iż likwidacja koła posłów „Znak” pogorszy sytuację Kościoła w Polsce. Przekonując posłów do swojej koncepcji uznał, iż decyzja Gomułki o udziale w interwencji był wymuszona groźbą bezpośredniej okupacji Polski, co czyni jego odpowiedzialność „ograniczoną”.
*
W roku operacji „Podhale” do końca września 1968 r. zatrzymano ponad 80 osób, z których kilkanaście aresztowano. Część z nich stanęła przed sądem, jak Teresa Stodolniak, oskarżona o to, że „w okresie od 21 sierpnia 1968 r. do 16 października 1968 r. w Warszawie sporządzała i kolportowała ulotki, plakaty i napisy – zawierające fałszywe informacje na temat wydarzeń w Czechosłowacji, mogące wywołać niepokój publiczny”. Mimo, iż Stodolniak posiadała dwójkę małych dzieci, sąd skazał ją na rok więzienia. Za okoliczności obciążające uznano „wyjątkowe nasilenie złej woli i niebezpieczeństwo społeczne przypisanego czynu”. W opinii sądu główną winą oskarżonej był fakt, iż ośmieliła się zakłócić propagandowy obraz społeczeństwa, rzekomo masowo popierającego interwencję w Czechosłowacji.
Dalszych kilkaset osób wezwano na tzw. „rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze”, kilkadziesiąt stanęło przed kolegiami karno-administracyjnymi.
Na przełomie października i listopada 1968 r. SB w toku operacji pod kryptonimem „Akacja” rozbiła grupę osób, od marca wytwarzających i kolportujących ulotki. Grupa ta po 21 sierpnia wydała i kolportowała w stosunkowo dużych nakładach (po kilkaset sztuk) kilka typów ulotek. W toku operacji zatrzymano co najmniej 30 osób, z których 14 aresztowano. Sześć dalszych poddano intensywnej inwigilacji, przeprowadzono kilkadziesiąt rewizji. Część aresztowanych zwolniono, pozostali stanęli przed sądem. Osiem osób odpowiadało z wolnej stopy. Wyroki skazujące zapadły w odniesieniu do: Romualda Lubiańca, Tadeusza Markiewicza, Wiktora Nagórskiego, Sylwii Poleskiej (1 rok więzienia[11]) oraz Sławomira Kretkowskiego, Bogusławy Blajfer i Eugeniusza Smolara (1,5 roku).
Społeczeństwo polskie w sierpniu 1968 r. w zaskakująco dużym stopniu solidaryzowało się z Czechami i Słowakami, których kraj zalały wojska Układu Warszawskiego. Oczywiście skala aktywnego oporu i pomocy była mniejsza niż jesienią 1956 r., gdy na ulicach polskich miast zbierano pieniądze na rzecz walczących Węgier, a szpitale pełne były osób oddających krew dla rannych. Inna była jednakże wtedy sytuacja polityczna i kontekst społeczny. Podczas gdy w listopadzie 1956 r. w Polsce miał miejsce szczyt procesu liberalizacji i demokratyzacji, to w sierpniu 1968 r. społeczeństwo było spacyfikowane po wydarzeniach marcowych. Setki ludzi siedziały w więzieniach, trwała wielotysięczna emigracja. O ile w przypadku Węgrów reakcje solidarnościowe były naturalną konsekwencją wielowiekowej, przysłowiowej już przyjaźni, o tyle w odniesieniu do mieszkańców Czechosłowacji wymagały one przezwyciężenia narosłych przez lata uprzedzeń, podsycanych dodatkowo przez partyjną propagandę.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 7/2004. To skrócona i zmieniona wersja tekstu wykładu wygłoszonego 5 marca 2003 r. na Uniwersytecie Karola w Pradze. Powstał on w oparciu o materiały archiwalne Służby Bezpieczeństwa i innych struktur MSW pochodzące z archiwów IPN (Katowice, Kraków, Warszawa, Wrocław) oraz akta PZPR z Archiwum Państwowego we Wrocławiu i Archiwum Akt Nowych w Warszawie.
[1] W obliczeniach nie uwzględniono licznych przypadków kolportażu na terenie PRL ulotek wytworzonych w Czechosłowacji.
[2] W drugiej połowie września czterech obywateli Danii w Warszawie rozwinęło transparent z protestem przeciw inwazji, za co zostali oni aresztowani.
[3] Najbardziej znanym z nich jest „List załogi zakładów im. Przyjaźni Polsko-Czechosłowackiej w Suwałkach do braci Czechów”, wyśmiewający oficjalną propagandę.
[4] Michał Drejer: „Mijanie granicy”, „Karta” 1991, nr 3, s. 122-134.
[5] Stefan Kisielewski: „Dzienniki”, Warszawa 1996, s. 98.
[6] Kisielewski, op. cit., s. 76-78.
[7] „Nowe wstrząsy”, z. 1, rok 1968 (Zeszyty Edukacji Narodowej – Materiały z dziejów Polski 1945-1980. Od października 1956 do grudnia 1970, cz. III), Warszawa 1987, s. 79-80.
[8] Kisielewski, op. cit., s. 107.
[9] Cyt. za: Peter Raina: „Kardynał Wyszyński”, t. 8, Czasy Prymasowskie 1967-1968, Warszawa 1998, s. 197.
[10] Andrzej Friszke: „Koło posłów «Znak» w Sejmie PRL 1957-1968”, Warszawa 2002, s. 95-96.
[11] W rzeczywistości wyroki były wyższe, jednakże na mocy amnestii zmniejszano je o połowę.