Jesień 2024, nr 3

Zamów

Kazanie nienawiści, i co dalej?

Bp Józef Zawitkowski. Fot. Łowicz24/YouTube

Jak jeszcze głosić wierzącym – a przede wszystkim świadczyć czynem – że w otwarciu na uchodźców nie chodzi o naiwne oddanie losów swoich i swojej wspólnoty w ręce wyimaginowanego wroga, ale o pomoc straumatyzowanym kobietom, mężczyznom i dzieciom, którzy bez naszej otwartości skazani są na cierpienie, a często i śmierć? Widać, że dokumenty kościelne nie wystarczą, skoro ich treść nie dochodzi ani do wiernych, ani nawet do hierarchów.

„Sanktuaria nie mogą być miejscem manifestowania nienawiści względem grup politycznych, społecznych lub etnicznych” – ostrzegała kilka dni temu Rada Konferencji Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek. Dokument Rady był reakcją na nienawistne hasła głoszone przez ugrupowania narodowe i quasi-faszystowskie w trakcie pielgrzymek do sanktuariów maryjnych w Polsce. Minęło kilka dni, a słowa nienawiści podczas pielgrzymki do sanktuarium w Gietrzwałdzie – będącej częścią kościelnych obchodów setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości – wygłosił… biskup. Z ambony.

– Nie będzie uchodźca rządził w moim domu, bo przysięgałem, że Twierdzą nam będzie każdy próg, tak nam dopomóż Bóg”. Więc przysięgi nie zmienię – powiedział podczas pielgrzymki do sanktuarium w Gietrzwałdzie bp Józef Zawitkowski. Jedno zdanie później zaapelował: – Dajcie nam żyć, pracować i modlić się spokojnie w rodzinnym domu, gdzie Panem jest Jezus, a Królową Jego Matka.

Słowa emerytowanego biskupa łowickiego ilustrują pewien problem w polskim Kościele. Warto zastanowić się: co dalej?

W zasadzie nie wiadomo, od czego zacząć. Po lekturze takiego wystąpienia przyzwoitemu człowiekowi nie tylko opadają ręce, ale jest mu po prostu ogromnie wstyd. Idąc na łatwiznę (i po łatwą „klikalność”), można by po prostu bp. Zawitkowskiego oskarżyć o publiczny akt apostazji, skoro, zamiast Ewangelii, woli być wierny enigmatycznej przysiędze rodem z wiersza poetki – nota bene – odsądzonej za życia (i po śmierci) od czci i wiary przez duchowieństwo katolickie. Ale, po pierwsze, zdecydowanie nie do mnie należy osądzanie jakości czyjejś wiary, a po drugie, wcale nie uważam, że mamy do czynienia z problemem jednostkowym. Sądzę, że słowa emerytowanego biskupa łowickiego ilustrują pewien problem w polskim Kościele. Warto zastanowić się: co dalej?

Przede wszystkim, trudno o wyraźniejszy przykład wewnętrznej sprzeczności. Hierarcha w jednym zdaniu zapowiada, że nie wpuści uchodźcy do swojego domu – w domyśle: do Polski – po czym apeluje, by Panem w rodzinnym domu – znów, w domyśle: w Polsce – był Jezus. Kluczowy kościelny dokument, mówiący o stosunku do uchodźców i migrantów, pochodzi z 2013 roku i zatytułowany jest „Przyjęcie Chrystusa w uchodźcach i przymusowo przesiedlonych”, a jego treść wykłada dlaczego właśnie w uchodźcach szczególnie „rozpoznajemy oblicze Jezusa Chrystusa” (punkt 123 dokumentu). Przyjęcie uchodźcy to przyjęcie Chrystusa, a odrzucenie uchodźcy to odrzucenie Chrystusa – to jest logika Ewangelii. Co, swoją drogą, wcale nie oznacza politycznego postulatu zniesienia barier bezpieczeństwa i bezrefleksyjnego osiedlania każdego człowieka bez ograniczeń.

