Przywykłam do myślenia, że marnowanie czasu na przyglądanie się sprawom stworzenia to luksus na który mnie nie stać.
Jeśli widzieliście mnie w Watykanie z nieco zadartym nosem, to dlatego, że uczestniczyłam w konferencji „Ratunek dla naszego wspólnego domu i przyszłość życia na Ziemi” (5-7 lipca). Trudno brać udział w spotkaniu o takiej nazwie i nie poczuć się trochę jak Leia Organa z „Gwiezdnych wojen”.
A mówiąc już zupełnie poważnie, to była wielka radość oglądać aktywistów i duchownych, teologów i klimatologów, kardynałów i młodych ludzi z Azji, Afryki, Europy i Ameryki, którzy przyjechali tam, by przyjrzeć się kondycji otaczającego świata. Tak wiele mamy trosk i niezałatwionych spraw, że trudno jest zatrzymać się, by pomóc sąsiadowi. Bywa, że brakuje czasu na wartościową rozmowę z najbliższymi. Na niespieszne bycie ze sobą. Przywykłam do myślenia, że marnowanie czasu na przyglądanie się sprawom stworzenia to luksus, na który mnie nie stać.
Było tak dopóki kilka lat temu nie przeczytałam pierwszych dwóch rozdziałów Biblii. Bóg wzywa w nich do troski o ziemię – uprawiania jej, błogosławienia i czynienia poddanej człowiekowi. Niebo należy do Boga, ale ziemię dał synom ludzkim, mówi psalmista.
Ziemię dał nam, więc wytwarzane przez nas zanieczyszczenia, odpady wynikające z nadmiernej konsumpcji, wysokie stężenie emitowanego do atmosfery dwutlenku węgla, susze, pożary, tornada – to po prostu moja sprawa.
To wcale mnie nie przerasta
W dodatku poczułam, że jest to sprawa, która wcale mnie nie przerasta. Święty Jakub pisał, że Eliasz – człowiek jak my – modlił się, by nie było deszczu i faktycznie nie padało przez trzy lata. Potem modlił się, aby deszcz znów zaczął padać i tak się stało. Wiele może usilna modlitwa sprawiedliwego. Jezus uczył, że gdyby nasza wiara była choćby rozmiarów ziarna gorczycy i nakazalibyśmy górze, by się przesunęła, to tak by się stało.
Mój duchowy ojciec i protestancki biskup Kirby de Lanerolle nieustannie przypomina mi, że to my – Kościół, żywe kamienie – jesteśmy świątynią Ducha Świętego. Niesiemy w sobie Słowo, nieśmiertelne ziarno, przez które powstał świat. Mamy moc, a tym samym odpowiedzialność.
Święty Franciszek obserwując kwiaty, drzewa, krajobrazy wpadał w stany ekstazy i całym sercem uwielbiał Boga. Teraz to samo stworzenie z tęsknotą wzdycha w niewoli skażenia, oczekując objawienia się synów Bożych
Potrzebujemy wykonywać wolę Bożą, nie umniejszając własnej roli. Potrzebujemy mądrości, by codzienne troski nie odwróciły naszych oczu od tego, co naprawdę ważne – Bożych obietnic i planów. Potrzebujemy determinacji, by wypełnić sto procent naszego powołania. Potrzebujemy na nowo zachwycić się stworzeniem. Środowisko jest darem Boga dla człowieka. Tak pięknie je stworzył dla naszej rozkoszy. Tak, „zarządzanie pogodą” jest jednym z zadań chrześcijanina.
Zanim powstała Biblia, to stworzenie świadczyło o Bożej miłości i potędze. Święty Franciszek obserwując kwiaty, drzewa, krajobrazy wpadał w stany ekstazy i całym sercem uwielbiał Boga. Teraz to samo stworzenie z tęsknotą wzdycha w niewoli skażenia, oczekując objawienia się synów Bożych (Rz 8:19).
Dlaczego chrześcijanom zależy na stworzeniu?
Podczas watykańskiej konferencji minister środowiska Stolicy Apostolskiej ojciec Joshtrom Isaac Kureethadam przypomniał, że Ziemia nie jest jedynie materią, ale dziełem stworzonym z miłości. Stworzonym nie po to, aby ją zniszczyć, ale by błogosławić jej i napełnić ją chwałą.
To właśnie na ziemię Bóg posłał Syna – Tego, który przyszedł, aby dać życie i to życie w obfitości. – Naszym zadaniem jest promowanie życia w każdym aspekcie. Życie na ziemi nie tylko ma istnieć, ale ma się pomnażać – mówi o. Josh. Wspomina także o tzw. eschatologii stworzenia: – Całe stworzenie ma swoje powołanie. Bóg w Chrystusie pojednał ze sobą świat – to, co na ziemi, z tym, co na niebie – wprowadziwszy pokój przez Jego krew. Naszą rolą jest współpraca z Bogiem w tym dziele pojednania – tłumaczy.
Potrzebujemy także poszerzyć serca i usłyszeć wołanie ubogich. To oni najmocniej cierpią z powodu klęsk żywiołowych powodowanych przez zmianę klimatu: susz, powodzi i ich społecznych skutków – długotrwałych kryzysów gospodarczych, migracji i wojen. Kiedy troszczymy się o nich, troszczymy się o samego Boga.
