Kościół ma sens, jeśli głosi Ewangelię i przybliża do Chrystusa, cała reszta ma temu służyć – mówi ks. Adam Boniecki w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”.
Z ks. Bonieckim rozmawia Anna Goc. Wywiad ukazał się 4 lipca w „Tygodniku Powszechnym”. Cytujemy wybrane fragmenty:
Dla mnie – księdza, który od 58 lat stale spotyka się z ludźmi, zwłaszcza w konfesjonale – oczywiste jest, że wchodzimy w nową epokę przeżywania wiary i przynależności do Kościoła.
Sekularyzacja w Polsce nie zaczęła się teraz. Raczej ujawnia się coś, co od dawna istniało. Przez wiele lat w Polsce zewnętrzna religijność, chodzenie do kościoła i udział w religijnych manifestacjach, takich jak np. procesja na Boże Ciało, była często formą zaangażowania politycznego.
Kościół, widziany jako instytucja mająca się materialnie dobrze, a do tego postrzegana jako uczestnik politycznych rozgrywek, Kościół z koncernem medialnym Radio Maryja na sztandarze, ma kłopot ze skutecznym głoszeniem ideałów ewangelicznych Królestwa „nie z tego świata”.
Mamy kryzys komunikowania Ewangelii. Często ci, którzy się oddalają od Kościoła, nie chodzą na niedzielną mszę, nie przystępują do sakramentów i nie święcą dnia świętego, nadal wierzą w Boga, pozostają religijni. Niestety ci, którzy dziś zbliżają się do środowisk – nazwijmy je umownie – parafialnych, nie zawsze trafiają na miłujących się świadków wiary, na ludzi, którzy nią żyją.
Niestety my, księża, przez wiele lat uczyliśmy się tryumfalistyczną machinę obsługiwać. Tryumfalistyczną nie w sensie pałaców czy złocistych szat. Broniliśmy obrazu Kościoła jako instytucji niepodlegającej słabościom, stojącej zawsze po słusznej stronie, Boskiej. A Kościół – jak wierzymy – jest „sakramentem obecności Boga” złożonym w ludzkie ręce. Ta ludzka strona może błądzić i podlega doskonaleniu.
Wierzę w Kościół, to znaczy w sakramenty, w przechowane i wciąż zgłębiane słowo Boże, w moc rodzenia świętych, a nie w księży czy nawet biskupów. Ale jeśli ci, którzy reprezentują Kościół i są z nim utożsamiani, zawiodą zaufanie, to do całej tej bosko-ludzkiej instytucji.
Kościół ma sens, jeśli głosi Ewangelię i przybliża do Chrystusa, cała reszta ma temu służyć.
Obawiam się, że u nas jesteśmy zbyt pochłonięci „obsługą” instytucji i zapominamy, po co ona istnieje. Poniekąd wymusza to masowość katolicyzmu. Z instytucjami dobrze zorganizowanymi jest tak, że będą działały, nawet kiedy już nie będą nikomu potrzebne. Przedmiotem tęsknoty, na którą ma odpowiedzieć Kościół, jest jednak Bóg, a nie dobrze funkcjonująca organizacja pozarządowa.
Jestem przekonany, że proces laicyzacji będzie postępował, ale to nie znaczy, że Kościół zaniknie.
Wyb. DJ