Ale wystarczy tych cytatów z kościelnych dokumentów. Problem w tym, że można wiele pięknego mówić i pisać o uchodźcach, a niewiele tak naprawdę dla nich zrobić. Kościół od dawna tworzył dokumenty i głosił postawy, które nie zawsze wprowadzał w praktykę życia swojej wspólnoty. Cóż z tego, że papieże od XIII wieku potępiali plotki o żydowskich mordach rytualnych, skoro przez kolejne wieki w całej Europie Żydzi byli katowani i zabijani przez chrześcijan pod tym właśnie pretekstem? Często działo się to zresztą za zgodą lub cichym przyzwoleniem władz kościelnych, a niektórzy gorliwi kaznodzieje oskarżający Żydów o wszelkie zło trafiali później na ołtarze.

Przyjęcie uchodźcy to przyjęcie Chrystusa, a odrzucenie uchodźcy to odrzucenie Chrystusa – to jest logika Ewangelii

Pytanie zatem brzmi: co zrobić, aby w kwestii uchodźców nie było podobnie? Jak jeszcze głosić wierzącym – a przede wszystkim świadczyć czynem – że w otwarciu na uchodźców nie chodzi o naiwne oddanie losów swoich i swojej wspólnoty w ręce wyimaginowanego wroga, ale o pomoc straumatyzowanym kobietom, mężczyznom i dzieciom, którzy bez naszej otwartości skazani są na cierpienie, a często i śmierć? Widać, że dokumenty kościelne nie wystarczą, skoro ich treść nie dochodzi ani do wiernych, ani nawet do hierarchów.

Wesprzyj Więź

Głos biskupa Zawitkowskiego trzeba potępić, ale przecież nie on jeden myśli o uchodźcach w podobny sposób. Co z tysiącami pielgrzymów, którzy słuchali jego kazania? Co z większością Polaków, którzy są przeciwni przyjmowaniu uchodźców? Czy przeczytają lub usłyszą krytyczny komentarz do tych słów? Jak na razie portal wPolityce.pl pisze o „poruszającej homilii bp. Zawitkowskiego”, a Radio Maryja i TV Trwam zauważają przede wszystkim polityczne wątki wystąpienia i obecność przedstawicieli Prawa i Sprawiedliwości na pielgrzymce. Swoją drogą, uroczystości gietrzwałdzkie są kolejną już manifestacją sojuszu Kościoła z rządem. Nie tylko biskupi w swoich wypowiedziach używali partyjnej retoryki. Głos – jeszcze w trakcie Eucharystii – zabrał marszałek Sejmu Marek Kuchciński.

Jak wspólnie żyć w jednym państwie i jednym Kościele z osobami głoszącymi nienawiść wobec uchodźców? Jak wsłuchać się w ich głosy i dostrzec w nich podmiotowych partnerów dialogu – bez rezygnacji z potępiania niektórych poglądów? Ponieważ jakoś musimy szukać przestrzeni do dialogu (choć ktoś pewnie powie, że wcale nie), potrzebujemy poważnie zastanowić się nad tym, jak możemy pokonywać w ludziach strach przed „obcym” i uchodźcą. Zadanie jest o tyle utrudnione, że politycy – i jak widać było w Gietrzwałdzie – także część duchownych używa uchodźców do wzniecania strachu w społeczeństwie, aby następnie wykorzystywać go do budowania kapitału politycznego.

Biskupowi Zawitkowskiemu proponuję doczytanie utworu, który podobno bardzo lubi, a nawet cytuje go w gietrzwałdzkim kazaniu, choć w niefortunnym kontekście. W pastorałce „Pomaluśku, Józefie” Maryja prosi o więcej empatii w stosunku do „strudzonych wielką drogą”: „Bo teraz w miasteczku i w lada domeczku / trudno o kącik będzie, gdy gości pełno wszędzie. / Wolą pijanice, szynkarskie szklenice, / niżeli mnie ubogą, strudzoną wielką drogą”. Może przy następnej okazji w sanktuarium Matki Boskiej Gietrzwałdzkiej ktoś o tym wygłosi homilię?