Ekologiczny apartheid
– Na skutek wytwarzanych przez człowieka gazów cieplarnianych średnia temperatura Ziemi wzrosła o ok. 1 stopień Celsjusza w ciągu ostatnich stu lat. By zrozumieć, jak niebywała jest to zmiana, należy spojrzeć wstecz – od ostatniego zlodowacenia do początku holocenu średnia temperatura globu wzrosła o 4 stopnie. Zajęło to 10 tys. lat. Obecne tempo ocieplenia, jeśli się utrzyma, będzie czymś bezprecedensowym w historii geologicznej Ziemi. Następstwa takiego wzrostu temperatury to m.in. wymieranie gatunków, wzrost poziomu oceanów czy migracje ludności z miejsc niezdatnych do życia – wyjaśnia Piotr Abramczyk, meteorolog z MeteoGroup Polska, który również uczestniczył w konferencji w Watykanie.
Spośród 7 miliardów ludzi, jedna siódma jest odpowiedzialna za emisję połowy gazów cieplarnianych, trzy siódme są odpowiedzialne za emisję 45 proc. Pozostałe 3 – najuboższe – miliardy ludzi odpowiadają za emisję jedynie 5 proc. gazów cieplarnianych. Innymi słowy, świat podzielił się na dwie grupy: najbogatszy miliard, który emituje połowę gazów cieplarnianych i kolejne 6 miliardów – globalną klasę średnią i niższą – które emitują drugą połowę. Najwięcej za zmianę klimatu płacą więc najubożsi, którzy najmniej się do niej przyczyniają. Ojciec Kureethadam i wielu innych badaczy wprost nazywa tę sytuację „ekologicznym apartheidem”.
Celem wielu świeckich i religijnych organizacji pozarządowych oraz rządów – których przedstawiciele zgromadzili się w lipcu w Watykanie – jest zmiana nawyków konsumpcyjnych pierwszego miliarda, tak by ograniczyć nadmierną emisję gazów, na przykład przez wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii.
Konferencja w Watykanie
Na konferencji – zorganizowanej przez watykańską Dykasterię ds. Integralnego Rozwoju człowieka i Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska z okazji trzeciej rocznicy ekologicznej encykliki „Laudato si’” – spotkali się polska minister przedsiębiorczości i technologii Jadwiga Emilewicz, wiceminister środowiska i prezydent szczytu klimatycznego w Katowicach Michał Kurtyka, naukowcy, ekolodzy, organizacje pozarządowe, księża i pastorzy. Byli przedstawiciele rdzennych społeczności ze wszystkich kontynentów, którzy doświadczają katastrofalnych skutków zmian klimatu tu i teraz. Dzięki ich obecności konferencja nie była tylko miejscem naukowych lub politycznych debat na temat zmian klimatycznych. Była przede wszystkim czasem wymiany doświadczeń, rozmowy o napotykanych wyzwaniach, a także wzajemnej inspiracji do działania. Przypomnieliśmy sobie, że nie chodzi o ideologie, ale prawdziwych ludzi – ich domy, rodziny, miasta i kulturę.
Był z nami papież. Byliśmy i my – grupa kochających stworzenie, polskich zapaleńców.
Spoglądałam z dumą na moich rodaków – odważni, uśmiechnięci, pełni energii. Rzucaliśmy się w oczy i był tego powód.
Minister Emilewicz powiedziała PAP: – Przekaz wokół [zbliżającego się szczytu klimatycznego] COP24, jaki staramy się budować, to wezwanie do solidarności. Przekonanie o tym, że najważniejszych problemów klimatycznych nie da się rozwiązać indywidualnie; nie zrobią tego pojedyncze państwa, ani jednostki. To musi być solidarne podejście.
Przytoczyła również wypowiedź papieża z audiencji podczas konferencji: – Mówimy o zobowiązaniu tych silniejszych, czyli najbogatszych państw, które powinny ponieść większe ciężary niż ci, którzy dzisiaj są na marginesie rozwoju gospodarczego.
Sytuacja polityczna w Polsce
Jesteśmy na piątym miejscu w Europie, po Niemczech, Wielkiej Brytanii, Włoszech i Francji, jeśli chodzi o emisję dwutlenku węgla. Zgodnie z danymi Eurostatu, stanowi to ok. 9 proc. całej jego emisji w Unii. Dzieje się tak m.in. dlatego, że produkcja energii elektrycznej w naszym kraju opiera się w ponad 80 proc. na węglu kamiennym i brunatnym. Dlatego przejście na odnawialne źródła energii to projekt złożony i wymagający poważnych nakładów finansowych.
Do tej pory polski rząd był postrzegany jako jeden z najbardziej opornych na zmiany w UE. Wielu naszych sąsiadów już stara się przygotować kopalnie, elektrownie i pracowników na wielką transformację. Nie wszystkie przekształcenia kończą się powodzeniem, dlatego powinniśmy uczyć się na sukcesach i błędach innych państw Wspólnoty.
