Dla obecnych stosunków z Litwą sprawy historyczne mają drugorzędne znaczenie. Młodzi Litwini doceniają przede wszystkim wagę wspólnego działania w Unii Europejskiej.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/2006.
„Zamiast odwoływać się do wspólnej przeszłości, wybudujcie raczej lepsze drogi. To będzie z większym pożytkiem zarówno dla Polski, jak Litwy”. Takie zdanie usłyszałam kilka lat temu od młodego litewskiego polityka na konferencji poświęconej historycznym aspektom polsko-litewskich stosunków.
Historia, szczególnie w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, odegrała we wzajemnych kontaktach rolę dużą, i to – przynajmniej jeżeli idzie o Litwę – negatywną. Powstałe w dwudziestoleciu międzywojennym państwo zbudowano właściwie na antypolskich resentymentach. Litwini nie mogli przebaczyć przyłączenia do Polski Wilna. Fakt, że w dawnej stolicy Wielkiego Księstwa mieszkało ich zaledwie 2,5 proc., a na całej Wileńszczyźnie – 0,3 proc. (Ferdynand Ruszczyc, „Pamiętniki”), nie stanowił żadnego argumentu. A raczej – stanowił, ale negatywny: zgodnie z propagandą smetonowskiej Litwy, tak nikła liczba Litwinów na Wileńszczyźnie stanowiła dowód na to, jak szkodliwa dla utrzymania tożsamości narodowej była unia z Polską.
Okres radziecki wszystkie te pretensje zamroził i w 1991 roku, po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, bardzo często słyszałam od zaprzyjaźnionych Litwinów słowa krytyki i żalu pod adresem samej Polski, Władysława Jagiełły, Józefa Piłsudskiego. Dla osób mojego pokolenia, czyli ludzi dobrze po czterdziestce (o starszych nie wspominając), wszystkie te sprawy były jeszcze ważne.
Jak jest teraz? Cytowana na początku wypowiedź dwudziestoparoletniego litewskiego polityka świadczy o tym, że Warszawa zaczyna powoli mieć do czynienia w stosunkach z Wilnem z nową sytuacją.
Po prostu jesteśmy sąsiadami
W jednym z wileńskich liceów zrobiono na użytek tego tekstu specjalną ankietę. Kilkudziesięciu uczniów starszych klas zostało poproszonych o przedstawienie swojej wizji litewskiej polityki zagranicznej, miejsca w Unii Europejskiej i relacji z Polską – tych ostatnich także w kontekście historycznym. Rezultaty były w pewnym sensie zaskakujące, przynajmniej dla dyrektora szkoły. Okazało się, że zdecydowana większość badanej młodzieży (odsetek liczniejszy niż w Polsce) o polityce raczej nie myśli, a jeżeli już myśli, to w aspekcie własnego interesu. Nastolatkowie w przeważającej części odpowiadali jak siedemnastoletni Mindaugas: „Dla młodych Litwinów najważniejsze jest to, że można łatwo wyjechać za granicę w poszukiwaniu lepszego życia. Inne aspekty polityki są dla nas nieistotne, a stosunki polsko-litewskie? Cóż, po prostu jesteśmy sąsiadami”.
Pozytywną niespodzianką dla dyrektora szkoły (a i dla mnie) okazał się przychylny stosunek do Polski i wspólnej kilkusetletniej historii ze strony tej mniejszości uczniów, która zadeklarowała zainteresowanie polityką. Starszy kolega Mindaugasa, maturzysta Rapołas, napisał: „Cieszymy się z naszego uczestnictwa w UE, cieszymy się z tego, że stosunki z Polską są przyjacielskie i ciepłe, że interesy obu państw są zbieżne. Chcemy ścisłej współpracy, bo tylko wtedy głos naszego regionu w UE będzie naprawdę słyszany”. Renata (18 lat): „Okres wspólnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów oceniam bardzo pozytywnie, uważam, że wspólna historia przyniosła duży pożytek, warto stąd wyciągnąć wnioski dla dalszej współpracy”…
Vidmantas (18 lat): „Kontakty z Polską bardzo się polepszyły, nie są takie jak w okresie międzywojennym, gdy miał miejsce konflikt o Wilno. Obecnie Litwini i Polacy świetnie się dogadują. Mieszkańcy obu państw czują się przyjaciółmi i sprzymierzeńcami. Prezydenci Adamkus i Kwaśniewski wspólnie pomagali Ukrainie w czasie pomarańczowej rewolucji. Mam nadzieję, że ciepłe stosunki między prezydentami utrzymają się także za kadencji Lecha Kaczyńskiego”.
W 1991 roku, po odzyskaniu przez Litwę niepodległości, bardzo często słyszałam od zaprzyjaźnionych Litwinów słowa krytyki i żalu pod adresem samej Polski, Jagiełły, Piłsudskiego
Oczywiście, czytając mile brzmiące wypowiedzi należy pamiętać, że to zaledwie kilka głosów w dwudziestoparoosobowej grupie. Z drugiej strony, wśród pytanych maturzystów nie znalazł się ani jeden, który by nie doceniał wagi członkostwa w Unii Europejskiej czy miał krytyczny stosunek do Polski. O tym, iż taka jest w tej chwili ogólna tendencja, mówi także znany litewski publicysta, czterdziestoletni Audrius Baciulis. Jego zdaniem, ponad 40 proc. młodych Litwinów ma zamiar przynajmniej rok spędzić na Zachodzie, aby nabrać doświadczenia i zarobić. Polityka zagraniczna co prawda ich nie interesuje, dobrze jednak zdają sobie sprawę z korzyści, jakie sami osobiście mogą z udziału w UE wyciągnąć.