Podziel się

Wiadomość

No nic, bo kto mu zabroni?

Demoralizowanie współwyznawców, ludzi ufających i najbliższych Kościołowi, jest jak demoralizowanie własnej rodziny w oczekiwaniu na jakąś drobną, bezwartościową gratyfikację.

Kazanie Biskupa zdrowe do bólu. Poza tym lepszy „faszysta” niż modernista. Tym ostatnim mało zniszczenia Kościoła, jeszcze chcieliby poderżnąć gardło własnemu narodowi, najlepiej plastikowym nożem jak to mają w zwyczaju „straumatyzowani mężczyźni”. Głos pana Bartosika to owijanie w „marksistowską bawełnę” czystego zła.

Zasadniczo popieram ocenę kazania. Decyzja ws. uchodźców musi być racjonalna („zastanówcie się racjonalnie, czy chcecie być moimi uczniami” – Łk 14, 28-32), tymczasem kaznodzieja uderza w emocjonalne tony, straszy. W tym raczej widzę nie ewangeliczność kazania, że marginalizuje rozum (nie przesądzając teraz, do jakich wniosków może on różne osoby prowadzić). Taki ton jest dopuszczalny jedynie w sytuacjach tragicznych.
Autor artykułu dobrze postawił pytanie – „Jak jeszcze głosić wierzącym – a przede wszystkim świadczyć czynem – że w otwarciu na uchodźców nie chodzi o naiwne oddanie losów swoich i swojej wspólnoty w ręce wyimaginowanego wroga, ale o pomoc straumatyzowanym kobietom, mężczyznom i dzieciom, którzy bez naszej otwartości skazani są na cierpienie, a często i śmierć?”. Otóż była taka argumentacja, gdy rząd Platformy decydował o przyjęciu 7 tys. uchodźców – by przyjmować tylko chrześcijan. Natychmiast została zakrzyczana przez lewicę i media głównego nurtu, a rząd się ugiął. Owszem, byłby to kompromis z najradykalniejszym rozumieniem Ewangelii (ja uważam, że należałoby przyjąć jeszcze „heretyckie” mniejszości muzułmańskie zagrożone eksterminacją przez większość sunnicką), ale dziś bylibyśmy w zupełnie innym miejscu mając w Polsce 7 tys. bliskowschodnich chrześcijan. Dziś już chyba nie realne by do tego kompromisu wrócić. Każdy katolik, który wówczas dał się zastraszyć lewicy i mediom głównego nurtu odmawiając milczeniem poparcia przyjęciu tej grupy uchodźców niech się zastanowi nad swoimi lękami, które go skłoniły do bierności, nim zacznie myśleć, co dalej. Jest mało prawdopodobne, by nowe pomysły były dobre bez wyciągnięcia wniosków z błędów.

„Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, zapewne biskup Zawitkowski uważa, że jest nawet ważniejszy niż ów „wojewoda”. Biskupa Zawitkowskiego można by od biedy tłumaczyć starczą demencją, w końcu to ludzka rzecz, ale zastanawia cisza współbraci w biskupstwie. I tu mała ciekawostka. Jest zwyczajną praktyką biskupa diecezjalnego, a nawet Episkopatu (na ogół Rady Głównej Episkopatu) odcinania się od „nieprawomyślnych”, znaczy się ewangelicznych, opinii wygłaszanych przez nielicznych duchownych, a nawet zaangażowanych świeckich. Bardzo mocno się „odcinają”, a bywa, że „odcinają” też i autora. Wyjątkowo jakoś są głusi i ślepi, gdy faktyczne, a nie urojone herezje głosi ich kolega biskup. Mam wielką, acz ciągle powstrzymywaną ochotę, by imiennie zapytać kilku biskupów dlaczego milczą, gdy dzieje się konkretne i to publiczne zło. Zapewne mają jakieś swoje racje, ale tak długo jak ich nie przedstawią, zasadnym wydaje się stwierdzenie, że jest im to obojętne. Wiem, że to bardzo poważny zarzut, daleki jestem od ferowania wyroków, ale ja m a m p r a w o wiedzieć, ja też jestem Kościół, ja też jestem w tym Kościele, tak jak każdy jego uczestnik, ważny! Jeżeli dobrze rozumiem kochanego Franciszka, wcale nie mniej ważny niż biskup. Różnimy się nie ważnością, a powołaniem w tymże Kościele. Ot i wszystko. Czy żeby to zrozumieć trzeba doktoratu z teologii, czy może tylko uważnego przeczytania Ewangelii?