12 lipca Irlandia podjęła decyzję o wycofaniu wszystkich inwestycji w paliwa kopalne tj. węgiel, ropę, gaz. Projekt ustawy został przyjęty przez wszystkie strony w izbie niższej parlamentu i ma być wdrożona najszybciej jak to możliwe (przewiduje się, że w ciągu następnych 5 lat). W Wielkiej Brytanii ostatnią głębinową kopalnię węgla kamiennego „Kellingley Colliery” zamknięto w grudniu 2015 roku. Niestety, wiele osób wskazuje, że wiązało się to z dużymi kosztami społecznymi. W Niemczech ostatnia kopalnia węgla kamiennego „Prosper-Haniel” zostanie zamknięta w grudniu tego roku. Jednak emisja dwutlenku węgla na terenie kraju jest wciąż najwyższa w Europie.
– Ważne, żeby Polska nie pozostała samotną węglową wyspą, na której nie ma już ani miejsc pracy, ani energii z nowych, odnawialnych źródeł. Za parę lat nie będzie już wsparcia finansowego dla biznesów węglowych ze strony Unii, nie będzie już kredytów ani ubezpieczeń z sektora prywatnego, a koszty emisji dwutlenku węgla doprowadzą wprost do nieopłacalności takich przedsięwzięć. Pojawią się za to coraz większe pieniądze na rozwijanie energetyki odnawialnej – mówi Magdalena Bartecka, koordynatorka programu Klimat i Energia w Polskiej Zielonej Sieci, która również była gościem watykańskiej konferencji. – Trzymanie się energetyki węglowej nas nie zabezpiecza. Warto pracować nad tworzeniem godnych miejsc pracy w tych najbardziej innowacyjnych, perspektywicznych, bezpiecznych dla środowiska i zdrowia branżach. Aby ten proces się udał, powinniśmy zaangażować wszystkich zainteresowanych. Przedstawiciele biznesu i związków zawodowych, górnicy i lokalne społeczności, które cierpią z powodu szkód górniczych, czy oddolne ruchy społeczne i organizacje działające na rzecz środowiska i czystego powietrza oraz samorządy i rząd powinni usiąść do jednego stołu i wspólnie pracować nad sprawiedliwą i prospołeczną transformacją energetyczną – dodaje Bartecka.
Sekretarz stanu w Ministerstwie Energii Grzegorz Tobiszowski powiedział Andrzejowi Grajewskiemu w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”, że górnictwo węgla kamiennego, choć zadłużone wobec różnych przedsiębiorców, dostawców i inwestorów, dzięki wpłacanym podatkom zasila budżet państwa o ok. 5 mld zł każdego roku. Dodatkowo zapewnia miejsca pracy aż 80 tys. górników. Z kolei według ubiegłorocznego raportu WiseEuropa górnictwo węgla kamiennego i brunatnego otrzymywało w ostatnich latach średnio 4,9 mld zł wsparcia rocznie od państwa w postaci dotacji, subwencji i dopłat do emerytur i rent górniczych.
Rozumiem, że nie jest sztuką takie zapobieganie kryzysowi klimatycznemu, które wprowadzi kraj w kryzys gospodarczy. To jest główne wyzwanie dla polskiego rządu. Ale rozumiem też, że klęski żywiołowe oraz miliony uchodźców klimatycznych i tak gwarantuje kryzys gospodarczy – zatem klimat jest pierwszy.
Prezydent COP24 w swoim przemówieniu podczas watykańskiej konferencji podkreślił, że zaniesie do Katowic nie tylko przekaz o solidarności i pokoju, ale także odpowiedzialności i działaniu. – Porozumienie paryskie z 2015 roku było wielkim momentem w historii ludzkości, ale teraz jest czas podjęcia konkretnych działań. Zdefiniowanie zasad działania jest naszym zadaniem podczas szczytu klimatycznego w Katowicach – powiedział Kurtyka.
Świadomość, że w wydarzeniu w Watykanie wzięli udział reprezentanci polskiego rządu wskazywała na nową otwartość i była dla nas, młodych, chrześcijańskich działaczy motywująca. Potrzebujemy ich odwagi i determinacji, aby powstrzymać wzmagający się kryzys klimatyczny. Wierzę, że polscy przywódcy mogą stać się liderami takiej solidarnej transformacji energetycznej.
Dlaczego byłam dumna z mojego kraju?
Pośród ludzi wpływu, naukowców, ekologów, starszyzny – i niektórych już nieco zmęczonych tematem – była grupa młodych Polaków. Pełni zapału, świadomi wyzwań i stawiających do pionu prognoz naukowców. Wnosili pokój i nadzieję. Takich młodych chrześcijańskich aktywistów było znacznie więcej – z Europy, Azji, Afryki, Ameryki i Australii. Wieczorem jedli pizzę z przedstawicielami Watykanu na schodach placu Trilussa, tańczyli do rock’n’rolla ulicznego grajka, napełnieni duchem, nie winem. Niesamowita energia. Wierzę, że tak ma przebiegać dobra transformacja. Jeśli działać – to z radością i wiarą, że Bóg po prostu stanie za nami.