Przywykłem do tyranii Dariusza Szpakowskiego, urządziłem się w niej… Ale dzisiaj to już nie tyrania, to nostalgiczny fin de siècle.
Andrzej Saramonowicz posunął się dzisiaj do takiej analogii: „Od dyktatury Aleksandra Łukaszenki dłużej trwa w Europie jedynie tyrania Dariusza Szpakowskiego”.
Andrzeju, tyrania Szpakowskiego to już fin de siècle, wyczuwa się koniec pewnej ery, pesymistyczną wizję schyłku, dekadenckie tendencje, jest w tej tyranii spora dawka liberalizmu, wolności, dezynwoltury i swoistego uroku. Próbował go kiedyś obalić nieudolny przywódca ludu Janusz Basałaj, ale kontrrewolucja była szybka i skuteczna. Po Basałaju ani śladu, a on jest. Przywykłem do jego tyranii, urządziłem się w niej… Ale dzisiaj to już nie tyrania, to nostalgiczny koniec wieku.
Tytuł tyrana próbuje przejąć Jacek Laskowski, widać wyraźnie, że wysuwa się na czoło dyktatury. Ma w sobie coś z Dantona, czyli zaczynał kiedyś nieźle, a nawet całkiem dobrze, był lubiany przez lud, dawał nadzieję na liberalizację, na komentarz „z ludzką twarzą”, ale z wiekiem zaczyna okazywać jakieś instynkty obronne, przejawiające w dzikich wrzaskach wydawanych ze swojego wnętrza, które odkrywają inną twarz tego kiedyś – wydawałoby się – demokraty. Rozumiem to, bo nowe pokolenie rewolucjonistów tuż tuż.
Laskowski zapewne czuje oddech Robespierre’a – Macieja Iwańskiego, erudyty o szerokich horyzontach, czytającego Arystotelesa i wywiady z żonami piłkarzy. Widać jak ten młody, ambitny człowiek pręży muskuły, jak przygotowuje się do skoku. Popełnił jednak jeden błąd, na kilka dni przed rosyjskim mundialem w czasie sparingu Polska-Litwa na Narodowym. Widząc na trybunach Pana Premiera, powiedział, że nasza wspaniała reprezentacja przyciąga to, co najlepsze w ojczyźnie. Nie przewidział tego, co się wydarzy w Rosji. Nadgorliwość? Tak, ale on sobie z tym poradzi, nie na długo co prawda, bo nadgorliwych się pamięta – ostrze gilotyny, którą uruchomili zawsze spada także na nich.
Wszystko to trwać będzie do momentu, aż pojawi się jakiś Napoleon. Kto będzie tym Bonapartem?
Gdzieś z boku czają się Szymon Borczuch i Sławomir Kwiatkowski, na razie tylko adiutanci, który z nich będzie Tallienem, a który Barrasem? Tylko biedny Jacek Jońca, stara się jak może, a że za dużo nie może, nie przeskoczy siebie, dlatego przetrwa wszystkich.
Ciekawe, jak długo wytrzyma Tomasz Jasina, reakcyjny, ale mięciutki rojalista, bez kręgosłupa rewolucjonisty i tyrana, jedyny, który stara się nie męczyć narodu? Jego frakcja jest nieduża, tylko Hubert Bugaj do niej należy. Czy ci dwaj przetrwają?
Wszystko to trwać będzie do momentu, aż pojawi się jakiś Napoleon. Kto będzie tym Bonapartem? Myślę, że może nim zostać któryś z „ryserczerów”, przygotowujących dla „tyranów” zestawy danych, faktów, liczb, ciekawostek, przeglądy prasy. Odczytywanie tego wszystkiego zajmuje mniej więcej połowę meczu, widza to nic nie obchodzi, ale – wiadomo – tyran wie lepiej; jedna czwarta meczu, albo nawet trochę więcej, to rozkoszne rozmówki z partnerem tyrana, czyli byłym piłkarzem, ostatnia jedna czwarta z dziewięćdziesięciu minut (a może nawet trochę mniej niż jedna czwarta) pozostaje na komentowanie meczu. Nazwijmy to umownie – komentowaniem.
Jakiś „ryserczer” powie w końcu: Dość!!! I to będzie Bonaparte.
Święte słowa.