Nie będzie uchodźca rządził w moim domu, bo przysięgałem, że „Twierdzą nam będzie każdy próg, tak nam dopomóż Bóg”. Więc przysięgi nie zmienię – powiedział podczas pielgrzymki do sanktuarium w Gietrzwałdzie bp Józef Zawitkowski. Jedno zdanie później zaapelował: – Dajcie nam żyć, pracować i modlić się spokojnie w rodzinnym domu, gdzie Panem jest Jezus, a Królową Jego Matka.

Przyjąć do domu i udzielić gościny nie oznacza koniecznie zgodzić się na to by gość ustanawiał reguły w tymże domu. Dwa zdania z kazania przytoczone w artykule nie przekonują o tym że było to „Kazanie nienawiści”.
Komentarz posądzający Autora kazania o demencję uważam za „argumentum ad personam” – jako niegodziwy chwyt erystyczny.

Dzień dobry. Zaskoczyła mnie druga część Pańskiego wpisu – w którym miejscu stosuję w tekście ad personam?

Co do pierwszego akapitu, być może warto było zacytować obszerniejsze fragmenty kazania, żeby konkretniej wskazać nienawiść. W każdym razie uważam, że zacytowane słowa wpisują się w narrację nienawiści do uchodźców, czego biskup, sądząc po całej treści jego wypowiedzi, był w pełnie świadomy. Najpierw biskup wyolbrzymił zagrożenie, żeby wzniecić strach – „nie będzie uchodźca RZĄDZIŁ w moim domu” – jakoby uchodźców definiowała chęć przejęcia władzy w nowym dla siebie kraju (co swoją drogą odwołuje się do dawnego antysemityzmu i mitu spisku żydowskiego, który chce zawładnąć światem), potem odwołał się do wiersza z okresu największej germanizacji w zaborach, przywołując z niego fragment o twierdzy, czyli Polski, której należy bronić przed uchodźcami. Nie dość, że nie ma póki co przed kim jej bronić, to zwyczajnie podłym i niedorzecznym jest definiowanie najbardziej bezbronnych ludzi – jakimi są uchodźcy – jako zagrożenie, przed którym trzeba się bronić.

No więc to wszystko jest sianie nienawiści. Zwłaszcza w kontekście całości kazania.

To oczywiście ja napisałem o możliwej demencji biskupa Zawitkowskiego. Swego czasu w znakomitym skeczu Piotra Fronczewskiego dotyczącym oceny rządzących Polską komunistów zastanawiał się P. Piotr czy nazwać ich głupkami czy sabotażystami. To drugie jest ciężkim przestępstwem i jest karalne, więc mimo wszystko wybrał pierwsze określenie. A niby jak mam ocenić biskupa Kościoła, który lekceważy nauczanie Papieża, który publicznie kłamie i nawołuje do nienawiści wobec najsłabszych i oczywiście odrzuca nauczanie Ewangelii. Przepraszam, ale stwierdzenie że być może dotknęła go starcza demencja, nie jest niegodziwym chwytem erystycznym jak uważa P. Krzysztof, a raczej „chwytem” miłosierdzia względem jego osoby. W takim wypadku bowiem jego odpowiedzialność jest mniejsza.

.Słuchałam mszy nienawiści w programie pierwszym.Żeby obywatela Polski nazwać suka trzeba być suka To dotyczy księdza który cytuje Jana P 2 który głosił słowo w imię miłości a nie nienawiści i podzialow.