Reprezentatywny wydaje się także deklarowany przez litewskich maturzystów stosunek do Polski. Jak dowodzą socjologiczne sondaże, Polacy zajmują drugie, a w niektórych miejscach (np. Kłajpedzie) nawet pierwsze miejsce, jeżeli idzie o najbardziej sympatyczne Litwinom narody. Tyle że powodem tego raczej nie jest wspólna historia.
Praktycznie wszyscy moi litewscy rozmówcy są zgodni: przełomem we wzajemnych stosunkach stał się początek nowego wieku, a ściślej – pomoc, jakiej starającej się o wejście do NATO Litwie udzieliła III RP. To wsparcie i późniejsza współpraca w ramach UE, a do pewnego stopnia także zagrożenie ze strony Rosji, przełamały wreszcie stereotyp Polaka-przeciwnika, starającego się odebrać Litwinom Wilno i tożsamość.
Pierwsza w sposób zauważalny zareagowała prasa. Na łamach najpoczytniejszych gazet zaczęły pojawiać się artykuły chwalące Warszawę i jej politykę. Według Audriusa Baciulisa, była to już jednak tylko prosta konsekwencja zmian, jakie wcześniej zaszły w litewskim MSZ. Rozpoczynający karierę młodzi urzędnicy, dla których Związek Radziecki jest często słabo pamiętaną lub w ogóle znaną tylko z opowiadań historią, od początku doceniali wagę stosunków z Polską. W efekcie wszystko wskazuje na to, że w tej chwili kontakty środkowoeuropejskie stały się dla litewskiej dyplomacji zdecydowanie ważniejsze niż bardzo lansowana jeszcze dziesięć-jedenaście lat temu idea współpracy nordyckiej. Sama pamiętam moją ówczesną rozmowę z dyrektorem departamentu Europy Środkowej MSZ, który usilnie mnie przekonywał, że droga Litwy do struktur Zachodu prowadzi przez Skandynawię. Pomocni Wilnu mieli być także Niemcy, z którymi – jak podkreślał dyrektor – Litwę łączyły tradycyjnie dobre stosunki. Teraz, zdaniem cytowanego już Audriusa Baciulisa, prym wiedzie współpraca z Polską.
Kto bohater, a kto zdrajca
Tendencję tę może jeszcze pogłębić zmieniający się stosunek do wspólnej historii. A tu nastąpił przełom chyba jeszcze bardziej spektakularny niż w polityce. Nowa szkoła litewskich naukowców, na której czele stoi czterdziestokilkulatek Alfredas Bumblauskas, doceniła wspólny dorobek Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To Bumblauskas – nie tylko uczony, ale także zdolny gawędziarz, autor popularnych historycznych komentarzy w litewskiej telewizji – zaczął lansować tezę, że jednym z największych litewskich bohaterów jest traktowany przez lata jak zdrajca Władysław Jagiełło, zdrajcą natomiast był dotychczasowy bohater narodowy Janusz Radziwiłł. Co więcej, kilka miesięcy temu grupa historyków pod wodzą Bumblauskasa stanęła w obronie Józefa Piłsudskiego. Jak podkreślono w specjalnym artykule, autorowi cudu nad Wisłą i zwycięzcy Armii Czerwonej ocalenie zawdzięcza także młode państwo litewskie.
O tym, że podobne tezy znajdują coraz szerszy oddźwięk, może świadczyć niedawne wystąpienie byłego ministra kultury, a obecnie dyrektora Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego Dariusa Kuolisa. Podczas konferencji dla nauczycieli, poświęconej treściom nauczania przedmiotów humanistycznych, Kuolis skrytykował stereotypy przedstawiane – jego zdaniem – w litewskich podręcznikach szkolnych. Wśród tych stereotypów wymienił pogardę dla – jak się wyraził – „okresu największej wolności”, jakim było dla Wielkiego Księstwa Litewskiego istnienie w ramach Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Historyczne sentymenty to rzecz dobra, pod warunkiem, że stanowią podstawę solidnej, pragmatycznej współpracy
Wszystko to brzmi dla Polaków bardzo miło. Jak jednak wspomniałam, dla obecnych stosunków z Litwą sprawy historyczne mają drugorzędne znaczenie. Mogą stanowić dobrą podstawę współpracy, pomagać we wzajemnych kontaktach. Liczą się jednak sprawy bieżące, czyli w największym skrócie – cytowane na początku „dobre drogi”.
Młodzi Litwini, w tym także zaczynający działalność politycy i dyplomaci, doceniają wagę wspólnego działania w ramach Unii Europejskiej. Skuteczna interwencja na Ukrainie czy trwające od kilku lat polsko-litewskie starania o wsparcie demokratycznych ruchów na Białorusi są dla nich istotne. Ważniejsze są jednak bardziej konkretne dwustronne przedsięwzięcia – ciągle ślimacząca się ze strony polskiej budowa tras łączących kraje bałtyckie z Europą Zachodnią: autostrady Via Baltica i linii kolejowej Baltic Rail, czy powstanie polsko-litewskiego mostu energetycznego. Jednym słowem, historyczne sentymenty to rzecz dobra, pod warunkiem, że stanowią podstawę solidnej, pragmatycznej współpracy. Jak się wydaje, właśnie tego oczekują po polskich sąsiadach młodzi Litwini, wolni od historycznych urazów, ale i sentymentów.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 2/2006.